Spokój to drugie imię gentlemana. Niestety dla wielu z nas jest to cecha bardzo trudna do osiągnięcia. Stres, pęd życia i zaniedbywanie pracy nad sobą szybko mogą doprowadzić do niekontrolowanych wybuchów złości. Zapanowanie nad tym stanem jest więc bardzo istotne.

Fot. Wellcome Library (CC BY 4.0)
Wkurzony gentleman
Wyobraźcie sobie, że w Waszym towarzystwie znajduje się mężczyzna świetnie ubrany, elokwentny, o nienagannych manierach. Nie jakiś sztywniak, ale osoba z krwi i kości, przy której każdy czuje się komfortowo. Niestety do czasu.
W pewnym momencie zdarza się coś, co wyprowadza go z równowagi. Zaczyna podnosić głos, agresywnie gestykulować, a nawet kląć. Całe zdarzenie trwa bardzo krótko, ale nagle ów gentleman przestaje wydawać się tak atrakcyjnym towarzyszem. Niezrozumiały dla reszty osób wybuch złości sprawił, że pozostali zaczęli się obawiać czy sytuacja się nie powtórzy z innego, równie banalnego powodu.
Brak opanowania to jedna z podstawowych przeszkód do stania się prawdziwym gentlemanem. Dlatego niezwykle istotne jest, by ten problem zdiagnozować możliwie szybko i zacząć nad nim pracować. To zadanie jest niezwykle trudne, a wiem o tym doskonale, ponieważ sam jestem cholerykiem. Od wielu lat pracuję nad opanowaniem wybuchów złości. Myślę, że przez ten czas odniosłem już pewne sukcesy, a na pewno sporo dowiedziałem się o tym stanie. Dziś chciałbym dać Wam kilka moich wskazówek jak sobie z tym radzić.
Czy złość jest problemem?
Na wstępie odpowiedzmy sobie na pytanie czy złość jest w ogóle problemem? Każdy się zgodzi, że nim jest, kiedy zaczynamy wyżywać się na innych, szkodzić im. Jednak sam długo uważałem, że te negatywne emocje wręcz trzeba z siebie wyrzucić, żeby nie „rozsadziły człowieka od środka”. Po wybuchu złości czuć bowiem ulgę. Niestety w ten sposób szkodzimy sobie i innym.
Zwróćcie uwagę jak czujecie się gdy w Waszym otoczeniu często się przeklina na innych, krytykuje, agresywnie gestykuluje czy podnosi głos. Jak się czujecie, gdy ktoś atakuje słownie drugą osobę? Te emocje zarażają i wpędzają w podobny nastrój świadków. Z drugiej strony przebywanie w towarzystwie osób spokojnych relaksuje. Traktowanie własnych wybuchów złości jako wentyla bezpieczeństwa nie działa więc, ponieważ zwyczajnie eskaluje agresję.
Ponadto gdy jesteśmy zirytowani, przestajemy zważać na otoczenie. Nie interesuje nas jak się czują pozostali, czy ich ranimy, czy psujemy atmosferę. I mówię tu nawet o sytuacji, w której po prostu jesteśmy podminowani, źli na coś zupełnie innego.
Złość może być przydatna do obrony swoich praw, obrony przed napastnikiem, w sytuacjach wymagających użycia siły. Niemniej jest to stan obniżonej kontroli nad sobą, przez co możemy nawet nie zauważyć kiedy przekraczamy niedopuszczalną granicę.
Słowem: tak, złość jest problemem.
Diagnoza
Podstawą jest zatem zauważenie tego problemu u siebie. Długo możemy bowiem oszukiwać się, że inni mają tak samo. Możemy też sugerować się zachowaniem znanych nam osób, choćby z najbliższego grona rodzinnego. Jednak kiedy zauważamy, że ludzie obawiają się o nasze zachowanie w sytuacjach stresowych, że niechętnie wchodzą z nami w rozmowy na drażliwe tematy, a nawet mówią nam, że powinniśmy się uspokoić, wyluzować, to znak, żeby coś z tym zrobić.
Rozbijanie talerzy czy bicie innych to ekstrema. Przemoc zaczyna się już od fazy słownej. Nawet ton głosu może być agresywny i odstraszać ludzi od nas. Nie wolno więc bagatelizować jakichkolwiek sygnałów od otoczenia. Zdecydowanie gorzej by było, gdyby już nikomu nie zależało i nikt nie zwracał nam uwagi na nasze wybuchy.
Jeśli zdiagnozowaliśmy u siebie problem z opanowaniem się, musimy odpowiedzieć sobie na kilka pytań:
- kiedy się irytuję?
