Tematy mężczyzn i męskości nie były niestety na topie w pierwszej połowie XX wieku. O wiele łatwiej o teksty opisujące naturę kobiecą niż męską. Tym ciekawszą jest książka Mary Borden, amerykańskiej pisarki, córki chicagowskiego milionera, Technika małżeństwa z 1933 (wydanie polskie 1935), w której szeroko i ciekawie pisze o męskim charakterze.

Autorka przekonuje, że przeciętny/normalny mężczyzna niezwykle silnie przywiązuje się do własnych ubrań, „jakby stanowiły część jego organizmu. Odczuwa dla nich więcej sentymentu i tkliwości, aniżeli dla czegokolwiek bądź na świecie. Jesteście romantykami, gdy chodzi o ubranie. Im jest starsze tem namiętniej je lubicie, tem bardziej jesteście z niego dumni”. Przyznam, że zaskoczyło mnie powyższe zdanie niesamowicie, bo sam wpisuję się w ten opis, a przecież przez ostatnich sto lat przemysł odzieżowy i moda zmieniły się tak bardzo… No dobra, ale czy na pewno kobiety tak też nie miewają? I czy rzeczywiście dotyczy to większości mężczyzn?

Borden przezornie uczula żony, żeby tylko nie kpiły z tego zamiłowania do starych ubrań. Nie powinny wyrzucać mężom, że nie kochają ich choćby tak mocno jak te wynoszone spodnie, czy kurtkę. Roztropna żona zachwali natomiast wytrzymałość tych ubrań i będzie podziwiać linię męża, który wciąż się w nie mieści. Powinna w końcu cenić te przedmioty, otaczające małżonka, które czynią z niego to czego kobiety pragną.

Bez tych akcesoryj nie byłby tem, czem jest, ruchliwym, eleganckim, efektownym samcem, który wpada jak huragan do domu, wywijając laską, czasem dosiada konia, strzela do dzikich kaczek, łowi łososie, a cały pachnie tytoniem i wełną w dobrym gatunku…

Tytoń i dobra wełna, oto rzeczy dopełniające gentlemana w oczach amerykańskiej arystokratki. Kiedy ów samiec strzela do bażantów na polowaniu, wydaje się jej piękny i władczy. Odczuwa jego wyższość. Chce, żeby był dla niej panem, mężem i kochankiem. Niestety są momenty gdy on zupełnie niszczy własny obraz. Kiedy ubielony pianą stoi przed lustrem goląc się, przypomina jej cyrkowego clowna.

 Mąż mój naprzykład rozkoszuje się gorącą kąpielą. Nie chcę przyglądać się mu, bowiem gdy siedzi w wannie nie budzi najmniejszego szacunku. Wiem, że skoro przekroczy próg łazienki, zamienia się w dziecko. Jest wielkiem, kościstem, owłosionem dzieckiem.

Mogłoby się wydawać, że autorka tych słów pragnie być zdominowana przez mężczyznę, mieć w nim swojego pana. Jest to jednak, moim zdaniem, przewrotne pragnienie. Borden w pełni panuje nad swoim mężem i traktuje go z góry. Lubi w nim te jego ułomności, które wpycha we wzorzec mężczyzny silnego i panującego nad sytuacją. On dominuje wyłącznie w jej głowie, bo jak tylko staje się śmieszny, ona odwraca wzrok i świadomie cenzuruje jego obraz w ten sposób utrzymując wrażenie posiadania „prawdziwego mężczyzny” i własnej niezależności.

Mary Borden, Technika małżeństwa, Rój 1935.