W międzywojniu bycie gentlemanem oznaczało przynależność do elity społeczeństwa. Z tą przynależnością wiązały się liczne korzyści zarówno towarzyskie, jak i materialne. Gentlemani jednak nie legitymowali się wzajemnie, lecz rozpoznawali po stroju, manierach i wspólnych znajomych. Wykorzystywali to ci oszuści, którzy, mimo że wywodzili się z nizin społecznych, doskonale potrafili udawać zamożnego pana, a to otwierało im drzwi do wielu salonów i portfeli.

Czy to prawdziwy gentleman? – fot. z Madame Tussaud, William Shakespeare (z wosku) w swoim gabinecie.

Fryzjer urzędnikiem skarbowym

Gentleman mógł liczyć nie tylko na przychylność nowych znajomych i zaproszenia na różne spotkania oraz bale. Mógł też oczekiwać, że pozwoli mu się kupować na swój rachunek i spłacać go później. W czasach gdy strój i maniery stanowiły niejako uniform człowieka, który umożliwiał szybkie zaszufladkowanie go, nie było wcale trudno wprowadzić swoje otoczenie w błąd i wykorzystać powyższe zwyczaje.

Jeden z bardziej pospolitych przykładów takich oszustw stanowi niejaki Stanisław Wiśniewski, przedstawiający się w 1928 roku jako urzędnik skarbowy z Bydgoszczy. Faktycznie był to natomiast żonaty fryzjer nazwiskiem Repka. Status tych dwóch postaci był w ówczesnym społeczeństwie diametralnie różny. Udawanie Wiśniewskiego w Nakle, pozwoliło Repce żyć przez chwilę zupełnie innym życiem.

Fałszywy urzędnik mógł sobie pozwolić na zaciągnięcie wielu długów w ciągu miesiąca. W kawiarni „Zakopane” miał kredyt na 60 zł (ok. 1/4 pensji urzędnika). Od służącej pożyczył 15 zł (to raczej nie wypadało gentlemanowi, ale fryzjer najwyraźniej tego nie wiedział). W innej restauracji zadłużył się na 10 zł, u fryzjera na 8, natomiast w sklepie z tkaninami wziął towar za bagatela 100 zł! Nie zapłacił nawet za wynajem pokoju, a co gorsza obiecał gospodyni, że poślubi jej córkę. Podobno nawet datę ślubu wyznaczono.

Oczywiście kiepskie kłamstwo ma krótkie nogi i policja całkiem szybko rozpoznała oszusta, ale przez cały miesiąc Repka nie miał większych problemów by mamić swoje otoczenie. Dobrze ubrany i ostrzyżony, z gładkimi manierami i z ważnego urzędu otrzymywał kredyty gdzie tylko chciał.

<zobacz też wpis: Sposób jedzenia może cię zdradzić!>

Fałszywi oficerowie

Doskonałym pomysłem było podanie się za oficera. Co ciekawe wystarczyło zamówienie sobie u krawca odpowiedniego munduru i … unikanie innych oficerów i władz wojskowych, te oszukać było dużo trudniej. Niemniej znana jest historia z 1923 r., gdy pewien porucznik już szykował się do ślubu ze swoją wybranką. Nagle odbił mu ją inny oficer, kapitan z wyższymi odznaczeniami. Dobrze, że porucznik był asertywny. Nabrał podejrzeń i wysłał policjanta do wylegitymowania swojego konkurenta. Jak się okazało był to tylko oszust – Edward Jaworski. Niestety nie wiem jak to wpłynęło na relację między narzeczonymi.

Więcej szczęścia miał Bogumił Czechak. W młodości stracił lewą rękę, a że ukończył gimnazjum starał się znaleźć pracę umysłową. W końcu wpadł na pomysł, że sprawienie sobie munduru rotmistrza skutecznie odmieni jego życie… i miał rację! Od 1930 roku zaczął grać rolę rtm. Czackiego, oficera rannego w wojnie polsko-bolszewickiej i szybko zyskał sympatię wpływowych osób. Jako nowy przyjaciel senatora Popiela oraz hrabiego Stadnickiego, otrzymywał kolejne posady korepetytorów i guwernerów zamożnej młodzieży. Przystojny i z arystokratycznymi manierami potrafił przykuć do siebie uwagę wielu bogatych kobiet, które z łatwością uwodził i korzystał z ich pieniędzy.

Przedstawienie trwało w najlepsze przez kolejne dwa lata. Czechak zdążył wykorzystać wiele osób nim natrafił na pułkownika pułku, do którego rzekomo sam należał. Pułkownik go nie rozpoznał więc zwrócił się do MSWojsk. z pytaniem o tę postać. Okazało się oczywiście, że rtm. Czacki nie istnieje. Nieco później przyłapano go na noszeniu odznaczeń w złej kolejności, nieznajomości przepisów wojskowych i braku legitymacji. Wtedy już nie udało mu się wymknąć służbom. Został aresztowany.

Nagłówek z „Gońca Wielkopolskiego” – 1930

Fałszywy Rockefeller

Nie tylko w Polsce możliwe były takie oszustwa. W Stanach Zjednoczonych w 1930 roku głośno było o fałszywym członku rodziny Rockefelerów. Do Park Hotelu w Palm Beach na Florydzie przyjechał prawie bez bagażu, ale luksusowym autem i świetnie ubrany. Przedstawił się jako Raymond Douglas Rockefeller. Od poprzednich oszustów różnił się tym, że zaczął od punktualnego płacenia i dawania sutych napiwków.

Prawdziwy Rockefeller (z lewej) – John D. Rockefeller – 1915

Jego rozrzutność i nazwisko sprawiły, że szybko otoczył go wianuszek zainteresowanych młodzieńcem panien. W tydzień oszust zdążył rozkochać w sobie pewną młodą damę i oświadczył się jej w obecności jej rodziny. Podał się wówczas za syna samego króla nafty. Niestety, wpuszczony do bogatego domu swojej narzeczonej, wyszedł z niego w nocy, wraz ze wszystkimi kosztownościami, które udało mu się wynieść. Po czym słuch po nim zaginął.

Na jego nieszczęście, jakiś czas później, rozpoznał go jego niedoszły teść. Policji udało się go wówczas ująć i okazało się, że rzekomy syn Rockefellera to zwykły włamywacz John Lammersmith. Był już skazany na więzienie, z którego jednak udało mu się uciec w kobiecym przebraniu. Potem zaczął karierę żebraka w Nowym Jorku – bardzo lukratywną w tym czasie, ale w końcu wpadł na pomysł odegrania roli milionera.

Redaktor Gońca Wielkopolskiego podsumowywał powyższą historię tak: [takie przypadki] „w Stanach Zjednoczonych zdarzają się na porządku dziennym, dzięki niezwykłej naiwności Yankesów, tak dziwnej przy ich wielkim wyrobieniu życiowem”. Ale jak spojrzymy na wcześniejsze historie, to chyba trzeba uznać, że redaktor przeceniał własny naród.

Źródła:
„Lech Gazeta Gnieźnieńska”, 1928 nr 188.
„Goniec Wielkopolski”, 1930 nr 192.
„Polska Zbrojna”, 1923 nr 233.
Monika Piątkowska, Życie przestępcze w przedwojennej Polsce. Grandesy, kasiarze, brylanty, PWN, Warszawa 2012.