Zastanawialiście się kiedyś co można znaleźć w podręcznikach dobrego wychowania odnośnie alkoholu? Ja nie tylko się zastanawiałem, ale też sprawdziłem. Dowiedziałem się co i w czym pito, jak elegancko pić, czego nie wolno damie, na co powinno się uważać przy bruderszaftach, jak radzić sobie z pijanym w towarzystwie i wiele innych ciekawostek. Zainteresowani? Zapraszam do artykułu!
Podręczniki milczą? Nie do końca!
Wszyscy dobrze wiemy, że alkohol odgrywał ważną rolę w polskich obyczajach. Wiemy też, że pod wpływem procentów łatwo o popełnienie nie lada gafy. Dlatego byłem przekonany, że w międzywojennych podręcznikach savoir-vivre’u znajdę całe rozdziały o tym, jak pić świadomie i z umiarem. Wyobraźcie sobie tylko jakie było moje zaskoczenie, gdy zauważyłem, że o piciu alkoholu autorzy piszą bardzo mało, a informacje rozsiewają po przeróżnych rozdziałach dotyczących zupełnie innych kwestii.
Podejrzewam, że wynika to z dwóch przyczyn. Po pierwsze picie alkoholu było całkiem powszechne i towarzystwo miało podwyższoną tolerancję na lekkie odchylenia od normy w czasie zakrapianych spotkań. Po drugie większe przewinienia pod wpływem alkoholu wręcz dyskwalifikowały honorowo danego gentlemana czy tym bardziej damę. Za oczywiste więc uważano kontrolowanie się przy kieliszku. Niemniej moja znajomość źródeł archiwalnych i wspomnień drukowanych pozwala mi sądzić, że był to po prostu trudny temat, bo nawet znamienitym osobistościom zdarzało się wypić za dużo. Picie traktowano jako część tradycji, a jak tu otwarcie atakować tradycję?
Na szczęście również nieco tej krytyki znajdziemy w podręcznikach dobrego wychowania. Jest tam też wiele innych ciekawostek. Jak się okazuje, wystarczająco dużo, by stworzyć z nich obszerny artykuł.
<<Zobacz też: Gentleman i alkohol – o piciu z klasą>>
Jakie alkohole pito
Nie piszę osobno o tym, kiedy pito, bo pito niemal na każdym z rodzajów spotkań towarzyskich. Poczynając od śniadań, przez obiady, herbatki, po kolacje, wieczorki i bale. Alkohole dobierano oczywiście zależnie od stopnia formalności danego spotkania. Wódkę pijano często do posiłków w luźnej atmosferze, choćby było to śniadanie, ale częściej trafiała się do wieczornych przekąsek. Natomiast nie stawiano jej na stole przy ważniejszych okazjach. Podobnie sprawa miała się z piwem, które pijano do nieoficjalnych posiłków, ale wystawne śniadanie można było uzupełnić angielskim porterem, Pale Ale lub krajowym browarem z wyższej półki.
Poza wyżej wymienionymi podawano do herbaty arak (jest to azjatycki rodzaj anyżówki edit: mogło chodzić o arrack, zobacz dyskusję w komentarzach), a kawie często towarzyszyły likiery. Gustowano też w krupniku. Ta miodowo korzenna nalewka szczególnie pasowała do rozgrzewania się w czasie mroźnych dni. Podawano ją w kubkach lub ewentualnie w filiżankach do czarnej kawy. Świetnie rozgrzewała na zimowych polowaniach. Pijano oczywiście też wina i szampany. To właśnie one grały pierwsze, alkoholowe skrzypce na wystawnych obiadach.
Alkohol na wystawnym obiedzie
Dzisiaj mówimy o tym, że czerwone wino wytrawne pasuje do mięs, a białe do ryb. I dostosowując się do tego, co jest na obiad, wybralibyśmy odpowiedni alkohol. Natomiast w międzywojniu, na ekskluzywnych przyjęciach sprawa była o wiele bardziej skomplikowana. Najbardziej wystawny obiad mógł się składać aż z 10 „części” (nie piszę dań, ponieważ w grę wchodzą też przerwy między daniami), a do każdej z nich serwowano inny alkohol. Mieczysław Rościszewski wyjaśniał, że mowa tutaj o: zupie, ostrygach, tzw. hors d’oeuvre (przystawce), pierwszej potrawie, drugiej potrawie, jarzynie, pieczystym, pasztecie strasburskim, końcu obiadu (tu podawano szampana) oraz deserze.
