Choć rozwój osobisty potrafi przynieść sporo satysfakcji, praca nad sobą wcale nie należy do łatwych. Problem polega na tym, że często po krótkim czasie od zabrania się za jakąś kwestię, zapał opada i porzucamy obraną drogę. Najważniejsze w pracy nad sobą jest zatem umiejętne podtrzymywanie tego zapału.
Porażki dotykają każdego
Ten artykuł będzie nieco inny od poprzednich poradników dotyczących własnego rozwoju. To dlatego, że zdradzę Wam coś, czym wolałem się wcześniej nie dzielić: często ponoszę porażki w pracy nad sobą.
Tak, często ponoszę porażki w pracy nad sobą, gdyż zwyczajnie brakuje mi samozaparcia.
W zeszłym roku postanowiłem sobie, że wezmę się za swoje zdrowie i kondycję i zacznę codziennie ćwiczyć w domu. Efekty mnie zachwyciły! Po niecałych dwóch miesiącach odzyskałem sprawność z okresu początku studiów (a minęło już dziesięć lat!). Sylwetka zaczęła mi się poprawiać, przestałem narzekać na bóle w stawach i ogólnie poprawiło mi się samopoczucie. Jednak przyszło kilka dni w chorobie, jakiś nadmiar pracy, ogólne zmęczenie i tak po niecałych trzech miesiącach postanowienie i ćwiczenia poszły w zapomnienie.
Następnie bliżej lata postanowiłem wstawać o godzinie 6.00, przed całą rodziną, żeby zaczynać dzień wcześniej. Skrócony sen miałem „odrabiać” dzięki krótkiej drzemce w ciągu dnia. Wstawanie wcześnie rano to wspaniała sprawa! Niewiarygodne ile czasu się zyskuje wychodząc z łóżka już o godzinę wcześniej niż zwykle. Jednak pojawiły się trudności z zaśnięciem na drzemkę, znów zmęczenie, odsypianie i kolejna porażka.
To samo spotkało pomysł z prowadzeniem dziennika. Chciałem pracować nad własnym charakterem pisma i przy okazji spisywać luźne myśli. Po dłuższym czasie musiałoby wyjść z tego coś ciekawego, a na pewno takie pisanie pozwala układać sobie w głowie własne przemyślenia. Tutaj przeszedłem samego siebie rezygnując bodaj już po dwóch tygodniach. Choć i to bardzo polubiłem.
Nie same porażki mnie spotkały
W całym życiu tego typu porażek można by pewnie liczyć na tuziny, a najbardziej boli, że wszystkie te rzeczy sprawiały mi niekłamaną satysfakcję. Dlatego zacząłem nieco energii poświęcać na pracowanie nad motywacją i wytrwaniu w postanowieniu, odkładając samą istotę postanowienia na dalszy plan. Jak bowiem można cokolwiek zmienić w swoim życiu, jeśli jest się w stanie wytrwać w postanowieniu maksymalnie dwa-trzy miesiące?
Gdybym się nad tym nie zastanowił, powiedziałbym, że zwyczajnie mam słomiany zapał i taki już jestem. Mógłbym wówczas załamać ręce i pozostać nijaki. Ale przecież coś w życiu udało mi się jednak osiągnąć. Jak to się stało, że od czterech lat prowadzę regularnie bloga? Jak udało mi się zmienić styl ubierania się, mówienia i pisania? Jak wytrwałem przy pracy nad relacjami z ludźmi, rozwijaniu empatii i opanowania? …
Punktem wyjścia dla poprawy sytuacji stało się dla mnie przeanalizowanie dotychczasowych sukcesów, porównanie do porażek i odpowiedź na pytanie „co poszło nie tak?”.
Co poszło nie tak?
Ostatecznie doszedłem do wniosku, że są czynniki, które niemal zawsze towarzyszą moim sukcesom w pracy nad sobą:
Wiara w sens działania – Jeszcze przed podjęciem działań muszę dobrze wiedzieć po co to robię. Natomiast na dłuższym dystansie przydają się sygnały z zewnątrz i własne „powroty do korzeni”, dzięki którym przypomnę sobie ten pierwotny sens.
Nagroda – To pewnie zabrzmi bardzo egocentrycznie, ale pochwały od osób bliskich i ogólne zwracanie uwagi na zmianę upewnia mnie, że moja praca daje efekty. Najgorzej jest myśleć, że się nie robi postępów.
Rywalizacja – Uwielbiam rywalizację! To mnie bardzo motywuje i dodaje do pracy nad sobą element gry. Tutaj nawet druga strona nie musi wiedzieć o moim istnieniu. Ważne, że wiem co ona osiągnęła i staram się osiągnąć to samo.
Przy porażkach musiało tych czynników po prostu zabraknąć.
Jak się motywuję
Dzięki tym analizom wiem dobrze kiedy praca nad sobą będzie dla mnie bardziej lub mniej wymagająca. Szlifowanie swojego stylu, czy to doboru ubrań czy dbania o włosy i zarost, należy do tych prostszych, bo ludzie szybko widzą różnicę i tym samym zachęcają do czynienia postępów. Natomiast pisanie dziennika, który jest ukryty dla innych oczu, to zadanie wymagające sporego samozaparcia. Możliwość upublicznienia wyników moich starań i szukanie pozytywnych ocen albo chociaż konstruktywnej korekty, to dla mnie jedna z podstawowych metod motywacji.
