Zasady gentlemana niekiedy wiążą się z poważnymi wyrzeczeniami. Zdarza się bowiem, że złamanie jednej z nich mogłoby nas szybko doprowadzić do jakiegoś celu lub nieoczekiwanej korzyści. Dla sporej części społeczeństwa rezygnacja z takiej „okazji” równa się byciu „frajerem”. Czas zadać sobie pytanie: czy chcesz być frajerem?
Frajer – pot. osoba dająca się łatwo nabrać, naiwna; osoba nadmiernie wierna normom moralnym, które przez innych nie są przestrzegane – źr. wiktionary.org.
Po co te wyrzeczenia?
Każdemu z nas może przyjść do głowy mnóstwo pomysłów, dzięki którym zyskamy cudzym kosztem. Wiele z nich będzie się wiązało z krzywdą innego człowieka albo grupy osób. Zysk to dobra rzecz, ale nie kiedy zyskuje tylko jednostka, podczas gdy pozostali tracą. Żeby się przed tym bronić wytworzyliśmy sobie prawo, którego przestrzeganie ma nas uchronić od chaosu.
Przepisy prawa nie regulują jednak sporej części naszych relacji. Te natomiast są określane przez mniej uchwytną, ale powszechnie znaną kulturę. Zasady dobrego wychowania ograniczają nas w wielu aspektach życia międzyludzkiego, lecz to dzięki nim żyje nam się po prostu milej. Problem polega na tym, że te zasady są często bojkotowane i brakuje instytucji, która mogłaby nadzorować ich przestrzeganie.
Kultura na drodze
W ostatnich miesiącach zdecydowanie dokładniej obserwuję kulturę jazdy polskich kierowców. Niestety tutaj doskonale widać tę walkę z dobrymi obyczajami, a czasem nawet z drobnymi ograniczeniami stawianymi przez prawo.
Zgodnie z moimi (i nie tylko moimi – art. 49 u.p.r.d., ust. 1, pkt. 1) zasadami, przed wjechaniem na skrzyżowanie staram się sprawdzić czy będę w stanie przez nie przejechać. Jest jedno takie, na którym zawsze pozostawiam pole do przejechania w innych kierunkach i miejsce dla pieszych. Jednak wielu kierowców wpycha się w tę przestrzeń, żeby uniknąć czekania w korku. Tym manewrem blokują przejazd w poprzek skrzyżowania, tarasują przejście dla pieszych i w efekcie utrudniają mi przejechanie na drugą stronę, gdy już coś tam się ruszy. W godzinach szczytu to standard.
W oczach tych ludzi ja jestem „frajerem”, a oni zwycięzcami, bo skorzystali z okazji. Nie musieli, jak inni „frajerzy” stać w kolejce, tylko od razu sięgnęli po swoje. A że komuś przy okazji uprzykrzyli życie? Mniejsza z tym! Zostawmy jednak ich, bo to mało ciekawy temat. Jakie natomiast mam ja wyjście z tej sytuacji? Mogę następnym razem oczywiście wjechać na te pasy, zablokować skrzyżowanie i nikogo nie wpuścić. Mogę też zostać przy swoim i każdorazowo czekać nieco dłużej.
Stopniowe obniżanie poprzeczki
Podobne sytuacje mogą mieć miejsce podczas stania w kolejkach, parkowania (miejsca dla osób z niepełnosprawnością), jazdy komunikacją miejską (nie zwalnianie miejsc siedzących dla bardziej potrzebujących), podróżowania pociągiem (zajmowanie miejsc bagażami), jazdy na suwak itd. Niekiedy te drobne przewiny są nawet zabronione prawem, ale trudno to egzekwować. Przede wszystkim są uprzykrzające życie.
Często wówczas przychodzi do głowy myśl, że musimy walczyć o swoje, nie dać się. I oczywiście powinniśmy. Powinniśmy zwracać uwagę nastolatkom siedzącym w tramwaju obok stojącej staruszki. Powinniśmy wypraszać wpychających się w kolejkę. Ale powinniśmy przede wszystkim powstrzymać się od obniżania własnej poprzeczki, myśli: „skoro on tak może, to ja też”, „skoro wszyscy tak robią, ja też będę. W końcu nie chcę być frajerem”. Bo de facto, zgodnie z definicją tego słowa, stojąc w kolejce gdy inni się wpychają lub stojąc w tramwaju gdy inni siedzą, jesteś „frajerem”. Pytanie czy Ci to przeszkadza?
Świetnie tę sytuację ilustruje jeden z demotywatorów:
Okazja czyni gwałciciela
Jest jeszcze gorsza konsekwencja myślenia kategoriami bycia i nie bycia „frajerem”. Chodzi o przekonanie wielu facetów (raczej niedojrzałych psychicznie chłopców), że w kontaktach z kobietami również nadarzają się „okazje” i trzeba je wykorzystywać. Dla wielu z nich taką „okazją” jest pijana, nie do końca panująca nad sobą kobieta. Przyjęło się niestety w naszej kulturze, że prawdziwy mężczyzna to zdobywca kobiet. Połączenie tych dwóch elementów łatwo może doprowadzić do oskarżenia o gwałt.
