Kiedyś dobra opinia była wszystkim. Dla osób, o których mówiono źle, salony i wysokie stanowiska były niedostępne. Natomiast ci z dobrą opinią mogli robić karierę. Strach przed wykluczeniem z towarzystwa skutecznie zachęcał do przestrzegania zasad. Sporo się zmieniło od tamtych lat.
Jak to możliwe, że dochodziło do pojedynków?
Kiedy zaczynałem zgłębiać obyczaje międzywojennych gentlemanów, nie mogłem nadziwić się idei pojedynków. W społeczeństwie głośnych było wielu przeciwników tego zwyczaju. Same starcia honorowe w wielu aspektach sprzeciwiały się zdrowemu rozsądkowi. Nie brakowało też pojedynkowiczów, którzy nie mieli żadnego interesu by stawać na ubitej ziemi. Przynajmniej pozornie.
Niezrozumienie tego zwyczaju wynikało z zupełnie innych warunków społecznych, w jakich my żyjemy. Co groziło osobie, która odmawiała udziału w pojedynku? Tak, utrata honoru. Ale co to oznaczało? Dlaczego ówcześni mężczyźni ryzykowali życie dla jednej wartości? Czy chodziło tu tylko o dumę własną? To byłoby bardzo romantyczne, ale nie! Gentleman pozbawiony honoru tracił w swojej społeczności dobrą opinię. Zostawał wykluczony towarzysko. Zamykały się przed nim drzwi do dobrych domów, a wraz z nimi umykała szansa na dobry ożenek i możliwość poznania wpływowych osób, które mogły pomóc jej w osiąganiu celów zawodowych. To bardzo konkretne konsekwencje!
<<Zobacz też: Historia pewnego postępowania honorowego>>
Bat na Don Juana
Zobrazuję Wam ten mechanizm na nieco innym przykładzie. W dwudziestoleciu międzywojennym krążyła anegdota o pewnym przystojnym i zamożnym kawalerze, na którego chrapkę miała niejedna panna (i jej rodzice oczywiście). Pewnego razu w mieście rozeszła się plotka, że zamieszkała z nim dziewczyna – jedyna córka wdowy. Honor rodziny tej dziewczyny został więc splamiony. Zazwyczaj bowiem w takich wypadkach mężczyznę uważano za gorszyciela, ale to kobiety imię było naprawdę skalane. Przestawała być dobrą partią dla kogokolwiek z towarzystwa.
Wdowa nie miała w domu żadnego mężczyzny, który wystąpiłby w obronie czci rodu. Nieśmiało musiał więc interweniować przyjaciel domu. Niestety młody Don Juan ani myślał brać ślubu. Uważał raczej, że to on łaskę wyświadczył dziewczynie wpuszczając ją do siebie. Sytuacja była trudna i mogłoby się młodzieńcowi upiec, gdyby nie Opinia.
Stało się tak, że bardzo wpływowa dama, pani gubernatorowa, na jednej z herbatek mocno skrytykowała poczynania tego mężczyzny. Jasno wyraziła się, że takich osób nie powinno się zapraszać do własnych domów. Szybko miała okazję by wprowadzić słowa w czyny i odesłała odwiedzającego ją uwodziciela z kwitkiem. Wkrótce za jej przykładem poszły inne rodziny z towarzystwa. Młodzieniec został wykluczony. Skończyły się flirty i rozmowy o interesach.
Tak postawiony pod ścianą w końcu zmiękł i poszedł prosić o rękę dziewczyny. Ten ślub uratował jej opinię, a młodzieniec wrócił do łask. Mówiło się, że choć małżeństwo to nie należało do wzorcowych, nie było też najgorsze. Co jednak ważniejsze, przykład tej dwójki powstrzymał na lata innych narwanych Romeów i Julie od popełniania podobnych błędów.
Historia ta wydarzyć się miała jeszcze przed I wojną światową. Przytaczano ją, by podkreślać różnice w społeczeństwie, które już w międzywojniu zaszły. Dzisiaj to historia wręcz abstrakcyjna.