Pisząc bloga mam o tyle łatwiej, że każdy z elementów pracy nad sobą mógłbym opisać, porozmawiać z Wami o tym, otrzymać dawkę motywacji i pracować dalej. Niestety nie zawsze blog zdąży tak zadziałać, gdyż bywa, że nie dotrwam nawet do momentu, w którym jest o czym pisać.
Świetnie działa wyszukiwanie sobie osób, które osiągnęły już mój cel. Najlepiej jeśli są to ludzie żyjący, niedługo po osiągnięciu tego sukcesu. Nieco trudniej jest się motywować osiągnięciami osób z przeszłości, gdyż łatwo sobie znaleźć wymówkę, że oni mieli jakoś łatwiej albo byli po prostu lepsi. Najbardziej motywująco działa na mnie wzorowanie się na ludziach mniej więcej w moim wieku, którzy niedawno osiągnęli o wiele więcej niż sam bym chciał.
Powyższe to jednak za mało i wciąż wpadam na mielizny, dlatego dzisiaj nie chcę Wam oferować gotowych, pełnych rozwiązań, tylko wyjątkowo proszę o nie Was samych.
Jak motywujesz się do pracy nad sobą?
Może nie każdy systematycznie zastanawia się nad całym procesem motywacji i pracy, ale większość z nas coś już osiągnęła w tej dziedzinie. Proszę Was zatem o Wasze rady. Co sprawiło, że daliście radę, że dotrwaliście do końca i zrealizowaliście swój cel? Napiszcie o tym w komentarzu.
Ja sam bardzo chętnie skorzystam z Waszych doświadczeń, bo na ten rok mam ambitne plany, ale obawiam się, że spotka je przykry los. Myślę też, że wielu czytelników chciałoby skorzystać z tych rad. Każdy niuans, który Wam pomaga, może pomóc też komuś innemu.
Będę więc serdecznie wdzięczny za wszelkie pomysły jak się motywować i wytrwać w postanowieniu.
Świetny wpis. Każdy odnotowuje porażki – podziwiam, że w postanowieniu ćwiczeń i tak długo wytrwałeś, ja ciągle mam z tym problem. Ostatnio w jednej książce przeczytałam bardzo mądrą rzecz: wiele osób rezygnuje z postanowienia, jeśli raz nawaliło. Bo „już i tak się mleko rozlało”. A nie o to chodzi – nawet jak odnosimy porażki czy przerwy – do walki powinniśmy wracać. To, że obiecałam sobie, że będę utrzymywać regularne i zdrowe pory posiłków, a wczoraj na kolację zeżarłam chipsy nie znaczy, że zawaliłam wszystko co osiągnęłam. To było wczoraj, dziś nie walczę od nowa, a kontynuuję drogę, uwzględniając, że zdarzyło… Czytaj więcej »
Zdaje się, że podobnie jest z nauką pływania. Jeśli zdarzy się tonięcie, to należy po uspokojeniu się wrócić do wody, bo inaczej może powstać lęk przed pływaniem i efekty całej nauki się cofną. W przypadku domowych prac nad sobą, to zazwyczaj jest tak, że choroba, nawał pracy czy nieprzespane noce wytrącają z rytmu. Powrót jest wówczas wyczynem.
Pozytywna motywacja, wizualizacja, wręcz autosugestia. Powtarzanie na głos, czego pragniemy i chwalenie siebie samego za sukcesy (oczywiście, w samotności). Warto też zastąpić stwierdzenie „muszę” stwierdzeniem „chcę”. Nie „muszę schudnąć”, a „chcę schudnąć, PONIEWAŻ….”. Niby prosty, a jednak bardzo ważny sposób pracy nad sobą, powiem nasz umysł broni się przed czymś narzuconym. Łatwiej nam przekonać samych siebie, że CHCEMY 🙂
edit: nie „powiem nasz umysł”, a – rzecz jasna – „BOWIEM nasz umysł”. Przepraszam za pomyłkę 🙂
To samo dotyczy stwierdzenia „nie mogę” – warto zdać sobie sprawdzę, że tak na prawdę nie „nie możemy”, a „nie chcemy” czegoś zrobić. Bardzo pomaga i skłania do refleksji.
Ciekawy zabieg! Faktycznie „muszę” aż się prosi o bunt.
Naprawdę, stosowałem to z dużym powodzeniem. Zawsze. Jeśli czegoś rzeczywiście CHCEMY – utwierdzajmy się w tym. O ileż inaczej podchodzimy do „chcę skończyć ten raport”, „chcę wcześniej wstać”, „chcę dziś pójść na siłownię” 😉
Można do tego dodać jeszcze Afirmację, która zwiększy pewność siebie.
Warto zaznaczyć, że nieumiejętna afirmacja może przynieść odwrotny skutek do zamierzonego.
Dodam do Pana wypowiedzi, że najlepiej na liście rzeczy do zrobienia (na jakiś dłuższy okres, a także w codziennym planie) użyć… czasu teraźniejszego! „g. 14:00 – robię zakupy” a po prostu „zrobić zakupy” – jest różnica, prawda?
Świetny wpis Panie Łukaszu. W życiu odnosimy sukcesy jak i porażki, ale tak na prawdę czy to nie porażki uczą nas jak się podnieść po upadku? Mam podobnie jak Pani VammpiV, mam w życiu motto które dodaje mi siły w trudnych chwilach, brzmi ono „dopóki walczysz jesteś zwycięzcą”, zawsze jest gdzieś z tyłu głowy i przypomina mi żebym się nie poddawał.
