Od dawna się z tym męczyłem. Krawaty i muszki na niewygodnym wieszaku, a poszetki poutykane w niepraktycznych pudełkach. Wreszcie powiedziałem sobie basta! Mam piłę, papier ścierny, kupię deski i zrobię sobie regalik marzeń. Jak pomyślałem, tak zrobiłem i oto jest. Dzisiaj pokażę Wam jak wykonałem ten mebel krok po kroku.
Plan był taki, żeby zrobić w pełni drewniany regalik z kwadratowymi przegródkami mniej więcej 10×10 cm. Upatrzone miejsce miałem w mojej garderobie między dwoma dużymi meblami. Od tej przestrzeni uzależniłem wielkość regaliku. Odrobinę w drewnie już pracowałem, więc uznałem, że wykonanie tak prostej konstrukcji jest na moje możliwości. Przy czym poprzeczka została podniesiona na tyle wysoko, że mogłem się z tego projektu wiele nauczyć.

Moje miejsce na krawaty przed i po.
Na filmie przedstawiam jak to robiłem na żywo, a poniżej wszystko jest szczegółowo opisane i opatrzone zdjęciami.
Plany i szkice
Wszystko zaczyna się oczywiście od pomysłu i przeniesienia go na papier. Mniej więcej wyobrażałem sobie ten regalik. Miał mieć cienkie półeczki ze sklejki (trudno bowiem byłoby mi dostać kilkumilimetrowej grubości deseczki z litego drewna) i ramę ze standardowych desek sosnowych. Sklejkę zaplanowałem na 5 mm grubości, a deskę na 12 mm. Zwinąłem najgrubszy krawat jaki mam i obliczyłem na jego podstawie jak głębokie, wysokie i szerokie powinny być przegródki. Następnie wystarczyło wymierzyć przestrzeń do wykorzystania (czyli odległość między dwiema szafami w mojej garderobie) i adekwatnie do tych danych rozrysować cały regał. Trochę zachłannie uznałem, że najlepiej będzie zająć całą tę przestrzeń na szerokość.
Pomysł był taki, by w półeczkach ze sklejki naciąć szczeliny tak, żeby półki złożyły się razem i stworzyły szkielet regału. Nacięcie tych szczelin miałem wykonać sam. Pomocy potrzebowałem natomiast z docięciem samych półeczek, bo nie dysponuję jeszcze stołową piłą tarczową. Na szczęście w sklepie stolarskim, w którym kupuję sklejki, takie rzeczy robią bez problemu w cenie drewna.
<<Zobacz też: Co się kryje w Waszych garażach? Męski Azyl >>
Kolejnym krokiem było zatem rozrysowanie konkretnych deseczek, ich rozmiarów i liczby. Tak to wyglądało:

Projekt regału na krawaty.
Wizyty w sklepach
W sklepach moje plany starły się z rzeczywistością. Okazało się, że sklejka, o której myślałem (czyli pięciowarstwowa) nie ma 5, tylko 6 milimetrów. To mała różnica i można ją przeżyć. Za to docięcie tych sklejek na oczekiwany wymiar było bardzo dobre. Z kolei w markecie budowlanym okazało się, że źle zapamiętałem standardową grubość deski sosnowej. Ma nie 12 mm, a 18 mm. To już spora różnica i wpłynie na wielkość przegródek.
Co gorsza, zakładałem głębokość regaliku na 13 cm, a okazało się, że deska ma albo 12 albo 14. Miałem już sklejki docięte na 12 cm, a rama miała wystawać ładnie o 1 cm. Nie mogłem jej zrobić na równo z przegródkami, bo to wyglądałoby już źle. Z drugiej strony 2 cm różnicy to za dużo. Poprosiłem więc o zwężenie trzymetrowej deski o 1 cm. Niestety maszyna w markecie była niedokładna i na całej długości powstała różnica w szerokości ok. 5 mm. To już negatywnie wpływało na wygląd regału, ale dało się jakoś zakamuflować. Do kupienia była jeszcze płyta MDF na tył regaliku.
Musiałem się jeszcze zaopatrzyć w dłuto o szerokości 6 mm (taką grubość miały sklejki). W czasie wykonywania prac musiałem jeszcze wrócić po masę do drewna, do zaszpachlowania ubytków, wosk barwiący (o kolorze napiszę później) i uchwyty do powieszenia na ścianie.
Razem na drewno wydałem ok. 60 zł, a na resztę drugie tyle.
<<Zobacz też: Męski azyl, męska pasja – o stolarstwie>>