Mniej wystawną wersję, wraz z uwzględnieniem odpowiednich kieliszków, opisała Maria z Colonna Walewskich Wielopolska:
Do madery lub xeresu [sherry – ŁK], podawanych po zupie: mały kieliszek zwyczajny; do reńskiego lub Barsaca, Chablis [białe wina – ŁK] itp. podawanych przy rybie: kieliszki średnie; do burgunda, czerwonego wina i białego wyższego gatunku, jak Chateau Lafitte, Latour itd. podawanego przy pieczystym: duże kieliszki; do szampana podawanego do deseru idą kieliszki na wysokich nóżkach (formaty zależne od mody). Szkło do likierów, podawanych z czarną kawą, nie powinno stać na stole biesiadnym, bowiem zazwyczaj czarną kawę pije się w salonie, a wtedy podaje się do niej w małych kieliszkach koniak, likiery albo stary miód.
Jeżeli jest tyle kieliszków na stole, nie stawa się szklanego do wody, tylko też kieliszek, duży, pękaty. Każdy z tamtych, wyżej wymienionych, musi być innego kształtu, może być nawet jeden barwy ciemnozielonej do białego wina. Przy obiedzie skromniejszym wystarczy szklanka i ze dwa rozmaite kieliszki – większy i mniejszy na wino lub piwo.
Jak łatwo sobie wyobrazić, mniej zamożne domy zwyczajnie nie mogły sobie pozwolić na wyprawianie wystawnych obiadów już z powodu braku odpowiedniej zastawy.
<<Zobacz też: Five o’clock tea – czyli luźne zasady niezobowiązujących herbatek>>
Jak pić alkohol
Wszystkie obyczaje związane z piciem alkoholu miały na celu podkreślenie, że nie jest on szczególnie ważny. Należało więc pić z umiarem, a nawet starać się nie pić wszystkiego z wyżej wymienionych propozycji. Takie mieszanie alkoholi było bowiem prostą drogą do utraty kontroli na sobą. Zalecano więc picie jednego lub dwóch rodzajów alkoholu podczas wieczoru. Picie duszkiem i nalewanie sobie do pełna było w złym tonie.
Niestety abstynenci nie mieli łatwo w tym okresie. Mimo istnienia towarzystw promujących wstrzemięźliwość od alkoholu, nadal picie było ważnym elementem tradycji. Niektórzy autorzy podręczników dobrego wychowania polecali jedynie „dla przyzwoitości” maczać usta w zawartości kieliszka. Natomiast inni, bardziej asertywnie, proponowali dawać lekki sygnał kelnerowi, że nie zamierza się pić, żeby nie nalewał do kieliszka. Odradzano natomiast odwracanie swojego kieliszka do góry dnem.
Przed piciem z kieliszka, szczególnie podczas obiadów, zalecano każdorazowe wytarcie ust w serwetę. Pozwala to bowiem uniknąć pozostawiania tłustych śladów na szkle. Skoro mowa o kieliszkach, warto wspomnieć, że już w dwudziestoleciu międzywojennym opinię nieeleganckiego zyskiwało powoli trącanie się nimi przy toastach.
<<Zobacz też: Polska ostryga – międzywojenny sposób na kaca>>
Co damie nie wypada
Damom nie wypadało interesować się alkoholem. Kategorycznie nie mogły one sobie same nalewać, a źle widziane było proszenie o dolewkę, rozsmakowywanie się w alkoholu czy dyskutowanie na jego temat. Dlatego też kobiety zazwyczaj nie wznosiły toastów, bo była to niejako zachęta do picia. To mężczyzna przebywający przy kobiecie, nawet z nią nie związany, powinien sam zadbać o to, żeby miała co pić. Rościszewski czuł się w obowiązku, by tę zasadę uszczegółowić:
„W takich razach ani wiek, ani powierzchowność sąsiadki nie bywają brane w rachubę i byłoby wielką nieprzyzwoitością odmawiać drobnych przysług sąsiadce dlatego jedynie, że los poskąpił jej urody.”
