Mężczyzna wobec kobiety czuje nieodpartą pokusę zostania jej rycerzem na białym koniu. Często aż chciałby, żeby wydarzyło się coś, co pozwoliłoby mu zachować się bohatersko, wystąpić w jej obronie, pokazać swoją odwagę i waleczność. Jak się jednak okazuje kobiety niekiedy oczekują czegoś nieco innego od mężczyzn. Jak zatem z klasą występować w obronie damy?
Rycerz XX wieku
Większość z nas została wychowana w przeświadczeniu, że mężczyzna powinien być silny i odważny, żeby w odpowiedniej chwili dać odpowiedniej osobie zwyczajnie „w mordę”. Mężczyzna, który tak postępuje powinien cieszyć się uznaniem kolegów i względami koleżanek. To miałby być nowoczesny rodzaj wojownika. Często zresztą jest powielany przez kino.
Wiem doskonale, że potrzeba sprostania temu stereotypowi jest bardzo silna u mężczyzn. Nierzadko przez jego perspektywę określa się ideał męskości i wiele kobiet może właśnie tego oczekiwać. Szkopuł tkwi w tym, że bycie gentlemanem i mordobicie nie pasują do siebie, a co więcej kobiety, z którymi rozmawiałem na ten temat nie pałają sympatią do agresji – nawet tej, okazywanej w ich obronie.
To co wydaje się z wierzchu proste („lejemy, kiedy jest taka potrzeba”), staje się bardziej skomplikowane przy bliższych oględzinach. Dzisiaj chciałbym przedstawić kwestię występowania w obronie kobiety bardziej z perspektywy właśnie kobiet i w stylu gentlemana. Poszukamy odpowiedzi na pytanie: kiedy dopuszczać do rękoczynów i jak po męsku ich unikać?
<<Zobacz też: Odwaga i ryzyko a poczucie bezpieczeństwa człowieka z charakterem>>
Ona nie jest Twoją własnością
Pierwsza i najważniejsza sprawa, jaką musimy sobie wyjaśnić, to fakt, że kobieta, nawet gdy jest Twoją dziewczyną/narzeczoną/żoną, nie jest Twoją własnością. Nie decydujesz za nią, ani nie jesteś właścicielem jej dumy/honoru. Jeśli ona zostanie obrażona, nie powinieneś podejmować niezależnych działań. Pamiętaj, że tutaj liczy się przede wszystkim relacja między Tobą, a poszkodowaną kobietą, a nie między Tobą, a napastnikiem/obrażającym.
Niestety wciąż wielu mężczyzn zapomina o tym i wykorzystuje nieszczęście kobiety, żeby sobie i swojemu otoczeniu udowadniać swoją męskość. Natomiast kobietę, którą się rzekomo opiekuje, pozostawia samą sobie. Zgrywanie wojownika w takich sytuacjach jest skupianiem się na sobie i daleko odbiega od bycia prawdziwym gentlemanem.
W języku angielskim ukuło się pejoratywne określenie „white knighting” na zgrywanie błędnego rycerza występującego w obronie nieznajomych kobiet w internecie. Takie zachowanie z jednej strony świadczy, że ów „rycerz” nie uznaje kobiet za dość samodzielne, by występowały we własnym imieniu, a z drugiej może mieć podłoże seksualne. „Wybawiciel” bowiem ma się kierować nadzieją, na odpowiednią nagrodę. Pomijając już szczegóły tego zjawiska, pamiętaj, że Twoja reakcja może być właśnie tak odebrana.
<<Zobacz też: Pierwsza zasada gentlemana – być dobrym towarzyszem>>
Reakcja po fakcie
Jeśli nieprzyjemne zajście nie miało miejsca w naszej obecności, a dowiadujemy się o nim dopiero po czasie z ust kobiety, najgorsze co możemy zrobić to rzucić wszystko i szukać winnego, żeby mu „wymierzyć sprawiedliwość”. Niestety dla wszystkich gladiatorów, zdecydowana większość kobiet potrzebuje wówczas mężczyzny przy sobie. Naszym zadaniem jest pocieszenie, przytulenie i zapewnienie o naszym zrozumieniu. Mamy być wsparciem, a nie narzędziem zemsty. Tutaj właśnie objawia się empatia gentlemana. Trzeba będzie, choć na jakiś czas, poskromić swoją złość i agresję.
Dopiero z rozmowy i trzeźwej oceny sytuacji wywnioskujemy jak powinniśmy zareagować. Ważne jest też czego chce poszkodowana. Naturalnie będziemy chcieli wyjaśnić tę sprawę z winowajcą, ale musimy mieć też na uwadze, że nasze działania mogą jeszcze bardziej zaszkodzić kobiecie, którą chcemy bronić. Na przykład gdy chodzi o jej pracodawcę lub rodziców. Bywa, że można działać od razu i zdecydowanie, ale zdarza się, że lepiej jest to zrobić na spokojnie i z wyrachowaniem. Najważniejsze, żebyśmy poszkodowanej nie zostawili samej. Jeśli musisz wyjść, zadbaj o to, by ktoś z nią został.
Obrona kobiety na miejscu
Trudniejsze będzie jednak odpowiednie zareagowanie na obrazę kobiety na miejscu, w tym samym momencie, kiedy brakuje czasu na chłodną ocenę sytuacji. Problem polega na tym, że wielu z nas rości sobie prawo do brania w swoje ręce spraw „słabszej” płci. Faktycznie zdarzają się sytuacje, gdy należy działać natychmiastowo, ale każdy z nas nieco inaczej stawia sobie granicę tolerancji.
We wszystkich sytuacjach jeszcze niegroźnych, takich jak bycie nachalnym, opryskliwym, zbyt skracającym dystans, rozwiązanie jest całkiem proste: należy jaskrawo okazać wsparcie kobiecie, która jest „atakowana”. Czasem wystarczy, że pokażesz się przy niej, obejmiesz (jeśli to Twoja partnerka) albo zapytasz ją „czy ten facet ci się narzuca?”; „potrzebujesz jakiejś pomocy?” itp. Z jednej strony pokazujesz w ten sposób, że nie traktujesz jej jak swoją własność, a z drugiej dajesz jasny sygnał natrętowi. Ta metoda doskonale sprawdzi się w przypadku kobiet obcych, wobec których nie wiesz jakich reakcji oczekują.
<<Zobacz też: Poczucie obowiązku>>
Gdy dochodzi do rękoczynów
Zdarza się jednak, że obraza przeradza się w prawdziwy atak słowny lub fizyczny. Wówczas pięści same się zaciskają. Zanim jednak dojdzie do rękoczynów wyobraź sobie tę sytuację: szarpiesz się z jakimś warchołem, masz już podarte ubranie i zakrwawiony nos, rozrzucacie okoliczne meble i przedmioty i pewnie nie raz lądujecie na ziemi. Wcale to nie przypomina amerykańskiego filmu akcji, a Twoja towarzyszka zastanawia się kto kogo odprowadzi do domu tego wieczora.
Spójrzmy prawdzie w oczy. Bijatyki nie są romantyczne, zazwyczaj nie rozwiązują się po pierwszym ciosie (naszym oczywiście), partnerce zapewniają wątpliwe poczucie bezpieczeństwa, a co najgorsze, są nieobliczalne. Dopiero co w Poznaniu wyrok dożywocia dostał student, który zabił w takiej utarczce innego mężczyznę (zaczęło się od pyskówki, a skończyło na przedziurawionej tętnicy szyjnej). Niecały rok temu w Łodzi zginął 20-latek występujący w obronie swojej dziewczyny. Niestety trafił na młodzieńca bawiącego się w gangstera. Ugodzony 11 razy nożem, odważny chłopak zmarł.
Każdy kto uważa, że mężczyzna powinien w każdej sytuacji reagować pięściami jest niedojrzałym chłopczykiem, który naoglądał się za dużo filmów i gier komputerowych. To jasne, że musimy mieć odwagę stanąć w obronie i nie chować głowy w piasek, ale nierozważne nadstawianie karku, może się skończyć gorzej niż byśmy chcieli. Trzeba umieć ocenić swoje możliwości. Oczywiście warto zadbać o odpowiednią siłę i umiejętności walki. To doda nam odwagi i może się przydać w ostateczności. Niemniej naszym zadaniem jest przywrócenie sytuacji do normalności bez zbędnych szkód.
