Podróż w przeszłość można odbywać na wiele różnych sposobów. Można czytać książki historyczne opisujące codzienność naszych przodków. Można sięgnąć do archiwalnych gazet docierając do niuansów, o których żaden pisarz się nawet nie zająknie, ale które świetnie uzupełniają nasze wyobrażenie o dawnych czasach. Można też wybrać się do miejsc, które niegdyś stały w centrum uwagi a dziś są albo zapomnianymi mieścinkami, albo nowoczesnymi miasteczkami nie różniącymi się niczym szczególnym od innych. Mają jednak swoją historię. Mowa o miejscowościach wypoczynkowych.
Zbliżają się wakacje. Nie każdy jest zwolennikiem dalekich podróży do krajów południowych, by uciec od ciepła do gorąca. Nie każdy też przymyka oko na ślad ekologiczny pozostawiony przez taką podróż. W końcu pojawia się też kwestia finansów. Wszystko to skłania nas do jednego: poznaj lepiej własny kraj! Oczywiście śladami dam i gentlemanów międzywojennych.
Przygotowanie
Polskie miejscowości wypoczynkowe popularne w II RP są równie dobrym kluczem podróży wakacyjnej co rajd po zamkach, osiedlach fabrycznych z XIX wieku, parkach narodowych, historycznych stolicach naszego kraju, czy czym tam jeszcze. Polecam tę wersję też dlatego, że na jej trasie znajdą się góry, jeziora, lasy i morze, a zjeździć można naprawdę kawał ojczyzny. Będzie też okazja do wyjechania poza granice. Co nam się przyda w drodze? Mapa Polski z lat dwudziestych lub trzydziestych – dla wczucia się w rzeczywistość, współczesna mapa – choć „szału nie ma” z rozbudową autostrad, wbrew pozorom w kwestii dróg sporo się zmieniło, letni garnitur w jasnym kolorze, słomkowy kapelusz i dużo dobrego samopoczucia. Warto też pomyśleć o odpowiednim towarzystwie podróży.
Zakopane
Dobrze jest zacząć od Zakopca, gdyż nie odczujemy drastycznego przeskoku w natężeniu hałasu i tłoku. W dodatku będziemy mieli do wyboru wiele możliwości: od przemęczenia się na halach, przez spacery po dolinach, po relaks w kawiarniach. W międzywojniu Zakopane było już szeroko znanym kurortem. Przyjeżdżali tam Gombrowicz, „Boy” Żeleński, Stryjeńscy, Malczewski etc. Spotkać można było najważniejszych polityków, łącznie z prezydentem Mościckim. Ale to nie oni sprawiali, że było tam tak ciekawie. Robiły to takie miejsca jak sławna restauracja Trzaski, gdzie zbierali się gromadnie brydżyści, luksusowy hotel „Bristol”, w którym sypiała większość „gwiazd” , czy hotel „Morskie Oko” organizujący legendarne dancingi do rana. Bawiono się przy nowoczesnym jazzie, tańczono popularne charlestony i lambethwalki i testowano używki. Odpoczynek zostawiano na inną okazję.
Krynica

Hotel "Patria" - Krynica
Trochę więcej spokoju oferował drugi kurort polskich gór – Krynica. Przynajmniej oficjalnie jeżdżono tam by zażyć leczniczych wód mineralnych i zdrowego powietrza. Wody pomagały świetnie w problemach z cukrzycą, nerwami, czy żołądkiem. Dla imprezowiczów też się coś znalazło. Woda „Zuber” idealnie się sprawdzała w walce z kacem. Najodpowiedniejszym miejscem do zatrzymania się w Krynicy była „Patria” (działa do dziś), własność Jana Kiepury. Podobno gdy ją otwierano w 1933 roku w każdym pokoju znajdował się telefon! Tam też co roku wybierano Miss Krynicy.
Truskawiec
Jadąc dalej docieramy aż na Ukrainę. U podnóża Karpat Wschodnich położony był Truskawiec, uchodzący za jedno z najbardziej eleganckich miejsc wypoczynkowych w ówczesnej Polsce. Wszystko zaczęło się od leczniczej wody mineralnej zwanej „Naftusią”. Co ciekawe cała miejscowość należała do finansisty Rajmunda Jarosza. To jemu przypisuje się uczynienie z tego kurortu miejsca, w którym tłumy chciały spędzić tych kilka letnich tygodni. Jedną z głównych atrakcji Truskawca było sztuczne jezioro z ciepłą wodą i piaszczystą plażą, której piasek przywieziono specjalnie znad Bałtyku. To w tej miejscowości pierwszą wystawę swoich prac miał Bruno Schulz. Zakończyła się skandalem, ale to tylko przyczyniło się do sprzedania wszystkich prac artysty.
Jaremcze
Nieco na południe znajdowało się letnisko uchodzące za najlepsze na Podkarpaciu – Jaremcze. Przybywając tam trafiało się wprost do multikulturowego kotła. Tylko mała część turystów była Polakami. Reszta to Ukraińcy, Żydzi, Białorusini, Kozacy… Miejscowość zlokalizowana nad rzeką Prut oferowała jednocześnie spacery po niewysokich górach, lasach, kąpiele oraz plażowanie. Warto połączyć wizytę w Jaremczu z odwiedzeniem Mikluczyna i Worochty, które leżą nieopodal i również stanowiły ważne punkty na mapie międzywojennych turystów. W całym rejonie można spotkać osady Hucułów: ich rozsiane po górach gospodarstwa, silne konie i oryginalne stroje.
