Spokój to drugie imię gentlemana. Niestety dla wielu z nas jest to cecha bardzo trudna do osiągnięcia. Stres, pęd życia i zaniedbywanie pracy nad sobą szybko mogą doprowadzić do niekontrolowanych wybuchów złości. Zapanowanie nad tym stanem jest więc bardzo istotne.

Fot. Wellcome Library (CC BY 4.0)

Fot. Wellcome Library (CC BY 4.0)

Wkurzony gentleman

Wyobraźcie sobie, że w Waszym towarzystwie znajduje się mężczyzna świetnie ubrany, elokwentny, o nienagannych manierach. Nie jakiś sztywniak, ale osoba z krwi i kości, przy której każdy czuje się komfortowo. Niestety do czasu.

W pewnym momencie zdarza się coś, co wyprowadza go z równowagi. Zaczyna podnosić głos, agresywnie gestykulować, a nawet kląć. Całe zdarzenie trwa bardzo krótko, ale nagle ów gentleman przestaje wydawać się tak atrakcyjnym towarzyszem. Niezrozumiały dla reszty osób wybuch złości sprawił, że pozostali zaczęli się obawiać czy sytuacja się nie powtórzy z innego, równie banalnego powodu.

Brak opanowania to jedna z podstawowych przeszkód do stania się prawdziwym gentlemanem. Dlatego niezwykle istotne jest, by ten problem zdiagnozować możliwie szybko i zacząć nad nim pracować. To zadanie jest niezwykle trudne, a wiem o tym doskonale, ponieważ sam jestem cholerykiem. Od wielu lat pracuję nad opanowaniem wybuchów złości. Myślę, że przez ten czas odniosłem już pewne sukcesy, a na pewno sporo dowiedziałem się o tym stanie. Dziś chciałbym dać Wam kilka moich wskazówek jak sobie z tym radzić.

Czy złość jest problemem?

Na wstępie odpowiedzmy sobie na pytanie czy złość jest w ogóle problemem? Każdy się zgodzi, że nim jest, kiedy zaczynamy wyżywać się na innych, szkodzić im. Jednak sam długo uważałem, że te negatywne emocje wręcz trzeba z siebie wyrzucić, żeby nie „rozsadziły człowieka od środka”. Po wybuchu złości czuć bowiem ulgę. Niestety w ten sposób szkodzimy sobie i innym.

Zwróćcie uwagę jak czujecie się gdy w Waszym otoczeniu często się przeklina na innych, krytykuje, agresywnie gestykuluje czy podnosi głos. Jak się czujecie, gdy ktoś atakuje słownie drugą osobę? Te emocje zarażają i wpędzają w podobny nastrój świadków. Z drugiej strony przebywanie w towarzystwie osób spokojnych relaksuje. Traktowanie własnych wybuchów złości jako wentyla bezpieczeństwa nie działa więc, ponieważ zwyczajnie eskaluje agresję.

Ponadto gdy jesteśmy zirytowani, przestajemy zważać na otoczenie. Nie interesuje nas jak się czują pozostali, czy ich ranimy, czy psujemy atmosferę. I mówię tu nawet o sytuacji, w której po prostu jesteśmy podminowani, źli na coś zupełnie innego.

Złość może być przydatna do obrony swoich praw, obrony przed napastnikiem, w sytuacjach wymagających użycia siły. Niemniej jest to stan obniżonej kontroli nad sobą, przez co możemy nawet nie zauważyć kiedy przekraczamy niedopuszczalną granicę.

Słowem: tak, złość jest problemem.

Diagnoza

Podstawą jest zatem zauważenie tego problemu u siebie. Długo możemy bowiem oszukiwać się, że inni mają tak samo. Możemy też sugerować się zachowaniem znanych nam osób, choćby z najbliższego grona rodzinnego. Jednak kiedy zauważamy, że ludzie obawiają się o nasze zachowanie w sytuacjach stresowych, że niechętnie wchodzą z nami w rozmowy na drażliwe tematy, a nawet mówią nam, że powinniśmy się uspokoić, wyluzować, to znak, żeby coś z tym zrobić.