Niestety mogą się też zdarzyć kobiety, którym będzie imponowało, że jakiś facet się za nie bije. Imponowanie takim kobietom uważam za niegodne gentlemana. To na pewno nie są damy.
Jak było kiedyś?
Z tyłu głowy możemy mieć pojedynki międzywojennych gentlemanów, którzy na szable lub pistolety bronili honoru swoich dam. Czuję się więc w obowiązku wyjaśnić na czym te pojedynki polegały. Mogły one mieć miejsce tylko między dwoma gentlemanami. Jeśli napastnikiem był ktoś niehonorowy, zwyczajnie wzywano odpowiednie służby, a w groźnych sytuacjach broniono się posiadaną bronią. To ostatnie wówczas też nie było w pełni bezpieczne, gdyż przestępcy również mieli broń.
Gentlemani nie bili się nigdy na pięści (a jeśli tak, szkodziło to ich opinii i często prowadziło do sądów honorowych), tylko stosowali cały szereg ustalonych reguł. O chaotycznej bójce nie było więc mowy. Co więcej, jeśli ustalono pojedynek przykładowo na dwa równoczesne strzały, to po ich oddaniu, nawet jeśli nikt nie był ranny, sprawa była załatwiona i już do niej nie wracano. Tam nie chodziło bowiem o zemstę, tylko postępowanie zgodnie z kodeksem honorowym.
W końcu, cały proces honorowy wykluczał z niego kobiety. Mężczyzna bronił de facto własnego honoru, który został skalany na „jego” kobiecie. Jeśli żona została obrażona, nikt się jej nie pytał co o tym sądzi. Mąż czuł, że jego honor ucierpiał, więc działał na własną rękę. Dzisiaj takim zachowaniem byłoby raczej bardzo trudno zaimponować kobiecie.
<<Zobacz też: Pięć bandyckich sztuczek paryskich Apaszów>>
Unikać siły?
Pewnie wiele osób odczyta powyższe słowa jako nawoływanie do unikania konfrontacji. Tak jednak nie jest. Uważam, że jak najbardziej powinniśmy występować czynnie przeciw przemocy. Musimy być gotowi do stawienia jej czoła, ale jednak powinniśmy zrobić co w naszej mocy, by tego uniknąć. Zdecydowanie więcej da nam solidarne wstawienie się za słabszym, niż liczenie na jednego odważnego, który „pokaże im wszystkim”.
Na koniec zostawiłem sobie to, co tak naprawdę miałem z tyłu głowy cały czas, pisząc ten tekst. Bronić powinniśmy wszystkich, którzy mogą potrzebować naszej pomocy. Służenie w ten sposób wyłącznie kobietom jest prymitywne i ujawnia prawdziwe intencje takiego „rycerza”. Czasem mamy wrażenie, że żyjemy w czasach, w których ludzie spod ciemnej gwiazdy czują się bezkarni. Najważniejsze, co powinniśmy robić, to solidarnie sprzeciwiać się temu. Niezależnie czy chodzi o piękną blondynkę, starszą panią, małego chłopca, czy wyrośniętego mężczyznę. Każdy z nas może potrzebować pomocy chociaż w postaci pokazania, że nie jest sam.
***
Rzecz jasna powyższe kwestie są niezwykle trudne z powodu mieszania się wątków kulturowych, praktycznych i etycznych. Moja opinia wynika z własnego doświadczenia i rozmów z innymi osobami. Jeśli macie inne zdanie, chętnie go wysłucham. Może wspólnie wypracujemy coś lepszego?
Nie przegap żadnego wpisu! Zapisz się na newsletter.
Przy zdaniu „kobieta nie jest twoja własnością” przyszedł mi na myśl zwyczaj z moich stron. Może u was jest podobnie, ale wiem że nie wszędzie. Mianowicie: Gdy chcesz poprosić do tańca kobietę, która przyszła na zabawę (wesele itp.) z towarzyszem, należy wpierw zapytać jej partnera o zgodę, a gdy ten nie wyrazi sprzeciwu, dopiero w następnej kolejności kobietę. Jeśli natomiast ktoś zapyta o to wpierw kobietę, ta powinna odmówić, lub ostatecznie spojrzeć na partnera, czy ten wyraża zgodę. Wiele mieliśmy na ten temat dyskusji z przeciwnikami takiego zachowania. Jak na razie większości kobiet z mojej okolicy ten sposób postępowania nie… Czytaj więcej »
Pytanie tylko, czy jak kobieta chce zatańczyć z zajętym mężczyzną najpierw pyta jego towarzyszkę o zgodę?
Toważyszkę
Towarzyszkę. Czasem lepiej się nie imać poprawiania.
Nie poprawiałam, tylko odpowiadałam na pytanie. Błąd wkradł się niezłośliwie, raczej bezmyślnie.
Tak pyta towarzyszkę.
Co do tańczenia ze swoją towarzyszką na różnego rodzaju zabawach to czytałem w jakiejś książce, że taniec jest pewnym substytutem współżycia seksualnego, bo zawiera w sobie spore pokłady erotyzmu, z wyłączeniem przykrych konsekwencji tej drugiej czynności (nie chodzi o sprowadzenie na świat dziecka bo to podobno jest przyjemną konsekwencją). Do czego zmierzam, autor książki utrzymywał że jest to opinia jego żony która na podstawie tego wnioskowała, że skoro i tak śpi ze swoim mężem to po co ma z nim jeszcze tańczyć?
Też uważam, że taniec to dość erotyczna czynność. Oczywiście jego towarzyska wersja.
Proszenie zajetego mezczyzny przez kobiete do tanca, jest poprostu nieeleganckie.
Jesli chodzi o proszenie kobiety do tanca, ktora jest w towarzystwie innego mezczyzny, to kazdorazowo wymaga to indywidualnego podejscia i zalezy od sytuacji. Od relacji pomiedzy osobami , stopnia znajomosci itp. Warto niekiedy przypomniec sobie stara dobra zasadę: „grzecznie ale skutecznie” oraz to ze poza odwaga gentleman to rowniez intelekt, i swiadomosc, ktora pozwala odnalezc sie w wielu sytuacjach, niekoniecznie trzymajac sie kurczowo sztampowych zasad.
Pozdrawiam
A.
Prawdziwy gentleman unika konfrontacji wszedzie tam gdzie nie jest to potrzebne, nie narazajac przy okazji kobiety na stres , nerwy i szwank. natomiast w sytuacji koniecznej i ostatecznej musi postawic wszystko na jedna karte. Na smierc i zycie. Dlatego tez i dla dobra swojego , innych i przede wszystkim kobiety, robi wszystko zeby do tej ostatecznej sytuacji nie doszło.
najlepiej to uciekać i chować się za kobietę. Według mnie za mało w artykule (szczególnie na początku) przyjęcia za oczywiste że to my jesteśmy odpowiedzialni za porządek dookoła siebie. Nie można doprowadzać do takiej sytuacji, że łobuzy się rozbijają a mężczyźni udają, że tego nie widzą czekając na reakcję innych… Nasza niemoc wspiera przemoc
Nie najlepiej. Nie wiem po co ten sarkazm, skoro dalej piszesz, że wcale artykuł tego nie sugeruje. Może nie rozpisałem się na ten temat, ale pisałem i tak też uważam. Najlepiej zapobiegać, a jeśli już dojdzie do czegoś poważniejszego, reagować stanowczo.
Wiem, że łatwo powiedzieć ale uważam, że nie powinno się kalkulować czy z danej sytuacji wyjdziemy cało czy nie, lecz należy robić to co słuszne. Generalnie zgadzam się z wpisem, szczególnie z ostatnimi 2 akapitami.
Jeśli już bronimy, powinniśmy zadbać o to, żeby obrona była skuteczna. Do tego przydaje się kalkulacja, ale rzecz jasna bywają sytuacje, w których nie ma na nią czasu.
Kibol. Przekalkuluj dwie inne sprawy. Po pierwsze, jeśli Ty nie wyjdziesz cało, to co z osobą, której broniłeś. Naprawdę chcesz aby błagała Twojego przeciwnika, żeby Ci odpuścił? A co jeśli ten, rozochocony walką i zwycięstwem posunie się wobec niej dalej, niż w zachowaniu, które doprowadziło do walki?
