Po napisaniu wtorkowego wpisu, myślałem trochę o kwestii stosunku rodziców, czy starszego pokolenia do młodych. Zwrócił moją uwagę argument, że nie powinni się zajmować sprawami dorosłych, a zostać jeszcze w swoim świecie dzieciństwa i niewinności, bo zła rzeczywistość jeszcze będzie miała czas, żeby na nich odcisnąć swe piętno. Żeby się na czymś oprzeć przytoczę konkretny fragment artykuły, na który powoływałem się w poprzednim wpisie:

[Starsi] uważają, że młodzież jest nad wiek trzeźwa, nazbyt  praktyczna, wyjałowiona z wszelkich ideałów, które w teorii powinny upiększać i uzupełniać każdą młodość. […] słowem – jest już zawczasu wyzbyta z wszelkich cech uczuciowości i bezinteresowności.

Zdaje się, że z taką opinią można było się spotkać, nie tylko w 1935 roku, ale i dziś. Jednak co ona oznacza?

Dorośli przekonują, że młodzież nie powinna interesować się seksem, pieniędzmi, używkami, polityką i w ogóle sprawami dorosłych. A chyba właśnie do tych rzeczy nie trzeba jej specjalnie zachęcać. Dorośli mówią: „cieszcie się dzieciństwem”, a młodzi wolą być jak dorośli. Czy to dziwne? Wcale nie, ponieważ tylko stanie się dorosłym pozwala uzyskać wyższy status, uznanie, szacunek itp. Młodzież nie dlatego próbuje papierosów, bo są fajne choć śmierdzą, ale dlatego, że w ten sposób są bardziej dorośli i zbliżają się do granicy emancypacji.

Podobnie było niegdyś z kobietami. Kiedy w Anglii XIX-wiecznej (i nie tylko tam) panowało przekonanie, że dom jest twierdzą i brudy świat nie ma doń wstępu, kobietę traktowało się jak anioła strzegącego szczęścia w tych progach. Mężczyzna jej mówił: „siedź w domu i ciesz się, że nie musisz tam wychodzić, bo świat pracy i polityki jest zły i męczący. Zazdroszczę ci, że możesz nie wychodzić”. Ale ona chciała wyjść właśnie dlatego, że to właśnie ta „zła” sfera życia miała wyższy status w społeczeństwie. Znów chodziło o emancypację, o walkę o zrównanie się w statusie.

Podobny mechanizm widzimy w traktowaniu chłopów, czy mieszkańców „dzikich” plemion. Mówi się im: „żyjcie w dziczy, jak kiedyś. Nie doprowadzajcie sobie prądu, nie włączajcie telewizji, bo to wszystko jest gorsze od jedności z naturą”…

Na pierwszy rzut oka, osoba która tak mówi afirmuje ten niższy stan. Dorosły afirmuje dzieciństwo, mężczyzna pracujący afirmuje opiekę nad domem, mieszkaniec miasta afirmuje życie w naturze. Teoretycznie więc wybieraliby to co niedoceniane, to co „gorsze”, choć tylko deklaratywnie, bo przecież nie zmieniają swego życia tylko innych. Stąd moje pytanie: czy to szczera afirmacja? Do pewnego stopnia tak! Bo czy rzeczywiście udajemy przed dziećmi, że dzieciństwo jest fajne, a tak na prawdę tylko skąpimy im możliwości zarobku? Tylko do jakiego stopnia? Zdaje się, że afirmacja może też być sposobem dominowania.

Rodzi się z tego ciekawy problem, bo tak jak zgodzimy się, że blokowanie rozwoju plemionom, czy blokowanie prawa do pracy i udziału w polityce kobietom jest czystym egoizmem, to obrona dzieci przed dorosłością już taka się nie wydaje. Ale cóż, nikt nie mówił, że będzie to czarno-białe i oczywiste.

Źródło: Nina Okuszko-Effenbergerowa, Psychika młodzieży, „Polska Zbrojna” nr 185, 1935.