Rolę licznych zasad spożywania posiłków, świetnie ilustruje artykuł z „Nowego Kurjera”, odgrzebany przez autora bloga Z archiwum dawnej prasy, o „hrabiance”, która niechcący wyjawiła swój sekret nieodpowiednio jedząc szczupaka.
Co prawda historia trąci „Faktem”, ale nie jest tu istotne czy zdarzenie miało dokładnie taki przebieg jak opisany. Chodzi raczej o zasadę, czy bardziej przekonanie, że wykwintne jedzenie to domena jedynie wykwintnych ludzi. Taka świadomość uspokajała elity, że nikt niepowołany niepostrzeżenie nie wślizgnie się do ich grona. I odwrotnie, każdy kto nie należał do wyższej klasy miał sobie myśleć: „ci to pewnie Bóg wie jak jedzą! ja tam wolę proste żarcie”. (To tak grubo generalizując, ale wydaje mi się, że do dziś funkcjonuje stereotyp wyszukanego bankietu zupełnie innego od, nawet uroczystej, kolacji u babci.)
We wspomnianej historii mamy dwójkę bohaterów. Oboje udają „wykwintnych”. Pan Teofil jest kelnerem, po dwunastej w nocy udającym Pana, wykorzystując swoją wiedzę z restauracji na temat odpowiedniego jedzenia. Rekompensuje sobie trudy pracy jako „pachołek” kolacjami do rana w dobrym towarzystwie. Pani Wiera jest „hrabianką rosyjską”, ale tylko z ubioru, która również stara się korzystać z życia na koszt doraźnych fundatorów. Pan Teofil, myśląc że będzie miał pierwszorzędne towarzystwo, zabrał panią Wierę na kolację.
Po zamówieniu posiłku w restauracji „Pod Matrosem”, zaczęli od wódeczki – trochę zbyt szybko jak na „hrabiankę”. Zachowywała się jednak coraz dziwniej. Jak już włożyła sobie na talerz połowę dwukilowego szczupaka po żydowsku skandal wisiał na włosku. Czarę goryczy przelało użycie noża do ryby. Pan Teofil jako kelner nie mógł znieść takiego zachowania i pozwolił swojemu „gburostwu” uwolnić się. Zażądał od niej dokumentów i jak się okazało, że jest Polką kazał zapłacić połowę rachunku, bo tylko hrabiance chciał fundować. Co ciekawe, wspólne płacenie „po równo” nazwał płaceniem „po niemiecku”.
Historia skończyła się niestety pobiciem „hrabianki” i aresztem dla pana Teofila. Najprawdopodobniej jednak nie jest to historia prawdziwa, ale pełni wiele pożytecznych (z punktu widzenia elit) funkcji: odstrasza od podszywania się pod ludzi „dobrze wychowanych”, pokazuje, że kulturalne spożywanie posiłków posiada swój kod zrozumiały (prawie) wyłącznie dla elit, pokazuje również, że nie tylko strój i maniery ujawniają kim się jest, ale też język jakiego się używa (do sprawdzenia tego polecam przeczytanie wspomnianego artykułu i zwrócenie uwagi na słowa kelnera), no i w końcu bawi.
Na koniec dowcip z epoki:
Świetna analiza ! Cieszę się, że te stare artykuły żyją teraz drugim życiem 🙂 Są rzeczywiście wspaniałym źródłem informacji o przeszłości. Poza tym autorzy niektórych z nich potrafią rozśmieszyć nawet dzisiaj.
Na wstępie mojego pierwszego komentarza Panie Łukaszu chciałbym wyrazić wielki podziw za szatę graficzną, gustowność i wyczucie dobierania tematów na Pana stronie. Jestem pod ogromnym wrażeniem przstępności i jakości wiedzy jaką można tutaj zdobyć. Z przyjemnością pogłębiam tutaj swoją wiedzę i utrwalam to co już wiem. Powyższy artykuł bezsprzecznie wniósł coś nowego w stan mojej wiedzy, aczkolwiek jestem zainteresowany zasadami zachowania się przy stole w ujęciu bardziej szczegółowym. Jeżeli taki artykuł był już publikowany – proszę mi wybaczyć – jestem tu nowy. Jeżeli nie był, będę ogromnie wdzięczny za publikację takiego w przyszłosci lub podanie materiałów, które Pana zdaniem mogą… Czytaj więcej »
Dziękuję, a temat zapiszę sobie w notesie i pewnie kiedyś do niego wrócę.
Opowiastka jest oczywiście wzięta z felietonu Wiecha, czyż nie? I dobrze, że została przypomniana. Pozdrawiam.
Nie, z jednego z międzywojennych podręczników dobrych manier.