Zasady gentlemana niekiedy wiążą się z poważnymi wyrzeczeniami. Zdarza się bowiem, że złamanie jednej z nich mogłoby nas szybko doprowadzić do jakiegoś celu lub nieoczekiwanej korzyści. Dla sporej części społeczeństwa rezygnacja z takiej „okazji” równa się byciu „frajerem”. Czas zadać sobie pytanie: czy chcesz być frajerem?

Co znaczy być frajerem?

Frajer – pot. osoba dająca się łatwo nabrać, naiwna; osoba nadmiernie wierna normom moralnym, które przez innych nie są przestrzegane – źr. wiktionary.org.

Po co te wyrzeczenia?

Każdemu z nas może przyjść do głowy mnóstwo pomysłów, dzięki którym zyskamy cudzym kosztem. Wiele z nich będzie się wiązało z krzywdą innego człowieka albo grupy osób. Zysk to dobra rzecz, ale nie kiedy zyskuje tylko jednostka, podczas gdy pozostali tracą. Żeby się przed tym bronić wytworzyliśmy sobie prawo, którego przestrzeganie ma nas uchronić od chaosu.

Przepisy prawa nie regulują jednak sporej części naszych relacji. Te natomiast są określane przez mniej uchwytną, ale powszechnie znaną kulturę. Zasady dobrego wychowania ograniczają nas w wielu aspektach życia międzyludzkiego, lecz to dzięki nim żyje nam się po prostu milej. Problem polega na tym, że te zasady są często bojkotowane i brakuje instytucji, która mogłaby nadzorować ich przestrzeganie.

Kultura na drodze

W ostatnich miesiącach zdecydowanie dokładniej obserwuję kulturę jazdy polskich kierowców. Niestety tutaj doskonale widać tę walkę z dobrymi obyczajami, a czasem nawet z drobnymi ograniczeniami stawianymi przez prawo.

Zgodnie z moimi (i nie tylko moimi – art. 49 u.p.r.d., ust. 1, pkt. 1) zasadami, przed wjechaniem na skrzyżowanie staram się sprawdzić czy będę w stanie przez nie przejechać. Jest jedno takie, na którym zawsze pozostawiam pole do przejechania w innych kierunkach i miejsce dla pieszych. Jednak wielu kierowców wpycha się w tę przestrzeń, żeby uniknąć czekania w korku. Tym manewrem blokują przejazd w poprzek skrzyżowania, tarasują przejście dla pieszych i w efekcie utrudniają mi przejechanie na drugą stronę, gdy już coś tam się ruszy. W godzinach szczytu to standard.

 

Skrzyżowanie, na którym niektórzy kierowcy zastawiają przejazd.

Mniej więcej tak wygląda sytuacja na wspomnianym skrzyżowaniu.

W oczach tych ludzi ja jestem „frajerem”, a oni zwycięzcami, bo skorzystali z okazji. Nie musieli, jak inni „frajerzy” stać w kolejce, tylko od razu sięgnęli po swoje. A że komuś przy okazji uprzykrzyli życie? Mniejsza z tym! Zostawmy jednak ich, bo to mało ciekawy temat. Jakie natomiast mam ja wyjście z tej sytuacji? Mogę następnym razem oczywiście wjechać na te pasy, zablokować skrzyżowanie i nikogo nie wpuścić. Mogę też zostać przy swoim i każdorazowo czekać nieco dłużej.

Stopniowe obniżanie poprzeczki

Podobne sytuacje mogą mieć miejsce podczas stania w kolejkach, parkowania (miejsca dla osób z niepełnosprawnością), jazdy komunikacją miejską (nie zwalnianie miejsc siedzących dla bardziej potrzebujących), podróżowania pociągiem (zajmowanie miejsc bagażami), jazdy na suwak itd. Niekiedy te drobne przewiny są nawet zabronione prawem, ale trudno to egzekwować. Przede wszystkim są uprzykrzające życie.

