Piękne okoliczności przyrody, grupka przyjaciół, pyszny prowiant, gitara i oczywiście drewno na ognisko. I w tym momencie każdy rozgląda się po reszcie szukając tego, który potrafi rozpalić ogień. To niestety coraz częstszy obrazek. Im mniej przebywamy w przyrodzie, tym gorzej sobie z nią radzimy. Czas to zmienić! Nie trzeba być zaraz Bearem Gryllsem. Na początek wystarczy sprawne rozpalanie ogniska.
Mężczyzna powinien sobie radzić w przyrodzie
Zaskoczeni tym tematem? Niesłusznie! Nie na darmo od pół roku wprowadzam na blog tematy związane ze skautingiem, harcerstwem i umiejętnościami radzenia sobie w różnych warunkach. Gentleman to bowiem osoba, która nie tylko potrafi się dobrze zachować i odpowiednio ubrać. To też mężczyzna, na którego można liczyć we wszelkich sytuacjach. Kiedyś całe pokolenie gentlemanów wywodziło się z ruchu skautowego. Tym panom nie obce były techniki przetrwania. Dzisiaj niestety sytuacja wygląda nieco gorzej.
Niedawno usłyszałem historię o grupie studentów, którzy na imprezie z ogniskiem nie potrafili rozniecić ognia. Poratował ich w końcu mocno spóźniony student prawa. Sam też pamiętam, jak na początku liceum z kolegami próbowaliśmy rozniecać ogień paląc plastikową miskę. Rzecz jasna nie udało się. Umiejętność rozniecania ognia niezmiernie przydaje się również przy kominkach. Romantyczny wieczór przestaje jednak być taki romantyczny, gdy przez godzinę zajmujemy się jedynie kolejnymi próbami, osiągając jedynie dym. Rozpalanie ognia to żaden survival. To zwykła, pożyteczna umiejętność. Oczywiście wiadomo, że nie rodzimy się z nią i rozumiem, że ktoś mógł się jeszcze tego nie nauczyć. Skoro zawsze musi być ten pierwszy raz, niech to będzie teraz.
W poniższym wpisie i filmie pokażę jak sprawnie rozpalić ognisko w 15 minut, nawet niedługo po deszczu. Jak zauważycie, w rozpalaniu ognia najważniejszy jest odpowiedni dobór paliwa i rozpałki, a dopiero później liczą się techniki opiekowania się ogniem. Sam to uwielbiam i zawsze, gdy jest taka możliwość, przejmuję dowodzenie nad ogniem. Dlatego też poniższy materiał przygotowałem z niebywałą przyjemnością.
Uwaga: przedstawiona tutaj metoda nie jest żadną z ekstremalnych technik i nie zakłada, że zagraża nam niebezpieczeństwo. To zupełnie podstawowa wersja w sam raz na przyjemne ognisko z przyjaciółmi.
<<Zobacz też: Każdy z nas powinien mieć w sobie coś ze skauta>>
Co będzie potrzebne
Zacznijmy od samych podstaw. Zakładamy, że ognisko nie będzie duże. Ma dać nieco światła i ciepła. W sam raz na kilka kiełbasek i ziemniaczków. Wystarczy nam dobry nóż i zapałki. Z siekiery można przy takich projektach zrezygnować. Nawet jeśli będziemy mieli jakąś większą gałąź, przepalimy ją i nie bedziemy marnować energii na rąbanie. Dlatego szukając później chrustu trzeba ocenić swoje możliwości i wybierać to co będziemy w stanie obrobić nożem i siłą rąk. Zaoszczędzimy w ten sposób sporo czasu.
Niestety przygodowy nastrój jest ograniczony przez prawo. W większości miejsc nie można ot tak palić sobie ognisk. Czasem jednak wystarczy pozwolenie leśniczego, a już na pewno własna działka. Trzymajcie się z dala od drzew. Wybrane miejsce powinno być dobrze oczyszczone z suchych traw i gałązek. Dobrze jeśli ma małe wgłębienie. Wygodnie będzie je otoczyć kamieniami, żeby utrzymać ognisko w jednym miejscu.
