Jak co roku, 22 stycznia obchodziliśmy Dzień Dziadka. Pewnie jak zwykle, wpadliśmy do ojców naszych rodziców na chwilkę, złożyć życzenia i wypić kawkę, po czym szybko uciekaliśmy. Oczywiście, jeśli mamy jeszcze to szczęście, żeby ich odwiedzać osobiście. Niemniej w dorosłym życiu wnuka, coraz częściej zaczyna brakować czasu dla dziadków.

Co ciekawe, kiedy byliśmy mali, nieraz to oni poświęcali nam więcej chwil niż sami rodzice – zapracowani, zajęci swoimi sprawami. Zwłaszcza latem, kiedy my nie musieliśmy chodzić do szkoły, a rodzice przecież pracowali. Wówczas dziadkowie brali nas do siebie, zabawiali i uczyli. Ile to mamy wspomnień, w których dziadek uczy nas tych starych męskich rzeczy, stopniowo już zapominanych?

Jeden z moich dziadków wywarł na mnie spory wpływ, właśnie takimi momentami. Nie był z niego żaden gentleman i nie uczyłem się od niego jak wiązać muszkę – choć z pewnością wiedział jak to zrobić. Był zwykłym PRL-owskim robotnikiem o złotych rękach. Wychował się w końcu w czasach, kiedy w razie jakiejkolwiek usterki w domu, nie dzwoniło się po specjalistę, tylko samemu walczyło się z problemami.

Jedno z moich ulubionych wspomnień z dziadkiem wiąże się z budową altanki na działkę. Miałem wówczas 5-6 lat. W ogrodzie stała sterta świeżych, pachnących, sosnowych desek. Takich żółciutkich. Kiedy dziadek brał się do roboty, zabierał mnie ze sobą, żebym  mu pomagał. Nie ma nic lepszego dla dzieciaka, od poczucia przydatności w tak poważnej pracy. Przynosiłem gwoździe, podawałem narzędzia, służyłem nawet za ścisk czy imadło. Siadałem wtedy na tych deskach, żeby się nie ruszały podczas piłowania.

To chyba moje najwcześniejsze wspomnienie z tworzenia czegoś użytecznego. Praca w drewnie to w ogóle bodaj jedna z najprzyjemniejszych form twórczości. Po latach, zasiedzeniu się w książkach, komputerach i telewizorach, kiedy poczułem, że brakuje mi czegoś w życiu, to właśnie to wspomnienie uświadomiło mi czego.

Tworzenie czegoś od podstaw swojego, naprawianie bez wzywania „specjalisty” to umiejętności, które dają wielką satysfakcję, a jednak w naszej kulturze konsumpcji są zapominane w bardzo szybkim tempie. Prowadzenie badań naukowych, pisanie, tworzenie Czasu Gentlemanów, to oczywiście rzeczy dające mi wiele radości, ale nie da się ich porównać z przetworzeniem płaskiej deski na domek dla lalek, konika na biegunach czy regał. Mój dziadek to potrafił i choć sam nie zdążył mnie nauczyć jak to zrobić, dał mi świadomość, że można, że nie wszystko trzeba kupować, nawet jeśli wydaje się skomplikowane.

Dzisiaj, kiedy stereotypowa męskość znajduje się pod obstrzałem – i pod wieloma względami słusznie – powinniśmy pamiętać, że ma ona w sobie coś z czego warto nie rezygnować. To właśnie ta męskość twórcza, dająca przekonanie, że dużo można zdziałać samemu i nawet jeśli z początku efekty naszych starań nie będą super estetyczne, to będą dawały nieporównanie więcej satysfakcji niż kolejny wydatek. Tego właśnie powinni nas uczyć nasi dziadkowie, którzy mają jeszcze ten fach w rękach. Pewnie chętnie by się nim podzielili, ale musimy najpierw wyrazić zainteresowanie.

A Wy? Macie podobne wspomnienia ze swoimi dziadkami?