<<Zobacz też: Równouprawnienie płci a uprzejmość>>
Opinia trzymała w ryzach
Jak więc się okazuje, opinia w towarzystwie mogła bardzo ułatwiać życie, ale mogła je też bardzo komplikować. Miała realny wpływ na życie poszczególnych ludzi, a nawet na ich całe rodziny. Nie można zatem dziwić się, że niewielu było odważnych, którzy odmówiliby udziału w pojedynku. Niewielu było też takich, którzy za nic mieli zdanie innych osób na ich temat.
Z pewnością taka sytuacja miała swoje dobre strony. Pozwalała kontrolować to, co umykało przepisom prawa i to, co przez prawo nie powinno być nawet regulowane. Dzięki temu każdy, kto miał ochotę łamać konwenanse, zastanawiał się trzy razy przed swoim wybrykiem. Z pewnością też wiele dam zachowało dzięki temu swoją cześć. Trzeba bowiem pamiętać, że Opinia niewspółmiernie ostrzej traktowała właśnie kobiety.
Rządy Opinii miały oczywiście też swoje złe strony. To właśnie dlatego wielu mężczyzn zginęło i zostało okaleczonych w często bezsensownych pojedynkach, a wiele kobiet musiało wybierać między opinią ulicznicy a samobójstwem.
<<Zobacz też: Gentleman się nie tłumaczy>>
Śmierć Opinii
Dzisiaj nie przejmujemy się już tym, co mówią inni. Myślimy sobie: „a co oni tam mogą wiedzieć?!”, „co będę się przejmował zdaniem jakiegoś faceta/baby?”, „co mnie to obchodzi, że ktoś o nim mówi, że jest taki a siaki?”… W dobieraniu sobie znajomych częściej kierujemy się korzyściami płynącymi z danej znajomości. Mamy wielki problem jeśli ktoś z naszego otoczenia poważnie coś przeskrobie. „No bo jak to teraz miałbym go już nie lubić? Nie widywać się z nim? Nie zapraszać? A skąd mam wiedzieć, że to w ogóle prawda, co o nim mówią?” Umywamy ręce i nie ponosimy odpowiedzialności.
Odpowiedzialności za co? Właśnie za otaczający nas świat. Pozwalając zostać przy nas danym osobom, pokazujemy, że ich czyny nie są dyskredytujące i nie trzeba ich potępiać. Jest to wygodne, bo wiemy, że kiedy sami coś podobnego przeskrobiemy, nie będziemy skazani na samotność.
<<Zobacz też: Kiedy najtrudniej być gentlemanem – słowo o pracy nad sobą>>
Wyzwolenie
Oczywiście nieco ironizuję i pewnie przedstawiam Opinię w lekko cieplejszych barwach niż faktycznie powinienem. To jest jeden z tych wielowymiarowych aspektów przeszłości, których powrotu pewnie nie chciałbym w całej okazałości, ale jednak pozostaje we mnie pewna nostalgia za szanowaniem opinii o nas samych. Bo czy jej brak w jakiś sposób nas wyzwolił? Myślę, że nie do końca.
Politykiem, biznesmanem, gościem w domu, czy narzeczonym córki może być niemal każdy. Nawet bardzo zła opinia, dość szybko się zaciera. Przymykamy oko. Sprawdzamy na własnej skórze. Czasem któryś już raz. Ludzkie wybory są bardzo trudne do oceny i wartościowania. Jest zwyczajnie zbyt wiele czynników, żeby ktoś z zewnątrz mógł to ogarnąć i wystawić uczciwą opinię. Często może ona być więc krzywdząca. Pewnie dlatego wolimy dziś oceniać ludzi po zasobności portfela.
Opinia kiedyś despotycznie rządziła i to nie było dobre. Jednak dzisiaj zastanawiam się, czy nie powinniśmy jej częściej zatrudniać na stanowisku wpływowego doradcy?