Ponad 2 miesiące temu postawiłem sobie za cel biegać conajmniej 4 razy w tygodniu z samego rana, zaraz po wstaniu z łóżka. Nieraz widząc deszcz za oknem, jednym ruchem ręki wciskałem przycisk drzemki na telefonie. Do chwili, aż nie zobaczyłem, bardzo krótkiego, ale jakże prawdziwego filmiku motywacyjnego na youtube – https://www.youtube.com/watch?v=O2MMqTRYhGo ,który udostępnił na swoim profilu facebookowym Henryk Szost – nasz olimpijski maratończyk.
Pierwsza rzeczą jaką zrobiłem to ustawiłem sobie ten filmik jako poranny budzik. Teraz nie mam czelności ucinać sobie drzemki po przebudzeniu, bo droga którą wybrałem jest drogą przekory przede wszystkim w stosunku do siebie.
Świetny film i świetna motywacja!
A ja pozwolę sobie wkleić filmik z nieco innego poletka. Zdaję sobie sprawę, że opinia wielu o Arnie’m nie jest zbyt pochlebna. Tymczasem, osiągnął niezwykle wiele. A sam filmik nie mówi jedynie o kulturystyce. Ogromnie i szczerze polecam https://www.youtube.com/watch?v=WDhAJS57yVk
Wow, świetne. I mam nadzieję, że moja obecna motywacyjna sytuacja nie skończy się na tym komentarzu…
Ja zawsze robię listę swoich celów. Wtedy nie są już abstrakcją, tylko namacalną rzeczą. Pod koniec każdego miesiąca sprawdzam ile rzeczy wykonałem a ilu nie. Jaki jest wynik. Średnio 80%-100% wykonanych. Większość ludzi sukcesu robiło listy. Polecam również książkę Brayana Tracyego „Zjedz tę żabę” Jest ona o motywowaniu siebie i organizacji czasu. Polecam też jakiś sport, dzięki któremu wyjdzie się do ludzi. Ja trenuje Fechtunek w stylu klasycznym i nic tak pozytywnie nie nastawia do życia jak solidne 2h treningu i zwyczajne pogadanie sobie z ludźmi, którzy mają takie same zainteresowania. Pozdrawiam.
Dokładnie! Listy, to jest podstawa, już po krótkim „treningu” osiąga się około 70% zrealizowanych postanowień.
Sport – również coś pięknego. O dziwo po morderczym treningu najczęściej… chce się żyć! No i można spotkać ludzi z tą samą pasją 🙂
Potwierdzam, również trenuję fechtunek w bractwie rycerskim. To daje dużo sił na cały tydzień 🙂
13 lat temu założyłem pierwsze w Polsce bractwo rekonstrukcji japońskiej – Klan Tygrysa, istniejące do dziś (rok temu, z przyczyn osobistych, opuściłem jego szeregi). Ćwicząc wiele lat sztuki walki z bronią i bez – również szczerze polecam. To przede wszystkim szkoła charakteru, walka z własnymi słabościami i lenistwem 🙂
No tak, z listami jeszcze nie próbowałem. Tym razem na pewno spróbuję!
Jak wyglądają przykładowe punkty? To coś w stylu „ćwiczyć fechtunek”, czy bardziej konkretnie „nauczyć się takiego a takiego manewru”?
Moja lista wygląda zazwyczaj mniej więcej tak. 1. Zrobię projekt z Prawa 2. Zaliczę ileś tam kolokwiów i wypisuję w podpunktach jakie. 3. Ćwiczę w dane dni. 4. Zrobię to. 5. Zrobię tamto. Generalnie na liście powinno się zapisać wszystko co mamy do zrobienia, a najlepiej pogrupować potem na najważniejsze rzeczy i te mniej ważne. Sposób jest mega skuteczny i pozwala lepiej realizować nasze cele. Robię również listę roczną, w której mam zapisane plany na wakacje. (Organizuje wyprawy rowerowe (kilka tygodni) i tanimi liniami lotniczymi w różne zakątki świata). To od osoby robiącej listę zależy, co będzie na niej zapisane.… Czytaj więcej »
Zapomniałem też dodać, że w motywacji pomaga też muzyka. Wiadomo, że każdy woli inną, ale jak dla mnie najlepszą muzyką motywacyjną są heavy/power metalowe hymny bitewne. Nastawiają bojowo i pozwalają na podniesienie się po porażce i kontynuowanie walki. Tutaj daje kilka przykładowych.
Manowar – Warriors of the World
https://www.youtube.com/watch?v=AJ0sW7KOFhU
Manowar – Call to Arms
https://www.youtube.com/watch?v=TOn-u4x6OBE
ManOwaR I Believe
https://www.youtube.com/watch?v=AVHdbhDj90s
Dobrym przykładem muzyki motywacyjnej jest też piosenka zespołu „Kabanos”
https://www.youtube.com/watch?v=YfvdnHK5hyk
Ja polecam też tą, ogromny plus za tekst
https://www.youtube.com/watch?v=Pl_69zVBLn8
Akurat za bitewnymi nie przepadam, ale uwielbiam gry fabularne (role playing). Zazwyczaj jestem mistrzem gry i mogę płynąć z moją kreatywnością. Niestety zazwyczaj czasu mi brakuje nawet na spotkanie, już nie wspominając o przygotowaniu scenariusza.
Zacny wpis, ten naprawdę nadaje się do „Polecanych wpisów” bardzo motywujący. Do analizowania siebie.
