W drugiej RP pojedynki były tak bardzo krytykowane, że prawie się zapomina, iż działali wówczas prężnie propagatorzy tej tradycji. Dzisiaj przedstawiam Wam bardzo ciekawą sylwetkę jednej z takich postaci. Był niezwykle utalentowanym obrońcą, a przy okazji gorliwym wyznawcą praw honoru. Wielokrotnie bronił oskarżonych o akty przemocy, będące reakcjami honorowymi, a nawet wydał broszurę wzywającą do legalizacji pojedynków.

Adwokat dr Zygmunt Hofmokl-Ostrowski był też człowiekiem czułym na punkcie własnej czci. Grzmiała o nim międzywojenna prasa, gdy na jednym z procesów, na którym pełnił funkcję obrońcy, oddał sześć strzałów do świadka, por. Antoniego Jędruszaka, za czynną zniewagę.

Zygmunt Hofmokl-Ostrowski 1933, Archiwum NAC

Urodził się w Wiedniu w 1873 roku. We Lwowie uzyskał dyplom doktora praw. Szybko okazało się, że jest doskonałym obrońcą, bojowym i skutecznym. Jego dewizą było nieszkodzenie klientowi, nawet za cenę pogwałcenia przykazań etyki towarzyskiej, dyplomatycznej czy zawodowej. Nie przeszkadzało mu bronienie morderców, zamachowców, wyrzutków itp. Wierzył, że to prokuratura ma ścigać i karać za przestępstwa, a obrońca powinien zrobić wszystko dla dobra swojego klienta.

W czasie pierwszej wojny światowej mógł poznać od podszewki znaczenie honoru oficerskiego. Najpierw był podporucznikiem artylerii w wojsku austriackim, a następnie w wojsku polskim brał udział w obronie Lwowa już jako kapitan. Po wojnie przeszedł do rezerwy, ale pamięć o wojskowej czci dla munduru i wartości dobrego imienia gentlemana w nim pozostała.

Strzały w sądzie – Lech. Gazeta Gnieźnieńska 26 IV 1925

 

W 1925 roku Hofmokl-Ostrowski będąc obrońcą w sprawie, wypowiedział się o nieobecnym por. Antonim Jędruszaku – „prowokator”. Kiedy doszło to do uszu porucznika, ten przy pierwszej okazji spoliczkował mecenasa. Hofmokl-Ostrowski nie miał przy sobie broni, żeby zareagować błyskawicznie, ale zaopatrzył się w nią na rozprawę. Kiedy do sali wszedł wezwany na świadka Jędruszak, obrażony adwokat wyciągnął rewolwer i oddał do niego sześć strzałów, nie trafiając jednak swojej ofiary. Choć sąd uznał, że Hofmokl-Ostrowski działał „pod wpływem silnego wzruszenia psychicznego wywołanego ciężką zniewagą ze strony Jędruszaka”, skazał go na rok w twierdzy. Po apelacjach zmieniono ostatecznie wyrok na siedem dni aresztu.

Krwawe zajście w sądzie – Orędnownik Ostrowski 28 IV 1925

Bronił między innymi w głośnej sprawie przeciwko porucznikowi Władysławowi Stefanowiczowi, oskarżonemu o próbę zabójstwa Jana Zielińskiego. Porucznik został znieważony czynnie przez cywila. Posłał mu sekundantów i wyznaczono termin pojedynku. Jednak Zieliński unikał wszelkimi sposobami starcia, uciekając się nawet do wyproszenia aresztowania go w umówionym dniu. Po trzech nieudanych próbach odbycia pojedynku, por. Stefanowicz był już w tak desperackiej sytuacji, że jak spotkał Zielińskiego na ulicy oddał do niego trzy strzały, ciężko go raniąc.

Hofmokl-Ostrowski wygłosił na tej rozprawie płomienną mowę wychwalającą pojedynki:

W obronie honoru w dawnych czasach powstał pojedynek. Różne są pojecia u różnych ludzi o honorze. Oficerowie cenią swój honor bardzo wysoko. I dlatego w sytuacjach, w których pojedynek jest koniecznością – oficer nie zwraca uwagi na ustawę i odważnie staje na miejscu starcia. Bo pojedynek jest silniejszym od wszystkich ustaw, które przeciwstawiają się jemu. Niema środowiska, które dałoby sobie radę z pojedynkiem, który nas przetrwa. Od tych reguł można odstąpić, ale chyba za cenę wykluczenia ze społeczności.
Panowie Sędziowie! Jeżeli który z Was w tych okolicznościach nie strzelałby – zasądźcie! [za: Polska Zbrojna, 1927]

Mimo, że pojedynki były w tym okresie nielegalne, por. Stefanowicz został uniewinniony.

W tym samym roku (1927) Hofmokl-Ostrowski wydał broszurkę poświęconą legalizacji „starć na ubitej ziemi”. Jako wieloletni sędzia Oficerskich Sądów Honorowych proponował zmiany w całym systemie działania tej instytucji. Uważał, że pojedynki powinny być zalegalizowane, a o tym czy w danej sprawie musi dość do walki decydować mieli dowódcy po zapoznaniu się ze sprawą. Starcie miało odbywać się najpóźniej w 48 godzin od zajścia obrazy, a jedyną dopuszczalną bronią miały być ciężkie szable kawaleryjskie, czyli dość trudna do opanowania broń biała. W dodatku uważał, że pojedynki w ten sposób nakazane powinny być obowiązkowe i nieodwołalne. Uchylający się od tego obowiązku oficer miał tracić stopień wojskowy.

Na szczęście pojedynki i podobne traktowanie honoru nie okazały się nieśmiertelne, jak zapowiadał dr Zygmunt Hofmokl-Ostrowski. Dzięki temu możemy dzisiaj czytać o podobnych historiach jak o ciekawostkach, a nie sprawach z pierwszych stron gazet.

Zainteresowanych postacią adwokata odsyłam do tekstu: Stanisław Milewski, Adwokat nietuzinkowy. Przyczynki do biografii mecenasa Zygmunta Hofmokla-Ostrowskiego, Palestra 3-4/2008.