Wimbledon jest rozgrywany od 1877 roku, co czyni go najstarszym turniejem tenisowym na świecie. Jest zaliczany do Wielkiego Szlema, uważa się go za najważniejszy i najbardziej prestiżowy z turniejów w tej dyscyplinie na świecie. Przez całą swoją historię przyciągnął wiele niezwykle ciekawych postaci, był świadkiem szeregu interesujących wydarzeń, a przede wszystkim oferował niesamowite wrażenia z mistrzowskich starć.
Wszystko zaczęło się od… krykieta
Może Was zaskoczę, ale początek najsławniejszego turnieju tenisowego zawdzięczamy klubowi krykieta. W 1868 roku powstał All England Croquet Club, który miał zrzeszać miłośników tego właśnie sportu. Niebawem okazało się jednak, że popularność tej dyscypliny szybko słabnie, a jej miejsce zajmuje tenis ziemny. Dlatego też w 1877 r. All England Club dorzucił do swojej nazwy „and Lawn Tennis” i zorganizował spotkanie dla miłośników tenisa w londyńskiej dzielnicy Wimbledon.
Zgłosiło się 22 mężczyzn, a finał oglądało ok. 200 osób. Używano wówczas zwykłego obuwia bez obcasów, ciężkich drewnianych rakiet i piłek otoczonych flanelowymi poszewkami. Do ważnych wydarzeń turnieju należy zaliczyć: dodanie męskiego debla i singla kobiet (1884), dodanie debla kobiet i mieszanego (1913), pierwsze zwycięstwo czarnoskórego zawodnika – Arthura Ashe’a (1975), zrównanie nagród dla mężczyzn i kobiet (2007). Obecnie turniej oglądają dziesiątki tysięcy widzów na trybunach, a przed telewizorami dziesiątki, a nawet setki milionów.
Kort centralny, na którym rozgrywane są wszystkie finały i półfinały turnieju wybudowano w 1922 roku i w przeciwieństwie do innych kortów wielkoszlemowych wciąż pokryty jest trawą (życicą). W czasie drugiej wojny światowej ten kort został zbombardowany i do 1947 roku nie udało się go naprawić. Niemniej organizatorzy postanowili rozegrać turniej jeszcze w 1946, co miało znaczący wpływ na tempo napraw i powrót do świata sportu na pozycję lidera w mistrzostwach tenisa ziemnego.
<<Zobacz też: Polo – sport królów>>
Król na korcie
W 50. rocznicę pierwszego turnieju na korcie pojawił się w roli zawodnika przyszły król Jerzy VI w parze z Sir Louisem Leislerem Greigiem. Jako młodzi zawodnicy stanęli na przeciw dwóm tenisistom w znacznie starszym wieku. Byli to Arthur Gore (58), trzykrotny zwycięzca turnieju oraz H. Roper Barrett (52), który dwukrotnie walczył o tytuł w finale. Niestety młodzieńcza energia nie zdołała pobić wieloletniego doświadczenia i przyszły władca przegrał. Do tej pory, to jedyny członek rodziny królewskiej, który grał w Wimbledonie.
Wielkie twarze Wimbledonu
Wimbledon ma też swoje gwiazdy. Jedną z pierwszych był William Renshaw, który w latach 1882-1887 i 1889 wygrał mistrzostwa siedmiokrotnie. Jego sukcesy wzmogły zainteresowanie tenisem w Anglii. Byli też bracia Doherty, Reggie i Laurie. Zdominowali oni mistrzostwa w Wimbledonie w latach 1897-1906. Przez te dziesięć lat najpierw Reggie, później Laurie wygrali aż dziewięć razy. Natomiast grając razem w debla wygrali aż osiem razy między 1897 a 1905 rokiem.
W latach dwudziestych zawody zdominowali francuzi, którym nie udało się odebrać tytułu między 1924 a 1929 rokiem. Byli to „Czterej Muszkieterowie”: Jean Borotra, Henri Cochet, Rene Lacoste oraz specjalista od debla Jacques Brugnon. Rene Lacoste powinien być Wam doskonale znany. Po zakończeniu kariery sportowej zajął się udoskonalaniem stroju tenisistów, dzięki czemu powstały koszulki polo (używane najpierw na kortach, a dopiero później w samym polo).