Paliwo/Opał
Zanim opowiem o zbieraniu drewna, ważna uwaga: zbieranie chrustu w lasach jest nielegalne. Wiadomo, że zbierając chrust na małe ognisko nie zmienimy za bardzo środowiska naturalnego, ale prawo jest prawem i należy chociaż je znać.
Czas na najważniejszą rzecz – drewno. Tutaj właśnie tkwi problem większości osób, które nie mogą rozpalić ognia. Wybierają bowiem za duże, albo za mokre polana. Zacznijmy więc od wilgotności. Jeśli możemy, wybierajmy oczywiście najsuchsze drewno, jakie mamy pod ręką. Jeśli drzewo, którym dysponujemy jest wilgotne, powinniśmy układać je dookoła ogniska i w ten sposób suszyć. Na początku nim nie napalimy.
Natomiast za duże kawałki drewna potrzebują sporo czasu, żeby się zająć. Musimy najpierw wytworzyć wysoką temperaturę i żar na spodzie ogniska. Najlepiej dorzucać je dopiero gdy ogień pali się na dobre. Jeśli jest to jedyne drewno, jakie mamy pod ręką, powinniśmy z niego wystrugać jak najwięcej drzazg i szczapek. To one pozwolą na rozwinięcie pierwszych płomieni. Przy braku siekiery można użyć noża i jakiejś solidnej gałęzi, którą będziemy uderzać w grzbiet ostrza, żeby nóż rozłupał większe kawałki drewna na mniejsze.
Najlepsze i tak będą gałęzie, które będziemy mogli przełamać własnymi siłami albo przerąbać nożem. Najmniej z nimi problemów.
<<Zobacz też: Stolarstwo, męska pasja>>
Podpałka
Powyższe to paliwo. Potrzebna będzie nam również podpałka (np. te kawałki drewna odłupane z większych części). Na ten cel świetnie nadadzą się suche, małe gałęzie, nie grubsze niż palec. Są na tyle małe, żeby szybko się zajęły od pierwszego ognia. Dobrze jest spalić ich trochę zanim przejdzie się do palenia większych gabarytowo gałęzi. Im uzyskamy większy żar i temperaturę, tym łatwiej będą się paliły spore kawałki drewna. Również wilgotne gałęzie będą miały czas, żeby wyschnąć.

Posegregowane małe i średnie gałęzie.
Rozpałka
Dobra rozpałka to kolejna zmora niedoświadczonych survivalowców. Stąd właśnie biorą się w ogniskach góry gazet i innych śmieci, mających podpalić drewno. Na szczęście nie trzeba się tak męczyć. Wystarczy rozejrzeć się po okolicy, żeby znaleźć najlepszą rozpałkę pod słońcem. To kora brzozy. Pali się jak papier niemal w każdych warunkach. Można zbierać jej cieniutkie warstewki, albo grubsze płaty. Łatwo odchodzą, a brzoza szybko swoje braki uzupełnia. Garść takiej kory zupełnie wystarczy.
W przypadku deszczowych dni warto rozejrzeć się za iglakami. Ich spodnie gałęzie pozostają niemal zawsze suche jak wióry. Świetnie nadadzą się do rozniecenia ognia w bardziej wilgotnym środowisku. W razie braku powyższych można też nożem zeskrobać wiórki z jakiegoś suchego kawałka drewna. Im cieńsze tym lepiej. Zeskrobywanie ich bez odcinania tworzy tak zwane „pukle”, które łatwo się rozpalają.
