Prawdziwy rycerz powinien poświęcić się rycerskiemu powołaniu i spędzić swoje życie w stanie kawalerskim, ofiarując wszystkie swe siły walce ze złem. Pamiętali o tym również oficerowie polscy, kiedy po odzyskaniu niepodległości toczyła się debata czy małżeństwo jest dla nich dobrym wyborem. W toku tej dyskusji, na łamach „Polski Zbrojnej” ukazało się pięćdziesiąt listów od zainteresowanych: oficerów kawalerów, żonatych i ich żon. Z tych wspaniałych źródeł chciałbym przytoczyć kilka subiektywnych opinii zwolenników „świętego stanu kawalerskiego”.

Większość zabierających głos narzekała na finanse. Oficerowie bowiem w pierwszych latach wolnej Polski otrzymywali gaże, które ledwo starczały im na godziwe życie, nie mówiąc już o utrzymaniu rodziny. Dręczyły ich też poważne problemy mieszkaniowe. Nie dość, że wojskowemu nie starczało na nianię dla dziecka, to często nie mógł nawet marzyć o pokoju, w którym mógłby po pracy odpocząć bez słuchania płaczu dziecka czy rozmów teściowej. Mężczyzna podpisujący się A-m tłumaczył, że oficerowie, którzy przeżyli wojnę, często potrzebowali odcięcia się od całego świata, lecz był to luksus, na który nie mogli sobie pozwolić. Pisze dalej: „najlepiej się wżenić bodaj w 3-pokojowe mieszkanie. Wtedy małżeństwo będzie jeszcze instytucją owszem owszem”.

Porucznik Sobieski, który na wstępie cytuje „z głowy” (bo chyba nie ze źródła) jakąś Ewangelię: „Kto żeni się, dobrze czyni, kto nie żeni się czyni lepiej”, przekonywał natomiast, że „oficerowi żona jest kulą u nogi!”. Potwierdzał, że małżeństwo oferuje też szczęśliwe okresy, ale jak dodaje: „czem grożą owe chwile i miesiące miodne? Czyż nie latami jarzma małżeńskiego?”. Według niego oficer żonaty, albo krzywdzi własnych żołnierzy goniąc ich do szybszej pracy by wrócić na czas do domu, albo krzywdzi żonę zostając po godzinach w garnizonie.

Do stanu rycerskiego najbliżej było chyba Jerzemu Marynowskiemu, który widział ile nieszczęścia powoduje zła sytuacja finansowa oficerów, którzy albo zawierają związki małżeńskie dla pieniędzy, albo narażają swoje żony na biedę. Zdecydowanie odrzucał on jednak celibat. Jeśli więc brakuje oszczędności na zapewnienie odpowiedniego bytu swej wybrance, proponuje porzucenie swej miłości, jako jedyne rozsądne rozwiązanie. Nawołuje: „odrzućmy cytry i gitary trubadurów, odrzućmy płomienne erotyki, a na wypieszczone muzyką młodości ręce wdziejmy rycerskie rękawice i dobądźmy stalowego miecza!” Jeśli kochała, zrozumie. Według niego mężczyźnie nie przystoją bowiem serenady, „musi być męskim i mężnym; a nade wszystko musi być rozsądnym!”.

Oczywiście nie wszyscy byli tak wielkimi przeciwnikami małżeństwa. Zdarzały się głosy wręcz odwrotne, zwłaszcza te nadsyłane przez żony oficerów. Ich argumenty przytoczę w następnym wpisie.

Źródło: Plebiscyt o małżeństwach, „Polska Zbrojna” 1926, nr 23, 49, 58.