Mundur był i jest wizytówką armii. Widziany na ulicy żołnierz czy oficer rzuca się w oczy. Jego wygląd i zachowanie są oceniane, a opinia wystawiana całemu wojsku. W latach międzywojennych oficerowie cieszyli się powodzeniem u panien, z powodu dobrego wychowania, zadbanego wyglądu i możliwej kariery, a jednak był okres kiedy to oficerowie „szli za mundurem rakiem”. Ich uniform nakładał na nich tak duże wymagania, że niekiedy zyski wydawały się zbyt małe.

15 sierpnia Wojsko Polskie miało swoje święto. Na ulicach można było zobaczyć sporą ilość mundurów. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że kiedy wojsko cieszy się dobrą opinią nie może być nic lepszego niż pokazać się publicznie jako członek tej instytucji. Zdarzało się jednak, że oficerowie II RP poza służbą zdejmowali mundur i, wbrew przepisom, chodzili w cywilnym ubraniu. Dlaczego tak było?

Po co ten mundur?

Oficerowie z założenia stanowili zawsze elitę wojska. Stawiano im wysokie wymagania odnośnie dobrych manier, gładkiego wysławiania się czy dbania o schludny wygląd. Jako mężczyźni najbliżsi ideałowi, mieli w społeczeństwie pracować na dobrą opinię o armii. Przepisy nakazywały im, póki byli w służbie czynnej, noszenie munduru we wszystkich sytuacjach. Z drugiej strony, oficerowie rezerwowi, nieczynni, emerytowani itp. mogli nosić mundur wyłącznie w czasie świąt wojskowych i ważnych uroczystości rodzinnych. Trudniej było ich kontrolować i mogli przypadkiem zadziałać na niekorzyść wizerunku wojska.

Bycie oficerem było więc czymś więcej niż pracą. 24 godziny na dobę taki mężczyzna musiał grać rolę reprezentanta armii. Praktycznie nie było sytuacji, w której odpowiadał wyłącznie za siebie. To dość duża odpowiedzialność i wymagające zadanie. Dlatego pojawiały się głosy, żeby zezwolić na noszenie cywilnego ubrania po godzinach służby, tak jak to robili Anglicy. Tamtejsi oficerowie, po powrocie z pracy, stawali się zwykłymi gentlemanami, nie wyróżniającymi się z tłumu innych. W Polsce panowało jednak podejście, że skoro oficer ma być jak najbliższy ideałowi, nie będzie mu sprawiało problemu noszenie munduru cały czas.

Nowy typ płaszcza wojskowego – 1935

Ale w czym problem?

Na początku lat trzydziestych, na łamach prasy wojskowej wywiązała się dyskusja na temat cywilnych strojów oficerów. Okazało się, że coraz częściej zdarzały się przypadki łamania przez nich przepisów i zakładania fraka na bale lub ubrania codziennego do załatwiania bieżących spraw. Zastanawiano się: „dlaczego oni to robią?”

Obserwując życie nasze własne, widzimy, że i u nas oficerowie „uciekają” od munduru, że gdzie mogą i kiedy tylko mogą wolą występować po cywilnemu. Nietylko na ulicy, w lokalach rozrywkowych, ale nawet na zabawach towarzyskich. Byłoby bardzo ciekawem oświetlenie szersze tego faktu. Czy oficerowie nasi nie lubią munduru, czy nie czują się dość w nim swobodnie, czy uważają go za niepraktyczny, czy i dla jakich celów nie odpowiedni.
Całe nasze pokolenia marzyły – nie jest to przesadą – o mundurze oficerskim polskim. Minęło ledwie lat kilkanaście od czasu, gdy mundur ten odżył i już nie tylko „panny nie idą za nim sznurem”, ale i my sami chętnie bardzo stroimy się w szatki cywilne, zostawiając nasz szary mundur – dla szarej naszej służby. [„Polska Zbrojna” 1930, nr 55.]

W toku dyskusji wyszło na jaw, że noszenie munduru wiązało się z wieloma restrykcjami. W końcu mundur miał swój honor i nie można było go plamić złym towarzystwem, miejscem, czy zachowaniem. Przykładowo: oficerowi nie wypadało gonić tramwaj czy autobus w mundurze, nie wypadało siedzieć w publicznym środku lokomocji, bo można było nie zauważyć osoby słabszej, której należy ustąpić miejsca – dla pewności lepiej było stać. Nie wypadało wystawać w kolejkach po zakupy, nosić pakunków czy pchać wózek z dzieckiem.

Życie natomiast nieraz wymagało takich zachowań. Oficerów nie zawsze było stać na bryczkę czy taksówkę. Drogie też były bilety na pierwsze rzędy do teatrów, a siadanie gdzieś z tyłu mogło psuć opinię o oficerach. W dodatku kiedy oficer robił zakupy w mundurze, sprzedawca często podnosił cenę sądząc, że go na nią stać.

Jeden z oficerów tłumaczył to tak:

Cywilny strój pozbawia nas przedewszystkiem ciągłego salutowania; drobna napozór rzecz potrafi jednak być męczącą zwłaszcza w dnie świąteczne. Przy czynieniu zakupów – cena usłyszana zależy także od tego, czy jesteśmy w mundurze czy cywilu. Oficer, obarczony paczkami – lub wskakujący w biegu do tramwaju – nie przedstawia sobą pożądanego widoku. Wielu z nas ma poza służbą pewne prace lub studja, na których lepiej występować w cywilnem ubraniu. A weźmy okres upałów letnich: żaden nawet najlepiej skrojony i najlżejszy mundur nie zastąpi letniego ubrania cywilnego. Każdy mundur ma to do siebie, że nie jest przewiewnym, a co zatem idzie, przykry w użyciu, skoro słońce mocno dogrzeje. [„Polska Zbrojna” 1930, nr 62.]

Rogatywka wzoru przepisowego – 1935

Mundur to symbol

W Polsce międzywojennej mundur oficera był symbolem całej armii. Dlatego kiedy obrażono oficera w mundurze, mówiło się, że obrażono nie tylko jego samego, ale również honor munduru, czyli honor całego odrodzonego Wojska Polskiego. Obrazić ten honor mógł również sam oficer swoim postępowaniem. Jeśli się upił i naubliżał innym, plamił ten honor i psuł opinię o armii. Groził mu za to sąd honorowy i, w skrajnych sytuacjach, wykluczenie z wojska, utrata stopnia oraz praw do świadczeń. Byłaby to dla niego największa katastrofa życiowa.

To właśnie z tego powodu oficerowie woleli czasami złamać przepis wojskowy i założyć strój cywilny. Wówczas przynajmniej ryzykowali tylko swoim imieniem, a nie całej armii. Pytanie tylko czy tendencja taka nie wystawiała właśnie złej wizytówki tej instytucji? Z drugiej strony nie można wykluczyć, że w wojsku było paru elegantów, którym było „nie do twarzy” w mundurze i w towarzystwie czuli się lepiej w pięknym fraku niż dumnym uniformie.

Specjalne komisje nieustannie pracowały nad poprawą mundurów niemalże do wybuchu II wojny światowej. Obawy, że zakładanie cywilnych strojów po godzinach służby stanie się plagą i rozbije spoistość korpusu na szczęście się nie ziściły. Pewnie po prostu potrzeby był ten wentyl bezpieczeństwa. Każdy przecież potrzebuje odrobiny luzu w życiu.

Swoją drogą: myślicie, że powiedzenie „za mundurem panny sznurem” ma jakieś przełożenie na dzisiejsze czasy, czy się zupełnie zdezaktualizowało?