<<Zobacz też: Odwaga i ryzyko a poczucie bezpieczeństwa człowieka z charakterem>>

Wspaniała kora brzozy

Suche gałązki świerku
Ułożenie ogniska
Poprawne ułożenie drewna w ognisku to kolejny element często sprawiający problemy. Jest wiele na to sposobów, a harcerze mają nawet na nie swoje nazwy. Najważniejsze jest jednak ciasne ułożenie rozpałki otoczonej niewielkimi gałązkami. Ich wielkość powinna stopniowo wzrastać tak, żeby najpierw zapalały się najdrobniejsze elementy dając ogień i temperaturę niezbędne do podpalenia tych większych. Potrzebne będzie nieco miejsca na tlen, ponieważ to on pozwala ogniowi się rozprzestrzeniać. Dlatego jeśli wilgotne gałęzie bardzo wolno się rozpalają, należy im pomóc dmuchając.
Kiedy już uzyskamy większy ogień, piękne ułożenie gałęzi będzie miało mniejsze znaczenie, choć nadal ważny będzie przepływ powietrza. Warto już kłaść gałęzie w miarę blisko siebie, żeby wzajemnie się podpalały. Na tym etapie jednak żar robi najważniejszą robotę.
Żeby nie bawić się teraz w dobieranie odpowiednich gałęzi, powinniśmy już wcześniej wszystkie dobrze posegregować. Dzięki temu w pierwszej kolejności spalimy wszystko co małe, a później będziemy dorzucać tylko bardziej kaloryczne drewno. Taka segregacja pomoże nam też po zmroku, kiedy sprawne znalezienie odpowiedniego drewna byłoby dość trudne.
<<Zobacz też: Robert Baden-Powell – Naczelny Skaut Świata>>

Ogień przechodzi z mniejszych gałązek na coraz większe.
Gdy ognisko się kończy
Niezwykle istotne jest by mieć świadomość, że żar z ogniska, nawet gdy już nie ma płomieni, jest nadal bardzo groźny i może wywołać pożar. Jeśli zamierzamy odejść od niego, należy je przygasić wodą lub ewentualnie rozgarnąć tak, by w całości wystygło.
Polecam jednak czuwanie przy ognisku i skorzystanie z żaru jeszcze rano. Taki żar spokojnie przetrwa do pory śniadaniowej i, przy minimalnym nakładzie energii, pozwoli znów rozpalić ogień. Można wówczas choćby ugotować wodę na herbatę.

I gotowe!
Gentleman przy ognisku
Umiejętność radzenia sobie na łonie natury jest bardzo ważna, nawet jeśli większość dnia spędzamy w biurze, przed komputerem. Gentleman w końcu musi umieć sobie poradzić w każdej sytuacji. Jest jeszcze kilka zupełnie podstawowych umiejętności, które powinny być znane każdemu mężczyźnie. Jeśli podzielicie mój entuzjazm do tej tematyki, pojawią się na blogu kolejne artykuły. W końcu mamy lato i sporo okazji by skorzystać z tych technik.
Jeśli stosujecie jakieś inne metody przy rozpalaniu ognia, dajcie znać w komentarzach. Taka wiedza z pewnością się przyda.
Życzę przyjemnych ognisk i romantycznych wieczorów przy kominku!
Nie przegap żadnego wpisu! Zapisz się na newsletter.
czemu „nawet”?
Może stąd, że gentlemeństwo to „kultura wyższa”, a panicze nie chcą sobie brudzić rączek. Wg mnie takie gentlemeństwo to zapominanie o tym, że gent… to polepszanie podstawy, a nie przez polepszenie podsawy zapominanie o niej.
Bo nie dla wszystkich gentleman to osoba, która „zniży się” do bawienia w takie rzeczy.
Całe szczęście swego czasu było się harcerzem hihi
Coraz bardziej lubię Pana, bo pokazuje Pan, że jest różnica między eleganckim bawidamkiem, a gentelmanem mężczyzną 🙂
Dziękuję za zrozumienie! 🙂
Bo każdy mężczyzna powinien umieć sobie poradzić w każdych warunkach 😉
czasem mam wrażenie, że trochę Pan odpływa…:D
Pytanie od czego?