Fakt, powinienem już zaktualizować listę polecanych.
Nie wiem, czemu tak jakoś przypomniało mi się zasłyszane niegdyś zdanie
„Jaka jest wspólna wada wszelkiej maści podręczników o efektywnym zarządzaniu czasem? – No cóż, nie ma kiedy ich przeczytać” 🙂 Faktem jest, że warto poświęcić kilka chwil na UZMYSŁOWIENIE sobie czego chcemy, wymyśleniu JAK chcemy tego dokonać. Pomaga też podzielenie sobie całości na cele cząstkowe – pomaga to zachować swoistą systematyczność i w każdej chwili wiemy nie tylko JAKIE są etapy naszych działań, ale też DLACZEGO tak a nie inaczej. Polecam również ten sposób 🙂
Pewnie warto do tego dołożyć jeszcze dobrą świadomość ilości wolnego czasu. Łatwo sobie coś założyć, ale nie przemyśleć kiedy będzie się miało na to czas. Potem można się tylko irytować, że nie wychodzi.
Warto wdrożyć w swoim codziennym życiu czas na rozrywkę bez poczucia winy i stosować ją w ramach nagrody za dobrze wykonaną pracę lub czynności, którą chcemy wykonywać. Metoda nagradzania samego siebie, jeśli jest zgodna z naszym przekonaniem tzn. nie obwiniamy się za to, że robimy coś mało wartościowego jest bardzo skuteczna. Ponadto należy zwrócić uwagę na nasz dialog wewnętrzny, czy czasem się nie zmuszamy do wykonania czynności. Słowo „muszę” lub „powinienem” warto zastąpić słowem „wybieram” lub „chcę”. Często porzucanie czynności wiążę się też z naszą kiepską organizacją. Warto zapisywać sobie wyznaczone cele i je podsumowywać. Jeśli nasze postanowienia są mało… Czytaj więcej »
Dokładnie. Pewnie większość z nas zna takie dni, kiedy nie pracowaliśmy rzetelnie, nagromadziliśmy zaległości i wieczorne oglądanie filmu powoduje już silne wyrzuty sumienia. Nigdy tego nie ma po uczciwie wykorzystanym dniu.
Samorozwój – sztuka niesamowicie trudna. Oczywiście dlatego, że trzeba pracować nad sobą, często wewnętrznie, a to bywa bardzo skomplikowane. Zmiany trzeba zaplanować i sumiennie pracować nad realizacją planu. Jeśli się potkniesz – np. nie uda Ci się danego dnia np. poćwiczyć – to musisz jak najszybciej się podnieść – w tym przypadku przesunąć plan treningowy o jeden dzień (tu polecam darmowy Tom’s Planner – korzystają z niego nawet Microsoft i NASA). Właśnie, planowanie. Planowanie to podstawa, bo jak wiemy, samorozwój jest procesem złożonym, więc nie obędzie się bez dobrego scenariusza. Pomagać sobie można na wiele sposobów. Poniżej krótka lista. –… Czytaj więcej »
Ups 😀 moje udawane „znaczniki HTML” (to w nawiasach trójkątnych) zrobiły się prawdziwymi. Ja nie wstawiałem żadnych znaków równości ani cudzysłowów w ostatnim akapicie 🙂
„Jeśli jest piąta nad ranem, święta, wszyscy śpią, ale wiesz, że musisz
iść na trening. Nie problem, bo przecież robiłaś/eś to już nie raz?
Fajnie się tak o 5:00 wybiega na trasę, gdy świeci słonko i śpiewają
ptaszki, prawda? Oj. Zapomniałem. Leje deszcz, jest około 0 stopni
Celsjusza, wieje niemiłosiernie, czujesz, że masz od otworzenia
(otwarcia?) powiek najgorszy dzień w roku. Nie, nie przestanie padać :P”
Świetny tekst! Zarazem rozbawił mnie, pokazał dokładnie moje doświadczenia i zmotywował. Dzięki!
Pana tekst również mi się podoba!
Dziękuję za słowa uznania 🙂
Witam serdecznie, Kiedy przeczytałem ten blogowy wpis, od razu przyszedł mi do głowy pewien ważny wykład jaki miałem okazję wysłuchać na bardzo znanej platformie. Domyślam się, że chodzi raczej o nasze osobiste rady i przeżycia, niemniej jednak warto posłuchać kogoś kompetentnego (przez kompetencję rozumiem tutaj profesjonalną, wręcz zawodową kompetencję radzenia sobie z porażkami). Nie chcę robić reklamy dlatego kiedy autor bloga wyrazi zgodę na umieszczenie linku do wykładu (właśnie o porażkach), to tak też uczynię. Jeżeli chodzi o moje doświadczenia z porażkami, to chyba „wina” mojego charakteru, że nigdy się nie poddaję, a już kiedy odniosłem porażkę czuję się jeszcze… Czytaj więcej »
Ależ proszę! Czekamy na link.
