W XIX wieku istniały na świecie miejsca, do których nikt jeszcze nie dotarł. Dziś najprawdopodobniej żadnemu z nas nie uda się odkryć takich zakątków. Rejsy, w które wyruszymy w naszym życiu, odbywać będą się po Morzu Śródziemnym w ramach wakacji all-inclusive. I niech nie spotka nas nic, co zakłóciłoby nasz wypoczynek. Niespodziewana przygoda? Broń Boże!

Anton Melbye, "View of the Adriatic" 1864 r.

Anton Melbye, „View of the Adriatic” 1864 r.

Wpis gościnny Wiktora Paska z bloga Męski Regał

W opowiadaniach Josepha Conrada znajdziemy niemal wszystko, co kojarzy nam się z literaturą poświęconą morzu: zmaganie się z naturą, odkrycia nowych zatok i cieśnin, walki z tubylcami i wiele ciekawych postaci. Spotkamy tu również szczególny gatunek mężczyzn, zwany przez niektórych dżentelmenem – bardzo często jest on głównym bohaterem tej twórczości. Tym bardziej powinno nas to zainteresować, prawda?

Pora zatem wybrać się w podróż po południowych morzach wraz z bohaterami conradowskich opowiadań: Tajfunu, Młodości, U kresu sił i Falk. Wspomnienia.

Czy płynie z nami dżentelmen?

Oczywiście nikt nie nosi tutaj drogich garniturów, nie dobiera krawatu do koloru bandery, pod którą płynie i nie popija drogiej whisky w swojej kajucie. Jacy są więc dżentelmeni, których spotkamy na swej drodze?

Przede wszystkim dżentelmen na morzu ciężko pracuje. Nie ma większego znaczenia, czy piastuje funkcję kapitana, czy jest zwykłym majtkiem. W obliczu szalejącej burzy czy pożaru, ale również podczas spokojnego rejsu, daje z siebie wszystko, co może. Wysiłek mu nie straszny: gdy trzeba zalewać pokład wodą, zalewa go; gdy trzeba wodę wylewać za burtę, wylewa. Robi to, co wymaga od niego aktualna sytuacja.

Wyruszający w swój pierwszy poważny rejs oficer Charles Marlow – jak na dżentelmena przystało – zna wagę odpowiedzialności za podległych mu marynarzy. Obowiązki, które na niego spadają, powodują u niego autentyczną radość, to w końcu bezcenne doświadczenie. Wie również – i może to jest najważniejsze – że jego postawa przyczynia się do zgrania całej załogi. Może nie wszyscy marynarze są pełni ogłady i dobrych manier, ale są to mężczyźni, którzy w obliczu zagrożenia okazują się niezwykle zgraną i solidarną grupą. Świadomość, że można polegać na współtowarzyszach w niedoli to jeden z filarów okrętowego życia.

Obraz Artura Smitha, 1843 r.

Obraz Artura Smitha, 1843 r.

A skoro już o zagrożeniach mowa: w obliczu niebezpieczeństwa, prawdziwy mężczyzna stara się być opanowany. Kapitanowi MacWhirr stoicki spokój towarzyszy w nieludzkim wysiłku przeciwstawiania się potędze tajfunu, która przytłacza całą załogę „Nan-Shan”. Stara się zachować swoją postawę mimo wszystkich przeciwności losu, w tym wypadku potęgi natury, jakie go spotykają – to cecha wszystkich dżentelmenów conradowskich mórz i oceanów. Musimy jednak pamiętać, aby spokój nie przerodził się w ignorancję i brak wyobraźni.

Dżentelmen, niezależnie gdzie się znajduje, nie zapomina o rodzinne. Kapitan Whalley, jeden z najstarszych poznanych przez nas marynarzy, to nie tylko odkrywca, ale również wspaniały ojciec i mąż. Wypływał w rejsy z żoną i wraz z nią starał się ze statku uczynić domowe gniazdo. Gdy małżonka zmarła, jej portret był pierwszą rzeczą, która kapitan widział po przebudzeniu, a modlitwami z jej książeczki do nabożeństwa rozpoczynał dzień. Gdy go poznajemy, całe swe życie i pracę poświęca córce. Dobro rodziny stanowi cel, który pozwala mu przeżyć wszystkie przeciwności losu.

Na morzu spotkamy również osoby, z którymi nie chcielibyśmy mieć nic do czynienia nawet na lądzie. Jak choćby mechanik Massy i oficer Stern – towarzysze kapitana Whalleya. Jeden i drugi obwiniają za swe niepowodzenia wszystkich tylko nie siebie. Są przewrażliwieni na swoim punkcie i strasznie plotkarscy. Potrafią nawet spowodować katastrofę swego statku, aby otrzymać wymarzone pieniądze.

<<Zobacz też: Każdy mężczyzna powinien odbyć swoją podróż>>

Tonący statek. Obraz Carla Lochera (1851-1915).

Obraz Carla Lochera (1851-1915).

Dziennik okrętowy tajfunów, koszmarów i katastrof

Nikomu nie warto życzyć spotkania się z tajfunem. Hektolitry przelewającej się wody, która zmywa z pokładu wszystko, co tylko napotka na swojej drodze, ryk wiatru, który uniemożliwia nam rozmowę z innymi marynarzami, perspektywa śmierci i wszechogarniająca ciemność rozświetlana jedynie błyskawicami – natura potrafi sprawdzić wytrzymałość i charakter człowieka. Przy takiej potędze osadzenie statku na mieliźnie to nic, nawet jeśli musimy w międzyczasie odpierać atakujących nas tubylców.