Druga sprawa. Czy powód, który jest wystarczający do bójki, jest wystarczający do zabicia? O tym się zazwyczaj nie myśli, ale wcale nie tak trudno jest niechcącym zabić człowieka. Czasem wystarczy zbyt mocny cios, czasem przewrócenie kogoś tak, że uderzy w coś głową. Takie przypadki się zdarzają.
„powinniśmy zadbać o to, żeby obrona była skuteczna” dlatego gentleman albo trenuje skuteczne techniki walki wręcz albo/i dysponuje stosownymi środkami technicznymi aby skutecznie bronić osobę zagrożoną. I nie musi być to od razu Walther PPK. Paleta dostępnych narzędzi jest bogata, zawsze jednak najlepszą bronią pozostanie zimna krew, bystre oko i sprawna ręka lub noga.
Z tego co się orientuję w środowisku osób uprawiających sporty walki nie ma woli bójek z innymi na ulicy. Większość z nich zdecydowanie wybierze uniknąć konfrontację, niż mierzyć swoje siły z agresorem. Mam wrażenie, że zawodników stereotypowo przedstawia się jako osoby wszczynające bójki, a przynajmniej ochoczo w nich uczestniczących. W rzeczywistości prędzej taki człowiek uniknie starcia (czy to przez zapobiegnięcie jemu, czy przez ucieczkę) niż osoba, która nie uprawia takich sportów, a jedynie polega na obrazie macho. Kluczowym jest fakt, jako nie muszą oni nikomu udowadniać, że potrafią delikwenta pokonać, ten dowód daje im codzienny często morderczy trening. Na pytanie… Czytaj więcej »
Wewiur, trenowałam sporty walki od 15 roku życia, trenowałam także boks, wierz mi, masz wyidealizowany obraz, niestety. Osoby trenujące też wdają się w bójki,ba, są osoby, które tylko po to trenują. Ludzie są tylko ludźmi, oczywiście wśród trenujących są także osoby, które zachowują się honorowo, ale nie można uogólniać. Łukasz, świetny tekst, bardzo mi się podoba i zgadzam się z myślą przewodnią! Dotyczy ona nie tylko mężczyzn, sama często zastanawiam się, czy stawać aktywnie w obronie słabszego, jeśli miałoby to doprowadzić do jakiejś katastrofy… To bardzo trudny temat, nie chodzi tutaj o egoistyczny pokaz siły czy abstrakcyjnych wartości, chodzi o… Czytaj więcej »
Zgadzam się, że treningi sportów walki przyciągają grupę osób, którym znajomość walki ma pomóc przy utarczkach na ulicy, jednak sądzę, że generalizowanie jakoby była to znaczna część spośród wszystkich trenujących jest błędne i wynika właśnie ze stereotypów. Oczywiście znam kluby sportowe, w których dominują osoby żądne krwi. Ba, znam sportowców, którzy odsiadują wyrok więzienia za przemoc domową, czy też takich, którzy z bronią w ręku napadają kolegów w szatni. Owszem nie jest ich mało, jednak nie powinno się mówić, że są oni sportowcami, ani że stanowią większość. Taki przywilej należy się ludziom, które poświęcają życie dla wyższych wartości. Źle, jeśli… Czytaj więcej »
W opisanych sytuacjach nie ma czasu na rozważanie czy ona czuje się „trochę mniej, czy trochę bardziej”. Mam wrażenie że to podszyte feminizmem chciejstwo. Myśląc w ten sposób wyginiemy jak dinozaury, tylko rolę komety odegrają hmm… osobnicy z innej kultury niż nasza 😉 Oni się nie będą damy pytać czy czuje się „trochę mnie, czy trochę bardziej, i czy azaliż ewentualnie..” Niedawno sforsowali granicę Maroka z terytorium Hiszpanii… 😀
Uwielbiam ten obraz 🙂
Widać, że rycerz boi się, ma napiętą twarz, bo przecież patrzy na coś (kogoś), co niewiastę uprowadziło, a w oddali, w prawym górnym rogu, już co niektórzy zdążyli rzucić się do ucieczki. Jak dla mnie mistrzostwo 😀
Jak dla mnie to ta dziewoja na obrazie jest przywiązana tak jakby była przygotowana na jakąś ofiarę albo do egzekucji. Obstawiałabym też, że zrobili to ludzie, których widać w tle uciekających.
Ponoć w pierwszej wersji kobieta była nachylona w stronę rycerza i patrzyła mu w oczy, ale jakaś ówczesna „konserwa” uznała, że w takiej wersji obraz ma nieprzyzwoitą wymowę. No i malarz zmienił ustawienie postaci 🙂 .
Proszę bardzo, pełna wersja obrazu:
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/02/The_Knight_Errant_b_John_Everett_Millais_1870.jpg
Teoria teorią, ale w takich sytuacjach to jednak gra adrenalina. Poza tym moim zdaniem priorytetem nie jest żeby „pokazać” agresorowi gdzie raki zimują, lecz zadbać o to, aby nasza kobieta czuła się bezpiecznie. Często mam wrażenie, że chodzi tylko o zrobienie odpowiedniego wrażenia na agresorze, czyli np. zignorowanie zaczepki, odpowiednio zdecydowane przytulenie czy krok.
Pełna zgoda.
Piękny tekst 🙂 Niektóre fragmenty to drukować i przyklejać w widocznych miejscach w szkołach i na przystankach. Ja wierzę, że prawdziwa siła tkwi w słowach, zachowaniu i w charakterze – w końcu są ludzie, którzy podświadomie wzbudzają respekt… Przy takich chyba najbezpieczniej 😉
Dobry artykuł. Ma potencjał na wywołanie owocnej dyskusji. Uściślę tylko pewien fragment o honorowości: „cały proces honorowy wykluczał z niego kobiety. Mężczyzna bronił de facto własnego honoru, który został skalany na „jego” kobiecie” – tu bywało różnie – w zależności od kodeksu. U Boziewicza, mężczyzna ma obowiązek stanąć w obronie czci kobiety, jak i odpowiada za obrazy wyrządzone przez nią (a jeśli tego nie zrobił, to zgodnie z ww. kodeksem był osobą niehonorową), natomiast np. kodeks Sasa-Wisłockiego rozróżnia już zdolność honorową (którą kobieta ma – może zostać obrażona i może obrazę wyrządzić) od zdolności do działań honorowych (której już nie… Czytaj więcej »
Troszeczkę za ogólnie jeśli chodzi o natychmiastową obronę . Z jednej strony walczyć , z drugiej nie , to zależy od sytuacji i tak dalej . To co chciałeś przekazać jest w miarę jasne i można się tego domyślić ale trochę za ogólnie
Chris McCandless Miałem nadzieję, że ogólne opisanie sytuacji wystarczy. Nie przepadam za podawaniem szczegółów w takich wypadkach, bo to strasznie by skomplikowało sprawę: a co jeśli on ma broń; z nami jest dziecko; z nim koledzy; kobieta daje wyraźne sygnały, że nie chce widzieć przemocy; piliśmy alkohol itp.?
Co nie zmienia faktu, że możemy o takich konkretach porozmawiać w komentarzach. Po to są.
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=ltaGPkmZIHM a propos tego czy warto narażać swoje życie w imię wyższych wartości polecam wypowiedzi ostatniego polityka reprezentującego przebrzmiałe ideały, mianowicie chodzi mi o wypowiedzi: 3:59- 4:16 i 6:59- 7:14.
Polityk reprezentujący ideały to jak dziwka reprezentująca dziewictwo. Nie obrażając dziwek.
Chris, pełna zgoda. (y) W każdym razie nie wolno tracić zimnej krwi. W świecie zwierząt najsilniejsze osobniki są opanowane – wśród ludzi jest podobnie. W artykule jest mowa o społecznych wzorcach – warto czasem zagrać też na tym, np. „Nikt nie nauczył cię szacunku do kobiet? Co z ciebie za facet?”. O ile do danego typa cokolwiek dociera, zadziała to trochę jak mała kastracja i powinno to obniżyć jego pewność siebie.