„Poprawne ułożenie drewna w ognisku to kolejny z często popełnianych błędów.” Panie Autorze, proszę raz jeszcze przeczytać to zdanie powoli i poprawić co trzeba :]
Faktycznie nie jest to zbyt zrozumiałe. Poprawiłem.
No to jeszcze to „oginisko” z tytułu zostało do poprawki 🙂
Pod latarnią najciemniej 🙂
Fajny artykuł jak wiele, ale jedna rzecz mnie uderzyła. Mówimy dżentelmen powinien umieć to, powinien umieć tamto. Ale czy nie powinien też umieć mówić poprawnie po polsku? Czemu w filmie (w 1″06′) najpierw pada ładne „prostą” a za chwilę „męskOM”? Zauważyłem, że to nie pierwszy taki moment w Twoich/Pańskich filmach. Przepraszam za mało merytoryczną uwagę, ale mam wrażenie, że coraz mniej zwracamy naszą uwagę na piękny polski język.
Faktycznie Twoja uwaga nie jest to zbyt merytoryczna, ale już wyjaśniam.
Owe „om”, z tego co wiem, jest wielkopolską przypadłością. Dla osób tutaj się wychowujących to naturalny sposób mówienia. Pomyśl sobie teraz ile pracy wymaga pozbycie się tego.
Niestety proces jednoosobowego kręcenia filmów nie daje za dużo możliwości na kontrolę tego szczegółu i ewentualne jego poprawienie.
Nie mogę powiedzieć, że będę o tym pamiętał i w kolejnym filmie tego już nie będzie. Niemniej pracuję nad językiem, co mam nadzieję widać, gdy porównuje się pierwsze filmy z ostatnimi. Może więc i na tym polu odniosę w końcu sukces.
Myślałem, że to po prostu takie „widzi mi się”. Teraz jednak wszystko jest jasne. Pozdrawiam (i mimo „OMów” nadal pozostaję stałym czytelnikiem 🙂 )
Owe „om” odnosi się wyłącznie do gwary poznańskiej (Poznań i okolice?), więc nie należy mówić o „wielkopolskiej przypadłości” ;).
Zaskoczył mnie Pan, nie myślałem, że są ludzie, którzy tego nie potrafią. Wprawdzie to nie jazda na rowerze, ale może faktycznie, niektórzy ze zdziwieniem stwierdzają, iż opalany pień zapałką nie chce się palić.
Są też tacy, co wrzucają wszystko na raz. Robią sobie piekło w okolicy, a po godzinie muszą znowu szukać sobie chrustu albo się rozejść.
Niestety podane w tekście historie są prawdziwe.
Ciężko mi nawet powiedzieć kiedy nauczyłem się rozpalać ognisko, ale podobnie jak Ty Łukaszu staram się zawsze obejmować dowodzenie nad rozpalaniem ognia.
Zazwyczaj robię to tak, że układam podpałkę, na nią układam w stożek małe gałęzie/chrust, a następnie nieco większe. Kiedy już nieco rozniecę ogień to staram się dalej układać coraz większe gałęzie w stożek. Ta metoda wymaga opieki i nieco wysiłku przy dmuchaniu, ale jeszcze mnie nie zawiodła. Kiedyś nawet udało mi się rozpalić ognisko z mokrych gałęzi. Samo rozpalanie zajęło mi około godziny, ale dałem radę.
Pozdrawiam
Wtedy dopiero człowiek odczuwa prawdziwą satysfakcję!
Arku, niestety ustawianie czegokolwiek w stożek nie jest najlepszym pomysłem. Drewno powinno być układane w kontrolowanym nieładzie, bo tylko wtedy ma odpowiedni dostęp tlenu. Stożek powoduje zupełnie niepotrzebne powiększenie ognia ku górze, ograniczony dostęp tlenu i problemy z jego kontrolą, nie mówiąc już o braku ciepła z boku. Często takie ogniska wyglądają jak wigwam, w którego środku coś się pali, a ściany jeszcze są nienaruszone.