Łukaszu, kolejny bardzo dobry tekst dotyczący pracy. Jeżeli chodzi o mnie, to podzielam opinię, że ambitne plany swoją drogą, a ostateczny wynik swoją. Wydaje mi się, że silna wola jest istotna. Ja sam w tym roku mam kilka, nazwijmy to, projektów do zrealizowania. Wiem już dzisiaj, że bez pracy nad poprawieniem własnej woli nie osiągnę nic. Od tego zacząłem ten rok. Oczywiście, spisywanie zadań do wykonania, odhaczanie ich po realizacji i tym podobne działania są pomocne, ale tak jak wspomniałem… musimy chcieć coś zrobić, osiągnąć czy też ukończyć. Mam pytanie dt. dziennika: Czy zapisywałem regularnie, tzn. codziennie, czy tylko gdy… Czytaj więcej »
Codziennie, zaczynając z brakiem myśli do zapisania. Po prostu pisałem odpowiadając na pytanie „dlaczego piszę?”. Początkowym założeniem była przynajmniej jedna strona. Już po kilku dniach zapisywałem dwie i nie miałem najmniejszego problemu z rozpoczęciem. Szlifowanie charakteru pisma było bowiem nadrzędnym celem, więc pisanie banałów mi nie przeszkadzało.
“Aby zmienić się, musimy spełnić trzy warunki. Po pierwsze musimy na głos wyrazić naszą decyzję co do zmiany tak by intencja nas słyszała. Po drugie musimy zaangażować naszą świadomość przez dłuższy okres czasu. Nie możemy czegoś rozpocząć i wkrótce zaniechać tylko z tego powodu ze czujemy się zniechęceni. Po trzecie musimy spostrzegać wynik naszych działań z poczuciem zupełnego nie przywiązania. Oznacza to, że nie możemy uwikłać się w myślenie w kategoriach sukcesu i porażki”. Taisha Abelar. Magiczna Podróż
Może opowiem o pracy nad sobą, bo to co w nas siedzi najtrudniej jest zmienić. Rozpocząłem w wieku ok. 18 lat, kiedy zorientowałem się że jestem nieśmiałym, nieobytym towarzysko chłopcem, bojącym się wyzwań. Usłyszałem mądre zdanie, żeby KAŻDEGO DNIA ROBIĆ COŚ, CZEGO SIĘ BOJĘ. Zacząłem od regularnego zgłaszania się do tablicy i zagadywania do napotkanych osób. Na początku było ciężko. Wątpiłem w siebie. Szybko się poddawałem. Co jakiś czas nachodziło mnie pesymistyczne myślenie. Pomógł mi zaufany kumpel, samotne spacery podczas których rozmawiałem na głos sam ze sobą 😀 Potem weszło udzielanie korepetycji z matematyki przed maturą, przygotowanie referatu i publiczne… Czytaj więcej »
Świetna historia! Dzięki!
To jest niesamowite, że czasem wystarczy uznać, że jest się innym niż się sądziło dotąd i towarzysko można robić rzeczy, które zawsze się chciało robić, ale był strach. Pisałem o tym kiedyś w kontekście nauki asertywności, że dobrym początkiem jest „odegranie” osoby asertywnej i zorientowanie się, że to wcale nie jest aż takie trudne.
Wpis o którym piszesz, czyli o tym „Jak być asertywnym gentlemanem” jest obok tego o (nie)tłumaczeniu się i „byciu” frajerem” jednym z moich ulubionych i tych które najbardziej pamiętam 😉
Może to głupie ale czytając ten wpis przypomniał mi się jeden film animowany, mianowicie „Rodzinka Robinsonów”. Z całego filmu zapadło mi w pamięć jedno zdanie: Z porażek płynie nauka, z sukcesów nie za bardzo.
Nie do końca mogę się zgodzić. Sukcesy uczą osiągać kolejne sukcesy. Trzeba tylko utrzymać dyscyplinę i nie spocząć na laurach. Bez sukcesów trudno byłoby się w ogóle motywować. Same porażki uczyłyby nas, że jesteśmy przegranymi ludźmi.
Zgadzam się z Panem Łukaszem. Porażki jedna za drugą zdecydowanie nie motywują do działania. Zobrazuję to przykładem z czasów szkolnych. W pewnym momencie byłam święcie przekonana, że pierwsza ocena z jakiegoś przedmiotu od razu mi pokazuje jaki to będzie semestr. Bardzo się starałam, żeby to była dobra ocena. Gdy już ją miałam, zaczynało mi zależeć by tego „nie schrzanić”, więc robiłam wszystko by nie zepsuć ocen. Oczywiście bywało tak, że z jakiegoś przedmiotu mi nie szło. Słabe oceny wcale nie motywowały mnie do tego, żeby coś z tym stanem zrobić. „No bo po co?”, „przecież to bez sensu”.
Największe sukcesy osiągałem, gdy dzień w dzień powtarzałem sobie krótką sentencję: „jaki jest twój cel, twoim celem jest sukces”, dzięki temu zaliczyłem mój zdecydowanie najsłabszy semestr, ale także rozpocząłem chodzenie na sztuki walk, zacząłem prowadzić aktywny tryb życia i co najważniejsze, na wszystko miałem czas. Właśnie, moim zdaniem podstawowym przeciwnikiem do motywacji jest pośpiech. Jeśli mam w biegu zrobić projekt, pójść na siłownię czy na matę to od razu pojawia się myśl: nie rób tego, jak odpuścisz trening to zdążysz z nauką. A to napędza spiralę zatracenia. Banalny przykład z mojego życia, to gdy przestałem biegać (czy to na autobus,… Czytaj więcej »
Świetne podejście! Cieszę się, że miałem jakiś na nie wpływ. Sam też stosuję tę metodę, choć nie zawsze jest to łatwe w chaotycznym toku dnia, kiedy decydują inne osoby. Niemniej warto nie spieszyć się choćby dla własnego komfortu psychicznego.