Równanie do dołu
Dzielenie ludzi na frajerów i ludzi osiągających korzyści prowadzi nas nie tylko do łamania prawa i uprzykrzania innym życia. Efekt jest taki, że postrzegamy normy regulujące nasze relacje jako przeszkody, które trzeba zdeptać. Dlatego, gdy widzimy, że komuś uchodzi na sucho coś, co dla nas jest zabronione, pytamy dlaczego nam tego nie wolno? Nie staramy się za to o doprowadzenie do porządku tych pierwszych.
Ostatnio trafiłem na ruch wyzwolenia damskich sutków (Free The Nipple). I muszę się zgodzić z jego organizatorkami, że w dobie równouprawnienia nie jest sprawiedliwe, że mężczyźni mogą chodzić bez koszulek, a kobiety nie. Niemniej ja się zastanawiam z jakiej racji ci faceci mają chodzić po mieście świecąc swoimi klatami? Nie pytam natomiast komu jeszcze rozdać ten przywilej. W końcu jakieś granice musimy sobie stawiać, bo czyż zupełnie naturalne i w pełni ludzkie nie są nasze pupy? Dlaczego nie mielibyśmy ich publicznie obnażać? To samo dotyczy seksu. Przy obecnym trendzie równania do dołu możemy się spodziewać niemal wszystkiego. A jednak mam nadzieję, że nasze wyczucie i magiczny dobry smak, gdzieś nas zatrzyma i pozostawi coś dla sfery prywatnej. Przy czym faktycznie granica powinna być równa dla mężczyzn i kobiet.
To się dzieje wszędzie
Równanie do dołu i obniżanie poprzeczki dotyczy wszystkich sfer naszego życia. Od rozmowy przez telefon, po wielką politykę. Od pożyczki zaciągniętej u babci, po gospodarkę państwa. Nikt nie chce być „frajerem”, a okazje kuszą każdego. Chcielibyśmy to zmienić, ale zazwyczaj czujemy, że mamy na to niewielki wpływ. Niemniej to nasze codzienne wybory i nasz do nich stosunek to najlepsza forma „dawania innym szkoły”.
Zastanów się najpierw jakie wartości wyznajesz, a później oceń ile tracisz nie korzystając z „okazji”. Pamiętaj tylko, że zyskać lub stracić można zarówno materialnie, chwilowo jak i w dłuższej perspektywie czasu, raczej nieuchwytnie. Jestem przekonany, że bilans wyjdzie na korzyść rozsądnie wybranych ideałów. W gruncie rzeczy bowiem jest to wybór między byciem „frajerem” a „palantem”. Ja mimo wszystko wolę to pierwsze.
A Ty, wolisz być „frajerem”?
Amen, Panie Łukaszu. Święte słowa… Zwłaszcza teraz, kiedy od paru dekad z uporem maniaka wszędzie dookoła lansuje się nudny wzorzec wyszczekanego cwaniaka-luzaka. Tu coś uszczknąć, tam wysępić, szumu koło siebie narobić, zamieszania, wstawić kit i jest git. Najlepiej jeszcze z tym do telewizji, to i celebrytą można zostać i za idola robić. Naprawdę, najwyższy już czas na zmianę trendu, choć pewnie szybko to ona nie nadejdzie. A to już chyba moje skrzywienie, ale „frajerów” wolałam od zawsze 🙂 .
Dodajmy, że dokłada się do tego ideologię kompletnego antyelitaryzmu (nie nazwę tego egalitaryzmem, bo to jednak coś innego), tj. promowania prostego przeciętniactwa — a często nawet chamskich miernot — jako wzorców osobowościowych. Kult takiej jednostki rozlewa się z programów telewizyjnych (utraciłem łączność z tym rodzajem przekaźnika kilka miesięcy temu, ale interesuję się tym co dzieje się w mediach, więc wiem), z popularnych portali internetowych, etc. Zaś co do buractwa na drodze i parkingu, to też mogę dorzucić moje 0,03 zł. A niedawno znów przetoczyła się dyskusja nt. zmiany w przepisach co do pierwszeństwa pieszego na przejściu. I znów się okazuje,… Czytaj więcej »
„Dodajmy, że dokłada się do tego ideologię kompletnego antyelitaryzmu (nie nazwę tego egalitaryzmem, bo to jednak coś innego), tj. promowania prostego przeciętniactwa — a często nawet chamskich miernot — jako wzorców osobowościowych.” Dokładnie tak. Pierwszy gwóźdź do tej trumny wbiły rozmaite dziadowskie reality shows w rodzaju „Big Brothera” czy „Baru”. Ich uczestnicy sławę zdobywali jedząc, pijąc, śpiąc tudzież wykonując inne fizjologiczne czynności, a w przerwach romansując, bredząc bądź usiłując podłożyć sobie świnię. Nic nowego dla nikogo. Niemniej po zakończeniu każdej edycji raczono nas obfitymi dawkami tego czy owego bohatera ludowego. A to do talk show, a to na okładkę, a… Czytaj więcej »
Na szczęście są jeszcze ludzie, dla których to nie jest cool. I tego się trzymajmy.