Czy Waszym zdaniem dobra opinia ma jeszcze jakieś znaczenie?
Źr.: Well, Dobre wychowanie na codzień, b.d. Poznań.
Nie przegap żadnego wpisu! Zapisz się na newsletter.
Powinniśmy dbać o swoją dobrą opinię, jednak tylko wśród osób, które są dla nas bliskie i ważne w życiu. Nie można stawać na głowie, żeby przypodobać się każdemu. Tylko wartościowi ludzie mają prawo nas oceniać.
Uważam że sądy powinny działać sprawniej i nie bagatelizować oskarżeń o nadszarpnięcie czyjejś opinii. Jeśli ktoś nazwał drugą osobę kłamca w bodajże parlamencie sprawa powinna być rozstrzygnięta w sądzie, a oskarżyciel powinien móc pokazać dowody, bądź przeprosić za sianie złej opinii. Wtedy byśmy przychylniej patrzyli na poczynania polityków.
Każdy powinien dbać o swój wizerunek. Odnośnie wyborów, zachęcam do głosowania na Kongres Nowej Prawicy, który wg mnie jest jedyną szansą dla Polski. Jeśli ktoś jest ciekawy dlaczego i chciałby przeprowadzić męską rozmowę na ten temat, proszę napisać na e-mail milosz.maj@gmail.com.
Pozdrawiam.
Jakby to filozoficznie ująć: tak źle i tak niedobrze. Ja, jak większość ludzi interesujących się historią, mam sentyment do starych czasów, choć jak się historię dobrze pozna to człowiek przestaje mówić „kiedyś to było lepiej, starszych bardziej szanowano”. Wydaje mi się, że pozostali jeszcze ludzie i środowiska gdzie opinia się bardzo liczy, gdybym na przykład przedstawił babci rozwódkę albo pannę z dzieckiem jako swoją narzeczoną, to biedna babcia chyba by się załamała. Śląska prowincja jest konserwatywna pod tym względem, nie ma tutaj jakiegoś ludowego podejścia do seksualności, raczej katolicyzm z domieszką protestanckiego purytanizmu. Oczywiście nikt dziś zowitki nie wytyka palcami,… Czytaj więcej »
Gdy byłem w liceum wymieniałem sobie wiele okresów historycznych, w których chciałem żyć, bo wydawały się ciekawsze albo lepsze.
Po studiach historycznych stwierdzam, że nigdy nie było lepiej niż teraz. Niestety. A te wszystkie westchnienia są jedynie do naszego wyobrażenia o przeszłości, a nie jej prawdziwej wersji.
Cofnięcie się w czasie wiązałoby się z wieloma wyrzeczeniami, o których nawet byśmy nie pomyśleli.
Technologia poszła naprzód, ale czy jako historyk jesteś z czystym sumieniem wstanie powiedzieć, że my ludzie również? Nasza kultura moralność i poczucie wartości, czy nie zostało zapomniane w dobie postępu, albo przynajmniej stłumione. Czyż nie opisywałeś w swych felietonach, wielkich dżentelmenów, w wojsku polityce, kuluarach? Mam wrażenie że teraz takich ludzi ze świecą szukać, a na pewno w życiu publicznym.
Mimo wyrzeczenia się technologii, którą obecnie posiedliśmy z miłą chęcią przeniósł bym się do czasów (jeśli takie istniały lub istnieć będą) w których takie wartości, jak uczciwość, sprawiedliwość, honor, duma, będą forowane przed monetą, władzą, pożądaniem, czy sławą.
