Wśród arystokratycznych rodów tradycja zawsze odgrywała ważną rolę. Między innymi pielęgnowano pamięć o rycerskich korzeniach poprzez zwyczaje myśliwskie. Męscy członkowie rodu nie tylko czuli się w obowiązku by brać udział w polowaniach. Kunsztowna broń i okazałe trofea myśliwskie stanowiły dla nich obiekt wielkiego pożądania i dumy. Nie można się zatem dziwić, że polowania cieszyły się ogromną popularnością.
Tradycja polowań
Od wieków polowania były zarezerwowane dla elit. Uprawiać łowiectwo mógł bowiem tylko ten, kto posiadał ziemię. Właściciel dbał o odpowiednią liczebność populacji zwierzyny, a co jakiś czas zbierał „plony”. W średniowieczu polowało więc rycerstwo, a później arystokracja i szlachta. Dlatego też myślistwo tylko częściowo służyło pozyskiwaniu mięsa i skór. W zdecydowanie większym stopniu było rozrywką możnych, nawiązaniem do wiekowych tradycji i sposobem na zaznanie swobody.
W XIX i na początku XX wieku polskie elity chętnie korzystały ze swoich włości, by organizować wystawne polowania. Uczestniczyły w nich znane i poważane osobistości. O niektórych polowaniach krążyły później w towarzystwie barwne opowieści, a niekiedy udało się zdobyć trofeum, które zyskiwało międzynarodową sławę. Była to bowiem nie tylko polska tradycja. Myślistwo miało się świetnie w całej Europie.
Szczególnym okresem dla myśliwych był listopad. W dniu św. Huberta (3. XI), patrona myśliwych, organizowano świąteczne polowanie, które rozpoczynało gorący sezon łowów.
<<Zobacz też: Oficer – perfekcyjny gentleman – zachowanie na ulicy>>
Polowania zbiorowe
Hubertus był dobrą okazją do spotkania się z ważnymi znajomymi, nawiązania nowych kontaktów i zaimponowania przybyłym. Posiadacze wielkich terenów lubowali się w organizowaniu coraz okazalszych polowań. Dbano o to, by przybywali wyłącznie wyśmienici goście, słynący albo ze swoich myśliwskich osiągnięć, albo z zajmowanych stanowisk. Byli to często nawet zagraniczni delegaci, politycy i prezydenci II RP. Dla nich przygotowywano wykwintne posiłki, pełne atrakcji miejsca polowań, a po skończonym dniu wystawne bale.
Polowania świąteczne odbywały się zazwyczaj z naganką, można było więc zapomnieć o wyciszającym skradaniu się po kniei. W sporym gronie myśliwych, naganiaczy i różnorakiej świty robiło się ciasno nawet w lesie. Nie każdemu to odpowiadało i chętnie organizowano mniej wystawne zjazdy, by jedynie w doborowym gronie zapuścić się w łowisko. Myślistwo cieszyło się popularnością też wśród niżej urodzonych bogaczy. Organizowano więc polowania również dla nich, w celach zarobkowych.
<<Zobacz też: Myślistwo okiem osoby z zewnątrz>>
Mięso
Każdemu gospodarzowi zależało, żeby jego goście byli jak najbardziej usatysfakcjonowani z efektów swoich polowań. Jak już wspominałem, nie chodziło wcale o pozyskanie mięsa. Gość, który coś upolował, nie miał praw do swoich zdobyczy. Musiał czerpać przyjemność z samego wydarzenia. Stąd też nie ograniczano się do zabicia kilku sztuk. Jeśli zwierzyny było „za dużo”, polowano przy użyciu dwóch strzelb ładowanych przez kogoś do pomocy. Zaiste efekty polowań bywały niekiedy całkiem imponujące. Upolowane zwierzęta często liczono w setkach. Głównie ptactwo, ale też dziki, zające i lisy.
Większość dziczyzny była przeznaczana na sprzedaż na Zachodzie. Część pozostawiano we dworze, częścią obdarowywano gości, ale była też część, którą przyrządzano na miejscu. Niektórzy kucharze wręcz specjalizowali się w przygotowywaniu wykwintnych potraw ze świeżo upolowanej dziczyzny nawet w polowych warunkach. Ówczesna wiedza medyczna nie skłaniała jeszcze do badania mięsa na obecność groźnych chorób.
