Wizytówki dzisiaj kojarzą się głównie z biznesem i trudno domyślić się dlaczego ich nazwa pochodzi od „wizyty”. Kiedyś nazywane biletami wizytowymi, karteczki te miały wiele zastosowań w życiu towarzyskim i, jak mawiano, każdy kulturalny człowiek powinien je mieć.
Biletów wizytowych używano głównie przy odwiedzinach, sprawach honorowych, czy przy posyłaniu krótkich liścików z różnych okazji. Były więc dość ważnym narzędziem w rękach każdego gentlemana. Również ich wygląd znacznie różnił się od dzisiejszego, a to właśnie ze względu na zastosowanie. Zacznijmy więc od tego, jak projektowano wizytówki w latach międzywojennych.
Poprawna karta wizytowa powinna być biała, wykonana z papieru, na którym pisze się bez problemu. Druk musiał być czarny. Jedynie przy doborze czcionki zezwalano, a nawet nakazywano większą finezję. Preferowane były kroje udające pismo ręczne. Może mniej czytelne, ale bardziej eleganckie (przynajmniej dla ówczesnych elit, dzisiaj bowiem bardziej eleganckie są czcionki proste). Na środku takiego kartonika umieszczało się imię i nazwisko oraz stanowisko czy stopień wojskowy, jeśli były istotne. Nie umieszczało się herbów, koron czy innych grafik. I to już wszystko! Reszta przestrzeni na obu stronach biletu była przeznaczona na odręczne inskrypcje. W drugiej połowie międzywojnia zaczęto umieszczać na kartach również adres i telefon. Te informacje stały się później niezbędne na wizytówkach urzędowych (biznesowych), kiedy te prywatne zaczęły odchodzić w niebyt.
Bilety wizytowe początkowo służyły do powiadomienia gospodarzy o naszych odwiedzinach, kiedy nie udało ich się zastać. Róg takiego biletu zaginano jako dowód naszej osobistej obecności. Czasami zaginano cały krótszy bok. Pozostawienie powyższej informacji było niezbędne po wizytach, po których musiała nastąpić rewizyta. Zaniechanie odwiedzin mogło być poczytane za wielką obrazę. Dlatego w razie nieobecności gospodarzy zostawiało się dowód swojej pamięci i to sprawę załatwiało. Nie trzeba było się już więcej fatygować. Stąd, kiedy chciano uniknąć spotkania i kurtuazyjnych rozmówek, wybierano niekiedy pory, w których gospodarzy w domu nie będzie, bądź w ogóle zostawiano bilet wizytowy niezależnie od ich obecności. Bilet ten był bowiem równoważny z odwiedzinami.
Podobnie, kiedy odwiedzano chorego, z którym nie można było się zobaczyć osobiście, pozostawiano mu bilet wizytowy z zagiętym rogiem. Po wyzdrowieniu, to właśnie bilet przypominał mu o tych odwiedzinach, za które pozostawał wdzięczny.
Wizytówka pełniła również niezwykle ważną funkcję w przypadku obraz honorowych. Jeśli dwaj gentlemani nie znali się wzajemnie, a powstała między nimi sprawa honorowa, należało wymienić wizytówki by można się było odnaleźć. Czasem ten, który obraził, od razu wyciągał bilet wizytowy i podawał go swojemu przeciwnikowi, niczym rzut rękawicą, mówiąc: „Jestem do pańskiej dyspozycji”.
Od obrazy nie mogło minąć więcej niż 24 godziny do momentu spotkania się sekundantów strony obrażonej z obrazicielem. Dlatego też tak ważne było pozostawienie, w razie jego nieobecności, biletów wizytowych sekundantów na dowód dopełnienia przepisów kodeksu honorowego. W przeciwnym razie groził szwank na honorze strony obrażonej, którą można było uznać za niehonorową z powodu poniechania sprawy.
Karty wizytowe służyły również do pisania krótkich liścików, ale tylko i wyłącznie na odwrocie. Korzystano z tego szczególnie przy okazji składania życzeń. Pod takim liścikiem nie podpisywano się już. Wystarczał dopisek „t. s.” czyli „ten sam”. Ewentualnie dopisywano do nazwiska męża „z małżonką”, a na dole pisano miejsce i datę. Takie liściki wkładano do odpowiednich kopert na rozmiar kartonika wizytówki (zazwyczaj 9x5cm) i zaklejano. Koperty pozostawiano niezaklejone tylko gdy korzystano z czyjejś uprzejmości przy doręczaniu. Wówczas dodawało się przy adresie dopisek „p. g.” – „przez grzeczność”.
Niekoniecznie trzeba było pisać cały liścik, jeśli chciało się przesłać standardową wiadomość (również dzisiaj). Obowiązywała i obowiązuje dalej cała lista skrótów w języku francuskim, choć jeszcze w międzywojniu starano się wyplenić francuszczyznę i zastąpić ją skrótami polskimi:
P.f. (pour féliciter) – czyli z p.i. (z powinszowaniem imienin)
P.f.n.a. (pour féliciter à l’occasion du nouvel an) – czyli z p.n.r. (z powinszowaniem nowego roku)
P.r. (pour remercier) – czyli z p. (z podziękowaniem)
P.p.c. (pour prendre congé) – czyli z p. (z pożegnaniem)
P.c. (pour condoler) – czyli z w.w. (z wyrazami współczucia)
Lista jest oczywiście dłuższa.
Karty wizytowe dołączało się również do przesyłanych upominków lub kwiatów. Nie musiały być zapisane, ale napis: „załączam życzenia imieninowe” lub „z serdecznym pożegnaniem” był na pewno mile widziany.
Dzisiaj niestety etykieta raczej nie zezwala na drukowanie sobie wizytówek z samym imieniem i nazwiskiem. Takie są zarezerwowane dla prezydentów. A szkoda, sam bardzo chętnie taką bym się legitymował.
Edit: Jednak na potrzeby przedstawiania siebie i swojego bloga właśnie taką wizytówkę sobie zamówiłem. Oto efekt:
No tak, byłbym zapomniał o scenie z wizytówkami w American Psycho! Na szczęście jeden z wykopowiczów wpadł na ten trop. Polecam tę scenę. Podaję link, niestety można oglądać tylko na Youtubie:
http://www.youtube.com/watch?v=2Ux3vncNNLg
Napraw RSSa, bo chętnie poczytałbym twojego bloga, ale bez niego o nim zapomnę ; )
Zauważyłem, że RSS raz działa poprawnie a raz nie (sprawdzone w Operze, Mozilli i IE). Nie wiem o co chodzi. Będę walczył, ale to może trochę potrwać. Pozostaje pewny Facebook. 🙂
Wizyta i rewizyta. Takie wizytówki dla ludzi, którzy niezbyt przepadają za rodzinnymi posiadówkami byłby nieocenione. Byłem, zostawiłem wizytówkę. Nie zastałem gospodarza w domu? To już nie mój problem.