To się nawet nazywa ogniskiem typu wigwam.
Owszem. Co nie oznacza, że ma jakiś sens. No, może jak mamy 30-40 osób i chcemy zrobić ogromne ognicho na 5 metrów, to wtedy tak, ale jest to ognisko dla zabawy. Ja ogień przeważnie traktuję jako narzędzie w warunkach polowych. Rozpalałem wielokrotnie ognisko w deszczu, na mrozie, przez kilka godzin. Nie po to, żeby usmażyć sobie kiełbaskę, tylko po to, żeby tego dnia zjeść lub wypić cokolwiek ciepłego. Wtedy ma się większy zapał. Uwierz mi – najlepszym ogniskiem do czegokolwiek jest takie, jak u Ciebie na zdjęciu. Musi być kontrolowany nieład. Będąc w lesie, w środku suchego lasu, czasem też… Czytaj więcej »
Cieszę się, że stosuję najlepszą opcję.
Dziękuję Kubo za cenne uwagi! Z pewnością przy najbliższej okazji się do nich zastosuję.
Rany. Niektórzy to tylko zrzędzą. Wpis jak wpis, dajcie spokój :). Rozpalanie ogniska czy grilla to umiejętność ważna chociaż dlatego, że nie chcemy wyjść na nieudaczników, kiedy ktoś nas o to poprosi.
Za dziecka rozpalaliśmy ogniska ile wlezie i gdzie się tylko dało. Nawet w niedokończonych budowach, na łące, nieopodal lasu. Nigdy nikt nie używał rozpałek, nie rozmyślał na ułożeniem drewna, a nie pamiętam, żeby komuś kiedykolwiek ognisko nie wyszło ;). Wrzucało się wszystko na kupę, podpalało jakieś papierki i grało :).
Stare dobre czasy przy ognisku nad wodą 😉 My jako podpałkę używaliśmy ciasno poskręcanej suchej trawy i cieniutkich gałązek ustawionych w stos.
Ogniska skończyły się niestety gdy Straż Leśna zwiększyła swoją aktywność.
„Mężczyzna umie rozpalić ognisko” – słowo powinien jest zbędne.
Świetny materiał! cieszę się że się Pan zajął tym zagadnieniem, bo współcześni mężczyźni coraz bardziej „odpływają” od natury, przy okazji poczułem dumę z tego powodu iż mój Tato nauczył mnie rozpalać ogień 🙂
Gratuluję ojca! Nie każdy z ojców poprzedniego pokolenia znajdował czas, by tego uczyć swoje dzieci.
świetny film i artykuł 😉
tylko jedna uwaga, radzę robić troszkę dłuższe ujęcia, bo momentami te cięcia robią się śmieszne, jak jakieś stare przeróbki-parodie na yt 😉
Chodzi o cięcia na jednym ujęciu? Tu niestety objawia się amatorstwo autora i nieumiejętność nagrania całej sekwencji bez jąkania się czy zbędnych przerw. Rzecz do dopracowania.
Warto by jeszcze wspomnieć o ustawieniu się do wiatru. Od strony nawietrznej dajemy nieco mniej gałązek od zawietrznej za to je zagęszczamy. Wtedy przyroda zajmuje się dmuchaniem za nas 😉 Oczywiście jeśli mono wieje można „wlot powierza” nieco przesunąć. Jeśli mogę zasugerować kolejne tematy to proponował bym wspomnieć o węzłach. Wiele osób tworzy jakieś straszne konstrukcje kiedy trzeba coś przywiązać a wystarczy dosłownie kilka węzłów i wybrniemy z większości sytuacji. Dla mnie jako żeglarza pewne sprawy wydają się oczywistością i na przykład z uporem maniaka uczę panie w sklepach wiązać węzeł refowy. To taki prosty węzełek który ma tą zaletę… Czytaj więcej »
Ustawienie się z wiatrem może niestety zbytnio rozniecić ogień i za szybko spalić drewno. Ale zależy co chcemy uzyskać. Wolny ogień do ogrzania się w schronieniu to będzie zupełnie inna bajka.
