W dwudziestoleciu międzywojennym coraz większe grupy mężczyzn mogły korzystać ze zdolności honorowej. Następowała w tym czasie demokratyzacja społeczeństwa, a tym samym ludzie z niższych warstw zyskiwali dostęp do zawodów zarezerwowanych do tej pory wyłącznie dla elit. Dzięki temu uczestniczyli oni w życiu wyższych sfer. Skoro więc mieli być równi, musieli kierować się tymi samymi zasadami etyki, której filarem był honor. Coraz wyraźniej wiązano go zatem z pełnionym stanowiskiem, a nie tylko urodzeniem.

Zapanowały więc w „towarzystwie” dość spore różnice w kulturze osobistej jego członków, z czym należało walczyć. Każde wykroczenie pojedynczego człowieka honoru psuło bowiem opinię całej grupy. Tutaj wkraczał Kodeks Honorowy z długą listą grzechów, za które pozbawiano „czarnej owcy” zdolności honorowej i skazywano na społeczny ostracyzm.

Gentleman tracił prawa honorowe z przeróżnych powodów, które sprowadzały się do braku szacunku dla zasad postępowania honorowego, przebywania w złym towarzystwie, lub psucia dobrej opinii swojej grupy społecznej. Jedną z ważniejszych była kwestia zaufania. Kiedy gentleman dawał słowo musiał go dotrzymać. Bardzo dużą wagę przywiązywano też do oddawania honorowych długów, zaciągniętych między gentlemanami. Nie spłacenie takiego długu od razu podważało honor danej osoby. Słowo gentlemana miało też wielką wagę w innym aspekcie. Niedopuszczalne było fałszywe zeznawanie na sądzie honorowym. Równie źle widziano stawianie zarzutów przeciw honorowi innej osoby, a później uchylanie się od podtrzymania tych słów w sądzie. Każdy gentleman musiał bowiem brać odpowiedzialność za swoje słowa.

Z oczywistych względów wszelkie łamanie zasad kodeksu honorowego było wielką plamą na czci danej osoby. Jeśli gentleman nie żądał satysfakcji za obrazę uznawano, że nie ceni on dostatecznie dobra swojego imienia. Pamiętajcie, że nie tylko on decydował co jest obrazą a co nie, tylko całe „towarzystwo”. Tak samo przekraczanie zasad kodeksu honorowego, zarówno podczas postępowania jak i pojedynku, dyskredytowało mężczyznę. Oskarżenie o brak honoru groziło również sekundantowi, który nierzetelnie reprezentował swojego klienta i naraził jego cześć na szwank.

Jedną z największych obelg dla człowieka honoru było oskarżenie o tchórzostwo. Nie uniknęły go osoby, które ulegały strachowi tuż przed pojedynkiem. Byli bowiem i tacy, co przybywszy na miejsce starcia odwoływali obrazę, albo unikali wszelkimi środkami wymiany strzałów. Wynikało to z faktu, że w pojedynku nie chodziło już o samą obrazę, a udowodnienie przez obu panów, że cenią swój honor ponad życie i że biorą pełną odpowiedzialność za swoje słowa. To samo tyczy się tchórzostwa na polu bitwy czy dezercji z Wojska Polskiego, które wykluczały z rycerskiej społeczności ludzi honoru. Tchórzem był także każdy kto atakował z ukrycia i znienacka, czy zdradzał albo denuncjował innych gentlemanów.

W związku z dużą wagą przykładaną do słów i uczciwości gentlemanów, uznawano za niehonorowych wszystkich niesłusznie oczerniających innych, piszących anonimy czy prasowe paszkwile. Żaden człowiek honoru nie dopuszczał się szantażu (choć należy przyznać, że społeczny nakaz pojedynkowania się w obronie dobrego imienia elit, pod groźbą społecznego wykluczenia, był formą szantażu). Z oczywistych względów ludzie, którzy nieprawnie przywłaszczali sobie tytuły, godności czy odznaczenia, jako niegodni zaufania nie posiadali honoru. Wspominałem już o oddawaniu długów honorowych. Za takie długi uważano wszystkie zobowiązania finansowe wynikłe z gier hazardowych. Hazard traktowano bowiem dość poważnie, dlatego szulerów także wykluczano z „towarzystwa”.

Duch rycerski nakazywał gentlemanom szczególnie troskliwy stosunek do kobiet. Każdy więc kto swoją niedyskrecją kompromitował damę, albo nie bronił jej kiedy, będąc pod jego opieką, została obrażona nie mógł być spadkobiercą tradycji wielkich wojowników. Co ciekawe, dyskredytowało mężczyznę także pozostawanie utrzymankiem kobiety nie będącej bliską krewną.

Ostatnia grupa przewinień wiązała się z życiem towarzyskim. Piętnowano każdego, kto w oczach elit nie spełniał warunków dobrego wychowania. Samo picie alkoholu, a nawet wstawienie się od czasu do czasu, nie było zakazane, ale notoryczny alkoholizm stanowił zagrożenie dla wizerunku grupy. Dlatego żaden pijak nie mógł uchodzić za członka elit. Wykluczano również homoseksualistów – oczywiście tylko tych, którzy się z tym faktem ujawniali. Nie przyznawano się także do osób utrzymujących kontakty towarzyskie z ludźmi niehonorowymi. Natomiast sam wyrok sądu państwowego nie dyskredytował gentlemana, ale udowodnienie przestępstwa uczynionego dla zysku i podobnych czyniło niehonorowym. Łamanie zasad gościnności, a zwłaszcza obrażanie we własnym mieszkaniu odwiedzających, było wielkim dyshonorem. Tak samo ludzie parający się lichwą i paskarstwem nie mogli zwać siebie gentlemanami.

Ogółem chodziło o to, że gentlemani chcieli stanowić zamkniętą grupę grającą według ustalonych reguł. Właśnie dlatego tak ważna była kwestia zaufania i solidarności względem innych mężczyzn z grupy. Chcieli oni również stanowić elitę społeczeństwa, ale żeby to uzyskać należało udowodnić swoją wyższość moralną, stąd takie piętnowanie okazywania braku kultury na zewnątrz. W domach bowiem wiele uchodziło płazem. Byle nie było skandalu.

Źródło: Władysław Boziewicz, Polski kodeks honorowy, 1939.
Oryginał ilustracji: Ździebełko 1934.