Nb. polecam tekst „Buraczane plaże” Dariusza Koźlenko w najnowszej „Polityce”. Zaserwuję z niego cytat drugiego stopnia (tj. wpis z internetów, cytowany w tekście): „W tym roku pogoda dopisała nad morzem, jak mało kiedy. Skusiłam się więc możliwością opalania, odpoczynku i ruszyłam – jak zresztą pół Polski – nad nasz cudny Bałtyk. A tam dzieci biegają, sypiąc piaskiem, i rodzice nie raczą zwrócić im uwagi, że innym może to przeszkadzać. Niemal każdy pije alkohol – jedno czy dwa piwka oczywiście przeżyję, wszak jestem człowiekiem i też zimnym napojem w upalny dzień lubię się uraczyć, ale jak ktoś ma słabą głowę (a… Czytaj więcej »
I może od razu, w ramach promowania czegoś na nieco wyższym poziomie: od paru dni istnieje możliwość uzyskania 3-miesięcznego darmowego dostępu do Polityki Cyfrowej w zamian za wypełnienie ankiety:
http://www.polityka.pl/badanie_elektroniczne
Cyfrowa to m.in. bieżący numer podany w elegancki sposób na stronie www, plik na e-czytnik, etc. Naprawdę warto. (Komentarz zawiera niezamierzone lokowanie produktu — ale to chyba raczej personalna rekomendacja 😉
Tak, dokladnie. Dawno zauwazylem ze te cale „reality shows” to „fenomen” calego swiata Zachodu a ich celem jest obnizanie poziomu spoleczenstw. Nie jest to moim zdaniem przypadkiem choc wiem ze tego typu podejscie szybko jest uznawane za wyznawanie teorii spiskowych. Coz, moge byc teoretykiem spiskowym ale lepiej starac sie dostrzegac drugie dno niz cechowac sie ignorancja i wiara w „przypadki”: Nie ma przypadkow w sytuacji w ktorej na kazdym kroku dzialania zmierzajace do obnizania poziomu maja charakter wrecz skoordynowany.
Rezygnacja z telewizji to jedna z najlepszych decyzji, jaką można podjąć. Od około pięciu lat nie mam telewizji i cierpię odwiedzając dom, w którym jest. Czasem nachodzi mnie ochota, żeby znaleźć coś ciekawego na tych setkach kanałów i zazwyczaj rezygnuję po 15 minutach poirytowany.
To jest zderzenie się się z kastą chamów, z którą wszyscy mamy do czynienia na co dzień. Ja się nie przejmuję. To są biedni ludzie (i nie chodzi mi o zasobność portfela). Czasami się na nich denerwuję, bo jak tu się nie zdenerwować.. ale pomyślcie: tak naprawdę to są ofiary, biedacy, im robi różnicę czy się wepchną 10 metrów dalej czy nie, czy „zaliczą” dziś, czy nie, czy wyrwą kapcie w promocji w Lidlu czy nie. To ludzie niższego formatu. Im trzeba współczuć, a nie zastanawiać się, kto jest frajerem. Ja ustępuję, wolę być 3 minuty później niż zapisać się… Czytaj więcej »
A! I wcale nie czuję się wtedy frajerem. Wręcz przeciwnie: czuję się lepszy. Tak, lepszy, chociaż brzmi to okropnie.
Mam nadzieję, że nikt z nas nie czuje się „frajerem”. To raczej cytat z języka osób myślących w tych kategoriach. Na szczęście my mamy trochę lepiej poukładane w głowie.
A może są sytuacje, z których można wyjść „z klasą”, tzn. ani nie ustąpić przed chamstwem, ani nie wykazać się jeszcze gorszym zachowaniem?
Ps. Zamiast „frajer” ładnie brzmi „człowiek poczciwy” albo „poczciwiec”.
Trzeba robić co można, aby łatwo nie ustępować. Oczywiście robić to z godnością. Łatwo wtedy osiągnąć poziom chama. Niestety, jeśli cham nie zamierza ustąpić, to nie wygrasz. Przecież nie będziesz się z takim szarpać i przepychać…
Myślę, że tu dużo zależy od sytuacji. Czy skończy się na uznaniu nas za frajerów, czy to będzie wstęp do jeszcze gorszych zachowań wobec nas. Czy cwaniaczek to przypadkowa osoba (np. kierowca na drodze), czy też ktoś, z kim się codziennie stykamy (np. współpracownik).
Warto szukać właśnie tego złotego środka i myślę, że on tam jest. Jednak nigdy nie będzie uznany przez wszystkich.
W kwestii równouprawnienia się z Panem nie zgodzę Panie Łukaszu. Faktem jest że wielu sferach prawo powinno być identyczne, ale nie możemy zapomnieć że płcie się różnią! Zgodnie z europejską kulturą co do której pragnę przynależeć kobiety zwykły mieć w społeczeństwie przywileje, a nie równie prawa.
