Gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski zalecał młodszym oficerom, by flirtowali jak najwięcej, a żenili się jak najrzadziej. Zawodowi wojskowi byli w czasach międzywojennych smakowitym kąskiem dla panien, więc o przyjemny flirt nie było trudno. Natomiast małżeństwo dla oficera było często związane z wizją ubóstwa, braku czasu i niezliczonych kłopotów.

Pomijając już kwestie problemów i dylematów związanych z pożyciem małżeńskim (których już pisałem tutaj i tutaj), jeszcze przed ślubem czekała na oficerów poważna przeszkoda do pokonania – Oficerskie Komisje Małżeńskie. Przed nimi należało przedstawić kandydatkę na żonę i liczyć, że zostanie ona uznana za godną „rodziny wojskowej”.

Oficerskie Komisje Małżeńskie powoływano w każdym pułku osobno, a składały się z tamtejszych oficerów. Ta instytucja istniała przez ponad 10 pierwszych lat odrodzonego Wojska Polskiego. Natomiast przez cały okres międzywojenny obowiązywały rygorystyczne przepisy dotyczące wyboru przez oficera odpowiedniej kandydatki na żonę. Nie wdając się w szczegóły chodziło o to by wojskowy osiągnął odpowiedni wiek (zazwyczaj 24 lata) i otrzymywał wraz z przyszłą małżonką odpowiednio wysokie dochody (warunek ten spełniali tylko starsi oficerowie, młodsi musieli więc znaleźć sobie narzeczone z bogatych i szczodrych domów). Kandydatka musiała natomiast posiadać zdaną maturę, odznaczać się wysokim poziomem umysłowym i ogładą towarzyską, a także mieć nieposzlakowaną opinię.

Wybranki oficerów przygotowywały się oczywiście to tego całego procesu zbierając opinie od szanowanych osób i instytucji, ale i tak nie mogły uniknąć osobnej oceny w garnizonie. Tam Komisja Małżeńska prowadziła własne „śledztwo” dowiadując się u innych oficerów o zdaniu czy plotkach na temat damy. Zwykle dawano pewien czas na poinformowanie Komisji o nieodpowiednim prowadzeniu się kandydatki. Następnie na podstawie wystawionej opinii dowódca podejmował decyzję, niekiedy po wspólnej z narzeczonymi kolacji.

Choć zazwyczaj opinie były pozytywne, zdarzały się też przeciwne wypadki i wtedy zaczynały się problemy. W końcu skoro oficer chciał się żenić, uważał swą kandydatkę za spełniającą wymogi. Odmowa więc mogła obrazić jego honor, co z kolei mogło prowadzić do spraw honorowych, pojedynków czy nawet samobójstw. Jak pisał jeden z wojskowych na łamach prasy w 1926 r. oficer, któremu dano odmowną decyzję tracił na swojej wartości:

„Odrzucony” godzi się z losem, staje się apatyczny, leniwy, albo się rozpija, albo inne jakieś nałogi zastąpią szlachetne zamiary i zapał do życia. Jeżeli jest energiczny, podaje się do rezerwy, a jeśli jest nerwowy, to strzela sobie w łeb.

Taki sposób dobierania partnerek życiowych dla oficerów sugeruje, że korpus oficerski, choć w tym czasie deklarował bliskość z resztą społeczeństwa, prowadził politykę typową dla systemu kastowego. Korpus był w końcu „rodziną”, a jak to w wielkim honorowym rodzie, nie można było dopuszczać do mezaliansów. Potwierdza to fakt, że oficjalnie można było wykluczyć oficera z armii, jeśli sprzeciwiłby się decyzji Komisji Małżeńskiej. Częściej zdarzały się jednak kary aresztu i twierdzy (3 tyg.). Czasem nawet zezwalano na ślub pod warunkiem, że młode małżeństwo przeniesie się do innej jednostki, aby uniknąć bojkotu ze strony innych małżeństw.

Przyznać natomiast trzeba, że nie było łatwo o spełnienie wymagań majątkowych, szczególnie w czasie wielkiego kryzysu. Ustanowienie progu minimalnych zarobków miało na celu zapobieżenie ewentualnej ruinie finansowej oficera i zadbanie by mógł żyć na stopie godnej jego rangi. Dlatego chętniej wybierano panny z bogatych domów, hrabianki, dziedziczki etc. Biedniejsi musieli długo czekać na pozwolenie na ślub.

Niekiedy jedynym wyjściem było dobrowolne przeniesienie się do rezerwy, gdzie już samemu decydowano o sobie. W przypadku ciąży niektórzy oficerowie albo ryzykowali na ślub bez zezwolenia i prosili o pozwolenie ex-post, albo prosili o zgodę z pominięciem wymogów, aby dziecko nie było bękartem. W takich sytuacjach zdarzały się zgody, ale władze wojskowe unikały takich sytuacji, aby ciąża nie była drogą na skróty.

Choć takie zwyczaje panowały również w innych armiach europejskich i można przypuszczać, że służyły między innymi odsiewaniu niechcianych elementów i potencjalnych szpiegów płci żeńskiej (tuż przed II wojną światową bardzo utrudniano małżeństwa z cudzoziemkami z tego powodu), Komisje Małżeńskie nie cieszyły się wśród oficerów sympatią i zrozumieniem. Jednak korpus tworzyli młodzi, pewni siebie i kreatywni mężczyźni, którzy nie dawali sobie w kaszę dmuchać. Jeśli który kochał, zawsze znalazł się sposób by ślub wziąć.