– Opowiedz, jak to było? – podniecenie bitewne już we mnie opadło, nie płakałem, więc dość spokojnie opowiedziałem przebieg bójki. – Rad jestem, że się przynajmniej nie mażesz, chociaż jak widzę porządnie dostałeś. Jesteś chłopcem i powinieneś się bić, ale na przyszłość postaraj się żeby to nie twój nos był rozbity.

Na tym sprawa nie skończyła się, bo łagodna w gruncie rzeczy reprymenda ojca nurtowała mój chłopięcy umysł i podnieciła ambicję. Postanowiłem nie darować tamtego napadu i rozprawić się z jego sprawcami. […] Nareszcie udało mi się przyłapać jednego z nich. Okazałem się silniejszym i zręczniejszym od niego i sprawiłem mu porządne lanie, o czym nie omieszkałem pochwalić się przed ojcem. Po jego uśmiechu i mruknięciu pod wąsami zrozumiałem , że jest ze mnie zadowolony, a następnego ranka powiedział matce iż zabiera mnie do miasta i po półgodzinnym marszu znaleźliśmy się niespodziewanie dla mnie u fryzjera, który obsługiwał nasz dom.

Nic jeszcze wtedy nie wiedziałem o starodawnym uroczystym obrzędzie postrzyżyn, po którym chłopca przenoszono z babińca do męskiej części dworzyszcza. Moje postrzyżyny odbyły się bardzo zwyczajnie i bardzo szybko. Widziałem w lustrze, jak pod maszynką fryzjera spadają na podłogę moje blond loki i po chwili spoglądałem ze zdumieniem na twarz jakiegoś innego, nie podobnego do mnie chłopca.

Matka na mój widok zrobiła ojcu awanturę, a ja bardzo szybko zauważyłem, że w moim życiu zaistniała zasadnicza zmiana. Ojciec zaczął mi poświęcać coraz więcej uwagi i czasu. Brał mnie na dalekie spacery, prowadził na koszarowy plac ćwiczeń, na którym stały gimnastyczne przyrządy i uczył mnie gimnastyki oraz, co najbardziej lubiłem, kazał mi jeździć na jego wierzchowcu, osiodłanym kozackim siodłem.

Ze wspomnień gen. dyw. Zygmunta Bohusz-Szyszko (ur. 19 I 1893 r.), rok 1981, Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie,  kol. 221/23.