Wiesz Łukasz , chociaż na dwóch trzech przykładach . Ktoś ewidentnie atakuje , dobiera się do naszej panny – stajesz w obronie , tu nie ma miejsca na słowa . To samo gdy kogoś widzisz w takiej sytuacji . Gdy ktoś próbuję wszcząć bójkę obrażająć przy tym kobietę , można przez jakiś czas uspokajać sytuacje słowami ( trzeba wiedzieć jak długo ) .
Możesz dorzucić swoje pięć groszy. Co miałbym opisać bardziej szczegółowo? Trudno byłoby omówić wszystkie sytuacje w jednym artykule.
Świetny artykuł. A co do reagowania przemocą na przemoc: drodzy Panowie i Damy, taka reakcja powoduje eskalację. To nie chodzi tylko o reagujących. Wyobraźcie sobie sytuację, w której groźnie nastawiony pan rzuci złym słowem, albo będzie chciał wyciągnąć na parkiet niechętną mu damę. Jeśli po prostu „dacie mu w pysk”, to on będzie chciał się na was odegrać. Co bardziej „honorowy” zbój po prostu zaczai się na obrońcę w alejce i pobije go w rewanżu, ale w wielu przypadkach po prostu poczeka na moment, w którym nie będzie was tam żeby obronić partnerkę i wyżyją się za doznany afront. Ogólnie… Czytaj więcej »
Drobne sprostowanie. Na białym koniu to jeździ książę (albo generał Anders). Rycerz jest w błyszczącej zbroi. 😉
Sprawdziłem w Google:
„rycerz na białym koniu” vs. „rycerz w błyszczącej zbroi”
331 000 wyników vs. 319 000
Czyli jednak w użyciu delikatnie częściej jest moja wersja 🙂
Ale faktycznie „książę na białym koniu” wygrywa (384 000).
Ja wiem, że vox populi…, ale żeby gentleman kierował się opinią pospólstwa… 😛
Język tworzą ludzie.
Żartuję. 😀
Chęć obrony bliskich czy też potrzebujących pomocy jest zawsze zrozumiała i godna szacunku. Nie ma też sensu przeczyć, że mogą zdarzyć się sytuacje zagrożenia, w których trzeba będzie uciec się do argumentów „ręcznych”. Niemniej jednak nie wierzę, że przeciętny człowiek ma z nimi do czynienia w życiu często (no chyba, że mieszka w kraju ogarniętym wojną). W większości przypadków problem leży w zaczepkach i drobniejszych utarczkach słownych. I tu niestety panowie zbyt często używają „obrony” kobiety jako pretekstu do wplątania się w bójkę. Takie zachowanie jest delikatnie mówiąc szczeniackie. Co gorsza, tak naprawdę często kryje się za nim zwykła zazdrość,… Czytaj więcej »
Czasem wystarcza drobny gest, a czasem trzeba się ewakuować.
Tylko, że wtedy kobieta nie zawsze zdąży umknąć na swoich obcasach…
Cóż, ryzyko wkalkulowane w założenie obcasów…
Fakt. Czasem szachista musi poświęcić królową.
„Czasem” a „z zasady” to różnica.
Wybacz O Pani Cysarzowo, lecz rzekłbym, że promowany na tym blogu model oporu a la Mahatma Gandhi oznacza właśnie z zasady. Jeśli słowne napomnienie łobuzów i nagana wzrokowa nie poskutkują należy przyśpieszonym krokiem udać się na poszukiwanie policji. Zgadzam się w sumie. Życie ma się tylko jedno i ze względu na jego wyjątkowość ryzykować nim należy jedynie w wyjątkowych okolicznościach i dla wyjątkowych kobiet (piszę kobiet, gdyż nie słyszałem by kobieta ryzykowała koherencją cielesną dla mężczyzny). W czasach, gdy model monogamii seryjnej jest dominujący, rozróżnienie partnerek na bardziej i mniej godne ryzyka wydaje się być koniecznością dialektyczną. Piszę ponownie „partnerek”,… Czytaj więcej »
Teraz z kolei ja muszę poprosić Pana o wybaczenie, ale czytając szachową metaforę odniosłam wrażenie, że to właśnie Pana zdaniem co do zasady nie warto narażać się w obronie kobiety. W tekście gospodarza tego typu sugestii przecież nie ma. Natomiast to, że w sytuacjach konfliktowych nie odpowiada Panu (i nie tylko Panu) „pokojowa ścieżka” mogę do pewnego stopnia zrozumieć. To naturalny ludzki odruch sprzeciwu wobec subiektywnego uczucia bezradności i przymusu. Mimo to, nie mogę się jednak z drugiej strony oprzeć podejrzeniu, że nawet gdyby na tym blogu zaproponowano model oporu a’la Arnold Schwartzeneger (kill’em all), to też poddałby go Pan… Czytaj więcej »
Szanowna Pani, Piszę trochę z wrodzonej przekory. Trochę zaś z powodu własnych doświadczeń w temacie. Być może jeżę się wewnętrznie, gdyż najbardziej logiczne rozwiązania w świetle obowiązującego kodeksu karnego przeczą odruchom pierwotnej natury, którą cenię sobie o wiele bardziej niż płaszczyk cywilizowania, który zdziera każde większe zagrożenie. Z całym szacunkiem dla tutejszych bywalców, ale zastanawiam się, jak by zachowywali się tutejsi bywalcy uciekając z płonącego budynku. Przepuściliby w drzwiach kobiety i dzieci? Pożar stoczni w mym rodzinnym mieście świadczy, że na sali znajdowało się sporo szczęściarzy, jeden zasługujący na nagrodę Darwina i jedna ofiara ślepej paniki. Faktem jest, że ów… Czytaj więcej »
Panie Dagome, Wyłożył Pan swój punkt widzenia obszernie i jasno. Moja odpowiedź przypadnie pewnie nieco poniewczasie, ale mimo wszystko chcę się z Panem paroma refleksjami podzielić. Przede wszystkim zdecydowanie przychylam się do Pańskiego oświadczenia, że pisze Pan z przekory (mniejsza o to czy wrodzonej, czy nabytej). Nie mam również żadnych wątpliwości co do tego, że swoje tezy wywodzi Pan z osobistych doświadczeń. Skutek jednak musi być taki, że prezentowane przez Pana koncepcje (nie tylko w tym jednym wpisie), choć generalnie spójne, pozostają jednak całkowicie subiektywne. To jeszcze samo przez się nie jest wadą. Ja się jednak mocno obawiam, że Pan… Czytaj więcej »
Do tej dyskusji chciałbym jedynie dodać, że mimo wszystko często zdarza się,że kobieta również broni swojego mężczyznę. To bowiem dość romantyczna i trochę nierzeczywista wizja, w której atakowane są tylko kobiety, a mężczyźni ich bronią.
Często ma to miejsce właśnie gdy mężczyzna się przeliczy co do swojej siły i umiejętności. Wielu kobietom nie można wówczas odmówić odwagi w nie dopuszczaniu do tragedii.
Dokladnie. Kiedys musialem powstrzymac dziewczyne kolegi ktora chciala Go bronic gdy zostal zaatakowany. W efekcie musialem Ja bronic przed soba sama, zamiast pospieszyc koledze na pomoc.