Owszem różną się, ale jak dla mnie te różnice nie mają większego związku z przyzwoleniem bądź nie rozbierania się. Jeśli chodzi konkretnie o te nieszczęsne sutki, nie widzę powodu by wyróżniać mężczyzn. Przypomnę, że mężczyznom wolno się tak prezentować zaledwie od 80 lat (dotyczy to USA). Nie są to więc jakieś antyczne zwyczaje.
Jak to nie?
Jak to nie? Proszę popatrzeć na klasyczną męską elegancję i klasyczną damską elegancję. Niebo a ziemia.
Panie Damianie proponuję poszukać wpisu o równouprawnieniu właśnie, który ukazał się jakiś czas temu tu, na Czasie Gentlemanów.
A niektóre panie mają w tej sprawie odmienne zdanie http://www.freethenipple.com/# i trudno nie przyznać im słuszności
Owszem. Zwłaszcza, że ta strona to nie jest żaden wybryk szokujących skandalistek. To uzasadniona i legalna inicjatywa mająca na celu doprowadzenie do zmiany opresyjnego i bezsensownego prawa tam gdzie ono obowiązuje i przestrzeganie takiej wolności w tych stanach, w których ją wprowadzono. Trzy lata odsiadki i 2.500 $ grzywny za karmienie piersią w miejscu publicznym to obłęd. Chyba nikt nie ma wątpliwości (a przynajmniej w Europie), że tego typu kary w cywilizowanym świecie winny być zastrzeżone dla sprawców przestępstw kryminalnych.
Te kary to faktycznie absurd. Tym bardziej, że nie ma nic lepszego dla takiego dziecka niż karmienie piersią. Na tym zakazie zyskują tylko producenci mleka modyfikowanego.
Pewnie tak. Ale mnie osobiście napawa największą odrazą to, że amerykańscy ultrakonserwatyści próbują z rzeczy naturalnej, pożytecznej i potrzebnej zrobić coś brudnego, niemoralnego i perwersyjnego. Wszystko w imię źle pojętej moralności.
To jest kwestia estetyki seksualnej. Nie ma co się oburzać. Akurat znakiem zacofanych kultur jest kobieta chodzącą z gołymi piersiami. Kultury rozwinięte wymyśliły chowanie piersi jako znak subtelności i wrażliwości artystycznej na strefy erogenne kobiet. Dzięki temu gra erotyczna nabiera smaku jak dobre wino pite z kieliszka, z którego pije się trudniej niż ze szklanki, albo butelki.
Tu nie chodzi tylko o karmienie piersią, tylko paradowanie topless w miejscach publicznych.
Poza tym klientom w restauracji ma prawo nie podobać się, że jakaś kobieta zaczyna karmić piersią. Podobnie jak studentom na wykładzie.
Być może. Niemniej indywidualne gusta nie mogą być same w sobie podstawą regulacji prawnych. Wielu ludziom nie podoba się wiele rzeczy. Mimo to dla zaangażowania potężnej machiny jaką jest prawo karne musi wystąpić określona społeczna szkodliwość danego postępowania. Naruszenie czyjejś osobistej estetycznej wrażliwości to stanowczo za słaby powód.
Moralność publiczna jest jak najbardziej dobrym powodem.
Nie ma czegoś takiego.
Nie zauważyłem aby trudniej się piło z kieliszka. Nie zauważyłem też, aby kultura minojska była zacofana względem okolicznych.
Pije się „trudniej”, to znaczy dłużej się kieliszek opróżnia. A można haustem na raz z butli, albo kufla 🙂 Tak samo można świecić nagością bezceremonialnie, albo robić to z klasą.
Piłem wino z butelki (a co!), nie jest szybciej („haustem”), niż z kieliszka. Wąska szyjka powoduje, że wytwarza się jakieś ciśnienie czy inne licho… Natomiast na pewno jest wygodniej, bo trudniej się oblać winem — w przypadku picia z kieliszka jest to dość nietrudne…
Najlepiej byłoby chyba pić z butelki przez słomkę.
Może byśmy tak napisali alternatywny kodeks zachowania przy stole z uwzględnieniem największej prostoty i bezpieczeństwa przez poplamieniem?
O tak, przez słomkę byłoby bardzo elegancko 🙂
A ten kodeks zachowania dżentelmena w sytuacji „menta”, to by nawet nie było takie złe.
Pewnie tak. Ale mnie osobiście napawa największą odrazą to, że amerykańscy ultrakonserwatyści próbują z rzeczy naturalnej, pożytecznej i potrzebnej zrobić coś brudnego, niemoralnego i perwersyjnego. Wszystko w imię źle pojętej moralności.