Spotykając pijanego jegomościa
Bycie pijanym przynosiło mimo wszystko ujmę na honorze. W dwudziestoleciu międzywojennym tolerowano stan „podchmielony” tylko o ile dany osobnik potrafił go dobrze ukryć. Natomiast od osób nieobliczanych należało trzymać się z daleka. Dlatego właśnie przede wszystkim, trzeba było zadbać o to, żeby samemu się nie upić. W drugiej kolejności dbało się o swoich bliskich. Gdyby ktoś z rodziny lub przyjaciół zaczął tracić nad sobą kontrolę, naszą powinnością byłoby wyprowadzenie takiej osoby z towarzystwa i bezpieczne odeskortowanie do domu. Gdybyśmy ją zostawili na miejscu, mogłaby sobie poważnie zaszkodzić, a to rykoszetem uderzyłoby w nas samych.
Z drugiej strony, gdyby w towarzystwie znalazł się ktoś pijany, kto narzucałby się nam, powinniśmy opuścić to spotkanie. Nie licowało z godnością gentlemana dyskutowanie z ludźmi pijanymi, ani wchodzenie w jakieś sprzeczki czy szarpaniny. Poza tym, lepiej nie być widzianym z takimi osobnikami. Dlatego zalecano pożegnanie się z gospodarzem, bez wchodzenia w szczegóły powodów naszego wcześniejszego wyjścia. Skoro bowiem sam gospodarz nie zauważył, że coś jest nie tak, może mu ta sytuacja odpowiadała.
<<Zobacz też: Oficer – perfekcyjny gentleman cz.2. – teatry, bale, restauracje>>
Bruderszaft
Na koniec zostawiłem sobie jedną z tradycji związanych z piciem alkoholu. Czym jest bruderszaft pewnie każdy wie, choć już mało kto to praktykuje. Przyczyna jest prosta. Obecnie bardzo szybko przechodzimy na „ty” i bruderszaft nie jest do tego potrzebny. Niemniej w latach międzywojennych było zgoła inaczej. Nawet wieloletni przyjaciele byli ze sobą na „pan”/ „pani” i nie widzieli w tym problemu. Zatem skrócenie tego dystansu potrzebowało szczególnych rytuałów.
W związku z powyższym, bycie z kimś po imieniu oznaczało bardzo bliską relację, a to z kolei było dla postronnych pewnym poświadczeniem za tę drugą osobę. Skoro jesteśmy po imieniu, musimy być przyjaciółmi. Ale co, jeśli przeszliśmy na „ty” na suto zakrapianej imprezie i teraz tego żałujemy, bo ów jegomość okazał się kimś zgoła innym? No właśnie! W tamtym czasie był to nie lada problem, gdyż taka osoba mogła zszargać nam imię. Dlatego zalecano wstrzemięźliwość w piciu bruderszaftów, eleganckie odmawianie i tłumaczenie, że nie jest się przyzwyczajonym do tak szybkiego przechodzenia na „ty”.
***
O alkoholach w tym okresie można powiedzieć jeszcze co nieco. Myślę, że pokuszę się kiedyś o artykuł na temat wznoszenia toastów. Ciekaw jestem natomiast czy znacie jeszcze jakieś zwyczaje związane z alkoholami? Dajcie znać w komentarzach!
Źródła:
Maria z Colonna Walewskich Wielopolska, Obyczaje towarzyskie, Lwów 1938.
Mieczysław Rościszewski, Dobry ton, Warszawa 1905.
Mieczysław Rościszewski, Zwyczaje towarzyskie. Podręcznik praktyczny dla pań i panów, Warszawa 1928.
Louise Alqui de Rieupeyroux, Zwyczaje towarzyskie (Le savoir-vivre) w ważniejszych okolicznościach życia przyjęte, według dzieł francuskich spisane, Kraków 1876.
Nie przegap żadnego wpisu! Zapisz się na newsletter.
