Już od najmłodszych lat przejawiał talent, choć nie zawsze wykorzystywał go zgodnie z prawem. Podrabiał dokumenty w szkole, a później podczas wojny. Samotnik, który niemal został leśnikiem. Jeden z najlepszych rytowników świata, autor ponad tysiąca znaczków, nadworny grawer króla Szwecji Gustawa VI Adolfa. Oto historia człowieka, którego talent doceniono w prawie każdej części świata. W Polsce niestety wciąż jest mało znany.
Wpis gościnny Pawła Wilamowskiego
Urodzony w 1921 roku w Czeladzi, Czesław Słania od najmłodszych lat przejawiał talent, choć jeszcze nie do projektowania znaczków, a do… podrabiania dokumentów. Już jako nastolatek sfałszował szkolną legitymację, której oryginał zgubił. Kiedy sprawa wyszła na jaw, dyrektor szkoły wyrzucił go ze słowami: „Albo skończysz w więzieniu, albo będziesz wielkim człowiekiem”. Oprócz tego rysował np. szkice banknotów, na których twarze oryginałów zastępował twarzami koleżanek z klasy.
Gdy w 1939 roku wybuchła wojna, jego talent dostrzegło polskie podziemie, zatrudniając go między innymi przy podrabianiu różnego rodzaju dokumentów. Następnie został zwerbowany do Armii Krajowej i po zakończeniu wojny opuścił ją ze stopniem porucznika. Kiedy przebywał w armii, nabawił się przeziębienia, które szybko zamieniło się w gruźlicę. Choroba przypomniała o sobie w późniejszych latach.
Studia w Krakowie i pierwsze wielkie dzieło
Po wojnie rozpoczął studia na krakowskiej ASP, na Wydziale Grafiki. Po pierwszym roku Słania chciał przenieść się na leśnictwo, ale jeden z profesorów – Witold Chomicz – powiedział mu: „Takich leśników jak pan będzie masa, a pan potrafi coś, co umie niewielu”. Dlaczego chciał wybrać leśnictwo zamiast grafiki? Głównym powodem było to, że lubił stronić od ludzi. Praca w lesie dawała mu taką szansę.
Pozostał na studiach Akademii Sztuk Pięknych i w trakcie praktyk w drukarni odkrył pasję, która towarzyszyła mu do końca życia – grawerstwo. Oprócz tego był autorem większości rysunków do siedmiotomowego podręcznika dla studentów medycyny. W 1950 roku otrzymał pracę w Poczcie Polskiej. Dzieląc czas między pracę w Warszawie a studiowanie w Krakowie, Słania tworzył również swoje pierwsze arcydzieło – znaczek „Bitwy pod Grunwaldem” Jana Matejki. Był to majstersztyk, który postanowił wykonać na zaliczenie studiów. Ukończył go ostatecznie w 1953 roku.
Czesław Słania nie rysował znaczków na papierze, ale tworzył dzieło na metalowych tabliczkach, które później pozwalały na seryjne ich drukowanie. Jego najlepszymi przyjaciółmi była wspomniana już tabliczka, rylec i lupa powiększająca. Te trzy przedmioty i jego talent wystarczyły, aby w kolejnych latach swojego życia uzyskał miano wielkiego artysty.
<<Zobacz też: Kolekcjonerstwo – gentlemańskie hobby>>
Emigracja
W 1956 roku przypomniała o sobie gruźlica. Słania musiał się leczyć i mówiono mu, że na Zachodzie robią to lepiej niż w Polsce. Gdy pojawiła się możliwość wyjazdu z pracy na wycieczkę do Szwecji, skorzystał z niej i został tam już na stałe. Aż cztery lata były potrzebne, aby przyjęto go na pełen etat do szwedzkiej poczty w Sztokholmie. Biorąc pod uwagę to, co działo się później, kilka lat czekania to było nic…
W niedługim czasie cały świat poznał się na talencie twórcy znaczków z Polski i zaczęły spływać zamówienia na coraz ciekawsze oferty. Aby wymienić wszystkie sukcesy i prace, które Czesław Słania wykonał, potrzeba by bardzo dużo czasu i miejsca. Dlatego pozwolę sobie wymienić tylko te najważniejsze.
<<Zobacz też: Każdy mężczyzna powinien odbyć swoją podróż>>
Królewski grawer
Jednym z jego pierwszych, większych sukcesów, było wykonanie serii znaczków z poprzednim królem Szwecji – Gustawem VI Adolfem. W 1972 roku otrzymał od tego monarchy tytuł nadwornego grawera. Do czego on uprawniał? Między innymi do zajmowania miejsca przy królewskiej parze podczas oficjalnych uroczystości. Od obecnie panującego Karola XVI Gustawa otrzymał Złoty Medal Królewski. Gdy przez pewien czas przebywał w Monako, został nagrodzony Krzyżem Św. Karola i obywatelstwem tego kraju. Od królowej Danii – Małgorzaty II – otrzymał Order Dannebroga (jedno z najstarszych odznaczeń na świecie), a papież Jan Paweł II wręczył mu Order Św. Grzegorza.
Oprócz wymienionych wyżej krajów, Słania tworzył znaczki chociażby dla: Niemiec, Francji, Belgii, Chin, Wysp Owczych, Grenlandii, Tajlandii, Watykanu i ONZ. Na swoich dziełach uwieczniał nie tylko znanych monarchów czy noblistów, ale i na pozór zwykłych ludzi. Jako przykład może posłużyć jeden ze znaczków wykonanych dla Wysp Owczych, na którym to przedstawił tamtejszego listonosza – Jákupa Andreasa Henriksena.