Podobnie jak Renshaw, siedem razy wygrali też Pete Sampras (1993-1995, 1997-2000) oraz Roger Federer (2003-2007, 2009 i 2012). Co ciekawe spotkali się w turnieju dokładnie na styku ich karier. W 2001, w czwartej rundzie Wimbledonu Sampras uległ Federerowi po zaciętej walce. Od tego czasu Sampras nie wygrał już tego turnieju, a Federer dwa lata później rozpoczął swój cykl zwycięstw, w tym w zeszłym roku.
<<Zobacz też: Oksford – kultowa szkoła gentlemanów>>
Najdłuższe starcia na Wimbledonie
Jeden z najdłuższych meczy na Wimbledonie rozegrał się w trzeciej rundzie mistrzostw w 1953 roku między Czechem o brytyjskim obywatelstwie Jaroslavem Drobnym a Amerykaninem Budgem Pattym. Pierwszy set wygrał Drobny 8-6, ale kolejny był istnym maratonem. Wygrał go Patty 18-16. Walka trwała aż do 21.15 kiedy to Drobny wreszcie odniósł zwycięstwo po całkowitej liczbie 93 gemów tego meczu! W poprzednich latach Drobny już dwukrotnie walczył o tytuł, lecz to dopiero w następnym roku miało mu się udać.
Jeszcze dłuższy mecz rozegrano w 1969 roku między Pancho Gonzalesem i Charliem Pasarellem. Był to mecz rundy pierwszej. Gonzales miał wówczas 41 lat, a jego przeciwnik był o 16 lat młodszy. Pierwszy set był istną batalią, ale skończył się zwycięstwem Gonzalesa 24-22. Wówczas zaczęło już zachodzić słońce i czterdziestolatek nalegał na zawieszenie meczu, na co nie zgodził się sędzia. W gorszym świetle młody Pasarell wygrał 6-1, po czym sędzia zgodził się, że mecz należy przerwać, ku niezadowoleniu widzów. Kolejnego dnia zawodnicy stanęli do dalszego boju. Mecz ostatecznie trwał 5 godzin i 12 minut. Wszystkie trzy sety tego dnia wygrał Gonzales 16-14, 6-3 i 11-9. Rozegrano zatem aż 112 gemów. Z uwagi na jakość gry, ten mecz jest uznawany za jedno z najlepszych starć Wimbledonu w ogóle, a ze względu na liczbę gemów jest drugim co do długości.
Najdłuższy mecz w historii tenisa (zarówno w liczbie gemów, jak i długości trwania) rozegrano w trakcie tego turnieju zaledwie trzy lata temu. W 2010 roku, w pierwszej rundzie stanęli na przeciwko siebie John Isner i Nicolas Mahut. Mecz rozpoczął się 22 czerwca o 18.13 i został przerwany po dwóch setach o 21.05. Kolejnego dnia ci zawodnicy grali od 14.05. Do 17.45 pobili rekord długości meczu, ale walka trwała dalej. O 21.10 znów należało przerwać mecz z uwagi na zachodzące słońce. Wynik zawieszono na poziomie 59-59 w piątym secie. Kontynuowano trzeciego dnia od 15.43 do 16.48, kiedy to w końcu zwyciężył John Isner. Gra trwała razem 11 godzin i 5 minut, z czego ostatni set aż 8 godzin i 11 minut (6:4, 3:6, 6:7(7), 7:6(3), 70:68). Nazwano to starcie „niekończącym się meczem”. Obaj zawodnicy pobili wówczas wiele rekordów. Między innymi każdy z nich zaserwował więcej niż 100 asów.
<<Zobacz też: Każdy mężczyzna powinien odbyć swoją podróż>>
Gra się rozpoczęła
Właśnie rozpoczął się kolejny turniej Wimbledonu. Trwa od 24 czerwca 2013 do 7 lipca. To już 127 edycja. O zwycięstwo walczyć będą między innymi Agnieszka Radwańska i Jerzy Janowicz, a także Łukasz Kubot i Urszula Radwańska. Agnieszka Radwańska w zeszłym roku otarła się o wygraną. W tym roku na pewno też nas nie zawiedzie! Będziecie kibicować?