Co do węzłów, pamiętam jak ćwiczyłem błyskawiczne zawiązywanie ratowniczego na sobie. Zajmowało to bodaj 4 sekundy, choć nie jestem pewien czy nie mniej. Próbowaliśmy też zawiązać go wisząc jedną ręką na linie. To dopiero wyzwanie!
Niemniej myślałem o kolejnym artykule o orientowaniu mapy, czytaniu gwiazd i rozpoznawaniu kierunków świata. Takie drobiazgi, które mogą się przydać nawet na spacerze pod miastem.
@Łukasz Kielban To też ciekawy temat. W dobie GPSów coraz mniej osób rozumie mapy. Myślę że mimo grupy narzekających takie wpisy będą dla wielu osób pożyteczne. Może warto prezentować je właśnie w kontekście prostych życiowych sytuacji. @Jola Właśnie nie bardzo jestem w stanie zrozumieć czemu tak wielu współczesnych ojców tego nie robi! Dla mnie czas spędzony z ojcem na uczeniu się takich drobiazgów to jedne z piękniejszych wspomnień. A kiedy dostałem na 7 urodziny swój pierwszy scyzoryk to było prawie jak wejście w dorosłość 😉 @Sorge Ja ostatnimi czasy palę bardzo mało ale zapalniczkę mam zawsze ze sobą. Poza papierosami… Czytaj więcej »
Sam od niedawna zaczynam się uczyć wiązać węzły i muszę stwierdzić, że jest to świetna zabawa, a przy odrobinie wprawy i paru ćwiczeniach można w ciągu sekundy zawiązać np. pętlę regulowaną
Z pozoru błahy temat, ale w rzeczywistości wielu mężczyzn/chłopaków czeka, aż ktoś inny rozpali ognisko, albo wlewają tonę rozpałki i rzucają zapałkę. Mimo tego, że jestem kobietą, bez problemu rozpaliłabym ognisko, wszystko dlatego, że nauczył mnie tego tata, bardzo podobnym sposobem do Twojego. 😉 Mężczyzna nie musi tego umieć, żeby być dżentelmenem, ale chociażby po to, żeby zapewnić kobiecie bezpieczeństwo, bo skoro tego nie umie zrobić… 😉 no cóż
Bardzo dobry materiał. Niestety w dobie komputerów i zniewieścienia tak podstawowe umiejętności zanikają. Zgadzam się z tym, że „Gentleman w końcu musi umieć sobie poradzić w każdej sytuacji.” Uzupełnił bym tylko informację o to skąd brać ogień. Coraz więcej osób nie pali, a co za tym idzie nie nosi przy sobie zapałek czy zapalniczki. Zresztą są to przedmioty zawodne. Zapałki potrafią zawilgotnieć, a wtedy nawet posiadając korę brzozy nic nie zwojujemy. Z zapalniczkami też różnie bywa. Dlatego od czasu do czasu ognisko rozpalam (w ramach ćwiczeń) krzesiwem (wojskowym). Nawet wyjęte z wody, lekko wytarte spełni swoje zadanie. Niestety to sporo… Czytaj więcej »
Wydaje mi się, że zdecydowanie łatwiej będzie o znalezienie zapałek lub zapalniczki. Krzesiwo jest dla osób, które dały już się wciągnąć w survival. Nie wszystko na raz! 🙂
Niemniej zawsze chciałem opanować alternatywne sposoby pozyskiwania ognia, np. za pomocą łuku ogniowego.
