Już wcześniej zapowiadałem recenzję kryminału Williama Brodricka Szósta lamentacja. Zapowiadało się intrygująco, chociaż nie byłem pewien czy książka przypadnie mi do gustu. Po jej przeczytaniu muszę przyznać, iż pochłonęła mnie bez reszty. Wydaje mi się jednak, że mimo iż dotyczy odkrywania tajemnic, trudno ją zakwalifikować jako kryminał. Mniejsza zresztą z kategoriami. To książka o poszukiwaniu prawdy o własnych przodkach. Prawdy bolesnej, ale niezbędnej dla zaznania spokoju.
Przed lekturą
Kiedy wydawnictwo Hachette zaproponowało mi recenzowanie Szóstej lamentacji byłem nieco zaskoczony. Bloger piszący o gentlemanach ma recenzować kryminał? Okazało się jednak, że książka nawiązuje do wydarzeń z przeszłości, a dokładnie do czasów okupowanego Paryża podczas II wojny światowej. Dodatkowo zainteresował mnie autor, który porzucił zakon by pisać powieści. Ciekaw byłem co z tego wyjdzie.
Na pierwszy rzut oka jest to więc kryminał opowiadający o zbrodniarzu wojennym, który szuka schronienia przed mediami i policją w klasztorze. Ojciec Anzelm ma odkryć historię przybysza. Na tylnej stronie okładki przeczytamy „Szósta lamentacja to trzymająca w napięciu intryga kryminalna odsłaniająca zaskakujące tajemnice przeszłości, w które wplątany jest także Kościół”. Chwytliwe, nieprawdaż?
<<Książka jest do wygrania w Konkursie Kryminalnym>>
Powieść
Osobiście trudno mi odnaleźć w tej książce moje wyobrażenie o kryminałach, choć nie wiem jak inaczej określić tę powieść. Dla mnie dotyczy ona poszukiwania własnych korzeni, prawdy o swojej i swoich bliskich przeszłości. Wystarczy się bowiem cofnąć o dwa pokolenia, do młodości naszych dziadków, a okaże się, że istniał wówczas zupełnie inny świat, świat ogarnięty wojną i bezprawiem. Wiele się wtedy działo rzeczy, o których większość ich bohaterów wolałaby nie pamiętać.
Natomiast pięćdziesiąt lat później, kiedy wnukowie tych ludzi stali się już dorośli i odkryli w sobie potrzebę poznania swojej historii, te wydarzenia znów wychodzą na światło dzienne. Początkowo w wersji szczątkowej, zupełnie nie spełniającej praw logiki, ale zaspokajającej pierwszą ciekawość. Drążenie jednak się nie kończy, aż młodzi docierają do faktów, których nigdy się nie spodziewali i sami nie wiedzą, czy chcieli je znać.
Korzenie rodzinne
Ta książka wciągnęła nie ze względu na świetną intrygę, nie ze względu na porywającą tajemnicę, ale właśnie ze względu na to, że mogę się identyfikować z tymi osobami, które szukają prawdy nie zawsze tam gdzie wolno. Nie tak dawno temu publikowałem na blogu artykuł o spisywaniu historii swojej rodziny. Mam w pamięci jak niewiele wiem o wydarzeniach z czasów wojny. Spodziewam się, że zgłębiając ten okres, wielu z nas mogłoby trafić na mur celowo zapomnianych historii, albo sprawy, o których lepiej nie wiedzieć.
Z początku mamy wrażenie, że mamy prawo do poznania tych faktów. One w końcu kształtowały naszą rodzinę i nas samych. To część naszej tożsamości, czy tego chcemy czy nie. Jednak czytając tę powieść, zadajemy sobie pytanie: czy faktycznie powinniśmy dociekać prawdy, jeśli jest przed nami ukrywana? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.
Osądzić zbrodnie
W powieści Williama Brodricka mamy do czynienia ze zbrodniarzem, którego wszyscy chcą skazać za jego grzechy. Okazuje się jednak, że prawda o nim odkrywa również prawdę o innych, do tej pory zupełnie mylnie ocenianych osób. „Nic nie jest tym czym się wydaje” – te słowa kilkukrotnie padają na kartach tej książki. Pospieszne wnioski wiodą donikąd. Większość osób zaangażowanych w opisywane wydarzenia w Paryżu w 1942 i 1944 roku odegrała nieco inną rolę, niż się wszystkim początkowo zdawało.