Często wówczas przychodzi do głowy myśl, że musimy walczyć o swoje, nie dać się. I oczywiście powinniśmy. Powinniśmy zwracać uwagę nastolatkom siedzącym w tramwaju obok stojącej staruszki. Powinniśmy wypraszać wpychających się w kolejkę. Ale powinniśmy przede wszystkim powstrzymać się od obniżania własnej poprzeczki, myśli: „skoro on tak może, to ja też”, „skoro wszyscy tak robią, ja też będę. W końcu nie chcę być frajerem”. Bo de facto, zgodnie z definicją tego słowa, stojąc w kolejce gdy inni się wpychają lub stojąc w tramwaju gdy inni siedzą, jesteś „frajerem”. Pytanie czy Ci to przeszkadza?

Świetnie tę sytuację ilustruje jeden z demotywatorów:

plmniki

Okazja czyni gwałciciela

Jest jeszcze gorsza konsekwencja myślenia kategoriami bycia i nie bycia „frajerem”. Chodzi o przekonanie wielu facetów (raczej niedojrzałych psychicznie chłopców), że w kontaktach z kobietami również nadarzają się „okazje” i trzeba je wykorzystywać. Dla wielu z nich taką „okazją” jest pijana, nie do końca panująca nad sobą kobieta. Przyjęło się niestety w naszej kulturze, że prawdziwy mężczyzna to zdobywca kobiet. Połączenie tych dwóch elementów łatwo może doprowadzić do oskarżenia o gwałt.

Równanie do dołu

Dzielenie ludzi na frajerów i ludzi osiągających korzyści prowadzi nas nie tylko do łamania prawa i uprzykrzania innym życia. Efekt jest taki, że postrzegamy normy regulujące nasze relacje jako przeszkody, które trzeba zdeptać. Dlatego, gdy widzimy, że komuś uchodzi na sucho coś, co dla nas jest zabronione, pytamy dlaczego nam tego nie wolno? Nie staramy się za to o doprowadzenie do porządku tych pierwszych.

Ostatnio trafiłem na ruch wyzwolenia damskich sutków (Free The Nipple). I muszę się zgodzić z jego organizatorkami, że w dobie równouprawnienia nie jest sprawiedliwe, że mężczyźni mogą chodzić bez koszulek, a kobiety nie. Niemniej ja się zastanawiam z jakiej racji ci faceci mają chodzić po mieście świecąc swoimi klatami? Nie pytam natomiast komu jeszcze rozdać ten przywilej. W końcu jakieś granice musimy sobie stawiać, bo czyż zupełnie naturalne i w pełni ludzkie nie są nasze pupy? Dlaczego nie mielibyśmy ich publicznie obnażać? To samo dotyczy seksu. Przy obecnym trendzie równania do dołu możemy się spodziewać niemal wszystkiego. A jednak mam nadzieję, że nasze wyczucie i magiczny dobry smak, gdzieś nas zatrzyma i pozostawi coś dla sfery prywatnej. Przy czym faktycznie granica powinna być równa dla mężczyzn i kobiet.

Droga na skróty jest zawsze kusząca.

Droga na skróty jest zawsze kusząca.

To się dzieje wszędzie

Równanie do dołu i obniżanie poprzeczki dotyczy wszystkich sfer naszego życia. Od rozmowy przez telefon, po wielką politykę. Od pożyczki zaciągniętej u babci, po gospodarkę państwa. Nikt nie chce być „frajerem”, a okazje kuszą każdego. Chcielibyśmy to zmienić, ale zazwyczaj czujemy, że mamy na to niewielki wpływ. Niemniej to nasze codzienne wybory i nasz do nich stosunek to najlepsza forma „dawania innym szkoły”.

Zastanów się najpierw jakie wartości wyznajesz, a później oceń ile tracisz nie korzystając z „okazji”. Pamiętaj tylko, że zyskać lub stracić można zarówno materialnie, chwilowo jak i w dłuższej perspektywie czasu, raczej nieuchwytnie. Jestem przekonany, że bilans wyjdzie na korzyść rozsądnie wybranych ideałów. W gruncie rzeczy bowiem jest to wybór między byciem „frajerem” a „palantem”. Ja mimo wszystko wolę to pierwsze.

A Ty, wolisz być „frajerem”?