Inne motywy jego prac to chociażby wydarzenia historyczne, jak przywoływana już wcześniej bitwa pod Grunwaldem czy też o wiele później wykonana bitwa pod Lützen. Jeden z jego znaczków poświęcony był corocznemu maratonowi narciarskiemu w Szwecji – „Vasalopet”. Warto tutaj wspomnieć o poczuciu humoru autora, który twarz jednego z narciarzy stworzył na podstawie… siebie. Dodatkowo ów narciarz nosi nazwisko Jul Afton (po szwedzku oznacza to „Wigilia Bożego Narodzenia” i symbolizuje dzień, w którym znaczek został skończony) oraz numer 1972 (rok ukończenia). Często zdarzało mu się również umieszczać na swoich dziełach mikroskopijne napisy. Na jednym z nich znajdują się dwa imiona. Jak tłumaczył sam autor – gdy zaczął tworzyć znaczek, kochał się w jednej kobiecie, a gdy kończył, w drugiej. Kolekcjonerzy prac Słani nazwali te wybryki autora „tajnopisami”.
Chyba nie było tematu, którego by się nie podjął w celu uwiecznienia go na znaczku. Bardzo znane są krajobrazy, które oddawał ze szczególną dokładnością. Nie zapominał również o swojej rodzinie. Dla prywatnych celów stworzył chociażby portret siostry czy mamy, w jej 95. rocznicę urodzin. Jak podkreślał, była to jedna z najtrudniejszych prac. Nie omieszkał również wykonać swojego autoportretu…
Czesław Słania kilkukrotnie trafił do księgi rekordów Guinnessa. Między innymi jako autor ponad 1000 znaczków. Ciekawym jest fakt, że swoje tysięczne dzieło stworzył dokładnie pięć lat przed swoją śmiercią, 17 marca 2000 roku.
<<Zobacz też: Travellers Club – w jednym z najstarszych klubów gentlemanów>>
Nie tylko znaczki
Bohater tego artykułu był również znany, choć nieco mniej, z tworzenia matryc do banknotów. Z jego usług skorzystały takie państwa jak: Kanada, Izrael, Argentyna, Wenezuela, Belgia i Brazylia. Próbowali go namówić do współpracy również Amerykanie i Irańczycy, ale Słania nie przystał na ich propozycję, gdyż bał się o skutki tej kooperacji.
O popularności tego artysty z polskiej ziemi może świadczyć chociażby następująca historia. Podczas wyjazdu do Chin miał spotkać się z obywatelami tego kraju, między innymi w celu rozdania autografów. Bilety wyprzedano dla 40 tysięcy osób, jednak pojawiło się ich… 150 tysięcy! Słanię pilnowało wtedy blisko 300 policjantów i musiał on w pewnym momencie być ewakuowany z budynku, w którym miało odbyć się spotkanie.
Ponad połowę swojego życia Czesław Słania spędził na emigracji, głównie w Szwecji. Do Polski wróciłby prawdopodobnie w przypadku, gdyby rządził nią kto inny niż komuniści. Na kilka lat przed śmiercią powiedział, że bardzo często planował wraz ze swoim kolegą kupić jeszcze tylko pół kilograma cukru, nie więcej, bo „już wracają”. Po upadku żelaznej kurtyny Słania jeździł do demokratycznej już Polski częściej, jednak na stałe przeprowadził się dopiero pod koniec swojego życia. Zmarł 17 marca 2005 roku. Pochowano go na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Rok później odsłonięto pamiątkową tablicę umieszczoną na jego domu w Czeladzi, której był honorowym obywatelem od 1999 roku.
***
PS [Łukasz Kielban] Tematyka znaczków miała już dawno pojawić się na Czasie Gentlemanów, udało się to jednak dopiero dzięki współpracy z panem Pawłem Wilamowskim. Sam nie kolekcjonuję znaczków pocztowych, ale jestem ciekaw czy są wśród nas kolekcjonerzy tych malutkich dzieł sztuki. Może wypada napisać o nich coś więcej?
O autorze: Paweł Wilamowski – współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii, student studiów magisterskich na Uniwersytecie Wrocławskim, kierunek historia nauczycielska. Zajmuje się głównie historią sportu, a w szczególności piłki nożnej i olimpiad. Do jego zainteresowań należą również: historia starożytnej Grecji i Rzymu oraz mitologie. Pasjonat podróży – tych małych i dużych.
Wypada napisać więcej w przyszłości, a jak! przecież filatelistyka była i jest hobby królów i dżentelmenów!
Czyli uważasz, że będąc gentelmanem, mamy z góry narzucone hobby, pasje i zainteresowania? Czyżbym nie mógł być gentelmanem nie interesując się w najmniejszym stopniu filatelistyką?…. no właśnie 😉
Oczywiście, że nie o to chodziło. Ten komentarz był zbędny.
Po prostu filatelistyka to jedno z bardziej popularnych, a wręcz stereotypowych, hobby gentlemanów. To już wystarczy by o nim pisać.
Co z kolei nie oznacza, że należy się ograniczać do tego tematu.
@Piotr, przedmówca niczego nie sugerował i niczego nie uważa. Napisał (zresztą zgodnie z prawdą), że filatelistyka była i jest hobby królów i dżentelmenów. Przykładów jest aż nadto.
Sam zresztą jestem filatelistą, numizmatykiem i bibliofilem.