Pewnie wielu z Was myśli sobie o sprawach honorowych i pojedynkach, że to tylko naiwne zabawy egzaltowanych elit społeczeństwa. Wierzyli w honor wywyższając siebie a przy okazji dyskryminując inne warstwy ludności. Bo cóż, że ktoś został uznany za niehonorowego? Cóż, że szanując życie ludzkie, odmówił udziału w pojedynku? Cóż, że ta „nadęta” grupa, elita, towarzysko przekreśliła taką osobę? Przecież pozostał przy swoich, może chrześcijańskich, a może czysto ludzkich, zasadach.
Ostracyzm towarzyski był jednak dość bolesnym ciosem w czasach, w których pochodzenie, urodzenie i znajomości miały tak wielkie znaczenie. Nie zapominajmy, że w dwudziestoleciu międzywojennym szlachta nie zeszła do podziemia i nadal starała się o odpowiednie dla siebie prerogatywy. Również konsekwencje niehonorowości dotykały rodzinę, której tradycje i dobre imię to świętość.
Oficerów, szczególnie „gentlemańskich” gentlemanów, wydalano z wojska za pohańbienie honoru swojego, a tym samym honoru jednostki wojskowej i całej armii. Tutaj konsekwencją jest nie tylko wykluczenie z „rodziny wojskowej”, przerwanie kontaktów towarzyskich, ale też przekreślenie wieloletniej kariery. Nie wspominając już o tym, że dla oficera łatka niehonorowego była wyjątkowo odrażająca.
Jest jednak jeszcze jedna ważna konsekwencja bycia niehonorowym. Przypomnę, że honor traciło się w wyniku skazania przez sąd honorowy, który rozpatrywał sprawy łamania ogólnie przyjętych zasad honoru. W przypadku oficerów, taki wyrok wędrował do prezydenta RP, jako zwierzchnika Sił Zbrojnych, który wyrok zatwierdzał i wydalał skazanego z armii, pozbawiając go przywilejów i stopnia wojskowego. Od tego momentu, podlegał on pod paragraf odbierający prawo do udziału w głosowaniu w wyborach do Sejmu i Senatu jako: „skazany wyrokiem sądowym, choćby nieprawomocnym, na utratę praw publicznych bądź na karę wydalenia z wojska lub z marynarki wojennej, albo z korpusu oficerskiego” (art. 3 ordynacji wyborczej, pkt. f) z 1935 roku).
Zatem jeśli oficer chciał spełniać swój demokratyczny obowiązek i wybierać swoich przedstawicieli do władz państwowych, musiał postępować zgodnie z kodeksem honorowym. W związku z tym mogło się zdarzyć, że w obronie swojego honoru musiał wziąć udział w pojedynku – zakazanym przez prawo karne oraz prawo wojskowe, ale wymaganym przez Oficerski Sąd Honorowy – żeby bronić nie tylko swojej kariery, ale też praw wyborczych!
Cieszmy się, że dziś nie mamy takich dylematów.
P.s. witam odwiedzających z wykop.pl 🙂
„Cieszmy się, że dziś nie mamy takich dylematów.”
Ja jednak nei ciesze się. Szkoda, że nie ma już honoru, że wręcz wyśmiewa się kogoś kto wspomni o honorze. Szkoda,m że nie ma ju zpojedynków – załatwiłoby to sporo spraw.
Pojedynki nigdy nic nie załatwiały – nie godziły zwaśnionych stron, nie wskazywały tego, który miał rację, nie oczyszczały z zarzutów. Pojedynki służyły tylko wykazaniu, że gra się według reguł elit i odpowiada się za swoje słowa własnym zdrowiem. Ale jak ktoś by zdefraudował pieniądze i na zarzut złodziejstwa wyzwałby na pojedynek i go stoczył, nikt by się go już nie czepiał. Żeby odzyskać pieniądze i tak trzeba by iść do sądu.
Idea honoru była niestety łatwa do naciągania do własnych celów, nie zawsze „honorowych”.