jeśli chodzi o kwestie etyki kierowcy na drodze i frajerstwo resp. nie-frajerstwo z tym związane — to są sprawy, jak się okazuje, wybitnie uzależnione od społeczeństwa, w którym tkwimy. Miałem okazję ostatnio skonfrontować zasady, których zwykłem przestrzegać w polskim ruchu drogowym, ze standardami, które obowiązują w innych europejskich krajach. Uwierzcie, są takie miasta w Europie, w których musisz zapomnieć niemal o wszystkim, co na tym blogu zwie się „kulturą jazdy”. Po tych doświadczeniach wiem jedno, dżentelmen to nie tylko „kulturalny kierowca”, ale przede wszystkim osobnik elastyczny 😉
Jako, że nie tak dawno wróciłem z europejskich wojaży miałem, niestety, możliwość naocznego zaobserwowania szerzącego się w III RP chamstwa. Zapewne każde państwo ma swoje przywary, ale człowiek ledwo wjedzie do Polski i już słyszy niemiłe odzywki, nienawistne spojrzenia etc. Co ciekawe niekoniecznie od napakowanego karka, lecz częstokroć od osób których powierzchowność wydaje się niebudząca zastrzeżeń, wręcz sympatyczna. Nie lubię narzekać na własny naród ale czasem trudno się oszukiwać – z kulturą osobistą w Polsce nie jest dobrze. Czy prócz dawania samemu przykładu można jeszcze na nią jakoś wpłynąć?
Jak dziwnie by to nie brzmiało, trzeba wylansować modę na życzliwość, grzeczność i klasę. To mogłoby sprawić, że ludzie poczują się źle z własnym buractwem i spróbują coś zmienić. Bez takiego trendu kiepsko to jednak widzę. Wielu ludzi po prostu nie lubi ani uświadamiać sobie swoich braków ani tym bardziej stawiać sobie wymagań. W zamian wolą śrubować swoje oczekiwania wobec innych. Tak jest łatwiej i wygodniej.
Problem polega na tym, że gdzieś 90% ludzi postrzega grzeczność i klasę właśnie jako to frajerstwo opisywane przez Łukasza. Nawet z ludzi starszych wychodzi buractwo przy pierwszej lepszej okazji – nad czym bardzo ubolewam, bo skąd ma iść przykład? Więc tak naprawdę, Cysorzowo, chcesz wylansować modę na bycie frajerem. Bo jakie korzyści ma mieć z tej całej grzeczności i klasy przeciętny szary, zmęczony swoim kiepskim żywotem człowiek? Będzie musiał czekać w kolejce do lekarza, straci na skrzyżowaniu czas albo będzie musiał płacić za bilet na tramwaj, a można przecież na gapę jechać. Jakie korzyści z frajerstwa, na co to komu?… Czytaj więcej »
Wszystko to niestety racja. Grzeczność jest dziś uważana za niemedialną. W takim razie może trzeba z drugiej mańki… Na przykład częściej i głośniej mówić o przypadkach, w których buractwo nie odniosło zamierzonego efektu, a tylko, dajmy na to, ośmieszyło chamską osobę. Taka kampania negatywna :-). Przykładów od czasu do czasu dostarcza samo życie, i tak weźmy na to: – dwie mamuśki na kinderbalu prowadzące zajadłą batalię o ostatnią słomkę z żyrafką dla swoich pociech. Prześmiewcze określenie „żyrafki” towarzyszyło im jeszcze długo potem. -pani, która z wdziękiem buldożera wyszarżowała sobie drogę do bankowej kasy po to tylko, żeby się dowiedzieć, że… Czytaj więcej »
W tych przypadkach zwraca uwagę pycha i niezdawanie sobie sprawy z konsekwencji.
Zgadza się. Ale pokazują też, że burak tak naprawdę nie zawsze wygrywa, nawet jeśli w swojej głupocie myśli inaczej. Myślę też, że z podobnymi sytuacjami prawie każdy z nas się styka od czasu do czasu. I wtedy chyba widać, że „niebycie” burakiem może być korzyścią samą w sobie. Oszczędza w życiu masę obciachu :-).
Pani Cysarzowo, obawiam się że moda stoi w przeciwieństwie do tradycji.
Jakakolwiek próba wylansowania klasyki zawsze źle się kończyła, bo okazywało się, że ta „modna klasyka” z samą klasyką miała niewiele wspólnego.
Nie jestem pewna czy moda i klasyka to tak całkiem przeciwstawne pojęcia. W końcu dzisiejsza klasyka to częstokroć wczorajsza moda. Ale rzeczywiście nie mogę zaprzeczyć, że moda na klasykę może prowadzić do spłycenia czy wypaczenia tej ostatniej. Jest jednak szansa, że nawet wtedy efekt byłby lepszy od tego, co obserwujemy teraz.
,,Ostatnio trafiłem na ruch wyzwolenia damskich sutków (Free The Nipple). I muszę się zgodzić z jego organizatorkami, że w dobie równouprawnienia nie jest sprawiedliwe, że mężczyźni mogą chodzić bez koszulek, a kobiety nie.” Zdecydowanie nie zgadzam się w tej kwestii z Panem. Kobiecy biust to intymna część ciała, na widok publiczny wystawiają go tylko bezwstydnice. Między kobietami i mężczyznami są różnice, biust kobiet i mężczyzn się różni, no chyba że mówimy o tzw. deskach, czyli o kobietach o klatkach piersiowych 15 letnich chłopców, faktycznie takim kobietom nie są potrzebne biustonosze… ehh… widzę, że tzw. postępowe myślenie, nacechowane propagandą ideologii gender… Czytaj więcej »
To tak samo oczywiste jak „kobieta” z brodą – zabawa w gender jest niebezpieczna i zwyczajnie nie stoi za nią żadna „wielka mądrość”, zwyczajnie król jest nagi. Co nie znaczy, że lubię oglądać gołe klaty męskie, ale proszę zobaczyć, że już na plaży jest to norma społeczna, natomiast panie opalające się topless są różnie postrzegane w zależności od kraju. Dlatego nie da się postawić między kobietą a mężczyzną znaku =. Natury się nie oszuka… choć lewicowy mainstream mówi że jest inaczej, ale to już przerabialiśmy (najlepiej poczytać Orwella). Mnie natomiast zwyczajnie nie podoba się jak młodzi mężczyźni paradują w koszulkach… Czytaj więcej »
Nogi, ręce, twarz też. A jak szpara na oczy w burce za szeroka, to bezwstydnica! Gial Ackbar!