Wizyta w markecie budowlanym.
Zaczynamy od poprawek
Po zwiezieniu materiałów do warsztatu przyszła kolej na poprawki w projekcie. Skoro rama wyszła razem o ponad centymetr szersza, musiałem już sam skracać półeczki ze sklejki, bo by mi się cały mebel nie zmieścił do garderoby. Należało więc przeliczyć jeszcze raz wszystkie długości i szerokości, co wpłynęło na lekkie zmniejszenie przegródek i przestawienie miejsc nacięć.
Zacząłem więc od piłowania półek poziomych.

Skracanie półek poziomych.
Podstawowa sprawa – nacięcia
Później przeszedłem do zaznaczania miejsc nacięć na półeczkach ze sklejki. Najpierw musiałem zdecydować, która strona będzie frontem, a która tyłem (nie każdy kant był równie atrakcyjny). Następnie zgodnie z obliczeniami zacząłem zaznaczać te szczeliny. Szybko doszedłem jednak do wniosku, że skoro mowa tutaj o dokładności rzędu 1/10 mm, żeby wszystko idealnie się złączyło, nie powinienem nacinać każdej z desek osobno. Wówczas byłaby zdecydowanie większa szansa na rozbieżności między poszczególnymi szczelinami w linii. Dlatego w końcu zdecydowałem się na cięcie połączonych półek, co wymagało i tak sporej precyzji, ale dawało pewność, że przynajmniej w linii otwory będą równe. Do cięcia używałem piły grzbietnicy.
<<Zobacz też: Najpiękniejsze samochody w historii – subiektywny wybór>>

Dokładnie zaznaczam miejsca nacięć.

Deski gotowe do cięcia.

Używałem do tego piły grzbietnicy.

Szczeliny przed i po wycięciu środka.
Usuwanie drewna ze szczeliny
Następnie należało wyciąć pozostałe drewno w szczelinie. Do tego zadania miałem dłuto. Na dłutach niestety nie znam się za bardzo i ciągle uczę się ich obsługi. Tym razem nie pomyślałem o zaopatrzeniu się w drewniany młotek i użyłem metalowego. Niestety trochę podniszczyłem rękojeść dłuta. Niemniej cel osiągnąłem. Po tym zabiegu wystarczyło wyrównać szczeliny tarnikiem i papierem ściernym tak, żeby druga sklejka idealnie tam wchodziła. Miałem nadzieję, że wszystko uda się ładnie złożyć.

Praca z dłutem.

Dopasowywanie i wyrównywanie brzegów.

Udało się to złożyć w całość!
Dopasowanie
Okazało się, że intuicja mnie nie zawiodła. Udało się połączyć półki pionowe z poziomymi dokładnie tak, jak zakładałem. Niestety nie udało mi się naciąć idealnych szczelin i na miejscach styku pozostały niewielkie szparki, czasem dochodzące do 1 mm. Z tym musiałem sobie później poradzić.
Będąc na tym etapie zabrałem się za ramę. Obliczyłem jeszcze raz, na podstawie otrzymanego szkieletu, długości boków i dociąłem deskę. Tutaj wyszedł jeszcze jeden defekt. Drewno zaczęło w międzyczasie pracować i się wypaczać. Lita deska lekko się wygięła na szerokości przez co powstały niewielkie szpary między ramą a półeczkami. Co gorsza sklejki zaczęły też pracować, a sposób ich ułożenia sprawił, że cała konstrukcja traciła pion.
Z opresji postanowiłem wybrnąć następująco: przyczepić mocno szkielet do narożnika jakiegoś większego regału i zostawić na jakiś czas, żeby się naprostował; później skleić szkielet ze sobą i wyszlifować wszelkie nierówności frontu, skupiając się szczególnie na łączeniach; po wyschnięciu kleju zaszpachlować wszelkie szparki w łączeniach i ubytki, powstałe w wyniku mojej nieprofesjonalnej pracy, masą do drewna; a przed łączeniem całości, zająć się ramą.
<<Zobacz też: Myślistwo okiem osoby z zewnątrz>>

Wstępne połączenie, żeby sprawdzić czy wszystko pasuje.