Rozbijanie talerzy czy bicie innych to ekstrema. Przemoc zaczyna się już od fazy słownej. Nawet ton głosu może być agresywny i odstraszać ludzi od nas. Nie wolno więc bagatelizować jakichkolwiek sygnałów od otoczenia. Zdecydowanie gorzej by było, gdyby już nikomu nie zależało i nikt nie zwracał nam uwagi na nasze wybuchy.

Jeśli zdiagnozowaliśmy u siebie problem z opanowaniem się, musimy odpowiedzieć sobie na kilka pytań:

  • kiedy się irytuję?
  • przy jakich osobach okazuję złość?
  • jakie wydarzenia powodują u mnie ten stan?
  • jak się wówczas zachowuję?
  • jak się czułem wcześniej?
  • co sprawiło, że się uspokoiłem?

Źródła irytacji

Szybko dojdziemy do wniosku, że wpadamy w złość najczęściej w kilku sytuacjach. Po pierwsze, gdy odczuwamy, że coś lub ktoś nam zagraża. To atawistyczny odruch pozwalający nam się bronić. Problem polega jednak na ocenie kiedy faktycznie coś nam grozi. Po drugie, złościmy się, gdy coś idzie nie po naszej myśli. Kiedy mieliśmy skrupulatnie określone plany albo jakiś utarty zwyczaj, a okazuje się, że nie będzie można ich zrealizować. Czasem odczuwamy to jak zamach na nas samych i szukamy winnych.

Po trzecie, łatwiej irytujemy się, gdy jesteśmy zmęczeni, głodni i niewyspani. Ze zrozumiałych względów mniej panujemy wówczas nad sobą, gdyż władzę nad nami zaczynają przejmować bardziej prymitywne odruchy. Niestety często powyższe powody nakładają się na siebie, co tylko podwyższa poziom stresu.

Zauważymy też zapewne, że irytujemy się głównie w towarzystwie bliskich osób w okolicznościach, w których czujemy się w miarę bezpiecznie. Po prostu przy obcych bardziej się kontrolujemy, a na przykład w domu nie czujemy już takiej potrzeby. Jest to szczególnie przykra cecha wybuchów złości.

Choć niektórzy z nas mają biologiczne i nabyte predyspozycje, żeby szybciej wpadać w niekontrolowaną złość, nie podaję tego jako osobnego źródła. Prowadziłoby to bowiem do stwierdzenia, że „ja już tak mam, niech świat się z tym pogodzi”. Prawda jest taka, że się nie pogodzi i nasza w tym rzecz, żeby sobie z tym problemem poradzić.

rozmowa1

Radzenie sobie ze złością

Zdecydowanie nie powinniśmy uczyć się ukrywania złości w sobie. Na dłuższą metę szkodziłoby to nam samym i naszemu otoczeniu. Chcemy się nauczyć panowania nad gniewem, a nie oszukiwania się, że wszystko jest w porządku. Nawet jednak pracując nad sobą, nie zawsze opanujemy się na czas. Trzeba więc umieć szybko doprowadzać się do porządku zmniejszając wyrządzone szkody.

W pierwszym momencie, gdy tylko poczujemy, że zabrnęliśmy za daleko, należy się szybko wycofać. Miejsce, sytuacja, przedmioty i ludzie w okolicy stają się dla nas bowiem czynnikiem wzmagającym złość. Gasząc płonący dom od środka ryzykowalibyśmy, że sami spłoniemy.

Najlepszym pomysłem będzie zatem wyciszenie się wewnętrznie, zamykając się na zewnętrzne bodźce. Jeśli to była kłótnia, należy powiedzieć coś w stylu: „przepraszam, ale muszę wyjść”. Prosty komunikat. Słowo „przepraszam” jest istotne, gdyż jest to pierwszy krok do powrotu do normalności. Następnie wychodzimy poza zasięg tej sytuacji. I muszę podkreślić, że nie będzie to proste, gdyż osoby zaangażowane w kłótnię mogą chcieć za nami podążyć. Z czasem będą wiedziały, że to nasza metoda na uspokojenie, ale na początku trzeba wziąć oddech i jeszcze raz krótko i treściwie powiedzieć, że potrzebujemy chwili samotności, żeby ochłonąć i że wrócimy.

