Niemcy to naród z silną tradycją pojedynkową. Na zachód od Odry bardzo długo pojedynki były dostępne wyłącznie dla najwyższych elit społeczeństwa. Arystokracja, która studiowała na niemieckich uniwersytetach, siłą rzeczy propagowała tam agresywne, nieco uproszczone, rozumienie honoru. Studenci, którzy wyróżniali się na tle społeczeństwa wykształceniem, zapragnęli wywalczyć sobie prawo do stawania na równi z oficerami i możnymi.
Początkowo wojskowi odmawiali studentom prawa do toczenia z nimi pojedynków. W połowie XIX wieku uznali jednak ich honor, ale tylko tych, którzy przynależeli do korporacji studenckich, tzw. „fraterii” lub „konfraterii”. Uczestniczenie członków klas średnich w rytuale, zarezerwowanym do tej pory wyłącznie dla elit, był dla nich niewątpliwie źródłem prestiżu i drogą do emancypacji ze środowiska pracy. Dobrze bronić honoru mogli bowiem tylko ci, których nie zajmowało zarabianie na dom i rodzinę. Dlatego najczęściej pojedynkowali się właśnie studenci i oficerowie.
W środowiskach studenckich walki honorowe nabrały szybko takiej popularności, że nawet osoby do nich nie należące pojedynkowały się ze strachu przed zarzutem tchórzostwa. Wielkim szacunkiem otaczano osoby, które nosiły blizny na twarzy – wyrazisty znak odwagi. Zaczęto prowokować walki, które stały się bardziej narzędziem inicjacji niż sposobem na obronę własnego honoru. Można powiedzieć, że honor wśród studentów wypływał z tych pojedynków. Ci, którzy walczyli aż do omdlenia z powodu ran, byli uważani za wyjątkowo walecznych i męskich.
Studenci posługiwali się jednak innym pojęciem honoru, niż na przykład oficerowie. Nie bronili honoru grupy społecznej, lecz swojego bractwa, bo ich pochodzenie nie dawało im lepszego oparcia. W końcu walczyli nawet między sobą, jedynie by udowodnić swoją odwagę. Szczególna rola honoru i pojedynków oraz ich związek z konstruowaniem męskości przyciągała z łatwością młodych mężczyzn, nie tylko studentów, oferując im przejście do „krainy dojrzałości i szacunku”.
Ta moda studencka przeszła, na początku XX wieku, również na tereny polskie. Korporacje miały dość silny wpływ na codzienność na uniwersytetach i dawały o sobie znać w życiu miast. Ich tradycje pozwoliły im przetrwać w Niemczech, gdzie wciąż praktykuje się menzury, współczesną wersję pojedynków. W Polsce zniknęły na okres PRL-u, ale w ostatnich latach zaczęły się odradzać na większości uniwersytetów.
Zainteresowanych tematem, odsyłam do licznych prac Ute Frevert, w większości po angielsku.
Jeżeli mogę wprowadzić uwagę – z mojej wiedzy wynika, że za niehonorowe były uważane pojedynki do upadłego, do pierwszej, drugiej krwi, etc. Pojedynek toczył się do utraty zdolności pojedynkowej (lub innych spełnionych warunków – 7 wymian, pojedynek na pistolety z jednym strzałem, etc.). Utratę zdolności pojedynkowej orzekał lekarz strony rannej. A studenci polscy pojedynkowali się z niemcami już w wieku XIX – na takich uczelniach jak Uniwersytet Dorpacki czy Politechnika Ryska. Studenci bronili honoru osobistego i honoru swojej korporacji. Zatargi osobiste między studentami były rozsądzane na sądach honorowych tak samo jak zatargi między zbiorowościami, czyli korporacjami. (Używam nazwy dość potocznej,… Czytaj więcej »
Witam, Po pierwsze, mosze powidziec ze nie jestem polakiem, wiec z gory przepraszam za bledy. Po drugie, bardzo mi sie podoba panski blog. Na temat pojedynkow studenckich, czytalem nieraz bardzo ciekawa historie w biografi Fredricha Nietzschego (wybitny niemiecki filosof 1845-1900). Podobno nosil te slawny duze wasy po walczyl na pojedynku z jednym z jego przyjaciol. Ale nie o jakas obraze czy dame, tylko po prostu zeby wyczuc (jak sam powiedzial) „romantyczna i rzymska” walke o honor – czyli bez zadnego powaznego powodu. Pojedynek, przyprowadzony floretem, mial sie zakonczyc pierwsza krwia. Niestety dla mlodego Fredricha, to on zostal zraniony pierwszy, i… Czytaj więcej »
Ciekawa historia. Nie znałem jej. Dzięki!