Najbardziej alternatywny sposób jaki miałem nieprzyjemność zastosować to bateria LiPo Sytuacja miała miejsce na trekingu w Czarnohorze. Złapało nas oberwanie chmury. Zapałki i dwie zapalniczki przemokły. Awaryjne zapałki sztormowe schowane z dokumentami też zamokły. Generalnie została mi opcja pocierania o siebie patyczkami… albo bateria. Zdecydowaliśmy się poświęcić zapasowy akumulator do aparatu. Po zwarciu styków baterii folią aluminiową z czekolady akumulator zaczął się momentalnie rozgrzewać. rzuciłem go w przygotowany stosik gałązek z iglaków i po chwili obudowa się rozszczelniła i zapłonął lit. Oczywiście wszystko śmierdziało palonym plastikiem, oczywiście jest to strasznie niebezpieczne ale… wtedy nie było wyjścia, Musieliśmy mieć ogień, wysuszyć… Czytaj więcej »
A ogień rozpalony taką baterią nie daje czasem toksycznych oparów? Widzę co prawda, że Pan żyje i ma się dobrze :-), ale do tej pory myślałam, że sposób „na baterię” to numer z repertuaru domorosłych pirotechników. Pierwszy raz teraz słyszę, że ktoś przy takim ogniu sobie posiedział dłuższy czas :-).
Podejrzewam że daje toksyczne opary i staraliśmy się siedzieć z daleka kiedy paliła się bateria.
Potem w miarę czysty żar pozwolił rozpalić właściwe ognisko.
Z resztą abstrahując od toksyczności ubrania suszone w oparach plastiku pewnie by specjalnie ładnie nie pachniały 😉
I to jest sposób domorosłych pirotechników. I nikogo nie namawiam do powtarzania tego rozwiązania jeśli istnieje jakiekolwiek inne wyjście.
Ale jedna sposób okazał się skuteczny.
Brawo!
’Zabawa’ z krzesiwem to świetna sprawa! W ramach breloczka noszę przy kluczach.
Mówiliście o satysfakcji rozpalania z mokrego drewna. W okresie zimowym często biegam na nartach biegowych, dłuższą trasę przez lasy, gdzieś robię postój, grzany miód z ogniska, kiełbaska, a to rozpalone krzesiwem, bez papieru, tylko kora brzozowa 😉
Do dziś nie wiedziałem, że dla współczesnych mężczyzn rozpalenie ogniska może stanowić problem. Urodziłem się i wychowałem w dużym mieście na Górnym Śląsku, w domu jednorodzinnym z dużym ogrodem i centralnym ogrzewaniem. W takich warunkach trzeba mieć albo sporo pieniędzy i zatrudniać ludzi do najprostszych remontów i prac ogrodowych albo samemu dużo umieć. No i mój ojciec nauczył mnie rozpalać ogień, bo to przecież konieczność żeby zimą napalić sobie w piecu i nie zamarznąć. Nauczył mnie też posługiwać się pędzlem, siekierą, łopatą, wiertarką itp. Wiele prostych remontów wykonywał sam, a ja musiałem mu przy tym asystować, podobnie z pracami w… Czytaj więcej »
Widzę że ten blog nabiera bardziej ogólnego charakteru, coś jak polskie Art of Manliness, tylko bardziej skierowane do gentlemanów niż do wszystkich mężczyzn. Cóż, mogę powiedzieć tylko jedno-tak trzymać!
Dzięki!
Te zmiany jasno sygnalizowałem już na początku tego roku:
https://kielban.pl/2014/01/niegrzeczni-gentlemani-korygujemy-kurs/
Bo przecież gentleman to mężczyzna. Nasze zainteresowania powinny być szerokie.
Zanim opowiem o zbieraniu drewna, ważna uwaga: zbieranie chrustu w lasach jest nielegalne. Wiadomo, że zbierając chrust na małe ognisko nie zmienimy za bardzo środowiska naturalnego, ale prawo jest prawem i należy chociaż je znać.
Dobrze. Jeśli nie w lasach, to gdzie? Chyba że wystarczy nam znajomość prawa i nie robi to już żadnej różnicy 😉
Nie wszystko jest lasem. Często z własnego ogrodu można dosyć nazbierać. Czasem sąsiedzi chętnie pozbędą się kłopotu. Można też kupić.