Pewnie, że będziemy kibicować!
Wimbledon ma swój własny styl – pięknie wyglądają te białe stroje na zielonej trawie.
Janowicz rozpoczął dziś w świetnym stylu.
Wspaniale i szacownie, jak zawsze, komentował Bohdan Tomaszewski (dla dżentelmenów wzór do naśladowania).
Oczywiście jest kilka wimbledońskich tradycji, jak choćby te stroje, no i nasza polska tradycja – pan Tomaszewski. Nie mogłem ich jednak zmieścić to pierwszego wpisu na ten temat.
Jeśli jednak będzie zainteresowanie, posiedzimy nad tenisem trochę dłużej.
W ogóle tenis to taki sport dla dżentelmenów.
Warto napisać o nim coś więcej, bo jest bardzo ciekawy.
Wimbledońskie tradycje to też truskawki, regularne opady deszczu, wolna niedziela, dopingowanie słabszego zawodnika przez publiczność, kolory zielony i fioletowy.
Dużo tego, ale w końcu to Anglia…
Nie ukrywam, że chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o tym szlachetnym sporcie. Dzisiejszy wpis mimo, że bardzo ciekawy, to pozostawił pewien niedosyt. 🙂
Będzie okazja: albo koniec Wimbledonu, albo moja wizyta na Poznań Open, na który najprawdopodobniej pójdę.
Ciesze sie,ze napisales o Wimbledonie.Mieszkam w przyleglej dzielnicy od 11 lat i co roku napawam sie atmosfera tak wielkiego wydarzenia jakim jest Wimbledon Championships.Tego nie da sie opisac … To trzeba zobaczyc … Nie jest latwo bo bilety rozchodza sie jak „cieple bulki” 😉
Nic dziwnego, że tak szybko się rozchodzą. Niestety kiedy mieszkałem w Londynie nie wpadłem na to, by chociaż zobaczyć kort centralny, ale moja lista rzeczy do zrobienia przy kolejnej dłuższej wizycie właśnie została zaktualizowana o nowe miejsce.
No to może teraz czas na jakiś wpis o golfie. To drugi poza tenisem sport, w którym etykieta jest tak ważna (albo nawet bardziej), a gra nawet często na poziomie zawodowym odbywa się bez sędziów i opiera na wzajemnym przekonaniu o uczciwości drugiej strony.
A Wimbledon zawsze traktuje się jak coś wyjątkowego. Dla mnie większość klimatu tworzą właśnie te białe stroje. Fenomenalna tradycja.
Tak! O golfie myślę od dłuższego czasu, ale nie bardzo chcę o nim pisać mając jakiekolwiek doświadczenie jedynie w mini-golfie. Mam nadzieję, że szybko nadrobię straty.
A możemy spodziewać się wpisu o snookerze? 😀
Wpisuję na listę.
Zaiste tenis sportem dla gentlemenów jest. Chciałbym jednak zauważyć o pewnym chohliku jaki wdarł się we wpis. Wynik meczy Isner – Mahut brzmiał:
„6:4, 3:6, 6:7(7), 7:6(3), 70:68” o czym świadczy nawet tablica wynków na zdjęciu, a nie „6-4, 3-6, 7-9, 7-3, 70-68”. Wynik ostatniej partii jest tak wysoki ponieważ 5 seta gra się bez tie breaków.
PS Oczywiście śledzę poczynania naszych tenisistek i tenisistów. W singlu gra jeszcze Michał Przysiężny. Świetnie, że biały sport w Polsce pnie się po latach kryzysu.
Pozdrawiam!
Ten chochlik był poniekąd świadomie popełniony. Wynik tego meczu zapisuje się też tak: „6–4, 3–6, 6–7(7–9), 7–6(7–3), 70–68”.
Podawany wszędzie wynik 183 gemów otrzymamy po zastąpieniu cyfr przed nawiasami, tymi z nawiasów. To trochę mylące.