Nie żebym był fanem, ale cywilizacja islamska, gdzie Kobiety się zakrywają, jest bardziej do przodu niż afrykańska, gdzie Kobiety sobie paradują nago, tatuują się, piercingują po całym ciele 🙂
Spora część Afryki jest muzułmańska. Nie zauważyłem aby była bardziej do przodu od reszty
Wiadomo przecież o co mi chodziło. Zacytuję: „cywilizacja islamska, gdzie Kobiety się zakrywają, jest bardziej do przodu niż afrykańska, gdzie Kobiety sobie paradują nago, tatuują się, piercingują po całym ciele”.
Tam, gdzie zobaczymy Kobiety poubierane, cywilizacja będzie bardziej do przodu niż tam, gdzie będą bardziej roznegliżowane. Zastosował Pan nieładny argument o tej burce. Człowiek pisze o ładnym eksponowaniu erotyzmu, a tu zaraz do niego „taliban!!”. Nieładnie 🙂
Nie bardzo wiadomo. Jak dla mnie to jest bardziej do tyłu. Jeśli pominiemy różnice miedzy namiotem a chatą z bambusa, to różnica sprowadza się właśnie do religijnych zakazów. Oczywiście dla kogoś to może być do przodu, ale nie dla mnie. A opowiadanie farmazonów o „ideologii” gender nie jest pisaniem o ładnym eksponowaniu erotyzmu.
No może przedmówca nie był zbyt elegancki i subtelny w tym, co napisał. Ale czy na propozycję zakrywania biustu musimy od razu krzyczeć „burka, burka!”? 🙂 To demagogia, a nie argument, bo bazuje na emocjach.
A to, że etatystyczne feministki, chcące dyktatorskiego zrównywania kobiet we WSZYSTKIM z mężczyznami, są niebezpieczne dla społeczeństwa, to swoją drogą. Ale spokojnie – proponowane przez nich społeczeństwo zmierza do demograficznej śmierci 😉 Gorzej, że na ich miejsce może przyjść nienajlepsze.
Niebezpieczne to są takie teksty. A krzyczymy bo to jest to samo – decydowanie o tym co kto inny ma nosić. Jak ktoś chce decydować o kobiecych piersiach to niech zmieni płeć i sobie wyhoduje. Wtedy będzie mógł decydować, ale tylko o własnych.
Łatwo powiedzieć, trudniej wprowadzić w życie.
Czy jeśli ktoś chce paradować nago po mieście, to mu wolno?
Czy jeśli grupę w przedszkolu będzie prowadził nago mężczyzna, to nie będzie Pan miał nic przeciw?
A dlaczego nie miałoby być wolno paradować? Nikogo nie krzywdzi, najwyżej siebie jak się przeziębi. A jak komuś przedszkole nie odpowiada, to zabiera dziecko do innego.
No ok. Tylko ulice i parki też musielibyśmy sprywatyzować 😉
Dlaczego?
Bo wtedy zadziała zasada, której Pan użył do przykładu przedszkola – każdy dba o siebie i na swoim terenie. A jeśli się nie to nie podoba, to idzie gdzieś indziej. Tak samo byłoby z prywatnym parkiem, czy ulicą. Jeśli ktoś paraduje nago w centrum handlowym, to ochrona go usuwa z prywatnego terenu. Jeśli ktoś w restauracji odsłania piersi, to właściciel może taką osobę usunąć. Niech znajdzie knajpę dla hipisów, gdzie to jest dozwolone. Problemem pozostają miejsca tak zwane „publiczne”, więc albo je prywatyzujemy i problem się sam rozwiązuje, albo jesteśmy skazani na jakiś „konsensus”. W tym wypadku konsensus daje władza,… Czytaj więcej »
Owszem, na prywatnym terenie każdy sobie może wymagać dowolnych restrykcji, z tym, że pomysł prywatyzowania przestrzeni publicznej uważam za chory. I w tejże przestrzeni publicznej narzucanie czyichś pomysłów jest totalitaryzmem. Konsensus nie ma nic wspólnego z narzucaniem czegokolwiek przez władzę. Wręcz przeciwnie.