Kiedys opracowalem system finansowego samo-nagradzania sie, tzn ze wszystkie pieniadze poza stalymi wydatkami byly niejako zamrozone i wykonywanie rzeczy z wlasnej listy must-do (chocby najmniejszych ktorych nie chcialo mi sie robic) odblokowywalo kolejne przynalezne im kwoty ktore moglem wydac jak tylko chcialem (wliczajac w to mozliwosc przepuszczenia ich na niepotrzebne lub bardzo niepotrzebne rzeczy 😉
Świetny element grywalizacji!
Działało?
Polecam książkę Anthony Robbins – „Obudź w sobie Olbrzyma”
Dużo na temat motywacji człowieka, który przeszedł historię od pucybuta do milionera.
Ja jakiś czas temu też miałem bardzo duże problemy z motywowaniem siebie samego do jakiś konkretnych działań i osiąganiu celów. Zmieniłem to poprzez stawianie małych celów, bardziej bliskich i realnych niż dalekosiężnych. Zrobiłem mały cel, to teraz większy, potem znowu większy i tak dalej. Przykład z własnego podwórka: trzy lata temu zacząłem trenować Krav Magę. Postawiłem sobie za cel umiejętność samoobrony, zwiększenie własnych możliwości fizycznych i psychicznych. Dodatkowo personalne treningi na siłowni z trenerem i dietetykiem (zmian diety by przybrać na wadze i nie być chuchrem) Nie powiem było bardzo ciężko. Np: na dworzu -15, zima, a wypadało by się… Czytaj więcej »
Właściwie oceniać swoje cechy. Nie przypisywać sobie wyjątkowych właściwości, o ile ich się nie posiada (chyba większość ludzi uważa się np. za najbardziej spostrzegawczych). Lepiej się przyznać przed sobą do niedoskonałości i próbować je poprawić, jeśli trzeba.
I ja polecę pewną lekturę. „Nowa psychologia sukcesu” autorstwa Carol Dweck dobrze pokazuje różnicę między rzeczywistym rozwojem umiejętności a tylko wykazywaniem się już posiadanymi.
Może czasami warto wytrwać w swoim postanowieniu najbliższe 24 godziny.
Rano wstać i znów skupić jest na 24 godzinach. Nie zastanawiać się jak długa jeszcze droga pozostała do celu. W moim przypadku to właśnie ta myśl jest demotywująca. Na samym starcie rezygnuję, gdyż nie widzę mety.
Ciekawa uwaga!
Polecam interesujący artykuł o podobnej tematyce. Dużo pomaga świadomość istnienia pewnych uniwersalnych mechanizmów: http://waitbutwhy.com/2013/11/how-to-beat-procrastination.html
Kiedyś byłem na szkoleniu z prezentacji samego siebie, ale poza głównym wątkiem wykładów było właśnie o motywowaniu samego siebie. Usłyszałem tam genialną radę. Jeśli chcesz coś osiągnąć to mów wszystkim dookoła do czego dążysz, co chcesz osiągnąć, a jeśli zależy Ci na dobrym zdaniu na Twój temat to osiągniesz swoje cele. W tamtym roku właśnie tak udało mi się ukończyć Tour de Pologne amatorów. Rozpowiadałem znajomym, rodzinie, kolegom z pracy o tym, że biorę udział w wyścigu. Tak się złożyło, że nie znalazłem czasu, żeby się przygotować fizycznie, a samo życie podkładało mi kłody pod nogi, więc były nawet myśli… Czytaj więcej »
Też z tego korzystam, choć to czasami boli, jak jednak daję plamę.
Dobrze jest wieczorem przemyśleć i podsumować miniony dzień, zapisać swoje sukcesy i przeanalizować błędy, a także na tej podstawie zaplanować kolejny dzień. Planując następny dzień w oparciu o szczere wnioski z aktualnego motywacja przychodzi mimowolnie („dziś całkiem ok, ale jutro to ja Wam pokażę!”). Kolejną bardzo ważną rzeczą (a raczej najważniejszą) jest walka z samym sobą. Kiedy tylko pojawią się w Twojej głowie myśli z gatunku: „nie chcę mi się”, „jutro to nadrobię”, „jak raz tego nie zrobię, to nic się nie stanie”, to nie daj się oszukać swojemu umysłowi. MUSISZ, po prostu MUSISZ się zaprzeć ze świadomością, że każde… Czytaj więcej »
Bardzo często ograniczeniami w osiąganiu celów i motywacji jesteśmy my sami. Dobrym ćwiczeniem po wyznaczeniu celu jest wizualizacja jego ukończenia. Ja dzięki takiemu ćwiczeniu zmotywowałem się m.in. do regularnego biegania, robię to tak, że jak przychodzi dzień kiedy mam zaplanowane bieganie to już od rana myślę o tym, że pod wieczór biegam (nastrajam się na to pozytywnie) i nie ma znaczenia jaka jest pogoda, gdy przychodzi czas biegania – ubieram się i wychodzę biegać 🙂 Jest to nawyk, który warto w sobie wyrobić moim zdaniem – daje super rezultaty 🙂
Żeby poprawić swoje życie w jakiejś sferze (tu na przykład szkoła i zdrowie) zawsze wybieram postanowienia, co do którego jestem pewien, że w nich wytrwam. Nie znoszę siedzieć nad książkami i się uczyć, ale bez problemu skupiam się maksymalnie na lekcji i lubię odrabiać pracę domową. Nie byłbym w stanie tak od razu zacząć ćwiczyć i biegać, ale rozciąganie się przed snem i po przebudzeniu już spoko. Po dodawaniu kolejnych małych, nieuciążliwych (nawet przyjemnych) postanowień zakres tolerancji się zwiększa i można dodawać kolejne i kolejne, które na samym początku drogi nie byłyby możliwe (jak ćwiczenia czy bieganie).
