Zacznijmy anegdotką dotyczącą gen. Malczewskiego i jego zastępcy gen. Bielińskiego, po wysłuchaniu raportu szefa służb sanitarnych. Malczewski:

– Co to było… mam raport komendanta garnizonu, że jacyś oficerowie ze szpitala uczynili burdę w hotelu „Royal”?
– Ech, panie generale, to głupstwo, to oficerowie wenerycy dostali przepustkę i popili się…
– Jacy oficerowie wenerycy? – już podniesionym głosem zapytuje generał.
– Przecież pan generał wie, że w naszym szpitalu mamy oddział dla chorych wenerycznie – odpowiada pułkownik Szreders.
Tu następuje wybuch. Malczewski sinieje, blednie, trzęsie się, bije pięściami w stół i krzyczy:
– Wenerycy? Wenerycy? Oficerowie wenerycy? W armii polskiej? Wenerycy? Powyrzucam ich z wojska! Powyrzucam! Armia polska nie może mieć oficerów weneryków. Powyrzucam!
W histerycznym napadzie, stale krzycząc, wstaje od stołu i wybiega z sali konferencyjnej. […]
Po chwili generał Bieliński, były oficer huzarów rosyjskich (też stary kawaler, ale człowiek innego pokroju), odzywa się powoli do obecnych:
– Mam wrażenie, że pan generał niepotrzebnie się poirytował i uniósł… przecież spotkało ich nieszczęście… i raczej zasługują na współczucie…

Choroby weneryczne były rzeczywiście obecne w polskiej armii i większości wojskowych nie szokowała informacja o oficerach wenerykach. Choroby te stanowiły jednak nie lada problem i to w wielu aspektach. Jednym z nich były konieczne zwolnienia chorobowe żołnierzy, ale też koszty związane z ich leczeniem. Dla przykładu, w 1921 roku szacowano, że rocznie w samym okręgu lwowskim do szpitali trafia ok. 15 600 żołnierzy cierpiących na choroby weneryczne. Każdy leczył się ok. 30 dni. Dawało to łączny koszt ok. 5 mln Marek Polskich rocznie!

Nie trzeba wspominać już o tym, że wielu z nich, a zwłaszcza ci którzy ukrywali swe dolegliwości przed lekarzami, zarażali tysiące kobiet. Również dzieci mogły w ten sposób odziedziczyć na przykład kiłę. Jaką to było wizytówką wojska? Zwłaszcza jeśli nosicielem był oficer – to co wojsko miało przecież w sobie najlepszego.

Trudno się zatem dziwić, że ludzie od których tak wiele wymagano, którzy mieli reprezentować najwyższe wartości armii, nie mogli sobie niekiedy poradzić z tą chorobą. Znane są przypadki popełniania samobójstw przez oficerów właśnie z powodu chorób wenerycznych. W zestawieniach podających liczby zamachów na własne życie w wojsku, zazwyczaj jako jeden z głównych powodów podawane były właśnie te dolegliwości. W raportach pojawiały się motywacje samobójcze typu: „rozstrój nerwowy w związku z chorobą weneryczną i kłopotami rodzinnemi”, „rozterka wywołana chorobą weneryczną” czy „złe stosunki materialne i choroba weneryczna”. Trudno jednak mówić o dokładnych statystykach. Nie zawsze znano prawdziwe przyczyny decyzji o samobójstwie, a w dodatku nie wiemy jak często tajono takie zdarzenia w trosce o dobre imię zmarłego. Pojawiała się wówczas informacja o nieszczęśliwym wypadku przy czyszczeniu broni itp. Możemy tylko przypuszczać, jak ciężko było żyć honorowemu oficerowi ze świadomością bycia zarażonym kiłą czy rzeżączką.

Jednak oczywiście nie tylko polscy żołnierze cierpieli na choroby weneryczne. Poniżej zamieszczam amerykańską odezwę do żołnierzy USA, w ramach akcji prowadzonej pod kierunkiem YMCA. Warto przeczytać w całości. Autorzy odezwy przekonywali, że w uniknięciu chorób wenerycznych pomaga abstynencja, sport, unikanie wulgarnych rozmówi i podniecających książek. A wszystko po to by móc „trzymać wysoko sztandar godności i ideałów męskich”.

Źródła:
Marian Romeyko, „Przed i po maju”, Tom I, Warszawa 1976.
„Zagadnienia Rasy”, 1920 nr 6.
„Lekarz Wojskowy”, 1921 nr 32.
Centralne Archiwum Wojskowe w Rembertowie