Ale chodzi o to, że kiedyś tam, w mitologizowanym międzywojniu również, nie brakowało korupcji, złodziejstwa, zdemoralizowanych polityków i urzędników, a takiej zwykłej przemocy w domu i na ulicy było więcej. Pozycja osób starych i schorowanych też była gorsza, byli zdani na łaskę rodziny, ewentualnie Kościoła. Przykro to mówić, ale emerytura wypłacana przez ZUS daje starcom godność. Wielcy dżentelmeni z wojska nie płacili całymi miesiącami rachunków u krawców, łazili po lupanarach i przepuszczali majątek. Albo szkoła, ile to dziś się trzeba nasłuchać jak w szkole jest źle, jaki niski poziom i brak szacunku dla nauczycieli. Ze dwa lata temu przeglądałem śląski… Czytaj więcej »
W pełni się zgadzam. Dlatego też zrezygnowałem z marzeń o cofnięciu się w czasie i wolę pracować nad moimi czasami.
Pozostało tylko we mnie pragnienie historyka by zobaczyć przeszłość na własne oczy. Już bez gloryfikowania jej.
Cóż, na pewno przedwojnie jest niesłychanie- jak to dobrze określiłeś- zmitologizowane. Sam pochodzę z Podlasia. Tutaj życie przed wojną było okropne. Tak przynajmniej wiem z opowieści dziadka. Ogólnie, praktycznie wszyscy starsi, z którymi miałem okazję porozmawiać (inna sprawa, że wszyscy pochodzili z rodzin chłopskich lub robotniczych) twierdzą, że życie im się poprawiło po wejściu sowietów. A sam dziadek po raz pierwszy spróbował kiełbasy w niemieckim więzieniu. Ba. Przedwojenna władza utrudniała dostęp do edukacji dzieciom chłopów. Kończyły one trzy klasy szkoły podstawowej (o ile były w stanie do szkoły uczęszczać) po czym dalsza droga była odcięta. Nawet jeśli dziecko było zdolne-… Czytaj więcej »
Skoro wie Pan że jestem przedstawicielem Nowej Prawicy i szanuje bardzo Pana Janusza Korwin-Mikkego to czy byłby Pan łaskaw go nie przezywać? Rozumiem, że przeglądanie forum o dżentelmenach nie obliguje do honorowego zachowania, lecz robiąc uwagi ad personam używając przydomka pokazuje Pan poziom od którego staram się stronić.
PS. Przepraszam Panie Łukaszu za ten wpis nie związany z tematem (choć w sumie jest właśnie o opinii), lecz naprawdę denerwuje mnie tego rodzaju chamstwo.
Co do tych wspaniałych osobistości z przeszłości, byłbym ostrożny. Bardzo łatwo jest stawiać ludzi na piedestałach, kiedy już od dawna nie żyją i nie żyją też ich przeciwnicy. Szkoda, że my dzisiaj lubimy się tak bardzo czepiać szczegółów i nawet jeśli ktoś osiągnie coś sporego dla swojego kraju czy społeczności, to i tak go sprowadzimy do parteru pokazując jaki to on jest niedoskonały. Podejrzewam, że w przeszłości było podobni. Może ludzie mieli większe zaufanie do autorytetów, ale pewnie też często mówili, że już nie ma prawdziwych bohaterów. Pod wieloma względami ludzie się nie zmieniają w ogóle. Zmienia się technologia, obyczaje… Czytaj więcej »
Często, gdy mowa o tym, że „kiedyś było lepiej” (żeby być uczciwym – sam niegdyś też miałem takie przekonanie) i odwołuje się do czasów honoru, dumy itd. odnoszę wrażenie, że zapomina się o tym, że ów honor, duma i inne wartości dotyczyły jedynie bardzo wąskiego kręgu społecznego. Oczywiście tęskniąc za „starymi dobrymi czasami” najchętniej widzielibyśmy się w kręgu gentlementów i dam, choć brutalna prawda jest taka, że największe szanse mielibyśmy zostać chłopem lub robotnikiem – a tam realia życia były zupełnie inne niż wśród wyższych sfer. A i zasady o których mowa również, zdaje się, obowiązywały wybiórczo – gentlemen mógł… Czytaj więcej »
Skoro obecnie mamy takie dobre warunki, nic nie stoi nam na drodze by wcielić w życie to za czym tak tęsknimy, czyż nie? 😉 (tzn może nie do końca nic, w granicach rozsądku)
@Roksana – zgadza się :”)
Problem w tym, że to za czym tęsknimy tak naprawdę nigdy nie istniało w formie, za jaką tęsknimy – jakoś tak jest, że obraz przeszłości zwykle jest idealizowany, patrzymy też jednostronnie – zauważamy to, co było „lepsze”, natomiast zapominamy o tych aspektach, które były „gorsze”.