Paradowanie nago w przestrzeni publicznej jest również narzucaniem swojego pomysłu na relacje społeczne (bo to też jest jakaś manifestacja). Podobnie jak wieszanie krzyża jest „narzucaniem” i podobnie jak zakaz wieszania krzyża jest „narzucaniem”. Dla jednego to, a dla drugiego to.
Nie wyjdzie Pan z tej ślepej uliczki.
Swoją drogą dlatego „państwo neutralne światopoglądowo” to kwadratowe koło.
Nie, to jak kto siebie ubiera, nie jest żadnym narzucaniem. Narzucaniem jest dyktowanie komuś jak ma, lub nie ma się ubierać. Symbol to coś zupełnie innego niż ubiór. To abstrakt wyrażający jakąś ideę, stąd ocena jego obecności zależy od miejsca. W przestrzeni należącej do osób identyfikujących się z takim symbolem jego zawieszanie nie jest narzucaniem, za to zakaz byłby narzucaniem. W przestrzeni publicznej, gdzie nie tylko nie wszyscy się z nim identyfikują, ale część identyfikuje z innymi, niejako konkurencyjnymi, sytuacja wygląda inaczej. Mamy dwie opcje, albo wieszamy wszystkie, ale to dosłownie wszystkie, albo nie wieszamy żadnego. Sytuacja gdy wywieszane są… Czytaj więcej »
> A państwo neutralne światopoglądowo nie jest żadnym kwadratowym kołem
Jest.
Chyba że przyjmiemy model amerykański: stuprocentowo wolny rynek jeśli chodzi o możliwość wyznawania dowolnej wiary, przy całkowitym rozdziale państwa od kościoła (a właściwie to kościołów).
Plus jednak możliwość kierowania się zasadami wynikającymi z wiary w życiu codziennym (w tym także publicznym).
Moim zdaniem to schemat znacznie lepszy niż jakieś zwulgaryzowane, 21-wieczne cuius religio, eius regio.
A i jeszcze jedno, w czasach gentlemanow nie był tego całego, pożal się Boże równouprawnienia, w tamtych czasach kobiety miały przywileje a nie równe prawa.
Panie Łukaszu, na wstępie pragnę przeprosić za poruszanie wątku nie związanego z niniejszym artykułem. Ostatnimi czasy, można się spotkać z tzw. „modą na język angielski”. Niekiedy, ta właśnie tzw. „moda”, daje o sobie znać w takich sytuacjach, jak – translacja własnego imienia na odpowiednik angielski. Czy dżentelmen może sobie na to pozwolić? W jaki sposób powinien się zachowywać podczas dłuższego pobytu za granicą? W pytaniu chodzi tutaj, czy wypada dżentelmenowi używać Chris, zamiast Krzysztof, Greg, zamiast Grzegorz. W celu ułatwienia życia, przykładowo Anglikom. W drugiej części, chciałbym poznać Pana zdanie na temat tego, czy występują jakiekolwiek różnice u dżentelmena z… Czytaj więcej »
Imiona to nie tylko zbiór dzwięków. Każde imię ma swoje znaczenie. Dlatego dopasowanie brzmienia imienia do języka lokalnego jest jak najbardziej dobre. Proszę zwrócić uwagę, że przykładowo na Polski także „tłumaczy się: imiona: Jerzy Waszyngton, Papież Franiszek czy krolowa Elżbieta. Niestety to zanika i może się jeszcze obudzimy w czasach gdzie do Warszawy jedzie się przez Romę i Wienę.
Kontrowersyjny artykuł z racji tego, że wymienione tutaj zachowania do „frajerskich” nie należą, dlatego nie wiem, co mam przez to rozumieć. Zachowanie na skrzyżowanie które, Łukaszu, opisałeś, są coraz częściej potępiane przez innych kierowców względem tego, który zablokował skrzyżowanie czy też jakiś wyjazd. Co do bagaży na siedzeniach – tutaj problem zwykle nie tkwi w samych bagażach, tylko tego, że ludzie wstydzą się poprosić o zestawienie torby bo chcieliby usiąść. Ale nie ulega wątpliwości, że część osób pozujących na dżentelmenów to zwykli frajerzy. Często swoją nieśmiałość, brak zdecydowania i stalowych nerwów określają jako „bycie dżentelmenem”, a proszę wybaczyć, konsekwencje wynikające… Czytaj więcej »
Na stronie: http://minegift.pl/060zvsb/4
możemy odebrać konta premiium z giftcode czy jakoś tak,
nie gram w minecrafta ale znalazłam takie coś, myśle
że wielu osobą grającym w ową gierkę napewno się przyda :).
Dzisiejsza sytuacja. Jak ten „frajer” stoję na przejściu dla pieszych. Razem ze mną stoją inni „frajerzy”. Czekamy, aż któryś z kierowców łaskawie się zatrzyma i przepuści. Co kierowcy na to? Nic, po co przepuszczać! Co tam jakieś przepisy! Zwłaszcza tam gdzie nie ma sygnalizacji świetlnej. Kierowcy więc mknęli. Jeden za drugim. Nie zważając. I oto pojawił się „frajer w samochodzie”, który się zatrzymał. Lekko zaskoczona ukłoniłam się i wkroczyłam na pasy, lecz po chwili podskoczyłam, bo stojący za „frajerem w samochodzie” kierowca tira zaczął trąbić…-_- Co w takiej sytuacji zrobić?
