Własny samochód – świetny sposób podkreślania swojego wyjątkowego statusu społecznego. Umiejętność prowadzenia auta – przydatna w elitarnym sporcie, jakim były wyścigi automobilowe. Szoferka? Miejsce, którego szanujący się gentleman nigdy nie zajmował.
Pierwsze auta osobowe były budowane na kształt dawnych powozów. Zamieniano konie na silnik, drewniane koła na ogumione, a budę na bardziej wygodną i szczelną. Tylko podział miejsc długo pozostawał nie zmieniony. Zamożni pasażerowie siedzieli wygodnie w ciepłej kabinie, a szofer, niczym stangret na koźle, wystawiony był często na deszcz i śnieg.
Przed I wojną światową nie było dziwne, że auto posiadało przestrzeń dla jadących oddzieloną od miejsca szofera. W dzisiejszych limuzynach nadal istnieje taki podział. Miejsca dla pasażerów wyglądają bardziej na przedział w pociągu niż wnętrze auta. Kierowca znajduje się za spuszczaną, przyciemnianą szybką. Różnica polega na tym, że w okolicach 1914 dopiero zastanawiano się czy osłonięcie kierowcy przed warunkami atmosferycznymi to dobry pomysł. W końcu w powozach, a to przecież one inspirowały projektantów samochodów, nie było osłony dla woźnicy.
Francuskiego typu karoseria z odsłoniętym szoferem zwana „Berline” powoli zaczynała jednak budzić wątpliwości. Położenie kierowcy mogło wywoływać współczucie zwłaszcza podczas opadów deszczu i śniegu. Na szczęście w wozach przeznaczonych na dłuższe trasy stosowano już spuszczane budki dla szofera. Natomiast szyby chroniące przed wiatrem zdarzały się zdecydowanie rzadziej.
Powodem, dla którego rzadko wyposażano auta w szyby, mógł być też brak wycieraczek i utrudniona widoczność. Kluczowy pozostawał jednak fakt, że praca szofera nie pasowała do gentlemana, więc na zewnątrz siedział zawsze ktoś z niższej warstwy społecznej. A jemu wygód nie trzeba było zapewniać.
Niemniej gentlemani uczyli się jeździć automobilami, choćby po to by móc się pokazać na zawodach samochodowych, rajdach czy wyścigach. Prestiż tego sportu można by przyrównać prawie do lotnictwa. Z pewnością nie należał do tanich. Znanymi sportowcami automobilowymi byli często ludzie pochodzący najznamienitszych polskich rodzin. Na przykład bracia Raczyńscy, Czesław i Klemens.
Zwykłym, codziennym „powożeniem” auta zajmowali się natomiast wyszkoleni szoferzy. Musieli umieć poradzić sobie z każdym problemem jaki na złych polskich drogach czyhał na podróżnych. Dlatego sama umiejętność prowadzenia samochodu nie była najważniejsza. Znajomość wszystkich części i doświadczenie w naprawianiu awarii była na drodze niezbędne.
Lepsze czasy jednak nadchodziły wielkimi krokami. Na rynku zaczęły się pojawiać samochody dwuosobowe, używane zazwyczaj przez doktorów i kupców, w Niemczech zwane „Doktorwagen”. Szoferka coraz częściej i wygodniej była zabudowywana. Powoli zatrudnienie szofera przestawało być niezbędne do korzystania z własnego auta.
Źródło: Sztuka i samochód, „Lotnik i Automobilista” 1914 nr 2.