Gentleman wiedzieć powinien jak należy pić alkohol. Niestety – według mnie – w dzisiejszych czasach co raz rzadziej można spotkać się z kulturalnym piciem. Sam staram się omijać ludzi, którzy piją na umór. A co do honoru? Wydaje mi się, że co raz częściej plamę na honorze można sprawić sobie np. poprzez brak akceptacji dla propozycji typu: „Ze mną się nie napijesz?”.
A ja – może jestem nieco niedouczona – ale dopiero przed chwilą dowiedziałam się że nalewka jest typowo polskim, alkoholem. Dotychczas żyłam w nieświadomości, choć w spiżarce właśnie „robi” się domowej roboty nalewka z wiśni. Dobrze by było zastrzec nazwę „nalewka”, tak jak zastrzeżono „szampana”, a później rozpropagować dobro narodowe na całą Europę i zasłynąć w szerokim świecie dobrymi alkoholami.
Nalewki niestety nie są (jak tego niektórzy usilnie pragną) typowo polskimi alkoholami. Wyrabia się je pod nazwą „nastoyka” lub „nastoyanka” także na Ukrainie, Białorusi i w Rosji, która słynie na cały świat z tzw. „balsamów” czyli nalewek ziołowych i ziołowo-owocowych. Niewątpliwie polska, a dokładniej rzecz biorąc staropolska, jest nazwa napoju. Od strony „technicznej” nalewka (macerat alkoholowy) to w zasadzie półprodukt służący do wyrobu likierów, choć w dawnej literaturze przedmiotu spotyka się niekiedy nazewnicze niekonsekwencje – np. Śleżańska w „Kucharzu Polskim” podaje przepis na nalewkę malinową, którą przyrządza się jak likier. Typowo polski, a w zasadzie polsko-litewski alkohol, to krupnik i… Czytaj więcej »
Mój znajomy historyk twierdzi, że nalewka, a Ukraińska nastoyanka to dwa różne rodzaje alkoholi. Pierwszy o ile dobrze kojarzę, robi się z owoców, cukru, wódki i spirytusu, a nastoyankę tylko z owoców i cukru, czy jakoś tak.
Żródła ukraińskie twierdzą coś zgoła innego niż znajomy historyk 🙂
http://uk.wikipedia.org/wiki/Настоянка_(напій)
Nie bierzmy Wikipedii, jako wiarygodnego źródła. Mój znajomy swoją wiedzę też wziął z książek (tak jak Wikipedia ma przypis z książki), więc możemy przyjąć, że mamy dwa punkty widzenia i może być teraz problem z określeniem kto ma rację. Ale tak, bezpiecznie jest przyjąć, że nalewka to po prostu napój alkoholowy z tego regionu Europy. Niemniej, skoro Francuzi uparli się by zastrzec całą otoczkę wokół wina, dlaczego by nie zrobić tego z nalewką?
Źródła Ukraińskie twierdzą także, że Kozacy to byłą najnowocześniejsza jednostka wojskowa w XVII stuleciu.
Ponadto podobieństwa kulturowe w krajach należących niegdyś do IRP nie są przypadkowe. To tak jakby twierdzić, ze nazwiska kończące się na -ski, -cki tez nie są typowo polskimi bo występują licznie na Ukrainie.
Dodam jeszcze, że do czasu reformy j. ukraińskiego (początek XX wieku) 1/3 słownictwa była w nim żywcem zaczerpnięta z polszczyzny. Później to zmieniono i zastąpiono rusycyzmami.
Łukaszu, czy mógłbyś wyjaśnić dlaczego stukanie kieliszkami zaczęto uważać za nieeleganckie i jak to ma się w tej chwili?
Dlaczego wyszło z mody? Trudno będzie powiedzieć. Wiadomo jak działają mody. Podobno wystarczyło, żeby Edward VII „zapomniał” zapiąć dolny guzik kamizelki i do dziś tak chodzimy 🙂
Odpowiedź na drugie pytanie jest równie trudna. W Anglii się nie stukają, tylko wznoszą kieliszki na wysokość oczu, przy czym patrzy się w oczy innej osoby. Natomiast Francuzi przy toastach stukają się kieliszkami z osobami obok. Ja osobiście uważam ten zwyczaj za karczemny, co dla mnie oznacza tyle, że nie stukam się winem na ważniejszych okazjach, ale z kumplami w pubie, dzierżąc kufel piwa, czemu nie?