Czy w takim razie mogę prosić jakieś bardziej doświadczone osoby o wyjaśnienie cyfr w nawiasach?
Wyniki w nawiasach to wyniki ostatnich gemów (tie breaków) tych setów. W ostatnim 5-tym secie, zamiast tie breaka gra się, aż któryś z zawodników osiągnie przewagę 2 gemów.
Mogło Pana trochę zmylić to, że suma liczby gemów w setach 3. i 4. (6+7+7+6) jest równa sumie punktów rozegranych w tiebreakach tych setów (7+9+7+3).
Opis tie breaków: https://pl.wikipedia.org/wiki/Tie-break
Cyfry w nawiasach oznaczają małe punkty w tie breaku. Podaje je się w nawiasach, natomiast bez nawiasów podajemy wyniki setów. Dlatego uproszczenie bez nawiasów jest mylące.
pozdrawiam
Uwaga ogólna: O ile mi wiadomo w zasadach języka angielskiego gentelman stanowi liczbę pojedynczą oznaczającą „kulturalnego Pana” czyli gentelmana właśnie. Natomiast Gentelmen to już liczba mnoga oznaczająca „kulturalnych Panów”. Z tego też względu nazwa bloga: „Czas gentelmanów” jest gramatycznym potworkiem, abstrahując już nawet od polskiej końcówki słowa pochodzenia obcego. Nazwa powinna brzmieć „Czas Gentelmenów”. Jest to o tyle ważne, że stara się Pan uczyć swych czytelników o dobrych manierach, poprawności wysławiania się czy, jak powyżej, zasadach poprawnego pisania maili.
Panie Życzliwy, z samego faktu czynionej uwagi wnioskuję, że leży Panu na sercu dobro tego bloga, za co jestem niezmiernie wdzięczny. Niestety nie mogę się zgodzić z Pańskimi wnioskami. Po pierwsze poprawna pisownia to „gentleman”. Zapisuje ją Pan źle, mieszając wersję polską z angielską. Po drugie polska ortografia (a stosujemy w Polsce właśnie polską, a nie angielską, ortografię) nakazuje z angielskim słowem zrobić właśnie to, co ja zrobiłem wybierając nazwę dla bloga. Pisałem o tych zasadach zresztą już dawno temu i polecam Panu tamten wpis: https://kielban.pl/2011/10/dzentelmen-czy-gentleman/ Jeśli interesuje Pana to, dlaczego zdecydowałem się na wersję angielską, a nie polską, odpowiem,… Czytaj więcej »
„Po pierwsze poprawna pisownia to „gentleman”. Zapisuje ją Pan źle, mieszając wersję polską z angielską” – Ma Pan rację, ale jest to pomyłka mechaniczna. Gentlemen wywodzi się od przymiotnika „gentle”- delikatny, czuły, i chyba najtrafniej,łagodny- więc przyznaje Panu rację. Nie zmienia to jednak faktu, że niezależnie od okresu w którym dane słowo zakorzeniło się w języku polskim, poprawna forma gramatyczna liczby mnogiej słowa „Gentleman” brzmi „Gentlemen” a nazwa blogu brzmi, gdyby się przyczepić i spolszczyć już zupełnie), „Czas dżentelmena’ów”. I brzmi tym samym niezwykle dziwacznie… Poza tym nadal myli Pan liczbę mnogą z liczbą pojedynczą. Wspomniane „e” i „a” robi… Czytaj więcej »
Pisząc ten komentarz pokazał Pan, że jest na bakier z polską ortografią. Proszę na przyszłość najpierw sprawdzać swoje przekonania, a potem krytykować innych. Przydałoby się sprawdzić choćby link, który Panu podałem.
Powtórzę: nazwa bloga jest całkowicie poprawna.
Myślę, że należy bardziej rozwinąć tematykę sportu na blogu. Być może mogłyby pojawić się artykuły na temat takich dyscyplin jak golf, szermierka, snooker, tenis ziemny? Osobiście byłabym najbardziej zainteresowana informacjami, które byłyby pomocne na samym początku, dla osoby która chciałaby te sporty uprawiać dla własnej przyjemności.