- przy jakich osobach okazuję złość?
- jakie wydarzenia powodują u mnie ten stan?
- jak się wówczas zachowuję?
- jak się czułem wcześniej?
- co sprawiło, że się uspokoiłem?
Źródła irytacji
Szybko dojdziemy do wniosku, że wpadamy w złość najczęściej w kilku sytuacjach. Po pierwsze, gdy odczuwamy, że coś lub ktoś nam zagraża. To atawistyczny odruch pozwalający nam się bronić. Problem polega jednak na ocenie kiedy faktycznie coś nam grozi. Po drugie, złościmy się, gdy coś idzie nie po naszej myśli. Kiedy mieliśmy skrupulatnie określone plany albo jakiś utarty zwyczaj, a okazuje się, że nie będzie można ich zrealizować. Czasem odczuwamy to jak zamach na nas samych i szukamy winnych.
Po trzecie, łatwiej irytujemy się, gdy jesteśmy zmęczeni, głodni i niewyspani. Ze zrozumiałych względów mniej panujemy wówczas nad sobą, gdyż władzę nad nami zaczynają przejmować bardziej prymitywne odruchy. Niestety często powyższe powody nakładają się na siebie, co tylko podwyższa poziom stresu.
Zauważymy też zapewne, że irytujemy się głównie w towarzystwie bliskich osób w okolicznościach, w których czujemy się w miarę bezpiecznie. Po prostu przy obcych bardziej się kontrolujemy, a na przykład w domu nie czujemy już takiej potrzeby. Jest to szczególnie przykra cecha wybuchów złości.
Choć niektórzy z nas mają biologiczne i nabyte predyspozycje, żeby szybciej wpadać w niekontrolowaną złość, nie podaję tego jako osobnego źródła. Prowadziłoby to bowiem do stwierdzenia, że „ja już tak mam, niech świat się z tym pogodzi”. Prawda jest taka, że się nie pogodzi i nasza w tym rzecz, żeby sobie z tym problemem poradzić.
Radzenie sobie ze złością
Zdecydowanie nie powinniśmy uczyć się ukrywania złości w sobie. Na dłuższą metę szkodziłoby to nam samym i naszemu otoczeniu. Chcemy się nauczyć panowania nad gniewem, a nie oszukiwania się, że wszystko jest w porządku. Nawet jednak pracując nad sobą, nie zawsze opanujemy się na czas. Trzeba więc umieć szybko doprowadzać się do porządku zmniejszając wyrządzone szkody.
W pierwszym momencie, gdy tylko poczujemy, że zabrnęliśmy za daleko, należy się szybko wycofać. Miejsce, sytuacja, przedmioty i ludzie w okolicy stają się dla nas bowiem czynnikiem wzmagającym złość. Gasząc płonący dom od środka ryzykowalibyśmy, że sami spłoniemy.
Najlepszym pomysłem będzie zatem wyciszenie się wewnętrznie, zamykając się na zewnętrzne bodźce. Jeśli to była kłótnia, należy powiedzieć coś w stylu: „przepraszam, ale muszę wyjść”. Prosty komunikat. Słowo „przepraszam” jest istotne, gdyż jest to pierwszy krok do powrotu do normalności. Następnie wychodzimy poza zasięg tej sytuacji. I muszę podkreślić, że nie będzie to proste, gdyż osoby zaangażowane w kłótnię mogą chcieć za nami podążyć. Z czasem będą wiedziały, że to nasza metoda na uspokojenie, ale na początku trzeba wziąć oddech i jeszcze raz krótko i treściwie powiedzieć, że potrzebujemy chwili samotności, żeby ochłonąć i że wrócimy.
Po odcięciu się, pomyślmy o czymś innym, czymś przyjemniejszym. Zadbajmy o ustabilizowanie oddechu oraz tętna. Najważniejszy będzie następnie powrót i przeprowadzenie trudnej rozmowy. Warto zacząć od przeprosin, a później przejść do konstruktywnego wyjaśnienia naszych niezaspokojonych oczekiwań. Od tego zacznie się proces długoterminowego radzenia sobie ze złością.
Przyczyna złości
I w tym momencie dochodzimy do sedna sprawy. Analizując moje własne wybuchy złości doszedłem do tego, że zazwyczaj pojawiają się, gdy coś niespodziewanie pokrzyżuje moje plany. I są to często błahostki. Podam dwa przykłady, które mogą dotknąć każdego z nas.
Mąż wścieka się, że po powrocie z pracy nie ma obiadu w domu (zakładając, że żona nie pracuje).
Młody ojciec wścieka się, że jego nowo narodzone dziecko nie śpi w nocy i płacze (już którąś noc z rzędu).
