Wydaje się, że dzisiaj wybór samochodu jest o wiele trudniejszy niż sto lat temu, jeszcze przed I wojną światową. Marek i modeli bez liku. Wszystkie naszpikowane specjalnymi gadżetami mającymi umilić nam jazdę. Ceny różnorodne. Na tym co pod maską coraz mniej osób już się w ogóle zna. Decyzja o zakupie konkretnego auta z pewnością nie należy do łatwych.
Mimo wszystko nie należała do łatwych również w ostatnich latach rozbiorów. Wbrew pozorom do wyboru było całkiem sporo modeli produkowanych przez różne firmy. Nie wiem co powinno bardziej dziwić: to, że funkcjonowało wówczas wiele marek dzisiaj zupełnie zapomnianych, czy to, że niektóre należą obecnie do wiodących na rynku? Jeśli ciekawi was, jak ówcześni marketerzy pomagali niezdecydowanym i zachęcali do kupowania właśnie ich aut, zapraszam do krótkiego przeglądu wybranych reklam samochodów z okresu 1912-1914.
Wyobraźcie sobie, że kupujecie najnowszy wynalazek techniki. Coś co wyróżni was spośród całych rzeszy „szaraków”, których nie stać na automobil. Ale przecież nawet nie wiecie czym powinien się taki środek transportu odznaczać, na co zwrócić uwagę, czego unikać. Załóżmy roboczo, że to co znajdziemy w reklamach aut, to właśnie informacje, które mogły przekonać przyszłych kierowców do zakupu. Zobaczmy więc czym warto było promować własne pojazdy.
Dzisiaj mniej znane
Zacznijmy od dwóch, dość podobnych, ale raczej nieznanych szeroko marek Case i Mitschel. Obie to zachodnie firmy wchodzące na polski, specyficzny rynek. Stąd też akcent położony został na trwałość aut. Case reklamuje się słowami: „Proste w konstrukcji, trwałe, wytrzymałe, bieg cichy, ceny umiarkowane”. Mitschel natomiast: „Idealne maszyny specjalnie przygotowane dla kiepskich dróg – Trwałość, wytrzymałość, bezszumność”.
Polskie drogi nie są bowiem dziurawe od wczoraj. Ich kiepska jakość ma swoją wiekową tradycję. Dlatego też firmy stawiały na sprzedaż aut mocnych i wytrzymałych, które zniosą silne trzęsienia na wybojach i będą miały odpowiednią moc by wyjść z błotnej opresji. Niestety w praktyce nie wszystkie się do tego nadawały, ale o tym klient nie dowiedział się z reklamy.
Prosta konstrukcja to coś za czym zapewne wielu mężczyzn obecnie tęskni. „Dłubanie” w nowoczesnych autach jest coraz trudniejsze. Kiedyś wręcz wypadało znać każdą śrubkę samochodu, jeśli nie chciało się, w razie awarii, zostać gdzieś w „zapadłej dziurze” na dłużej.
Ciekawy jest też ów „cichy bieg” czy „bezszumność”. Nie wiem jaki efekt to dawało, ale podejrzewam, że dzisiejsze traktory mogłyby z powodzeniem konkurować z ówczesnymi cichymi autami. Warto też zwrócić uwagę na „umiarkowane ceny” Case’a. No bo przecież nie chodziło o „taniochę” przy takim zakupie. Lepiej dopłacić niż później cierpieć, nieprawdaż?
Mitschel pokusił się o trochę szerszy opis swojej oferty zawierając imponujące dla specjalistów i mydlące oczy laikom dane. Warto zauważyć, że podaje nawet informacje o obecności przedniej szyby! Znalazło się też przy okazji miejsce na ogłoszenie o pracę.
[Case i Mitschel – Case to amerykańska firma produkująca samochody do 1910 roku. Produkowali sedany, coupé, bezdachowe (to nie to samo co cabrio) i luksusowe sportowe auta do połowy lat dwudziestych. Mitschel natomiast jest najprawdopodobniej amerykańską marką Mitchell, tylko ze zniemczoną nazwą na europejski rynek, choć pewności nie mam. Mitchell produkowało auta od 1903 do 1923 roku.]
Do powyższego grona można dodać też reklamę Pragi. To czechosłowackie przedsiębiorstwo produkowało aż do 2006 roku. Na kiepskich drogach mogli znać się rzeczywiście dobrze, ale reklama raczej nie zachęca wizualnie. Stawia raczej na duże rozpoznawalne logo.
Kolejnym ważnym, jak widać, elementem poprawnej promocji firmy było zaprezentowanie dobrych wyników rajdowych. Takie informacje też znalazły się w tych reklamach. Case, mimo że to amerykańska firma, chwali się lokalnymi sukcesami: „W ciągu dwóch lat ostatnich, na raidach samochodowych w państwie Rosyjskiem, zdobyły CZTERY pierwsze i JEDNĄ – trzecią nagrodę”. Mitschel zaś podobnie podaje, że „zupełnie bez części zapasowych brał udział w biegu Moskwa-Berlin-Paryż, dokąd i przybył w umówionym terminie”.
Sukcesy na wyścigach to takie „mięso” dla klienta, które pewnie skuteczniej działa niż informacja, że pan John Smith jeździ już pięć lat danym autem i miał tylko trzy awarie. Taka informacja mogła by być jednak bardziej przydatna dla kupującego. Na marginesie: takie rajdy musiały być naprawdę ciekawym przeżyciem!
Wielcy gracze
Jak na tym tle wypadają inne marki, te obecne również dzisiaj na rynku? Mercedes wymienia podstawowe typy pojazdów w swojej ofercie, wspierając się, zamiast nośnym hasłem, nazwiskami swoich przedstawicieli na terenach polskich – słynnymi automobilistami, braćmi Raczyńskimi.
Ford stawia na dostępność. Głosi, że jest najbardziej rozpowszechniony na świecie, a przy tym tani i odpowiedni na drogi niskiej jakości, chociaż myślę, że w Polsce więcej było dróg błotnistych niż piaszczystych. Dodatkowym atutem były łatwo osiągalne części zapasowe.
Opel natomiast kreował swoją markę, jako najważniejszego producenta automobilów w Niemczech. W ofercie miał nawet samochody wykańczane luksusowo. Korzystając z okazji, reklamował też swoje warsztaty: „Najtańsze i najakuratniejsze reperacje i całkowite remonty samochodów”.
Na koniec Fiat, który dość minimalistycznie podchodził do swoich reklam. Stawiał na prostotę i wyrazistość przekazu. Jego hasłem było: „Samochody do wszelkich celów”. Prócz nazwy przedstawiciela handlowego, możemy poznać też pewną ciekawostkę. Fiat, to w gruncie rzeczy F.I.A.T., czyli akronim od: Fabbrica Italiana Automobili Torino. Warto wiedzieć!
Sprawa wizualnej atrakcyjności tych reklam to już zupełnie coś innego i zależy od upodobań odbiorcy. Bez wdawania się w szczegóły dodam, że moim zadaniem najciekawszą ilustrację stworzono do reklamy Case’a, ale prostota ostatniej reklamy Fiata ma w sobie coś, co sprawia, że chce się sprawdzić ich ofertę. A Wy, jakiej marki auto byście kupili?
P.s. Dla zainteresowanych więcej starych, amerykańskich reklam aut znajdziecie tutaj.
P.s.2 Reklamy pochodzą z czasopisma „Lotnik i automobilista”.