Jest to świat zły. Wysoko bucha nad nim płomień nienawiści i gwałtu. Bezprawie jest potężne, szatan okrywa swymi czarnymi skrzydłami posępną ziemię. Ludzkość oczekuje rychłego końca wszystkich rzeczy. Ale ludzie nie nawracają się; na próżno walczy o to Kościół, na próżno rozbrzmiewają skargi i napomnienia kaznodziejów i poetów.
Tymi słowami Johan Huizinga opisywał w Jesieni średniowiecza tło, na którym kwitła kultura rycerska. Oceniał on ten świat dużo ostrzej niż dżentelmeni przełomu XIX i XX wieku, szukający w kulturze rycerskiej źródeł swoich obyczajów i wyznawanych nakazów moralnych.
Rycerze przede wszystkim mieli być niebywale szlachetni, broniący dobra, miłujący, honorowi, bezinteresowni itd… Panujące wciąż znaczenie określenia „rycerski” powie nam wszystko. A jednak przenikliwy historyk Huizinga stwierdza, że kultura rycerska zamiast ideałem etycznym była bardziej ideałem estetycznym. W środku raczej pustym, gdyż jej najważniejsze elementy wyrażane były na zewnątrz. Nie tylko poprzez wygląd (lśniąca zbroja, biały koń, długie włosy, muskulatura – rycerskie dbanie o własne ciało było w średniowieczu ewenementem), ale też demonstracyjne zachowania. Huizinga podsumowuje: „Jądrem ideału rycerskiego była przecież duma podniesiona na szczebel piękna”.
Nic dziwnego jednak, że to nie wersja tego historyka funkcjonuje w kulturze. Dziejopisarze średniowieczni woleli interpretować nawet przyczyny wybuchu wojen jako formę spełnienia rycerskich powinności, czy dbanie o własną cześć i chwałę. Liczne biografie sławnych rycerzy dokładały swoich pięć groszy. Idealnymi wojownikami byli między innymi: Gilles de Trazegnies, Boucicaut, Jean de Bueil, Jacques de Lalaing.
Abyście mogli się pogrążyć w atmosferze rycerskiej wzniosłości i odrealnionego spojrzenia na rzeczywistość, cytuję za Huizingą fragment późnośredniowiecznej powieści Jean’a V de Bueil Le Jouvencel:
Wojna jest rzeczą radosną… W czasie wojny rodzi się wzajemna miłość. Kiedy własną sprawę uważa się za dobrą i kiedy widzi się, jak własna krew [dom, rodacy] wspaniale walczy, łzy cisną się do oczu. Szczere i pobożne serca napełniają się słodyczą, gdy widzi się swego przyjaciela, który tak dzielnie naraża własne ciało, aby dotrzymać i wypełnić przykazania naszego Stwórcy. I chce się wtedy żyć z nim i umierać, i za sprawą miłości nie opuścić go nigdy. Stąd rodzi się takie uniesienie, że nikt, kto tego nie doświadczył nie mógłby powiedzieć, jak wielkie to jest dobro. Czy myślicie, że ktoś, kto tak postępuje, bałby się śmierci? W żadnym wypadku, bo jest tak pobudzony, tak uniesiony, że sam nie wie, gdzie się znajduje. Zaiste, nie zna on lęku przed niczym. [Le Jouvencel, II, s. 20.]
Niestety również w XX wieku podobne argumenty pojawiają się gdy idzie o zachęcenie mężczyzn do udziału w wojnie.
Co ciekawe, ideał rycerza nie stanowił dla mężczyzn wzoru niezmiennie od średniowiecza. Ideał ten ewoluował i silnie się zmienił w okresie renesansu. Dopiero romantycy w XIX wieku wygrzebali go spod pokładów kurzu i znów, w warstwie jedynie estetycznej, wykorzystali w swojej twórczości, pobudzając wyobraźnię młodych mężczyzn. Postawa „rycerska” (jej XIX-wieczne wyobrażenie) stała się w ten sposób jedną z głównych cech gentlemana.