Pasują tu słowa Sławoja Żiżka – „Istnieje słowo, które idealnie opisuje sytuację, w której spełniają się nasze wszystkie marzenia [tęsknoty?]. Brzmi ono 'koszmar’ „. :”)
Opisana historia to dla mnie świetny przykład by nie tęsknić za czasami presji opinii środowiskowej. Jednak zdecydowanie wolę czasy, gdy prywatne życie i pożycie dwojga dorosłych ludzi zależy od nich samych a nie tego, jak decyzja np. o wspólnym zamieszkaniu będzie odbierana przez „towarzystwo”. Inny problem, który został tu pominięty, to prawo do popełniania błędów. Jeśli błędna decyzja może skutkować wykluczeniem towarzystkim lub śmiercią w pojedynku, nie widzę tu pola ani na rehabilitację, ani też na rozwój – sztywny konwenans blokuje odkrywanie nowych dróg oraz życie „po swojemu”. Proszę zwrócić uwagę, że wielkie przełomy czy odkrycia były w historii niejednokrotnie… Czytaj więcej »
Ja mam zupełnie inne odczucie. Opisywana historia jest dla mnie przykładem, że presja opinii może przynosić pozytywne rezultaty. Gdyby nie wywierano nacisku na tego powiatowego Don Juana, to po kilku miesiącach konkubina by mu się znudziła i wylądowała na bruku bez perspektyw, prawdopodobnie z dzieckiem. Tak przynajmniej miała jako takie małżeństwo i zapewniony byt dla siebie i swoich dzieci. Oczywiście możemy tutaj wyrzucać tamtej społeczności, że źle postępowała nie akceptując konkubinatu i uważając go za coś gorszego, niegodnego. Choć ja akurat podzielam opinię tamtego środowiska.
Szansa na rehabilitację była. Między innymi służyło do tego postępowanie honorowe, które nie musiało wcale kończyć się pojedynkiem. Z drugiej strony ostracyzm towarzyski to też kwestia umowna. Nie zawsze towarzystwo było zgodne co do tego, a czasem wystarczyło zmienić miejsce zamieszkania albo wrócić po latach, żeby pamięć o danej osobie nieco się zatarła. Co jednak nie znaczy, że jej wybaczano.
Kodeks honorowy miał, jeśli dobrze rozumiem, zastosowanie „doraźne”, na gorąco (żądanie satysfakcji oraz odpowiedź musiały się zmieścić w bardzo krótkich ramach czasowych). Ja mówię natomiast o czymś całkowicie innym, mianowicie o sytuacji w której ktoś z jakichś względów np. utracił miano „osoby honorowej” a następnie stara się je odzyskać. A tu pasuje bardziej druga część Twojej wypowiedzi, która właściwie potwierdza to, co napisałem wyżej. W historii opisywanej powyżej, gdyby ów mężczyzna odmówił ślubu, dziewczyna (bezpowrotnie?) straciłaby szansę na zamążpójście z kimś „z towarzystwa”. Właśnie ta nieodwracalność jest dla mnie nieludzka. Samo zagadnienie presji środowiskowej i stosunku do roli „opinii” trochę… Czytaj więcej »
Ktoś mi już zwracał uwagę na związek kategorii wstydu z honorem i pojedynkami. Myślę, że jest w tym dużo racji.
Ostatecznie tę ostateczność wykluczenia trzeba by chyba badać na konkretnych przykładach. Mam jednak wrażenie, że aż tak ostateczne nie było. Przynajmniej jeśli wykluczony był skory by podjąć „grę” ze społecznością na jej zasadach.