Szlifowanie kantów i łączeń.

Klejenie szkieletu.
Rama
Docinanie ramy to żadna robota. Natomiast na jednym z powyższych zdjęć możecie zobaczyć, że deski pionowe ramy są dłuższe. To dlatego, że chciałem stworzyć w ten sposób półkę nad regalikiem na jakieś pudełka i tego typu przedmioty. Boki miały być więc ogranicznikiem tej półki. Żeby jednak lepiej wyglądały postanowiłem je wyciąć w coś na wzór fali.
Początkowo chciałem do tego użyć wyrzynarki elektrycznej, ale ostatecznie podjąłem próbę zrobienia tego ręcznie. Zaznaczyłem „falę”, ściąłem piłą narożnik, a później tą piłą ponacinałem fragmenty do usunięcia. Następnie użyłem dłuta do wycięcia pozostałości i tarnikiem oraz papierem ściernym doprowadziłem całość do finalnego kształtu. Nie był idealny, ale mnie zadowalał.

Efekt wykańczania boków ramy.
Nadawanie koloru
Jednym z ważniejszych elementów tej całej układanki jest nadawanie ostatecznego koloru. Moim zamierzeniem było otrzymanie barwy zbliżonej do obecnych mebli w garderobie (widać je na pierwszym zdjęciu). Pierwotnie chciałem użyć bejcy, ale odradzono mi to, ze względu na nieelegancki efekt. Miałem więc do wyboru olej lub wosk. Nie znając się na różnicy między nimi, udałem się do sklepu i wybrałem to co wydało mi się odpowiedniejsze – wosk barwiący na rustykalny dąb. Kolor na próbce wydawał mi się odpowiednio ciemny.
Pierwszym zamysłem było pomalowanie rozłożonych desek, żeby było łatwiej. Ostatecznie zdecydowałem się na sklejenie najpierw regału, żeby zaszpachlować szpary. Przez to niestety dodałem sobie mnóstwo roboty, bo woskowanie szmatką każdej z przegródek z osobna było udręką! Woskowałem więc już połączony mebel, brakowało jedynie pleców. Namęczyłem się przy tym solidnie i długo, a efekt okazał się zgoła odmienny od zamierzonego.
Kolor jest o wiele jaśniejszy. Za to regał wygląda całkiem szlachetnie. Nieco vintage. Słoje pięknie się zaznaczyły. Niestety doskonale widać też wszelkie niedoskonałości, wynikające z moich błędów. Wszelkie rysy na drewnie są lepiej widoczne. Dodatkowo szpachla wchłonęła kolor o wiele lepiej, więc jest bardziej widoczna. Do tego reszki kleju nie wchłaniały tak dobrze, przez co również się odznaczają, tyle że jaśniejszym kolorem. Na koniec okazało się, że lite drewno było zbyt gładkie i słabo przyjęło kolor, za to surowa sklejka nie miała z tym problemów. Ogółem powstały niezamierzone różnice, ale sam regalik prezentuje się całkiem dobrze.
<<Zobacz też: Jak pić piwo z klasą>>

Woskowanie za pomocą bawełnianej szmatki.

Efekt woskowania.
Ostatnie prace
Połączenie całości było już tylko formalnością. Może niepotrzebnie ułatwiłem sobie robotę na tym etapie i nie ukryłem wkrętów spinających ramę. Faktycznie mogłem wywiercić głębszy otwór, użyć wkrętu i później zatkać go kawałkiem drewna. Połączyłem najpierw boki z dołem, wysmarowałem klejem kanty szkieletu, umieściłem w ramie, posmarowałem klejem górne kanty i nałożyłem górną półkę. Następnie należało wszystko dokręcić i wcisnąć szkielet na poprawną pozycję. W efekcie trzyma się doskonale.
Zostało jedynie docięcie płyty na plecy (ponieważ rozmiar nieco się zmienił od czasów projektu) i przybicie jej gwoździkami. Całość miała być zawieszona na ścianie na przeznaczonych do tego metalowych uchwytach. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie znalazłem takich w marketach budowlanych. Musiałem więc przerobić metalowy narożnik, żeby pasował. Efekt widzicie poniżej.