Posiłki były dla myśliwych bardzo ważne. Szli w teren wcześnie rano, gdzieś na polanie jedli śniadanie i dopiero o zmroku wracali do dworu. Nie zawsze jedzono jednak świeżą dziczyznę. Na przykład podczas polowań wigilijnych spożywano dania postne. Natomiast tradycyjne polowe, myśliwskie śniadanie wyglądało mniej więcej tak:
Dookoła stał niski stół w kształcie podkowy, zbity ze świeżych desek, a przy nim ławy z cienkich pni brzozowych. Służba domowa kręciła się koło kotłów i wyciągała z koszy cynowe talerze, kieliszki i sztućce. […] Myśliwi zasiedli na ławach, a my roznosiłyśmy kieliszki z nalewką i podawałyśmy bułki z szynką i pasztetem. […] Potem rozdano talerze, na których dymiły zrazy z kaszą, a wreszcie w filiżankach roznosiłyśmy herbatę z czerwonym winem na rozgrzewkę i pomarańcze w wielkich koszach. Trochę dalej, na polanie obiadowała nagonka. Dostali też wódkę, dużo chleba i kiełbasy, a gajowi w trzecim kącie polany jedni swój bigos. – Anna z Branickich Wolska
<<Zobacz też: „Kodeks myśliwski” czyli na mięso nie licz!>>
Broń
Wspominając o polowaniach arystokracji nie można zapomnieć o broni. Jeszcze w początkach XIX wieku była ona całkiem niedoskonała. Używano bowiem fuzji nabijanych od przodu, do których potrzebne były rożki z amunicją, prochownice, stemple, spłonki, zapalniki itd. Dlatego też polowanie w czasie deszczu było niemal niemożliwe. Dopiero później nastąpiła rewolucja. Pojawiła się broń ładowana od tyłu i do tego uniwersalna, pozwalająca strzelać zarówno śrutem, jak i kulami.
Broń zazwyczaj wisiała w dobrze wyeksponowanych miejscach we dworze. Była bowiem dumą właściciela. Nic więc dziwnego, że panował pewien snobizm. Każdy myśliwy marzył o lepszej strzelbie i z zazdrością patrzył na każdy najnowszy model dumnie prezentowany na ramieniu towarzysza. Panowała moda na wyroby angielskich zakładów rusznikarskich Purdey, Holland-Holland, Westley Richards i Vickers, ale także na belgijskie Lebeau i Defourny-Severin oraz francuskie Pirlet i Galand. Standardem było, że każdy chciał obejrzeć taką broń:
Na polowaniach gremialnych każda sztuka broni zdaje się fascynować towarzystwo. Bierze się ją do ręki z wolą czy bez woli właściciela, ogląda, przełamuje, koniecznie sprawdza czystość lufy pod światło; czasami nawet rozbiera się ją ku rozpaczy właściciela, który widzi, jak taki przysięgły znawca, aby zbadać system zamków, pakuje bez ceremonii lufy w śnieg. A wreszcie wypowiada się ocenę, naturalnie bezapelacyjną. Biada, jeżeli broń zostanie zwrócona bez słowa oceny. Wówczas nieszczęsny jej posiadaczu, chowaj się pod ziemię; nie masz w ogóle co robić na polowaniu. – „Łowca Polski” 1939
<<Zobacz też: Etykieta walki na szable, czyli potyczka dwóch szermierzy>>
Trofea
We włościańskich dworach ściany ozdabiano także myśliwskimi trofeami. I to była jedna z najważniejszych kwestii, dla jakich polowano. Początkujący myśliwy cieszył się z każdej upolowanej kaczki i zająca. Prawdziwe trofea zaczynały się jednak wraz z dorodnym porożem jeleni i łosi. Myśliwy o większym doświadczeniu starał się natomiast upolować wilka. W tamtych czasach traktowano je jako groźne szkodniki i często na nie polowano. Futro z wilka było bardzo cenione przez myśliwych. Robiono z nich zimowe okrycia myśliwskie.