Oczywiście nie wychwalam tego mechanizmu, bo był faktycznie bardzo trudny dla osób, które czują potrzebę podążania własnymi ścieżkami. Ciekawi mnie tylko, czy taki „terror” dawał rzeczywiste korzyści społeczności?
Gdyby nie było korzyści z takiego modelu, to nie utrwaliłby się on na tak długo. Pytanie tylko co rozumiemy przez społeczność (czy „społecznością” są wszyscy obywatele, czy tylko „elita”, wybrana grupa społeczna?). Na pewno presja środowiskowa działa stabilizująco, „cementuje” społeczność i integruje ją wobec zagrożeń. W czasach międzywojnia, czy jeszcze wcześniej – w feudalnych czasach szlachty oraz rycerstwa – na pewno były to wartości cenne. „Konwenans” mógł pomagać też utrzymać społeczeństwo w ryzach, tak aby skłóceni członkowie nie „powyrzynali” się nawzajem – w tym świetle pojedynek można rozpatrywać jako swego rodzaju bardziej cywilizowaną formę bójki. Jasne reguły ułatwiają też poruszanie… Czytaj więcej »
Dopisek: Z perspektywy stylów charakteru ciekawą różnicą między obecnym, a dawnym społeczeństwem jest np. zanik stylu/charakteru zwanego histerycznym. Osobowość histeryczna charakteryzowała się przesadnym, „teatralnym” i prowokacyjnym zachowaniem, płytkością i chwiejnością uczuć i nastroju, infantylnością zachowań, łatwym uleganiem wpływom (konformizm) a także nie liczeniem się z innymi osobami. Powstanie tego typu osobowości wiąże się z poczuciem lekceważenia potrzeb dziecka przez jego opiekunów (znów wraca temat relacji między normami społecznymi a potrzebami jednostki). Przyczyniają się do tego niespójne komunikaty co do seksualności, pruderia i zakłamanie w odnoszeniu się do własnego ciała. Choć „histeryczność” przypisywano głównie kobietom, mężczyźni również prezentowali ten typ charakteru,… Czytaj więcej »
Chodziło mi właśnie o społeczność, a nie społeczeństwo. Te zasady były dla wybranych i myślę, że to im miały służyć. Zgadzam się, że dzisiejsze społeczeństwo jest zupełnie inne. Często jednak zastanawiam się czy tamta forma nie miała więcej do zaoferowania. Dzisiejszy kult indywidualizmu sprawia, że stajemy się coraz bardziej samotni. Coraz bardziej oderwani od korzeni. Coraz bardziej nastawieni na siebie. Jeśli jedynym celem istnienia jest samodoskonalenie się i może imponowanie innym, to łatwo stracić ten sens i totalnie się zagubić. (vide rzekomy kryzys męskości) Zaczynam się zastanawiać teraz jak interpretować brytyjski model gentlemana. Osadzony w centrum monarchistycznego ustroju, w społeczeństwie… Czytaj więcej »
Myślę, że jak we wszystkim najlepszy jest balans. Tak samo nie odpowiada mi społeczeństwo, w którym indywidualne potrzeby obywateli bezwzględnie podporządkowane są interesom grupy (czytaj: społeczność/rodzina notorycznie przekracza granice danej jednostki), jak i społeczeństwo, którego przedstawiciele ignorują potrzeby wspólnoty (o ile można to jeszcze nazwać społeczeństwem nie luźną grupą jednostek). Jeśli wyobrazić sobie wahadło, poruszające się się pomiędzy „nadrzędnością potrzeb grupy” oraz „nadrzędnością potrzeb jednostki”, to kiedyś było zbyt wyhylone w pierwszym ze wspomnianych kierunków, obecnie zaś (być może) jest przesadnie wyhylone w drugim. Brytyjczycy są tutaj ciekawym „przypadkiem” – z jednej strony niewątpliwie utrzymują etos monarchii i feudalnie hierarchicznego… Czytaj więcej »