Kiedyś jechałem samochodem jako pasażer z siostrą mojego kolegi i samym kolegą (siostra prowadziła). Przed nami zatrzymał się samochód, aby przepuścić pieszych. Siostra na to wykrzyknęła „Co to k****?! Dzień dobroci?!”. Kierowca tira miał chyba podobną mentalność.
Kierowca tira mógł mieć problem z wyhamowaniem i dlatego trąbił, to jest jednak wielka masa.
gdyby jechał 50km/h to by wyhamował bez problemu. penie widział z daleka (a raczej: z wysoka), że ludzie chcą przejść więc mógł wziąć pod uwagę, że ten z przodu „frajer” się zatrzyma.
Panie i Panowie, jeśli mogę… Sądzę że kluczem w temacie jest życie w zgodzie ze swoim sumieniem. Gdy będąc zwyczajnie uprzejmym, uznamy siebie za „frajera” to już przegraliśmy tę moralną rozgrywkę w naszym umyśle. Prawda, nikt nie lubi być naciąganym, oszukanym, wykpionym z własnych praw. Jednakże świadome podtrzymywanie zasad dobrego współżycia nie może być przez nas uznawane za okazanie słabości. Jeśli już musimy uznać się za pokonanego, to tylko wówczas, gdy ktoś nabrał nas, wykorzystując moment nieuwagi a myśmy zachowali bierność, podczas gdy sumienie kazało nam krzyczeć o niesprawiedliwości i zawalczyć o swoje. Przy czym świadome zarzucenie groteskowej walki w… Czytaj więcej »
Z tym równouprawnieniem to Pan przesadził. W klasycznej elegancji mężczyzna jest zapięty pod szyję, a kobieta świeci dekoltem. O żadnym „równouprawnieniu” to być mowy nie może. Chyba, że mówimy o miejscu pracy. To zakażmy kobietom chodzenia w spódnicach i dekoltach w imię korporacyjnego kodu. Pytanie, czy „wyzwolone” to zniosą?
To bardzo trafna uwaga, ale nie pociągnął Pan jej do kwestii rozbierania się. Dowodzi to tylko tego, że żyjemy w pewnym rozdwojeniu jaźni, gdzie, jako mężczyźni, lubimy oglądać kobiece kształty, ale nie do końca. Gdzie nie chcemy prezentować męskich ciał, ale to one mogą się negliżować.
Ciekawy punkt wyjścia do dalszej dyskusji.
Witam. W zupełności zgadzam się z autorem powyższego artykułu. Muszę przyznać, że osobiście jestem dumny ze swojego frajersta. Nigdy w swoim życiu nie ściągałem na testach i egzaminach. Nie dlatego że jakoś specjalnie łatwo przychodzi mi nauka, wręcz przeciwnie, mam właśnie dwie poprawki na uczelni. Wolę jednak mieć świadomość, iż nawet najsłabszą trójkę wypracowałem uczciwie.
Świetne podejście! Warte naśladowania.
Kultura dobra rzecz ale bezmyślny ostracyzm i pochopne ocenianie innych już dobre nie jest a można nawet uznać że jest kultury brakiem. Są sytuacje gdzie młody chłopak ma stokroć słuszniejsze powody żeby siedzieć w tramwaju niż rozwydrzona starsza pani. A czasem na drodze ktoś ma prawdziwe i poważne powody do pośpiechu. Proponuje świecić przykładem ale sumieniom innych pozostawić ocenę kiedy jak wolno i jak wypada się zachować. Komunikacją nie jeżdżę ale prowadząc auto, mimo że skrajnego chamstwa unikam zawsze, to pośpiech a więc i uprzejmości dostosowuje do okoliczności. Zresztą nawet w kategorii bycia dżentelmenem : Co jest bardziej niepasujące do… Czytaj więcej »
Do wizerunku dżentelmena najbardziej pasuje dobre planowanie czasu i łagodzenie negatywnych następst potknięć na tym polu. Jeśli się chce, to można.
Pana tłumaczeniem można by usprawiedliwić każde chamstwo. Proszę tylko zauważyć, że ja tu nie oceniam poszczególnych zachowań. Odwołuję się tylko do wyobraźni czytelników i staram się nakłonić do rozważnego reagowania. Dla mnie ważniejsze jest to, jak ja się zachowam, niż ktoś na mojej drodze.
Dzięki! Bardzo mi ten wpis pomógł zmagam się z tym każdego dnia. 🙂
W moim mieście sporo samochodów zatrzymuje się na pasach centymetry przed pieszymi, bo każdy chce przejechać, albo zdarzają się postoje na torach tramwajowych, przez co maszyniści wpadają w furię. A no, człowiek to istota wyobcowana, która traktuje innych ludzi jako kogoś spoza swojej wspólnoty, więc dba o swój interes jako zwierzęta walczące o terytoria i miejsce do łowów.
Genialny tekst! Nic więcej nie trzeba dodawać. Brawo panie Łukaszu.
Dziękuję!