Ale nie oszukujmy się co do powszechności przestrzegania wymienionego prawa. Większość osób i tak będzie brała to, co leży w lesie.
Kora brzozy „hubka” ma podstawową zaletę: Mokra/sucha, pali się zawsze. Można ją odpalić nawet od krzesiwa. Warto mieć na uwadze, że gałązek (drugiej, po tzw. hubce warstwie) „na oko” powinno być tyle, że ich snopek obejmiemy pierścieniem zrobionym z kciuków oraz palców wskazujących. Powinny mieć grubość wykałaczek/patyków do szaszłyków. Mogą być nieco grubsze. Kolejną warstwę, paliwo, powinny stanowić gałęzie o grubości kciuka, powinny mieć długość od nadgarstka do łokcia. Ich ilość to pierścień, gdy spleciemy dłonie wysuniemy je przed siebie i uformujemy okrąg. Kolejne gałęzie mogą być grubsze i grubsze, kończąc na tych o grubości nogi, większe z trudem się… Czytaj więcej »
Dzięki.
PS Czy przypadkiem hubka nie jest zrobiona z huby (między innymi rosnącej na brzozie), a kora brzozy to po prostu kora brzozy?
„Hubka” to faktycznie z definicji huba, jednak to w definicji, którą określiłbym naukową. W języku potocznym za „Hubkę” przyjąć można tę najbardziej łatwopalną część podpałki. Np. taką, która może zostać rozpalona za pomocą krzesiwa. Tu już wchodzimy w nomenklaturę środowiska, pozwoliłem sobie jej użyć.
Pozdrawiam
Od dziecka palilam ogniska – z kartoflanych lecin na polu, z galezi, utrzymywalam ogien pod wedzarnia, caly dzien -to bylo zadanie dzieci. W domu (jestem miejskim dzieckiem) palilam w piecach. Teraz mialam przyjemnosc palic w zeliwnym piecyku, brykietami i czym sie dalo. W tym tak ukladac paliwo by sie palilo rownomiernie przez dluzszy czas. Ale „fachowego” rozpalania ogniska nauczylam sie w harcerstwie. Bez papieru, a rozpalek wtedy nie bylo. Dostawalo sie trzy zapalki, ale honorowo bylo rozpalic za pomoca jednej. Jak sie nie udalo – ogniska tego dnia nie bylo. Krag ogniskowy byl „swiety” – nie wolno bylo przez niego… Czytaj więcej »
Jeszcze do autora – kielbasy sie nie tzryma nad „zywym” ogniem. Iglaste sie nie nadaje do pieczenia kielbasy bo bedzie smierdziec zywica.
No nie liczyłem na ” indiańskie sztuczki ” a tu zapalniczka :C
Zajrzałem tu przypadkiem (niestety ok. 2 lat po Państwa komentarzach) i nie mam pewności czy warto jeszcze coś dodać. Zaniepokoiły mnie pojawiające się czasem niepochlebne opinie o współczesnych mężczyznach, którzy nie umieją rozpalić ogniska. Wydaje się to być czasem traktowane jako miara bycia prawdziwym mężczyzną czy wręcz gentlemanem… Drodzy Państwo. To nie są już czasy, kiedy jeździliśmy na biwaki i do woli paliliśmy ogniska. Jeździliśmy po Polsce z plecakami, bawiliśmy się w survival na wiele sposobów, cieszyliśmy się przyrodą. Dziś jesteśmy społeczeństwem coraz skuteczniej „kastrowanym” prawnie. Obecnie w Polsce używanie otwartego ognia zabronione jest niemal wszędzie (również na terenach prywatnych… Czytaj więcej »
Dowodzę (w wojsku) żołnierzami i po przeczytaniu powyższego, uważam zawartą tam wiedzą jako doskonały materiał na lekturę dla obecnych żołnierzy wychowanych na komputerach i coca-coli.
Kandydaci na żołnierzy nie umieją takich rzeczy? Jestem tym zaskoczony!