Pytanie tylko, czy „jako takie małżeństwo” to rzeczywiście pozytywny rezultat? I dlaczego pomijasz w ocenie zdanie dziewczyny – a może to on znudziłby się jej? Takie swego rodzaju „ubezwłasnowolnienie” dziewczyny jest bardzo znamienne w tej historii – jest ona przedstawiona jako strona całkowicie bierna, nikt też nie liczy się tutaj z jej zdaniem (np. czy ona chciała małżeństwa?) Co ciekawe, pomimo jej całkowicie biernej roli (to on miał uwieść a potem najprawdopodobniej porzucić) to ona ponosiłaby najcięższe konsekwencje tej sytuacji – utrata dobrego imienia oznaczała dla niej jak rozumiem wyrzucenie poza nawias społeczności. Takie podejście uważam za rażąco niesprawiedliwe; przy… Czytaj więcej »
Co do owego mitologizowania dwudziestolecia- owszem była wówczas i korupcja i złodziejstwo i wiele biedy i cały szereg innych patologii. Ale to nieuniknione, jak świat światem takie zjawiska zawsze i wszędzie były są i będą. Tu chodzi o co innego, mianowicie o ducha tamtej epoki, a duch obecnej epoki. Wówczas każdy wiedział co dobre, a co złe i różnica między tamtymi, a obecnymi czasami jest taka, że nikt wtedy nikomu nie wmawiał, że dane postępowanie jest dobre, kiedy było złe. Były pewne wzorce, pewne ideały, jedni w swym postępowaniu byli im bliżsi, inni dalsi. Wtedy np. nikt nikomu nie wmawiał,… Czytaj więcej »
Film Woody Allena „Po północy w Paryżu” porusza tą sprawę. Nostalgia za dawnymi czasami bywała w każdej epoce. Bardzo fajnie jest to tam pokazane.
W końcu trudno się dziwić. Każdy z nas wychowywał się w przeświadczeniu, budowanym przez rodziców i dziadków, że „kiedyś było lepiej”.
Cóż, nieco poniewczasie ale i ja dołożę trzy grosze. Rozpamiętując znaczenie reputacji w „oldskulowym” ujęciu dobrze zauważyć, że w praktyce była ona ściśle związana z kastą, do jakiej delikwent przynależał. Pochodzenie z „dobrej” rodziny dawało niejako automatycznie właściwą opinię i znacznie ułatwiało jej utrzymanie na przyszłość. Na występki arystokratycznych paniczów patrzono pobłażliwie lub niestrudzenie je tuszowano. Ponadto o tym kto cieszył się „dobrą” opinią częstokroć arbitralnie decydowało ściśle określone elitarne grono osób ustosunkowanych i poważanych (niekoniecznie zasłużenie z punktu widzenia dzisiejszych czasów) za główne kryterium mając wspomniane już pochodzenie. W sferach średnich teorię reputacji najwymowniej wykładała i praktykowała literacka pani… Czytaj więcej »
Opinie mają się wciąż dobrze a szczególnie w małych miejscowościach ale tam już często królują plotki a nie opinie. Ale jak widać gwiazdom złe opinie nie przeszkadzają w robieniu kariery a czasem wręcz dodają popularności.
