Nadszedł już maj i rozkwitła upragniona wiosna. W takich okolicznościach również uczucia rozwijają się w niekontrolowany sposób i z pewnością niejednemu z Was przyjdzie chęć wyrażenia dozgonnej miłości swojej wybrance. Oświadczyć można się na wiele różnych sposobów. W gruncie rzeczy dominują dzisiaj te nowoczesne, a może ktoś chciałby zrobić to w sposób tradycyjny?
W przedwojennym świecie pełnym konwenansów i rygorystycznego dbania o formy towarzyskie, wszystkie zabiegi przedślubne mogły stanowić niemałe wyzwanie. W końcu złamanie którejś z zasad groziło odrzuceniem oświadczyn. Dzisiaj większość z tych reguł to tylko śmieszne anachronizmy, ale sami oceńcie czy jakaś z nich nie nadawałaby się do przywrócenia do życia.
Od czego zacząć?
Oczywiście do oświadczyn niezbędna będzie kandydatka na żonę.. Wydaje się banalne, lecz w czasach kiedy w elitach nie było przyjęte chadzanie na randki, a określenia „chłopak” i „dziewczyna” nie kojarzyły się nikomu z „parą”, odpowiednią damę wyszukiwało się „na oko”. Jeśli któraś w nie wpadła, a nie znało się jej dotąd, należało wszelkimi dostępnymi środkami wybadać jaka ona jest. Szpiegowało się poprzez przyjaciół i rodzinę, próbując nie tylko dowiedzieć się czy z charakteru będzie nam pasowała, ale też czy ona i jej rodzice oświadczyny przyjmą. Nikt nie chciałby wpaść w rolę „konkurenta odpalonego”. Na szczęście informacja czy oświadczyny będą przyjęte zależała bardziej od faktów zewnętrznych niż uczuć, więc można było ją uzyskać.
Kawaler, wywiedziawszy się zawczasu, że jego propozycja ma szansę na zgodę, wybierał się w odwiedziny do domu panny, aby się przedstawić i złożyć swoją ofertę. Od tego spotkania wiele zależało, trzeba było zrobić dobre wrażenie na rodzicach. Na pannie jednak nie, ponieważ ona w tych rozmowach nie brała udziału. Pierwsze spotkanie bowiem dotyczyło spraw finansowych. Ustalano zabezpieczenie pieniężne przyszłych małżonków, czyli posag panny oraz dochody kandydata. Jeśli kawalerowi udało się przekonać rodziców dziewczyny do siebie, wyznaczali mu datę kolejnych odwiedzin. Jeśli nie, prosili o czas do namysłu.
Oświadczyny
Przy drugiej wizycie oboje młodzi już byli obecni. Pannę otaczało grono jej bliskich. Kawaler również przychodził z rodzicami, lub kimś z rodziny. Ona powinna wyglądać możliwie skromnie. On zaś winien szczególnie zadbać o zgodny z etykietą strój. Jego ubranie i zachowanie świadczyły o obyciu w towarzystwie i mogły mieć wielki wpływ na podjęcie ostatecznej decyzji.
Na tym spotkaniu odbywały się oświadczyny (zaręczyny to zupełnie inna sprawa mająca miejsce nieco później). W imieniu kandydata na męża przemawiał jego rodzic, bliski krewny, lub starszy i poważniejszy przyjaciel. Jeśli panna przyjęła oświadczyny, droga od ślubu stała już prawie otworem. Od tego momentu kawaler, czyli „konkurent” stawał się „starającym się”. Nie był jeszcze narzeczonym, gdyż to miano przysługiwało mu dopiero po zaręczynach.
Zaręczyny
Zaręczyny zazwyczaj były rodzinną uroczystością na którą zapraszało się krewnych i bliskich znajomych. Przyjęcie uświetnić mogła obecność księdza, który błogosławił narzeczonych. Mógł on też nałożyć im pierścionki zaręczynowe. Tak! Zarówno narzeczony jak i narzeczona wręczali sobie wzajemnie pierścionki, które sami zakupili (w przeciwieństwie do obrączek ślubnych, które kupował pan młody). Również rodzice błogosławili młodym. W tym momencie przyszła para młoda mogła się pocałować po raz pierwszy. Dalszą część przyjęcia spędzano na powinszowaniach i toastach dla „zakochanych”.
Od tej uroczystości narzeczony był mile widziany w domu jego wybranki, nawet w porach gdy nie przyjmowało się gości. Stawał się niemal domownikiem. Jego stosunki z narzeczoną wciąż wymagały jednak dystansu. Zwracano się do siebie per „pan” i „pani”, a nie jak na przykład w Niemczech per „ty”. Mogli chadzać na spacery, byle nie pod rękę. Mile widziane było również okazywanie uczuć przez podarunki od kawalera dla panienki. Mógł jej kupować biżuterię, drobiazgi toaletowe, szkatułki do robót ręcznych, perfumy, książki, nuty czy po prostu kwiaty. Nie wypadało natomiast ofiarowywać rzeczy zbyt osobistych, jak bielizna, czy wchodzących w skład wyprawy. Stosowne upominki wymieniał też z przyszłymi teściami. Okres narzeczeństwa należało też spędzić na wzajemnym poznawaniu swoich przyszłych krewnych.
Tuż przed ślubem odbywało się jeszcze jedno świętowanie. Przyszła panna młoda, wraz ze swoimi przyjaciółkami i krewnymi kobietami organizowały wieczór panieński. Było to jej pożegnanie ze stanem wolnym. Kawaler podobnie, wraz ze swoimi przyjaciółmi świętował wieczór kawalerski, na swój sposób żegnając się z „celibatem”. Dostępne mi źródła nie mówią niestety co wówczas robiono, a mam przeczucie, że byłoby o czym pisać.
Źródło: Mieczysław Rościszewski, Księga obyczajów towarzyskich. Kodeks wyprobowanych przepisów, porad i wskazówek, Lwów – Złoczów 1905.
„Pożegnanie z celibatem”? Dobre! Wysokie ma Pan mniemanie o ówczesnych normach obyczajowych…