Trzeba jeść mentosy. 😉
To ktoś oprócz mnie jeszcze pamięta tą reklamę ? 🙂
Już pierwsze zdanie tego artykułu budzi moje poważne wątpliwości. Jest to bardzo przykry element obecnych czasów, ale dzisiaj wielu mężczyzn to nie prawdziwi mężczyźni. To raczej mamisynkowie i lalusie, którzy wcale nie marzą o tym, aby stanąć w obronie kobiety i dawać jej poczucie bezpieczeństwa. Często jest wręcz odwrotnie. Oczekują oni, że kobieta będzie im matkowała i usuwała z ich drogi wszystko co może wywołać u nich stres i doprowadzić do łez. Nie potrafią przejść przez życie bez prowadzenia za rączkę, a co tu dopiero mówić o stawaniu w obronie swojej damy (jeżeli taką w ogóle mają zważająć na ich… Czytaj więcej »
W czym to dzisiejsi mężczyźni są gorsi od swoich ojców i dziadków? Maminsynkowie, lalusie itp. tak właśnie kobiety pozwalają sobie nazywać mężczyzn. W zeszłym roku ponad 5 tys. Polaków popełniło samobójstwo przy trochę ponad 900 samobójstw Polek. Od wielu lat w naszym kraju mężczyźni częściej odbierają sobie życie. Z czego to wynika? Z presji środowiska, z kodu kulturowego – mężczyzna ma zarabiać, opiekować się, zapewniać dom, samochód i wczasy na Bajobongo. Do tego rewolucja seksualna, „prawo do orgazmu”, więc musi być sprawny w alkowie, bo inaczej inny model, pani ma prawo do szczęścia. Z jednej strony nowoczesność, równouprawnienie, emancypacja, ale… Czytaj więcej »
Pyta Pan w czym dzisiejsi mężczyźni są gorsi od swoich ojców i dziadków. Sam Pan daje sobie odpowiedź w dalszej części swojego wpisu. Mówi Pan o presji pod jaką znajdują się mężczyźni ze względu na wysokie oczekiwania wobec nich, zarówno w sferze finansowej jak i tej intymnej. Skoro tak duża liczba mężczyzn popełnia samobójstwa w porównaniu do kobiet, to może właśnie z tym mężczyznami coś jest nie tak. Nawet w obecnych czasach kiedy kobiety są aktywne na rynku pracy i często łączą pracę zawodową z byciem matką i żoną, nadal na barkach mężczyzny spoczywa główny ciężar utrzymania rodziny i zapewnienia… Czytaj więcej »
Pani komentarze można spokojnie uznać za seksistowskie. Sugeruje pani, że dzisiejsi mężczyźni są niezaradni, a przynajmniej mniej zaradni niż kobiety. Seksizm w czystej postaci. Też mógłbym tu przytaczać zasłyszane historie o kobietach pozostających całe studia na utrzymaniu konkubenta czy tam męża, a które krótko po dyplomie wyprowadzały się do nowego ukochanego. Albo przytaczać dane wskazujące, że co dziesiąte dziecko jest wychowywane przez mężczyznę który nie jest biologicznym ojcem i nie ma pojęcia, że nim nie jest itp., itd. A już kompletnie nie rozumiem dlaczego to główny ciężar utrzymania rodziny powinien spoczywać na barkach mężczyzny:”Tak zawsze było i tak być powinno”… Czytaj więcej »
Panie Hanys,
Wiele, jeśli nie większość, pań w dzisiejszych czasach zieje mizoandrią w stosunku do każdego mężczyzny, który jest inny od wyimaginowanego ideału.
Rozkrok, o którym Pan mówi, jest obserwacją, którą nie tylko pan poczynił.
Jednak w naturze najpiękniejszym jest fakt, że każda akcja wywołuje reakcję a ewolucja nie śpi.
Stąd na ten przykład powstają inicjatywy takie jak poniższa. Polecam lekturę choćby samego glosariusza. Przedstawia interesującą perspektywę.
http://www.mgtow.com/about/
Kobiety same kręcą na siebie bicz.
Fakt, ulało się Panu cokolwiek 🙂 . Mimo to chyba nie ma potrzeby odpowiadać na jedną krzywdzącą generalizację drugą. Nie sądzę żeby pogląd na dzisiejszych mężczyzn wyrażony wyżej był reprezentatywny dla ogółu kobiet. Starodawny model rodziny (mężczyzna utrzymuje, kobieta dba o ognisko domowe) nie jest już od dawna ani jedynym słusznym ani najpopularniejszym. Równie chętnie, a nawet chętniej związki realizują się po partnersku, czyli na zasadzie współodpowiedzialności za wszystko. Natomiast pytanie, co kto otrzymuje w związku „w zamian” jest chyba nie najszczęśliwiej skonstruowane. Związek to nie wymiana barterowa tylko pewna wspólnota (uczuć, działań, celów itp.). Wie Pan, to tak trochę… Czytaj więcej »
Zgadza się, że dzisiejsi mężczyźni są mniej zaradni od kobiet, a już z całą pewnością mniej zaradni od mężczyzn w poprzednich pokoleniach. Byłoby nieprawdą powiedzieć, że nie ma dzisiaj zaradnych i prawdziwych mężczyzn. Tacy mężczyźni istnieją, ale jest ich jak na lekarstwo. Obecnie, większość mężczyzn to chłopcy, którzy nie chcą dorosnąć. Nie twierdzę również, że kobiety są zupełnie bez skazy. Nie mam powodu, aby kwestionować podane przez Pana przykłady sytuacyjne oraz dane statystyczne. Kobiety, które decydują się na posiadanie sponsora w trakcie studiów same robią sobie krzywdę jak i krzywdzą mężczyznę, z którego piniędzy korzystali. Krzywdzą same siebie, ponieważ uzależniają… Czytaj więcej »
Po pierwsze, wielkie dzięki dla kolegi Dagome za link, powinno to wejść do szkół.
Po drugie, pani Klaudio, zgadzam się z panią. Nie odczuwam potrzeby zaspakajania potrzeb, ochrony, opieki, zapewnienia odpowiedniego poziomu życia jakiejkolwiek kobiecie. No, może poza tymi z najbliższej rodziny, ale one sobie dobrze radzą i nie jestem im do niczego potrzebny. Tak więc nie spełniam warunków aby uznać mnie za prawdziwego mężczyznę, trudno. W summie to nigdy nie aspirowałem.
Men Going Their Own Way? Panowie, tak serio? A zgłębili Panowie treść dokładniej, czy może poprzestali tylko na zapoznaniu się z treścią dumnie brzmiącej „deklaracji niepodległości” witającej zaglądających tam nieszczęśników… Ten portal jak i cała amerykańska tzw. manosfera jest w dużej mierze redagowany przez lunatycznych, mizoginistycznych socjopatów, z których spora część kwalifikuje się do klinicznego leczenia… Zazwyczaj uważam, że jak ktoś ma niechęć do kobiet, to jego sprawa, ale przez tych obłąkanych radykałów, od czasu do czasu w Stanach leje się krew (ostatnio pod koniec maja), a nad tym to już trudno przejść do porządku dziennego. Niestety tam nawet ewidentny… Czytaj więcej »
Pani Klaudio, uważam niestety Pani komentarz za strasznie niesprawiedliwy, krzywdzący i niezwykle upraszczający przemiany zachodzące w naszym społeczeństwie. Nie, mężczyźni nie są od zarabiania, tak jak kobiety nie są od sprzątania i gotowania. Jesteśmy nieco bardziej skomplikowani.
Rozumiem, ze podobnie jak Pan Hanys, stara sie Pan bronic przedstawicieli plci meskiej. Rozumiem, tez, ze nie jest dla Pana mile czytac, ze obecnie wiekszosc mezczyzn trudno tymi mezczyznami nazwac. Zastanawiam, sie czy przeczytal Pan moje komentarze w pelni ze zrozumieniem. W jednym z komentarzy napisalam, ze kobiety w dzisiejszych czasach sa rowniez aktywne zawodowo, zarabiaja peiniadze i z powodzeniem lacza role pracownic/szefowych, zon oraz matek. Nie mam zamiaru takiego stanu rzeczy negowac i cieszy mnie, ze tak jest. Aczkolwiek, nie zamierzam godzic sie na to, aby mezczyznom nie stawiac zadnych wymagan jak na przyklad zapewnienie wysokiego standardu zycie swojej… Czytaj więcej »
Kwestia zarabiania i zapewniania odpowiedniego standardu życia materialnego jest dla mnie zupełnie drugorzędna właśnie dlatego, że zarówno mężczyzna, jak i kobieta pracują i mogą dobrze zarabiać. Nie brakuje sytuacji, w których to kobieta zarabia lepiej i to wcale nie jest dyshonor dla mężczyzny. Taki mamy po prostu rynek i między innymi dlatego nie da się przywrócić dawnych zwyczajów 1:1. Nie jest już tak, że mężczyzna ma OBOWIĄZEK zarabiać dużo, a kobieta ma taką MOŻLIWOŚĆ. Obecnie ciężar oczekiwań wobec mężczyzn przesunął się na zapewnienie bezpieczeństwa i stabilności rodzinie w sferze emocjonalnej. Jako mąż powinien być partnerem dla żony (i vice versa),… Czytaj więcej »
A czy można prosić o sprecyzowanie, co Pani rozumie przez ów podstawowy „wysoki standard” życia? I jeszcze o określenie, jakie minimum dochodu na głowę w rodzinie musi miesięcznie zapewnić mężczyzna, żeby według Pani zasługiwał na to miano? W końcu, jakby nie było, wszelkie wymagania muszą być sformułowane w odniesieniu do konkretnej rzeczywistości. A zatem chętnie przeczytam, jak to Pani widzi w realu.