opowiem współczesną historię o znaczeniu Opinii i nie tylko: mam przyjaciela Kamila, który od czasów kiedy to zaczęliśmy uganiać się za dziewczynami (mniej więcej od gimnazjum) znany był z tego, że wykorzystując swój czar i aparycję szybko potrafił zdobyć uczucia niemal każdej dziewczyny oraz z tego, że później owe dziewczyny bez mrugnięcia okiem i w bardzo nieelegancki sposób zostawiał ze złamanym sercem, często upokarzając je. przenosimy się kilka lat w przód… niektóre z jego byłych dziewczyn jest teraz z innymi moimi kolegami, mają szczęśliwe związki i są jak najbardziej zadowolone z życia. Ale tylko ten kto nie zna dobrze kobiet,… Czytaj więcej »
Panie Łukaszu Jestem zdania, że Opinia nadal króluje chociaż nie jest aż tak widoczna dla przeciętnego człowieka. Myślę, że nadal ona dotyczy bardziej zamkniętych kręgów jak kluby czy stowarzyszenia niż ogółu. Dobrym przykładem będzie dbanie o wizerunek firmy. W miejscu, w którym pracuję każdemu etatowemu pracownikowi został wręczony kodeks etyki, który reguluje zachowania wobec klientów jak i innych pracowników. Każdy musiał się z nim zaznajomić, a co ważniejsze teraz opisane w kodeksie zachowanie od pracowników jest wymagane. Trzymając się przykładu dbania o wizerunek firmy mogę stwierdzić, że opinia w pewnym sensie dotyczy również ogółu. Jesteśmy bardziej skłonni pójść do fryzjera,… Czytaj więcej »
Cóż, problem istnieje. Sam niestety miałem okazję zakończyć znajomość z długoletnim znajomym dlatego że przystawał i nie poddawał żadnej krytyce pewne zachowania na które mogliśmy oboje patrzył. Twierdził że to sprawa wyłącznie poszkodowanych i osoba czyniąca świństwo owe nie powinna odczuwać żadnego ostracyzmu. Sprawa bardzo dotkliwa i bardzo smutne że nie zreflektował się w jakim towarzystwie przestaje.
Opinia jaką mają o nas inni ma nadal znaczenie, choć jak słusznie Pan zauważył nie tak duże jak w pierwszych dekadach ubiegłego wieku. Niestety, coraz więcej zachowań, które dawniej byłyby niedopuszczalne, jest społecznie akceptowanych. Myślę, że dobra opinia może być nam pomocna w wielu sferach życia, na przykład przy poszukiwaniu zatrudnienia. Rekomendacja ze strony kogoś znajomego lub referencje byłego pracodawcy często mogą okazać się kluczowe w otrzymaniu danego stanowiska. Nie rozumiem dlaczego przytoczona przez siebie anegdote uznaje Pan za coś abstrakcyjnego. Reakcja towarzystwa zaprezentowana w tej historii była jak najbardziej słuszna, w moim przekonaniu. Można jedynie ubolewac, że taka reakcja… Czytaj więcej »
Coraz rzadziej biorę pod uwagę opinię innych ludzi. Zwłaszcza dotyczy to osób, które mnie nie znają. Możemy dbać o dobre imię przez długi czas, a czasem mała wpadka (niejednokrotnie poczyniona nieświadomie!) wpływa na postrzeganie nas przez innych w bardzo znaczący sposób. A przecież tylko my sami wiemy jak postępujemy w życiu codziennym, a osoby z otoczenia widzą tylko sytuacje wyjęte z naszego życiorysu. W życiu kieruję się pewnymi wartościami i w każdej sytuacji staram się zachowywać należycie, natomiast punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i zachowanie „właściwe” jest rozumiane przez każdego inaczej. Dawniej starałem się zachowywać tak, aby w towarzystwie… Czytaj więcej »
Drodzy przyjaciele w internecie, mam na imię Ariel z Holandii, muszę dać to cudowne świadectwa, które jest tak niewiarygodne, aż do teraz. Miałem problem z moim Ex żoną 2 lata temu, które prowadzą do naszej zerwać. Kiedy ona zerwała ze mną i nie było moim własnym znów czułem się tak pusta wewnątrz mnie moja miłość i sytuacja finansowa stała się najgorszego, aż bliskim przyjacielem (Snel) powiedział mi o rzucającego czar, który pomógł mu w tym samym problemem zbyt jego nazwę jest dr Ogbe. Więc ja go pocztą elektroniczną (theangelsofsolution@gmail.com) rzucającego czar i powiedziałem mu mój problem i zrobiłem co prosił… Czytaj więcej »