Największym marzeniem każdego myśliwego było natomiast upolowanie niedźwiedzia. Postawienie sobie takiego zwierza, oczywiście wypchanego, w swoim dworze było uznawane z wielkie osiągnięcie. Zdarzało się jednak, że gospodarz, mimo ogromnych chęci, ustępował gościowi, żeby to on strzelił i mógł wrócić z wyprawy jeszcze bardziej zadowolony. Tak niekiedy objawiała się polska gościnność.
<<Zobacz też: 10 przedmiotów, które świetnie uzupełnią gabinet gentlemana>>
Polowania dawnych gentlemanów
Nie da się ukryć, że myślistwo należało do jednych z najważniejszych zajęć niegdysiejszych gentlemanów. W wieku XIX i na początku XX mało kto widział w polowaniach cokolwiek złego. Byli jednak mężczyźni, których łowy zwyczajnie nudziły. Musieli być niezwykle asertywni, żeby odmawiać wypraw, gdyż takie zachowania poczytywano jako dziwactwo.
Dzisiaj sprawa ma się zupełnie inaczej, ale to już całkiem inna historia. Zainteresowanych współczesnym myślistwem odsyłam póki co do tekstu Myślistwo okiem osoby z zewnątrz. Wspomniany wpis powstał między innymi po to, by pod nim toczyć dyskusję o zasadności myślistwa dzisiaj. Uprzejmie proszę nie przenosić jej tutaj.
Źr. Maja i Jan Łozińscy, „Życie codzienne arystokracji”, PWN, Warszawa 2013.Tomasz Adam Pruszak, „O ziemiańskim świętowaniu”, PWN, Warszawa 2011.
Maria z Colonna Walewskich Wielopolska, „Obyczaje towarzyskie”, Lwów 1938.
Pięknie! Aż chce się czytać…
Dodam tylko że często w prasie łowieckiej (jak choćby np. 'Łowiec Polski’ czy 'Brać Łowiecka’) są obfite artykuły poświęcone dawnym łowom, konkretnym osobom czy tradycjom.
Pozdrawiam,
Darz Bór!
Przy okazji polecam lekturę dawnej prasy łowieckiej dostępnej online:
Gazeta leśna i myśliwska 1912-1914
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=194208&dirds=1&tab=3
Łowiec Polski 1899-1945
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=96367&dirds=1&tab=3
Przegląd Myśliwski i Łowiectwo Polskie 1923-1926
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=137943&dirds=1&tab=3
Jeździec i Myśliwy 1891-1915
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/237717?tab=1
Łowiec 1878-1939
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=131203&dirds=1&tab=3
Myśliwy 1937-1939
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=125919&dirds=1&tab=3
Echa leśne 1924-1937
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication?id=299736&tab=3
A może jeszcze taka pozycja dla głodnych myśliwych:
Jan Szytler, Poradnik dla myśliwych: czyli o rozmaitych sposobach zabijania lub łowienia zwierząt, z przydanemi uwagami nad obchodzeniem się z bronią utrzymywaniem koni, układaniem psów i sokołów do polowania zbieraniem i konserwowaniem trufli, urządzaniem wabiów it. d. : dzieło dla łowczych i miłośników polowania wielce uźyteczne. 1839
http://books.google.pl/books/about/Poradnik_dla_my%C5%9Bliwych.html?hl=pl&id=l3Y7AAAAcAAJ
Ależ jak najbardziej!
Użyłem cytatu z tej książki w tej grafice:
http://on.fb.me/17McsIH
Jako myśliwy i pasjonat broni zobaczyłem parę błędów, lecz nie są aż tak istotne, aby przekreślać artykuł.
Bardzo mnie to cieszy, że poruszasz tematykę łowiectwa, które obecnie jest demonizowany i spychane na margines. Stanowi ono przecież ogrom naszych polskich tradycji, obyczajów i jest związane z historią kraju.
Mam nadzieję, że dzięki takim artykułom łowiectwo zostanie zaakceptowane i nie będzie odbierano jako zabawa dla „elyty”.
Byłam ostatnio w zamku w Łańcucie i miałam możliwość przekonania się na własne oczy w jakich luksusach żyła tamtejsza między wojenna arystokracja. Dotyczyło to także polowań na które przyjeżdżała również brytyjska elita. Szkoda, że się to skończyło.