Choć rozwój lotnictwa, w jego wczesnych latach, był skupiony wokół obronności kraju i przygotowania wojska do wojny w powietrzu, a młodych i odważnych lotników nazywano „skrzydlatymi rycerzami Polski”, to powietrzne wyczyny aeroplanów zaliczano do sportu i to bodaj najbardziej elitarnego z elitarnych.

Sport lotniczy w Polsce międzywojennej był jednym z najciekawszych wyzwań dla rządnego przygód i adrenaliny młodego pokolenia gentlemanów. Sława wciąż czekała na śmiałków, którzy pobiją rekordy, czy osiągną to czego innym się nie udało. Przy okazji też przynależność do jednego z aeroklubów dawała wielkie możliwości towarzyskie.

Nie trudno się jednak dziwić, że mężczyźni, którzy latali konstruowanymi przez siebie aeroplanami byli uważani za niezwykle dzielnych. Czyż latanie górnopłatem o konstrukcji drewnianej, krytej płótnem nie wymaga szczypty szaleństwa? Polskie warunki powojenne nie pozwalały niestety na korzystanie z wymyślnych narzędzi, specjalistycznych technik, czy zaawansowanych technologicznie materiałów. W montażowniach składano samoloty ze sklejki i listew ciętych piłami ręcznymi. Otwory wycinano scyzorykami i nożami szewskimi. Tylko części metalowe zamawiano w zakładach ślusarskich, ale i tak spawał je później osobiście konstruktor.

Polski samolot RWD-1 skonstruowany w 1928 r. Kolejne "erwudziaki" odnosiły międzynarodowe sukcesy.

Z czasem technologia się poprawiała i latanie na maszynach polskiej produkcji było coraz bezpieczniejsze, a społeczność lotników się rozszerzała. Ulubionym zajęciem „rycerzy przestworzy” były coraz liczniejsze zloty i zawody lotnicze. W wielu wypadkach to nie prestiż głównej nagrody przyciągał uczestników a możliwość spędzenia czasu w gronie współzapaleńców. Co ciekawe w ówczesnej Polsce można było lądować praktycznie wszędzie, dlatego przelot na taki zlot można było wygodnie połączyć z „międzylądowaniami” u rodziny, przyjaciół i znajomych. Pilot sadzał swoją maszynę na polu nieopodal celu, wzbudzając zawsze niemałą sensację, a po kawce i ewentualnym uzupełnieniu paliwa, mógł ruszać w dalszą drogę.

Mimo postępu w technice awarie samolotów wciąż się niestety zdarzały. Słabym punktem mogły się okazać skrzydła, które były odkręcane dla potrzeb transportu. Robiono wszystko, żeby się nie oderwały w czasie lotu, ale i tak takie wypadki dotykały pilotów. Awarie silników, zwłaszcza w czasie przelotów nad terenami pustynnymi czy oceanem, były innym poważnym zagrożeniem. Nie zawsze udawało się bezpiecznie wylądować.

Właśnie z powodu częstych remontów, czy w ogóle konieczności konstruowania lub zakupu nowego samolotu, sport lotniczy był niezwykle drogi. Na jego prywatne uprawianie stać było zatem bardzo wąską grupę zamożnych Polaków. Najlepszym sposobem na praktykowanie swojej lotniczej pasji okazywało się natomiast wojsko. Dlatego wśród znanych pilotów tak często zdarzają się nazwiska oficerów: por. Franciszek Żwirko, płk. Bolesław Orliński, płk. Jerzy Bajan itd. Ci i wielu innych pilotów osiągnęło bardzo dużo w czasie międzywojnia. Wielu z nich zasłynęło też w brawurowych bitwach powietrznych II wojny światowej.

Piwo Kobylepolskie specjalnie dla Lotników. Taka nisza. Ciekawe co w nim było?

Źródło: Maja i Jan Łozińscy, Sport lotniczy w przedwojennej Polsce, Warszawa 1994.