Kwestia utrzymania rodziny i zapewnienia jej bezpieczenstwa finansowego nie jest dla mnie drugorzedna. Zarowno Pan jak i ja mamy wlasne odrebne zdania w tej sprawie, i nie sadze abysmy tu doszli do porozumienia. Jak juz powiedzialam wczesniej obecnie wiele kobiet jest aktywnych zawodowo i laczy role pracownic/szefowych z byciem zona i matka. Jednakze, nadal kobiety zarabiaja przecietnie mniej niz mezczyzni (swiadcza o tym chocby dane GUS-u). Oczywiscie, zdarzaja sie kobiety, ktore zarabiaja duzo ponad przecietna, na przyklad bedac szefowymi wielkich firm lub korporacji. Jednakze, takich kobiet jest garstka. Jest to jeszcze jeden powod, dla ktorego utrzymanie rodziny powinno spoczywac na… Czytaj więcej »
Pani Klaudio, Pani wpisy świadczą wymownie o tym, że albo jest Pani osobą bardzo młodą, która nie założyła jeszcze własnej rodziny, albo, że nie przemyślała Pani sprawy (względnie jedno i drugie). Kojarzy mi się blado, że gdzieś pisała Pani o sobie jako o humanistce mającej kłopoty z naukami ścisłymi. Ok. To nie grzech. Ale skoro żmudne analizy danych, liczb, wykresów i trendów Pani nie pasjonują, to może jednak poniecha Pani pochopnego wyciągania na własną rękę powierzchownych wniosków. Zwłaszcza tych wartościujących. A może powinnam raczej powiedzieć: odmawiających wartości. Wypowiedziała się Pani w wysoce negatywny sposób na temat połowy populacji tego kraju.… Czytaj więcej »
Pani Cysarzowo, to jest chyba najdłuższy komentarz w historii tego bloga. I zgadzam się z nim. Pani Klaudio, sama Pani stwierdziła, że widzi Pani pozytywne zmiany wśród mężczyzn angażujących się coraz bardziej w życie rodziny. Narzekała Pani też na niższe płace kobiet. Z tym się zgadzam. Niestety cała reszta Pani komentarza przekreśla to zupełnie, jakby uznała Pani, że te zmiany nie są przysłowiowego „tynfa” warte. Co więcej, sugeruje Pani „powrót” do podziałów w rodzinie, które, jeśli gdzieś istniały, były zawsze wyjątkiem. Współdziałanie małżonków zawsze było regułą, a stopnie zaangażowania w sprawy domowe czy sprawy zawodowe wynikały wyłącznie z sytuacji na… Czytaj więcej »
Mowiac o naukach scislych, uzylam uogolnienia mowiac, ze nie czuje sie z nich najmocniejsza. Jezli mam wybor miedzy naukami humanistycznymi i scislymi, to wybieram te pierwsze. Musze tez nadmienic, ze nie wszystko co zwiazane z naukami scislymi jest moja pieta Achillesowa. Np. z matematyki nie czuje sie dobrze w zagadnieniach geometrycznych, ale liczby, dokonywanie obliczen, poslugiwanie sie statystykami nie sprawia mi trudnosci. Kazda opinia jest tak naprawde subiektywna chyba ze ktos na przyklad pisze artykul naukowy, w ktorym musi przedstawic dowody dla swojej hipotezy, bo inaczej wartosc intelektualna takiego artykulu jest mala i w rezultacie nie zostanie on opublikowany w… Czytaj więcej »
Niestety, popełnia Pan błąd podając połączenie współczesne obarczenie mężczyzn nowymi obowiązkami oraz jednostronność „emancypacji” kobiet jako przyczyny dysproporcji między liczbą samobójstw kobiet i mężczyzn. Po pierwsze, podobna dysproporcja była i dawniej, nie pojawiła się wraz z presją, by mężczyźni wykonywali obowiązki dotąd przypisywane kobietom. Proszę spojrzeć na niniejszą statystykę: http://statystyka.policja.pl/st/wybrane-statystyki/samobojstwa. W 1991 nikt w Polsce nie słyszał o postawie „musi zmieniać pieluchy i być sprawny w alkowie hotelu na Bajobongo, bo inaczej pani ma prawo do szczęścia i odejdzie”. A dysproporcja była taka sama. Po drugie, mówimy tu o liczbie skutecznie dokonanych samobójstw. Tymczasem jeśli uważać tę kwestię za miernik… Czytaj więcej »
Ha, Ha, Ha „W 1991 nikt w Polsce nie słyszał o postawie…” zapewniam, że za 20 lat dowie się Pani jak ten mityczny dla Pani (jak widać) rok 1991 był niedawno. Poza tym postawa „mężczyzna ma zmieniać pieluchy, zająć się dzieckiem, gotować” była bardzo częsta w Polsce w latach 70. i 80. ubiegłego wieku a nawet wcześniej zwłaszcza w miastach. A zastosowanie jej w praktyce tak wówczas jak i dzisiaj zależało i zależy zawsze od postawy kobiety w związku. Krótko mówiąc jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Dziękuję za rozbawienie mnie do rozpuku 🙂 Co do statystyk samobójczych to tendencja,… Czytaj więcej »
Jak zwykle się z panem zgadam, aż głupio. Temat podobny do tego z ustępowaniem miejsca w autobusie i przepuszczaniem w drzwiach. Dziś już raczej nie ma miejsca na robienie różnic miedzy płciami, tak jak można ustąpić mężczyźnie i przepuścić w drzwiach kolegę z którym idziemy na piwo, tak pomagać należy zagrożonym bez względu na płeć i wiek. Choć wydaje mi się, że ordynarne obicie mordy, pokaz siły może zaimponować wielu kobietom, także tym dobrze wykształconym, to niejako leży w naturze, w instynkcie. Ale czy powinniśmy na każdym kroku schlebiać kobiecym gustom i udowadniać swoją wartość?
Raczej nie. Moim zdaniem ważniejsze od kobiecej opinii jest życie zgodnie z własnymi zasadami. Wartość sobie udowadniamy właśnie nie ustawaniem w tym ostatnim.
O proszę, jaki mądry wpis! Oby więcej takich było, zwłaszcza jednak ze strony kobiet. Co do bójki w obronie kobiety, jeżeli ktoś chce zgrywać rycerzyka ja mu nie wróg. Niestety nikomu nie można zabronić być idiotą…
Rano czytałem ten wpis, teraz zobaczyłem to nagranie z kamery przemysłowej i całkiem pasuje do omawianego tematu:
http://www.liveleak.com/view?i=7a8_1403721604
Myślę, że idealnie pasuje. Chłopak chciał być chojrakiem więc ruszył na sześciu. Skończyło się tak, że leżał plackiem raniony nożem, a jego dziewczyna snuła się dookoła. A wystarczyło odchylić ramię przed pierwszym napastnikiem i odejść.
Jak dla mnie to był z góry zaplanowany atak. Co by nie zrobił, efekt byłby taki sam.
Zgadzam się.
Jeśli nie od razu to za chwilę.
Kiedy tego typu element wybierze ofiarę nie odpuści po zwróceniu uwagi.
Owszem, mordobicie (mówiąc brzydko, przepraszam za wyrażenie) nie jest rozwiązaniem i nigdy nie powinniśmy do niego dążyć świadomie. Ale czasem nie ma innej możliwości. A nie można też mówić, że nigdy siła nie jest dobrym rozwiązaniem, bo zniewieściejemy do cna.
Niestety, skończyły się czasy, kiedy gentlemani się do takich metod nie uciekali i sprawę załatwiał pojedynek. Zresztą to zawsze był ułamek przypadków, gentleman napadnięty na ulicy przez mniej czy bardziej podejrzany „element” musiał się (i Kobietę) bronić niekiedy i w ten sposób. Dlatego powinniśmy bardziej kultywować tradycje młodzieżowych organizacji pokroju „Sokoła”.