I właśnie to bardzo lubię w Pana blogu- nie zawsze odnosi się do sytuacji typowo męskich, ale pomaga w kształtowaniu własnego charakteru, niezależnie od płci, wieku czy statusu społecznego.
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za słowa uznania!
Niektórzy stawiają też przed sobą zbyt wysokie cele. W rezultacie mogą im nie podołać, bo ciężar wyzwania zbyt ich przygniótł a porażka utwierdziła w tym, że tylko ludzie o naprawdę hardym charakterze sobie poradzą. Ja np. wyznaczam sobie duży cel, do którego mam zamiar dojść małymi krokami. Np. regularnie uprawiać sport – znam siebie i wiem, że nie wytrwam w codziennych ćwiczeniach – po kilku dniach/tygodniach, zrezygnuję, bo coś mnie odciągnie, choroba, wyjazd itp. Postanowiłam więc w styczniu raz w tygodniu jeździć na łyżwach. Nieważne, co się będzie działo – ta godzina jest przeznaczona na sport. Jeśli wytrwał, w lutym… Czytaj więcej »
Może ja przytoczę pewną historię 😉 kiedyś ktoś powiedział mojej mamie, że „my” jej dzieci nigdy nie osiągniemy tego co jej (czyt. tej osoby) córki. byłem wtedy w gimnazjum i bardzo mocno zabolało mnie że ktoś taki jest w stanie wypowiedziec takie słowa, obiecałem sobie że pokaże tej osobie że nie tylko osiągne to co jej córki ale je przegonie. W gimnazjum uczyłem się zawzięcie, codziennie wstawałem o 5 by się pouczyć na zajęcia, przychodziłem ze szkoły i siadałem do nauki, liceum podobnie. Skonczyłem AWF, robiłem równoległe masazyste i fizjoterapie i nadal chce osiągnąć więcej gdyż chce zobaczyć jej mine… Czytaj więcej »
Podzielę się moim doświadczeniem. Od małego lubiłem jedzenie, bywa. W wieku 16 lat kiedy rozpocząłem naukę w liceum stanąłem przed lustrem i spojrzałem na siebie krytycznym okiem. Ważyłem wtedy 86kg przy wzroście 165. Pomyślałem sobie, że tak być nie może chłopak w młodym wieku nosi spodnie 36/28 (bardzo ciężki do znalezienia rozmiar). Okres liceum to też okres kiedy chłopak chce podobać się płci pięknej, a nie ukrywajmy, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Także zabrałem się do roboty. Zrobiłem listę posiłków i ćwiczeń i tak udało mi się po roku dojść do 62kg i 172cm. Za każdym razem kiedy pyta mnie… Czytaj więcej »
Imponujące! Gratuluję! Chyba najcenniejsze jest w tym to, że wie Pan do czego jest zdolny i przyszłe przeszkody będą już zawsze łatwiejsze do pokonania.
Świetny artykuł!
Polecam również książki Nikodema Marszałka: „Motywacja bez granic” oraz „Odrodzenie Feniksa” – czytałem je już wiele razy i naprawdę pomagają w kwestii samodoskonalenia się. Jednak, podobnie jak Pan Łukasz – czuję, że nie zawsze realizacja planów wychodzi tak, jak powinna. Motywacja to bardzo delikatna siła i trzeba o nią dbać każdego dnia. Dlatego powyższe książki polecam czytać przynajmniej raz w miesiącu. Pozdrawiam!
Nie wierzę w motywację. Jakaś tajemnicza wewnętrzna siła, która zmusza nas do robienia rzeczy, których robić w danej chwili nie mamy ochoty? Raz jest i ćwiczymy, uczymy się, pracujemy nad sobą… Innym razem jej nie ma i siedzimy przed komputerem, jemy ciastka czy oglądamy głupie seriale. Nie można na czymś tak niestałym zbudować niczego solidnego. Wierzę natomiast w rutynę. Nie ma niczego trwalszego niż rutyna, niż nawyk. Kiedyś postanowiłem, że będę używał nieistniejącego już niestety serwisu OhLife. Jego idea była prosta – codziennie wysyłał maila przypominającego o tym, by prowadzić dziennik. Wystarczyło na niego odpowiedzieć, by stworzyć wpis. Powiedziałem sobie,… Czytaj więcej »
„Kiedy ktoś mnie pyta, jak się motywuję do pisania dziennika, odpowiadam: „Wcale. To jest coś, co robię. To część mnie, tego kim jestem. Nie rozważam tego w kategoriach motywacji”.”
Ooo to ja tak mam z bieganiem 🙂 Motywacja do biegania jest mi mniej więcej tak potrzebna, jak motywacja do oddychania 😛 Nie myślę o tym, po prostu robię to, bo leży to w mojej naturze!
Niezywkle motywujace jest to kiedy slyszy sie od bliskich, ze cos sie nam na pewno nie uda, ze do czegos sie nie nadajemy. Czynnik osobistej dumy odgrywa duza role.
Niektórych to jednak dobija, więc lepiej nie stosować tej metody na innych.
Wiem, ze jest to niezwykle przykre i potrafi podlamac. Stwierdzam po prostu fakt, ze sa na przyklad rodzice, ktorzy wlasnie tak ,,motywuja” swoje dzieci.