Za odkrycie prawdy wzięli się wnukowie bohaterów tamtych dni, policja i wspomniany już mnich, ojciec Anzelm. Każdy ma trochę inny cel. Wnukowie chcą wyjaśnić tajemnicę swoich rodzin. Policja, sprawnie pozbyć się niechcianego zbrodniarza. Anzelm, na zlecenie Watykanu, ma natomiast zadbać o wizerunek Kościoła i zakonu. To jednak motyw tajemnic rodzinnych jest na pierwszym planie, a nie skandale dotyczące duchownych.
Na plus
Oceniając powieść trzeba przyznać, że autor bardzo zręcznie odkrywa przed czytelnikiem karty. Cała historia dotycząca okupowanego Paryża jest bardzo skomplikowana. Jest tam wiele przecinających się wątków, niedomówień i sekretów. Czytelnik do ostatnich chwil nie wie wszystkiego. Brodrick skutecznie buduje napięcie, stopniowo wzmacniając w czytelniku potrzebę odkrycia prawdy. Jak się ostatecznie okazuje, warto było czekać do końca.
Zdecydowaną zaletą powieści jest jej zdolność do pobudzania do refleksji o historiach naszych dziadków i babć, zwłaszcza z okresu II wojny światowej. Chociaż cała opowieść jest dość niewiarygodna, to nie ma się wrażenia, że jest sztuczna. Zwłaszcza przeżycia bohaterów wydają się szczere. Dodatkowo, autor opierał się na źródłach i opracowaniach historycznych. Czuć, że pewnie poruszał się opisach przeszłości, ale nie uniknął uproszczeń, do których zresztą sam się przyznał w posłowiu.
Na minus
Chyba najbardziej brakowało mi w tej książce charakterologicznego i językowego zróżnicowania bohaterów. Mało jest w niej postaci wyrazistych. Przez większość przemawia zmęczenie przeszłością. Niekiedy wydają się zbyt podobni do siebie.
Czasami przeszkadzało mi też porzucanie różnych wątków. Jeden bohater powiedział coś interesującego, ale drugi go o to nie zapytał, nie pociągnął za język. Bywało, że coś, co dla bohaterów było wątpliwe, wydawało mi się już dawno wyjaśnione. Niemniej to małe mankamenty.
Ostatecznie cała historia z czasów wojny i powojenne ścieżki bohaterów niekiedy zadziwiały, do tego stopnia, że aż chciałem zapytać: czy autor nie przesadził? Ciągle uważam, że złożony już w całość obrazek wydaje się aż nazbyt nieprawdopodobny, żeby mógł się kiedykolwiek wydarzyć. Na szczęście Brodrick na tyle umiejętnie prowadzi narrację, że nie miałem problemu z przymknięciem oka na te wątpliwości. I tak dla mnie największą wartość przedstawia ta książka jako źródło inspiracji, a nie ciekawa intryga.
Podsumowanie i konkurs
Ogółem cieszę się, że mogłem przeczytać tę powieść. Zapewne sam bym po nią nie sięgnął. Cieszę się, że nie jest to kolejny Kod Leonarda Da Vinci, czy Morderstwo w Orient Expressie. Myślę, że na długo zostanie mi w pamięci.
Dla Was mam natomiast aż trzy egzemplarze tej książki. Już od tygodnia trwa Konkurs Kryminalny. Należy odpowiedzieć na pytanie: jaki jest Twój ulubiony kryminał? a odpowiedź uzasadnić. Wszystkie szczegóły znajdziecie we wpisie konkursowym. Odpowiedzi można nadsyłać do 22 II.
Jeśli podobał Ci się ten artykuł, będę wdzięczny za polecenie go znajomym!
Możesz subskrybować wpisy przez RSS, e-mail, Facebook albo Twittera. Wszystkie opcje po prawej stronie.
Ulubiony kryminał? „Piernikowe makabreski”. Świetna książka, trzymająca w napięciu akcja i do tego fantastycznie opisana, takim lekkim przystępnym językiem. A do tego przepisy, to jest to co każda kobieta uwielbia. Właśnie tego typu książki lubię, takie, które trzymają mnie w napięciu i nie pozwalają się oderwać od kolejnych stron nawet mimo późnej pory. Takie przy których w trakcie czytania próbuję już wybiec akcją do przodu by dowiedzieć się jakie jest sedno sprawy. Lubię dobre książki i „Piernikowe makabreski” spełniły moje kryminalne oczekiwania.
Anno,
to nie jest miejsce na odpowiedzi. Zajrzyj do wpisu konkursowego, tam są wszystkie zasady:
https://kielban.pl/2013/02/kryminalny-konkurs-z-hachette/