Po odcięciu się, pomyślmy o czymś innym, czymś przyjemniejszym. Zadbajmy o ustabilizowanie oddechu oraz tętna. Najważniejszy będzie następnie powrót i przeprowadzenie trudnej rozmowy. Warto zacząć od przeprosin, a później przejść do konstruktywnego wyjaśnienia naszych niezaspokojonych oczekiwań. Od tego zacznie się proces długoterminowego radzenia sobie ze złością.

Przyczyna złości

I w tym momencie dochodzimy do sedna sprawy. Analizując moje własne wybuchy złości doszedłem do tego, że zazwyczaj pojawiają się, gdy coś niespodziewanie pokrzyżuje moje plany. I są to często błahostki. Podam dwa przykłady, które mogą dotknąć każdego z nas.

Mąż wścieka się, że po powrocie z pracy nie ma obiadu w domu (zakładając, że żona nie pracuje).
Młody ojciec wścieka się, że jego nowo narodzone dziecko nie śpi w nocy i płacze (już którąś noc z rzędu).

W jednym i drugim wypadku złość pojawia się ponieważ nie zostały spełnione oczekiwania bohatera. Nie ważne czy oczekiwania te wynikają z umowy rodzinnej (pierwszy przypadek) czy ze złej oceny i braku wiedzy (drugi przypadek). Gentleman powinien znać przyczyny swoich wybuchów złości jednak nie po to, by wykorzystywać je do usprawiedliwiania się przed otoczeniem, lecz do pracy nad sobą.

Rozwiązanie problemu

Rozwiązaniem jest ograniczenie zaufania do osób, od których uzależniamy nasze życie. Jeśli umówiliśmy się, że żona gotuje obiady, nie znaczy to, że obiad zawsze będzie. Wystarczy jednak mieć w zanadrzu prosty i szybki przepis na coś pożywnego, mrożoną pizzę w zamrażarce, zupkę chińską albo myśl, że zawsze można zrobić sobie wyjątkowo kanapki. W przypadku dziecka wystarczy nastawić się na nieprzespane noce i zaplanować sobie coś co zajmie i urozmaici nam czas, a przy okazji go skróci.

W efekcie, nie dość, że ograniczymy negatywne uczucia związane z pokrzyżowaniem naszych planów (jesteśmy bowiem na to przygotowani i mamy plan awaryjny), to jeszcze czeka nas nagroda! Pyszny obiad własnej roboty, czy możliwość bezkarnego, nocnego grania w grę na tablecie (podczas usypiania niemowlaka) są rozwiązaniami, które cieszą oddalając groźbę wybuchu złości.

Ograniczone zaufanie do innych oraz plany awaryjne są moim zdaniem kluczem do opanowania złości. Jeśli lekko sceptycznie podejdziemy do nadchodzących wydarzeń, możemy być jedynie mile zaskoczeni. Z czasem, każde niepowodzenie łatwo zracjonalizujemy i zamiast wpadać w złość, zaczniemy od szukania rozwiązania problemu.

Stań z boku

Na koniec chciałbym zwrócić Wam uwagę na to, że zazwyczaj to, co Was irytuje i sprawia wrażenie końca świata (w złości mamy tendencję do przesady) innym nie sprawia problemu i ich nie ogranicza. Mając dystans do tych zajść, myślimy bowiem bardziej racjonalnie.

I to jest właśnie nastawienie, które musimy sobie wypracować. To dzięki niemu gentleman może imponować stoickim spokojem, nawet jeśli z czymś się nie zgadza i zamierza walczyć. Po prostu, nie daje się ponieść emocjom, które niczego dobrego by nie przyniosły.

Jeśli macie jakieś własne metody na opanowanie złości, koniecznie podajcie je w komentarzach!

PS. W okolicach tego tematu przeprowadziłem nowy odcinek Starych Prawd na kanale na YouTube. Omówione sentencje łacińskie to:

Imperare sibi maximum est imperium – Panować nad sobą to najwyższa władza.
Numquam sapiens irascitur – Mędrzec nigdy nie pała gniewem.