1) Tak jak już wspomniałeś > wzorować się na osobach, które już ” to coś” osiągnęły.
2) Zawsze mam też osoby, od których chce być lepszy, chociaż nie zawsze można być lepszym ( w zależności jaki jest cel).
3) Robię listę, co chcę osiągnąć i jak …
4) Swój cel mam zobrazowany na tapecie w telefonie i laptopie aby zawsze pamiętać do czego dążę.
Często się używa te urządzenia i pierwsze co się widzi to tapetę, a to mnie zawsze utwierdza w przekonaniu, że chcę to osiągnąć i przypomina ” na każdym kroku”.
Panie Łukaszu, polecam wizualizację celu, wyobrażanie sobie uczuć (oczywiście tych pozytywnych), które będą nam towarzyszyły podczas podążania wybraną ścieżką, a finalnie podczas przekroczenia mety. Przykład: chce Pan ćwiczyć, uprawiać jakiś sport, proszę sobie wyobrazić nie tylko jak rozwinie się Pana sylwetka, ale jak poprawi się Pana samopoczucie, pewność siebie, gdy będzie Pan słyszał pochlebne komentarze. Przypomnieć sobie podobną pozytywną sytuację z niedalekiej przeszłości, co Pan wtedy usłyszał i jak Pan się poczuł. Pozdrawiam
Kiedyś, w szkole, nienawidziłem recytacji. Nienawidziłem jak niczego innego jej i jakichkolwiek publicznych występów. Miałem jednak polonistkę, która z podziwu godnym uporem wymuszała na mnie udział w kolejnych konkursach, albo szkolnych wydarzeniach z tym związanych. Bardzo nie chciałem, wypierałem się jak tylko się dało, ale w końcu zmuszałem się i decydowałem na udział. Jak się człowiek już zdecydował to przecież nie wypada pójść nieprzygotowanym, bez warsztatu, prawda? Zacząłem więc treningi. Ćwiczyłem głos, mówienie z przepony i wymyślałem nowe drogi interpretacji różnych utworów. Warto dodać, że nadal z niechęcią i pod przymusem. Jednak zdarzył się pierwszy występ, drugi, trzeci, piętnasty i… Czytaj więcej »
Najważniejsze jest, moim zdaniem, by zwolnić. Pamiętam, jak bardzo chciałem doskonalić się w pracy inżyniera elektryka, nauczyć się lepiej rysować, kontynuować pasję fotografowania, podszkolić się w grze na gitarze i kontynuować naukę śpiewu, zaangażować się ponownie w zespół, zgubić (wreszczcie, sic!) ten wielki brzuch oraz spotkać się z wszystkimi moimi znajomymi oraz pójść z moją dziewczyną na sushi – nie ma szans. Doba ma tylko 24h, a trzeba jeszcze się wyspać bo właśnie gdy jesteś niewyspany pojawiają się nieskończone potoki wymówek. Po kolei. Wybierz mądrze i pielęgnuj, nie jesteśmy ludźmi renesansu – on już przeminął. Pozdrawiam i życzę szczęścia!
ostatnio wróciłem do dawnych nawyków, ponieważ moja motywacja spadła i aktualnie pisze podobny artykuł. Podstawa jak dla mnie to plan, nagradzanie się i próba zrobienia choć jednego małego kroku do przodu.
To co mi pomaga, to upublicznienie tego, że coś robię. Jeśli publicznie powiem wszystkim, że planuję jechać do Japonii, albo przejść pieszo 850 kilometrów, to głupio jest się wycofać. Dlatego właśnie stworzyłam bloga a w nim listę celów, które chcę osiągnąć. Ostatni osiągnięty cel: właśnie te 850 kilometrów, pieszo, Camino de Santiago w północnej Hiszpanii. Oczywiście porażek jest przy tym masa, właśnie podejmuję kolejną próbę poprawy kondycji, mam nadzieję, że tym razem – udaną. Zwykle unikam nachalnej promocji, ale ten wpis jest bardzo a propos, więc serdecznie zapraszam na tenawesomeyears kropka com : ) Na Facebooku, gdzie piszę częściej, trzeba… Czytaj więcej »
Najlepszą książkę o „silnej woli” jaką czytałem napisał Henry Hazlitt w 1922 roku – The Way to Will Power.
Ma 100 stron, lekko się czyta.
Instytut im. Misesa udostępnia ją za darmo:
https://mises.org/sites/default/files/The%20Way%20to%20Will%20Power_3.pdf
A propos Twojego pisania ręcznie: zawsze możesz przyozdobić każdy wpis na blogu skanem ręcznie napisanej strony
Jako człowiek, który bardzo interesuje się samorozwojem, może coś pomogę. Jak najbardziej zgodzę z tym, że trzeba mieć jakąś listę. Dla mnie też ważna jest zasada małych kroków, otóż ogólnie nasz mózg widząc poważny cel od razu nastawia się na duże wykorzystanie energii i szybko sobie odpuszcza. Lepiej podzielić cel na podcele, takie, które można szybko i namacalnie zrealizować robiąc kroczek na przód, nie duży krok, to mniej nas kosztuje. Budując nawyk warto też codziennie zaznaczać czy udało się go zrealizować, nic tak nie motywuje jak spojrzenie na kalendarz i powiedzenie „zrobiłem to przez 14 dni z rzędu, szkoda teraz… Czytaj więcej »