Zaleszczyki
Nieco głębiej w Ukrainę, nad Dnieprem leżą Zaleszczyki (w czasach międzywojennych na granicy z Rumunią). Ciepły klimat tego miejsca pozwalał na uprawę brzoskwiń, moreli, winogron oraz melonów. Można było poczuć się niemal jak na południu Europy. Szczególnie dobrym terminem by tam przyjechać była połowa września, kiedy odbywały się święta związane ze zbiorami winogron. Na rzece organizowano zawody kajakowe, na lądzie wyścigi konne oraz wystawy kwiatów. Latem ciepła woda Dniestru idealnie nadawała się do pływania, a plaże zachęcały do zadbania o opaleniznę. Jesienią spotkać tam można było nawet marszałka Piłsudskiego.
Druskienniki
Podróżując śladem wielkiego komendanta nie można pominąć (obecnie litewskich) Druskiennik. W miejscowości tej powstawały plaże, boiska do siatkówki, miejsca do ćwiczeń, basen, korty tenisowe, a wszystko za sprawą dr Eugenii Lewickiej, młodej lekarki specjalizującej się w leczeniu sportem. Młodą panią doktor zafascynował się sam Piłsudski. Ta fascynacja, czy może romans, sprawiła, że marszałek bywał w Druskiennikach niezwykle często. Położone nad Niemnem letnisko oferowało wiele możliwości aktywnego wypoczynku. Do tego panujący tam spokój dawał gwarancję satysfakcji z pobytu.
Kazimierz Dolny nad Wisłą
Pociąg do miejsc nie odkrytych, nie tkniętych przez nowoczesność zaprowadziła międzywojennych turystów do małej, zapadłej mieścinki nad Wisłą – Kazimierza Dolnego. W niczym nie przypominał on obecnego miasta. Dojechać tam można było jedynie rozklekotanym i przepełnionym autobusem w towarzystwie chłopów i bab wiejskich, przy akompaniamencie gdakania kur i kwilenia prosiąt. Ponad połowę jego mieszkańców stanowili Żydzi, nadający specyficzny charakter temu miejscu. Z początku jeździli tam tylko malarze na plenery. Miasteczko miało ponoć świetne światło i czyste niebo. Z czasem zorganizowano plażę i modernizowano pensjonaty. Przez większość okresu międzywojennego znośne warunki oferował jedynie hotel Berensa. Dopiero przed wojną wybór dobrych miejsc noclegowych się zwiększył.
Gdynia
W końcu docieramy nad morze. Gdy po I wojnie światowej okazało się, że Polacy będą mieli utrudniony dostęp do Gdańska, powstała konieczność wybudowania konkurencyjnego portu na polskim skrawku wybrzeża. Tak powstała Gdynia. Z małej wioski rybackiej prężnie rozwijał się port, ale też i kurort. Statki „Wanda” i „Jadwiga” dawały turystom możliwość przepłynięcia z Gdyni na popularny Hel. Pływanie mniejszymi jednostkami po tych okolicach mogło być niebezpieczne, gdyż źle zorganizowany ruch wodny sprzyjał kolizjom, z których cało wychodziły te większe łodzie. Co tu dużo mówić, wieś błyskawicznie przerodziła się w poważną miejscowość wypoczynkową. Odwiedzający szczególnie upodobali sobie jedną z dzielnic Gdyni, Kamienną Górę, z której rozpościerał się widok na budowany port.
Hel
Z Gdyni wiodła już tylko jedna droga – na półwysep helski. Prowadziła tam linia kolejowa ciągnąca się po skrawku lądu na środku morza. Hel pachniał dymem z wędzarni i świeżym wiejskim chlebem. Na miejscu można było się zatrzymać na przykład w działającym od 1899 roku „Kurhausie”. Bywali tam co znamienitsi turyści. Hotel dysponował przeszkloną restauracją z widokiem na plażę i molo. Oferowano oczywiście głównie ryby i piwo. Co ciekawe w czasach międzywojennych pobyt nad morzem wychodził taniej niż w górskich uzdrowiskach. Ach, jaka szkoda, że już tak dziewiczych miejsc nie ma na naszym wybrzeżu…
Po przebyciu całej międzywojennej, letniskowej Polski nie pozostaje już nic innego jak rzucić za siebie przez lewe ramie muszelkę do morza z nadzieją, że uda się tę podróż kiedyś powtórzyć. W takim razie, jeśli udało mi się rozbudzić waszą wyobraźnię i pragnienie poznania własnego kraju, chwytajcie za mapę i zacznijcie planować, póki jeszcze ostatnie świadectwa tamtych czasów stoją na swoim miejscu i, jak przed dekadami, czekają na kolejnych odwiedzających. Powodzenia!
Źródło: Maja i Jan Łozińscy, W kurortach przedwojennej Polski. Narty – Dancing – Brydż, PWN, Warszawa 2012.
Ta Gdynia na zdjęciu wygląda jak Bydgoszcz…Konkretnie widok z mostu przy ul. Mostowej, po lewej budynek Poczty Głównej