Możemy gdybać, czy gorzej jest pokonywać kolejne mile oceanu ze świadomością pożaru, który trawi dolne pokłady statku. Przyglądanie się, po tygodniach nieudanej walki z ogniem, smugom dymu, które przeciskają się przez szpary w pokładzie, może nawet najdzielniejszego marynarza doprowadzić do obłędu. Obserwowanie tlących się szczątków swego statku to tak, jakby obserwować swój płonący dom. A gdy już ukochana łajba pójdzie na dno, trzeba przeżyć dni i tygodnie wiosłowania w otwartej łodzi, w spiekocie południowego słońca, gdy każdy deszcz może nas zatopić, gdy każde obniżenie temperatury przenika człowieka do samego szpiku. Ale na otwartym oceanie może nas spotkać coś znacznie gorszego.

Bowiem zmaganie się z przyrodą to jedno. Jak jednak zmagać się z samym sobą? I nie chodzi tu wcale o wytrwałość w wiosłowaniu, gdy opuszczają nas resztki sił. Co zrobić, gdy jesteśmy jedyną osobą, która przeżyła i musiała zjadać ciała swoich zmarłych współtowarzyszy, aby przeżyć? Christian Falk przeżył rozpacz i trwogę morderstw i samobójstw, jakie towarzyszą przerażającemu głodowi na dryfującej po oceanie łodzi. Jego losy nie dają nam łatwej odpowiedzi na pytanie, czy dżentelmen może być ludożercą, czy da się po męsku – i cóż by to miało w tym przypadku znaczyć – znosić takie piętno do końca życia?

Iwan Ajwazowski "Merkury" 1848 r.

Iwan Ajwazowski „Merkury” 1848 r.

Od przygody do historii

Możemy tych bohaterów podziwiać. Część z nich może wzbudzić naszą sympatię. Ale ich stosunek do mieszkańców Wschodu i Afryki wzbudzić powinien nasze ogromne wątpliwości. Cóż bowiem począć z kapitanem MacWhirr, który stwierdza wprost: „O Chinczykach! Dlaczego nie mówi pan wyraźnie? Nie rozumiem, o co panu chodzi. Nie słyszałem jeszcze, by kto nazywał pasażerami tłum kulisów. Ładni pasażerowie. Co się z panem dzieje?”[Tajfun]. Musimy bowiem pamiętać, że przenosimy się do bardzo burzliwego okresu: na południu Afryki wybuchają wojny burskie, a w Kongu rozpoczyna się panowanie króla Leopolda, który zniewolił niemal całą jego ludność.

Kolonializm jest dzisiaj naturalnym kontekstem twórczości Josepha Conrada. Jądro ciemności, najsławniejszy chyba tekst, który dotyka tej kwestii, do dziś budzi wiele emocji wśród badaczy literatury. Czy Conrad potępia kolonialne praktyki? A może, jak chce nigeryjski badacz i pisarz Chinua Achebe, był on mimo wszystko rasistą, tak jak większość jego współczesnych?

Jeżeli ktoś zechce sięgnąć po opowiadania i powieści Conrada, znajdzie w nich argumenty potwierdzające obie te tezy. Z jednej strony pisarz przedstawia tubylców jako bierną, leniwą i niewiele myślącą brunatną masę, niezdolną do racjonalnego i konkretnego działania. Z drugiej strony, oddaje im głos [w opowiadaniach Karain i Laguna] i pozwala opowiedzieć swoje historie, a także przedstawia postacie, które mają pewne opory przed traktowaniem tubylców jako ludzi gorszej rasy – jak choćby oficer Jukes, który wspomnianymi wyżej Chińczykami zdaje się, przynajmniej przez pewien czas, przejmować. Ocena tej literatury należy do jej czytelnika.

<<Zobacz też: Nietuzinkowy klub dżentelmenów według Dickensa>>

Joseph Conrad, 1857 - 1924.

Joseph Conrad, 1857 – 1924.

Zawinięcie do portu

Joseph Conrad, czyli Józef Teodor Konrad Korzeniowski, przeżył część z opowiedzianych powyżej historii na własnej skórze. Walczył z pożarem na „Palestynie”, podróżował z prawdziwym kapitanem MacWhir. Możemy mu zatem zawierzyć, gdy opowiada o przygodach jakie spotykały marynarzy na morzu.

Opowiadania Conrada, bez problemu znajdziemy w sieci: tu i tu. Warto sięgnąć po resztę twórczości Korzeniowskiego. Dzieła zebrane tego pisarza dostarczą nam setek godzin lektury i, co również ma swój urok, zapełnią niemałą półkę z książkami. A zapewne wielu z nas chciałoby mieć porządną i bogatą domową biblioteczkę.

***

Wiktor Pasek jest autorem rewelacyjnie sprofilowanego bloga – Męskiego Regału. Jak łatwo się domyślić stara się inspirować mężczyzn do czytania literatury, którą każdy mężczyzna powinien znać. Koniecznie zajrzyjcie do niego. Wiktor jest z wykształcenia polonistą, miłość do literatury wyniósł z domu, interesuje się między innymi postkolonializmem w kontekście historii Polski.

PS Zainteresowanych dyskusją o literaturze w doborowym gronie, zachęcam do odwiedzenia naszego Klubu. Co miesiąc wybierana jest inna książka, a później toczy się rozmowa na jej temat.