Tutaj widać wkręty, w garderobie są jednak niewidoczne.

Z takich narożników zrobiłem uchwyt do powieszenia na ścianę.
Efekt końcowy
Pozostało tylko nawiercić otwory w ścianie (jak na złość okazała się porządnie zbrojona), umieścić tam haki i zawiesić. Cała praca zajęła mi niecały miesiąc, ale to dlatego, że do warsztatu muszę dojeżdżać i rzadko mam czas, żeby tam posiedzieć dłużej. Gdyby robić go po kilka godzin dziennie, praca powinna zająć około trzech dni, wraz z suszeniem się kleju, szpachli czy wietrzeniem wosku.
Już teraz mogę powiedzieć, że mebel sprawdza się perfekcyjnie. Ma swoje niedoróbki, ale jako moja praca cieszy mnie niezmiernie bardziej, niż gdyby był kupny. Może w przyszłości wykonam dla siebie drugi taki, już bez popełniania tych wszystkich błędów.

Efekt końcowy.
Mam nadzieję, że spodobał się Wam ten projekt. Wykonanie nie jest doskonałe, ale pamiętajcie, że to tylko hobby i pasja, a ja jestem tylko amatorem. Tutaj miałem okazję wiele się nauczyć i o to właśnie chodziło. Efektem ubocznym tej nauki jest to, że mam teraz świetny regalik do przechowywania moich akcesoriów.
Specjalnie rozpisałem się tak szczegółowo, żeby osoby, które nie miały styku ze stolarstwem mogły zobaczyć jak to w rzeczywistości wygląda w warunkach domowych. Wierzę, że taki zabieg może niektórych nakłonić do spróbowania własnych sił. Jak widać, nie trzeba wcale specjalistycznych narzędzi i wielkiej przestrzeni, żeby zrobić coś fajnego. Ja moje początki miałem z mniej niż połową tego sprzętu.
Wszelkie opinie i rady na przyszłość dawajcie w komentarzach. Jeśli spodoba Wam się taka forma, gdy przyjdzie mi do głowy inny „gentlemański” projekt, chętnie go wykonam i również zaprezentuję.
Nie przegap żadnego wpisu! Zapisz się na newsletter.
Zawsze chciałem mieć coś takiego.
Jadę do Castoramy.
Dla samej frajdy warto spróbować.
Stolarstwo to bardzo fajna pasja, twórcza i relaksująca jednocześnie. Uważam, że jak na początek to regalik wyszedł Panu bardzo dobrze. Z czasem na pewno dojdzie Pan do wprawy. Ja niestety mieszkam w bloku i w swoim mieszkaniu nie mam gdzie zrobić sobie kącika do majsterkowania. A mam wielką ochotę czasem pobawić się drewnem i coś zrobić samemu, jakiś regalik jak Pan. Mi chodzi po głowie wykonanie regaliku na książki bo już nowo kupione nie mają miejsca gdzie by mogły stać normalnie. Może jak będę miał jakiś urlop czy jakiś dłuższy weekend będzie to coś pomyślę nad takim regalikiem.
Ja też mieszkam w mieszkaniu, dlatego musiałem zorganizować sobie warsztat w domu rodziców. U siebie nie byłbym w stanie tego zrobić.
Też mi coś takiego chodzi po głowie. Aczkolwiek myślę o jakiejś szufladzie/kasetce, ze względu na „warunki lokalowe”. Dzięki za wpis, wreszcie może się zmotywuję 🙂
Jak szukałem różnych rozwiązań, szufladki widywałem całkiem często. To też ciekawe rozwiązanie. Zwłaszcza jak się ma odpowiednie szuflady, to zrobienie samych przegródek wymaga bardzo mało pracy.
Rozwiązanie proste technicznie, ale niefunkcjonalne.
Proszę sobie wyobrazić, że moja kolekcja krawatów liczy prawie 50 sztuk.
Tutaj nawet nie ma tylu przegródek.
Nie wspominając o tym, że krawaty nie powinny być przechowywane w formie zwiniętej – zdecydowanie lepiej 'się czują’ wisząc.