To fakt. Taki „Sokół”, czy bardziej masowy ruch typu skautowskiego, przydałby się.
Skoro już Autor zahaczył o zabójstwo na Piotrkowskiej, zadam pytanie:
Jak Ty byś zareagował autorze, gdyby Twoja partnerka dostała z liścia?
Wg. Wybiórczej oberwało się dziewczynie bo siedząc na schodkach wyciągnęła nogi co przeszkadzało napastnikom.
Wiem o co chodziło i tym bardziej nie uważam tego za dobry powód, żeby ginąć. Oczywiście ten chłopak nie mógł wiedzieć co nastąpi. Dlatego też ten przypadek, jak i cały temat są bardzo trudne i nadal będę się zasłaniał twierdzeniem, że każdy musi sam ocenić daną sytuację i możliwe konsekwencje swoich działań. Łatwo powiedzieć „powinien bronić swojej dziewczyny”, ale to on, a nie ja, ponosi konsekwencje. Ja bym ocenił przede wszystkim moje szanse. W razie niskich szans, poszukałbym pomocy osób trzecich lub policji. Nie brzmi to bohatersko, ale nie staram się tutaj zgrywać bohatera, choć to bardzo proste pisząc sobie… Czytaj więcej »
Doceniam szczerość odpowiedzi. Poteoretyzujmy dalej jeśli Pan pozwoli. Czy jest jakaś granica w ciężarze gatunkowym sytuacji, po przekroczeniu której zaryzykowałby by Pan swoją koherencję cielesną albo życie? W dzisiejszej Europie penetrowanej przez obce naszej kulturze elementy, które mają ową kulturę i autochtonów za nic nie jest to bynajmniej sytuacja niemożliwa do zaistnienia. Swego czasu, we Włoszech bodajże, kilku Muzułmanów zgwałciło żonę na oczach męża grożąc mu nożem. W opisanej sytuacji nawet wyrwanie się i poszukiwania policji niewiele da. Krzywda pozostanie wyrządzona. Dalej. Tego typu doświadczenia często niszczą intymność i więź po obu stronach. Jest to reakcja bardzo pierwotna z natury… Czytaj więcej »
Proszę wybaczyć zmianę nick’a w trakcie dyskusji jednak poprzedni mail został zdezaktywowany, a sam jestem ortodoksyjnym wyznawcą koherencji.
Stawanie solo przeciwko kilku nożownikom ma sens tylko, jeśli w dzieciństwie samolot/statek, którym się podróżowało rozbił się na wyspie zamieszkanej przez samotnego mistrza ninja, który bierze się za wychowanie i trenowanie ocalałego dzieciaka. No i oczywiście, jeśli ma się w ręce dobry miecz.
Powiem tak: są oczywiście możliwe sytuacje, w których chciałbym odważnie stawić czoła zagrożeniu ryzykując nawet swoje zdrowie i życie. Czy bym to faktycznie zrobił? Nie wiem. Mam nadzieję, że tak.
Pytanie jak by kto inny zareagował jest bez sensu. Z wielu powodów. Po pierwsze nie sposób odnieść się do sytuacji, bo istnieje tu zbyt wiele zmiennych. Po drugie to co nam się wydaje, że zrobilibyśmy wcale nie musi się pokrywać z tym jakbyśmy faktycznie zareagowali. Powiem więcej, zazwyczaj się nie pokryje.
A co do sytuacji. Jak się nie umie latać, to się do samolotu nie wsiada (jako pilot rzecz jasna, a nie w ogóle), jak się nie umie walczyć, to się nie wdaje w bójki.
Czyli jak ktos nie umie walczyc to ma nie bronic swej dziewczyny gdy ktos ja uderzy?
Jak ją obronił? Zginął/został ranny i wymagał opieki, a dziewczyna nadal była wystawiona na napastników.
Każda sytuacja w której partner zostaje wyeliminowany przez napastnika naraża kobietę na niebezpieczeństwo. A przecież wdając się w pyskówkę z pijaczkiem nie wiadomo, czy nie ma on noża w zanadrzu. Dlatego lepiej uciec, jeśli nie jest się mistrzem krav magi. Nie wiem jak głupia musiałaby być dziewczyna, by oczekiwać, że jej chłopak (często szczuplejszy, słabszy fizycznie od napastnika) będzie się za nią bił.
Cóż powiedzieć? Oczywiście opisane w artykule przykłady typu osłonięcie kobiety przed napastnikiem i zapewnienie jej bezpieczeństwa (chociażby przez fakt że się przy niej jest) są dobre. A przede wszystkim – kontakt wzrokowy z napastnikiem. Tu przytoczę cytat z jednego filmu z Brucem Lee (też miał ciekawą filozofię życiową i widać to w jego filmach): „Nigdy nie spuszczaj oczu z przeciwnika. Nawet kiedy składasz ukłon” – tak powiedział do chłopca którego uczył sztuki walki. Sam artykuł zaś mogę porównać do sceny z filmu „Wejście smoka” kiedy na statku (nie wiem czy to był kapitan czy ktoś inny z obsługi) najpierw bił… Czytaj więcej »
Trochę trudniej będzie zareagować na bijatykę między samymi kobietami. Tu dopiero mogą pojawić się wątpliwości, a niestety zdarzają się takie widoki.
Porównajmy: to że mężczyźni się leją to w sumie norma i tak jest chyba odkąd człowiek istnieje. Mężczyzna chodził na polowania mężczyzna walczył jak była wojna i właśnie on uchodzi za tego silniejszego. Takie coś w sumie na mnie wrażenia nie robi – cóż dwóch panów chce się lać. Jak biją się mężczyźni to dadzą sobie „po mordzie” i z jakimiś zasadami typu „po jajach się nie bije”. Zaś jeśli leją się dwie kobiety to na takie coś nawet nie można patrzeć. Pomijam już że to nawet nie jest bicie się tylko targanie za włosy jakieś drapanie pazurami nawzajem czy… Czytaj więcej »
Takie gadanie bzdur, „unikac walki jak się da”. Jechałem kiedyś z dziewczyną autobusem, i menel zaczął nam ubliżac, a zwłaszcza jej. Nie odwazyłem sie dac mu w pysk no i UDAŁO MI SIĘ UNIKNAĆ WALKI – skutkiem czego przez jeden przystanek jechalismy pod stekiem wyzwisk, i cały autobus patrzył na to jak jakiś nurek obraża mnie i moją kobietę a potem salwowalismy sie ucieczką – ztłamszeni przez menela. Nie nawiązywałem sprzeczki, żeby „sie nie zniżac do jego poziomu”, nie biłem się, bo „to ostateczność” i gówno mi z tego przyszło. Obrażany jak psiak na oczach całego autobusu jechałem 10 minut… Czytaj więcej »
Rozumiem sytuację. W takich momentach można też zwyczajnie poprosić kierowcę, żeby wyrzucił delikwenta z autobusu. Sam kiedyś tak zrobiłem i dzięki temu uniknąłem szarpaniny z brudnym pijakiem. Gdyby nie wchodziło w grę wyproszenie go przez kierowcę, zrobiłbym to co Ty.
Wyobraź sobie tylko tę „walkę” w autobusie. Ci ludzie nadal patrzeliby z tym samym zainteresowaniem. Poza tym odradzam używać w takich miejscach gazu. Wówczas wszyscy musieliby wyjść. To sprawdza się raczej na wolnym powietrzu.
Gaz w autobusie to bardzo kiepski pomysł, zagazowałbyś wszystkich obecnych, a niewykluczone, że ktoś mógłby z tego powodu zrobić Ci krzywdę. Lepiej popracuj nad tym, aby Twój nick bardziej odpowiadał rzeczywistości.
