Żeby być ścisłym należy mówić o powodach do spraw honorowych, których pojedynki były tylko jednym z najbardziej ekstremalnych zwieńczeń. Służyły one obronie dobrego imienia i honoru gentlemana, przez co były de facto narzędziem do potwierdzania prawa do przynależenia do grona honorowych, czyli elity społecznej.

Zatem powodem do sprawy honorowej, a może i do pojedynku były wszystkie sytuacje, które podważały prawo do nazywania się gentlemanem. Na przykład podważenie czyjegoś „dobrego” pochodzenia. Obrazą było również nie podanie komuś dłoni – uścisk rąk symbolizuje równość, a nie podje się ręki komuś niższej pozycji. Dotkliwą obrazą było nazwanie kogoś tchórzem – gentlemani przecież zawsze porównywali się do rycerstwa średniowiecznego i  za punkt honoru uznawali wykazanie się na polu walki (choćby w pojedynku). Także nazwanie kogoś niehonorowym świadczyło o traktowaniu go jako kogoś gorszego.

Wszystkie powyższe powody dotykają dobrego imienia człowieka honoru, ale przede wszystkim podważają jego prawo zaliczania się do elit.

Inną kategorią obraz były zdrady małżeńskie – oczywiście obrażali się uczestniczący w niej mężczyźni – kobiety stały tu na uboczu. A jeszcze inną występowanie w obronie honoru munduru. Wszystkich oficerów obowiązywał nakaz obrony dobrego imienia pułku, czy armii w ogóle, w każdej sytuacji gdy wydało im się zagrożone – w takich wypadkach dochodziło nawet do zabójstw na miejscu (ale o tym napiszę kiedy indziej).

Niemniej, żeby doszło do pojedynku, sekundanci, ewentualnie sąd honorowy, musieli dojść do wniosku, że żadne przeprosiny nie wchodzą w grę, a jedynym sposobem na rozwiązanie konfliktu jest zadośćuczynienie z bronią w ręku – pojedynek. Nie zawsze do niego dochodziło, choć często nawet nie zastanawiano się nad innymi rozwiązaniami jak walka. Dlatego teoretycznie można powiedzieć w jakich sytuacjach dochodziło do pojedynków, a w jakich nie, ale każda sprawa mogła się potoczyć niespodziewanie swoim torem. Zależało to wyłącznie od uczestników.