Stolarstwo to rzecz szlachetna i przyjemna (choć według szewca Kopytko z bajki Kornela Makuszyńskiego stolarze są ponoć smutni, bo robią trumny). Stolarstwem na użytek domowy parali się Czesław Niemen i Henryk Mikołaj Górecki. À propos komentarzy i rad na przyszłość: przy okazji następnej partaninki sugerowałbym używać piły o drobniejszych zębach (widoczne zadziory w desce i sklejce). Podczas cięcia elementów, przy których ważne są kąty proste w pionie i w poziomie, nie polegać na „oku”, ale skorzystać z prowadnicy lub skrzynki uciosowej (widoczne skosy na deskach i złożonych razem sklejkach – prawdopodobnie dlatego półeczki zaczęły „tańcować”). Nie traktować mebli woskiem, olejem… Czytaj więcej »
Dzięki za rady!
A jak mieszać lakier z bejcą? Nie lepiej najpierw osiągnąć odpowiedni kolor bejcą, a potem polakierować? W przeciwnym razie po położeniu lakieru już trudno będzie coś zmienić.
Mieszanie lakieru z bejcą jest bardzo proste – wystarczy połączyć oba składniki i całość dokładnie wymieszać. Trzeba tylko pamiętać o tym, aby bejca i lakier bazowały na jednorodnych rozpuszczalnikach (np. bejca wodna i lakier akrylowy, gdzie w obu przypadkach rozpuszczalnikiem jest woda). W handlu dostępne są również lakiery barwione, tzw. lakierobejce, jednak jako zwolennik robienia rzeczy od postaw, wolę samodzielnie dobierać barwniki. Dzięki temu mogę kontrolować natężenie barwy już na poziomie lakieru i uzyskiwać kolory takie, jakie sobie wymarzę, a nie takie, jakie wymyśli producent – może to być np. palisander + mahoń + odrobina czerni. Można oczywiście najpierw drewno… Czytaj więcej »
zastanawiałbym się nad mieszaniem. na rynku jest wystarczająca ilość kolorów, a próbki które można pomacać wystarczą na wyobrażenie sobie, jak będzie wyglądał efekt końcowy. przy mieszaniu jest problem z powtarzalnością koloru. oduczyłem się tego, kiedy jako dziecko pomagałem dziadkowi malować pokoje, a on starą szkołą kupował białą farbę i dodawał pigmentu. efekt – różne odcienie za każdym razem, gdy przygotował nową porcję farby. normalnie jako gentleman gorszego sortu chciałem nie raz już skrytykować (aż nie wierzę, że tak łagodnego słowa użyłem!!!) Cię, ale zyskujesz na bliższym poznaniu 😀 tylko na bogów! do prac męskich zakładamy adekwatne ubrania, a nie strój… Czytaj więcej »
Może się nie znam za bardzo na stolarstwie, ale wydaje mi się, że gdybyś użył bejcy efekt byłby sporo lepszy i dopasowałbyś kolor do reszty mebli. Nie chcę Cię krytykować Łukaszu, bo widzę, że sporo sam masz sporo samokrytyki. To zupełnie tak jak ja. Chciałbym, aby to co wykonuję było jak najlepsze, ale niestety nie zawsze to się udaje. Najczęściej podczas procesu natrafiam na nieprzewidziane komplikacje, no i niestety tak jak mówisz doprowadzenie do tego czego bym chciał byłoby ogromnie pracochłonne i bez gwarancji sukcesu, dlatego czasem warto jest zostawić jak jest i cieszyć się może nieco mniej, ale jednak… Czytaj więcej »
Ja czasem właśnie wolę coś zostawić i pójść dalej. Nauczyłem się, że niekiedy coś co mi wydaje się niedorobione będzie w oczach innych świetnej jakości. Przynajmniej jak uznałem projekt za zamknięty mogę poświęcić się czemuś innemu. Z czasem chciałbym zrobić lepszy regalik i może wówczas ten obecny przeznaczę właśnie do warsztatu na różne drobiazgi.
Pięknie i funkcjonalnie zrobiony regalik! 🙂
Fajny pomysł i plus za wzięcie sprawy w swoje ręce. 🙂