Ale NIC WAM SIĘ NIE STAŁO fizycznie, myslę, ze gdybyście byli atakowani fizycznie broniłbyś i siebie, i dziewczyny pięścią (a dziewczyna by pomagała torebką lub parasolką 😉 ). Dziewczyna na pewno nie tęskniła do tego, żebyś rozpętał bijatykę reagując na szczekanie pijaka, chyba nie kopiesz każdego psa na ulicy, bo Cię obszczekuje? Ja dodam, że nie mam żadnych oporów w takich wypadkach do wzywania policji telefonicznie i kierowca też powinien reagować. Polecam. Ale nic Wam się nie stało a to znaczy, że zachowaliście się obydwoje najlepiej jak wtedy można było w tej sytuacji. W takich sytuacjach ważniejsze jest aby oboje… Czytaj więcej »
do tej pory czuję się jak psiak
Piłka nożna jest dla chłopców , sporty walki są dla facetów:) – Taki dowcip 🙂 Wracając od wielu lat trenuje sporty walki (judo,boks,boks tajski,bjj) ale aż dziwne nigdy nie miałem okazji użyć jakichkolwiek technik na ulicy po prostu wychodzę z założenia że po pierwsze nie tyle czasu i siły władowałem w treningi żeby teraz bić się na ulicy , szanuje się i na sparing ze mną też sobie trzeba zasłużyć . Po drugie jeżeli kobieta jest obrażana przez faceta to zazwyczaj znajduje się więcej niż jeden ,,obrońca jej godności”:) Po trzecie gdyby jednak doszło do tego że moja partnerka została… Czytaj więcej »
Zastanawiam się, z którą częścią się nie zgadzasz. Mam wrażenie, że jedne z ostatnich słów: „Pewnie wiele osób odczyta powyższe słowa jako nawoływanie do unikania
konfrontacji. Tak jednak nie jest. Uważam, że jak najbardziej powinniśmy
występować czynnie przeciw przemocy. Musimy być gotowi do stawienia jej
czoła, ale jednak powinniśmy zrobić co w naszej mocy, by tego uniknąć.” oddają właśnie to, co napisałeś.
To, co chciałem przekazać, to odejście od wizji, że facet najpierw powinien się bić, a potem myśleć.
Ja w pełni się zgadzam z Twoim komentarzem.
Bardzo ciekawy blog. Trafiłem na niego szukając pewnej informacji o ubiorze, a skończyłem tutaj. Ostatnio zastanawiałem się nad tematem stawania w obronie innych osób, więc chciałbym się wypowiedzieć jaka reakcja wydawałaby mi się prawidłowa w przypadku ataku na osobę mi towarzyszącą zakładając, że konfliktu fizycznego nie udało się uniknąć. Aby sobie odpowiedzieć na pytanie co robić w takiej sytuacji, wystarczy zastanowić się nad stosunkowo prostą kwestią. Mianowicie, czyje zdrowie/życie jest dla Ciebie cenniejsze – Twoje, czy osoby Ci towarzyszącej? Jeżeli Twoje zdrowie/życie jest dla Ciebie bardziej cenne, to na pierwszym miejscu starasz się zapewnić bezpieczeństwo sobie, a dopiero potem innym… Czytaj więcej »
może odbiegne troche od temu drodzy panowie i panie ale pragne zauważyć że dżentelmeni z lat 20 głównie mafiozi typu Al Capone byli ludźmi używającymi siły broniąc swoich interesów głową i nie rzadko siłą. Moim skromnym zdaniem prawdziwy dżentelmen to inaczej prawdziwy (społecznie nie fizycznie) mężczyzna a mężczyzna ma w posiadaniu poza dobrym wychowaniem oraz uprzejmością także odwage stawienia czoła fizycznie zatem to wszystko zależy od sytuacji jeśli delikwent obraża dame to powinniśmy zamiast mu „przyłożyć” to z klasą mu „pocisnąć” tak żeby już nic nie chciał mówić bo był by „zgaszony” albo najlepiej dać kobiecie wolną ręke żeby ona… Czytaj więcej »
Generalnie się zgadzam, ale proszę nie zrównywać mafiozów z gentlemanami. To były zazwyczaj typki spod ciemnej gwizdy przyodziane w zgrabny garnitur.
Było kilku bardziej biznesmenów niż oprychów, którzy prowadzili interesy po ciemnej stronie i może oni potrafili się nawet wykazać manierami, ale ani Al Capone do nich nie należał, ani sprzedaż narkotyków, czy prowadzenie rozbojów nie były nigdy domeną gentlemanów.
Na temat niestety natrafiłem dopiero teraz, dlatego też odpowiedź zamieszczam po tak długim czasie od opublikowania. Moim zdaniem aby w pełni nazywać się Gentlemanem, dana osoba zwyczajnie powinna zainteresować się siłownią i sztukami walki, nie koniecznie boksem albo mma, powstało dostatecznie wiele szkół jak krav maga, combat 56 uczących szybkiego i efektywnego radzenia sobie z oponentem przy okazji nie wyrządzając mu znacznej krzywdy. Starcie w sensie fizycznym to nie tylko używanie pięści. Nie chodzi tutaj o przysłowiowe pranie każdego kto przy nas krzywo spojrzy na kobietę, a samo posiadanie możliwości zareagowania, gdy zostanie przekroczona granica. Można się zapytać gdzie ta… Czytaj więcej »
Wprawdzie artykuł napisany już dawno temu, aczkolwiek od niedawna czytuję Pańskie wpisy, co za tym idzie, dopiero natrafiłem na niniejszy. Moim zdaniem najważniejsza w takich sytuacjach jest ich właściwa ocena, a raczej szybka kalkulacja naszych szans w bezpośrednim starciu z potencjalnym napastnikiem. Weźmy dla przykładu sytuację, w której spędzając czas np. na ławce w parku naszą partnerkę obrzuci wulgarnym tekstem osobnik znacznie większy od nas, obdarzony niebywałą muskulaturą a w dodatku agresywny albo pod wpływem alkoholu. O ile nie jesteśmy od niego dużo więksi lub przypuszczalnie znacznie silniejsi i sprawniejsi (to prawda, że osiłki bardzo często mają słabą kondycję i… Czytaj więcej »
Jak ktoś zaatakuje obcą kobietę to mam ją objąć żeby dać sygnał że nie jest moją własnością. Tyle z tego wyniosłem.
Dodam też coś od siebie. Kobietki są inne od facetów, same uważają je za silniejszych i nie tylko fizycznie! Natura kobiety wymaga zachowania wręcz agresywnego – „stety” i niestety. Artykuł bardzo fajny, ale niestety słaby do wykonania w praktyce. 🙂
Też nad tą kwestią się zastanawiałem. Była już małżonka wykrzykiwała na mnie dlaczego nie poszedłem pobić jej kochanka. Przyznam że w emocjach miałem ochotę gościa 'zabić’ , ale zdrowy rozsądek kazał mi go poprostu olać ciepłym moczem.
Do autora blogu: Nasuwa mi się pomysł na ciekawy wpis na blogu w jaki sposób gentelmen powinien walczyć o kobietę? Jak widzą to damy a jak gentelmeni.
W moim przekonaniu cały problem tkwi w ocenie sytuacji. Honor nie może przesłaniać rozsądku – jeśli mamy marne szanse na zwycięstwo, a porażka oznacza nieobliczalne skutki dla kobiety, to rolą mądrego faceta będzie zapewnić tej kobiecie bezpieczeństwo – nawet jeśli oznacza to hasło „wiejemy”. Druga sprawa – są kobiety/dziewczyny, które same prowokują sytuacje konfrontacyjne. O ile łatwo to rozpoznać u prymitywnych osobniczek, to są mistrzynie manipulacji i subtelności, stwarzające pozornie niewinnie sytuacje bez wyjścia. Dzięki takiej „damie” byłem w bardzo nieciekawej konfrontacji przeciw trzem osobnikom w dresach, wyszedłem z ciężkimi obrażeniami a przeżyłem tylko dzięki użyciu argumentu przewagi w postaci… Czytaj więcej »
Współczuję takich doświadczeń. I zgadzam się, że agresja może też być inspirowana przez kobiety. Niestety chyba tylko dojrzałość i zimny osąd mogą pozwolić uniknąć takich sytuacji.
Jak to mawiał pewien klasyk: „pierdu-pierdu panie śmierdu”. Kobiety brzydzą się przemocą dwóch walczących o nie kogutów? Moja prababcia w pewnym momencie (siłą rzeczy) już nie pamiętała, czy oddała stolec. Za to ŚWIETNIE pamiętała, jak w czasach, gdy dziewczęciem była, dwóch „rycerzy złotego jaja” strzelało się o nią ze skałkówek. Nie pozabijali się, ale pokaleczyli. Paradne.