Ciekawe bo w książce „Pijana Wojna” Kamil Janicki piszę żę przed wojną picie alkoholu wśród elit ograniczało się do wytwornych przyjęć na których zwykle pito wina. Autor przytacza fragmenty pamiętników powstańców i partyzantów wywodzących się z dobrych domów którzy albo byli zażenowani zachowaniem towarzyszy broni nadużywających alkoholi wysokoprocentowych, albo opisywali swoje pierwsze kontakty z tego typu trunkami oraz wynikająca z wojennej rzeczywistości zmianę swojego podejścia do spożywania tych trunków.
PS Już sam fakt, że mówi się o maczaniu ust w kieliszku „dla przyzwoitości” świadczy, że picie było uważane za przyzwoite.
Niemniej w czasie wojny pewnie pito zupełnie inaczej.
Po lekturze aktów z sądów honorowych oficerów nie mogę się z tym w pełni zgodzić. To na pewno nie było upijanie się na każdym spotkaniu, ale było wielu alkoholików, też wśród elit, osób prowadzących do zatargów honorowych pod wpływem alkoholu itp.
dlaczego nie wslazane bylo odwracanie kieliszka do gory dnem??
Ponieważ z jednej strony pokazujemy, że nie ufamy gospodarzom, towarzyszom czy kelnerom, że nie zapytają albo nie uszanują naszej odmowy. A z drugiej jest to zachowanie ostentacyjne, takie głośne mówienie: „patrzcie, ja nie piję!”.
Osobiście nie zważam na to. Jeśli ktoś pyta czy wypiję z nim wódkę, mówię grzecznie, że nie. A jeśli mimo wszystko mi naleje, to po prostu tego nie tykam.
Nastąpiła poważna pomyłka, a właściwie rozbieżność w nazewnictwie, otóż trunkiem, który określany był nazwą arak był arrack de Batavia, de Goa, etc będący mocnym destylatem ryżu, melasy, wina palmowego, etc, przypominający rum, stąd też określenie „herbata z (h)arakiem”, produkowany głównie w południowo-wschodniej Azji-najczęściej Indonezja, zaś arak, czyli rzeczywiście destylat anyżowy to była kompletnie inna para kaloszy i w tych czasach nie był to trunek popularny; nawet można się pokusić, że o nim mało wiedziano. Większość znanym międzywojennych producentów wytwarzało swoje arrack’i (vide Baczewski), a dziś można go dostać, ale tylko produkowany przez tę firmę: http://www.alpenz.com/images/poftfolio/bataviafacts.htm i jest to rzeczywiście trunek… Czytaj więcej »
Faktycznie mogło dość do pomyłki ze względu na międzywojenną pisownię i brak informacji o arracku w polskiej sieci. Wie Pan może gdzie można poczytać o tym trunku? I gdzie znaleźć potwierdzenie, że to właśnie on był znany w Polsce w międzywojniu?
Potwierdzenie będzie łatwe do znalezienia w portfoliach producentów, np. cennik hurtowy hrabiego Potockiego z Łańcuta w dziale rumy, podaje arak o mocy 45%, w cenniku Baczewskiego ze Lwowa mamy rumy-araki-winiaki, i tam możemy znaleźć arak krajowy o mocy 40% i arak de Goa o mocy większej, zaś Rektyfikacja Warszawska w dziale araki i rumy podaje dwa rodzaje araku de Batavia, 42% i 45%; oczywiście największy problem był właśnie z pisownią i stąd kiedy do Polski zaczęto sprowadzać araki czy z Libanu czy z Palestyny jakieś naście lat temu, początkowo kojarzono, że musi to być ów trunek z okresu międzywojnia-więc dodawanie… Czytaj więcej »
Dziękuję za to wyjaśnienie!
Polecam przeczytać na temat urodzin u Melchiora Wańkowicza i czym był Migdałowy Król. Z tą ujmą na honorze to jeden wielki mit