W jednym i drugim wypadku złość pojawia się ponieważ nie zostały spełnione oczekiwania bohatera. Nie ważne czy oczekiwania te wynikają z umowy rodzinnej (pierwszy przypadek) czy ze złej oceny i braku wiedzy (drugi przypadek). Gentleman powinien znać przyczyny swoich wybuchów złości jednak nie po to, by wykorzystywać je do usprawiedliwiania się przed otoczeniem, lecz do pracy nad sobą.
Rozwiązanie problemu
Rozwiązaniem jest ograniczenie zaufania do osób, od których uzależniamy nasze życie. Jeśli umówiliśmy się, że żona gotuje obiady, nie znaczy to, że obiad zawsze będzie. Wystarczy jednak mieć w zanadrzu prosty i szybki przepis na coś pożywnego, mrożoną pizzę w zamrażarce, zupkę chińską albo myśl, że zawsze można zrobić sobie wyjątkowo kanapki. W przypadku dziecka wystarczy nastawić się na nieprzespane noce i zaplanować sobie coś co zajmie i urozmaici nam czas, a przy okazji go skróci.
W efekcie, nie dość, że ograniczymy negatywne uczucia związane z pokrzyżowaniem naszych planów (jesteśmy bowiem na to przygotowani i mamy plan awaryjny), to jeszcze czeka nas nagroda! Pyszny obiad własnej roboty, czy możliwość bezkarnego, nocnego grania w grę na tablecie (podczas usypiania niemowlaka) są rozwiązaniami, które cieszą oddalając groźbę wybuchu złości.
Ograniczone zaufanie do innych oraz plany awaryjne są moim zdaniem kluczem do opanowania złości. Jeśli lekko sceptycznie podejdziemy do nadchodzących wydarzeń, możemy być jedynie mile zaskoczeni. Z czasem, każde niepowodzenie łatwo zracjonalizujemy i zamiast wpadać w złość, zaczniemy od szukania rozwiązania problemu.
Stań z boku
Na koniec chciałbym zwrócić Wam uwagę na to, że zazwyczaj to, co Was irytuje i sprawia wrażenie końca świata (w złości mamy tendencję do przesady) innym nie sprawia problemu i ich nie ogranicza. Mając dystans do tych zajść, myślimy bowiem bardziej racjonalnie.
I to jest właśnie nastawienie, które musimy sobie wypracować. To dzięki niemu gentleman może imponować stoickim spokojem, nawet jeśli z czymś się nie zgadza i zamierza walczyć. Po prostu, nie daje się ponieść emocjom, które niczego dobrego by nie przyniosły.
Jeśli macie jakieś własne metody na opanowanie złości, koniecznie podajcie je w komentarzach!
PS. W okolicach tego tematu przeprowadziłem nowy odcinek Starych Prawd na kanale na YouTube. Omówione sentencje łacińskie to:
Imperare sibi maximum est imperium – Panować nad sobą to najwyższa władza.
Numquam sapiens irascitur – Mędrzec nigdy nie pała gniewem.
Ja mam bardzo krótki lont. Łatwo się wzbudzam, ale też łatwo odpuszczam. Myślę, że szybkie i niegwałtowne spuszczenie ciśnienia nie jest najgorsze (ale może tylko się pocieszam).
Zawsze można sobie pośpiewać. Ot, choćby tak.
https://vimeo.com/13433441
Jakbym zaczął sobie podśpiewywać, otoczenie trafiłby szlag. I od razu mnie trafiłby szlag 😉
Ważny i przyjemny tekst, a jeśli chodzi o kwestie techniczne – świetny warsztat pisarski 🙂
Dziękuję. Cieszę się, że po latach widać poprawę.
Interesujące, co jednak jeżeli przyczyna złości jest „wewnętrzna” ? Sytuacja życiowa, która istnieje niezależnie od tego gdzie jesteśmy, od której nie możemy zwyczajnie odejść.
Z moich sposobów na spokój mogę polecić, banalne, wzięcie jednego lub kilku głębokich oddechów, przeważnie ten pierwszy robi największą różnicę. Jednak głównie mogę polecić zmianę stylu życia, przede wszystkim polecam bieganie, w drugiej kolejności to co jemy, regularne zdrowe posiłki.
Bardzo dobra uwaga. Styl życia ma ogromny wpływ na takie zachowania. Jednak pamiętajmy, że nawet stresująca praca nie jest usprawiedliwieniem dla wybuchów gniewu.
Co do sytuacji życiowej, to może ona powodować też wybuchy gniewu, które należy opanować. Z samą sytuacja trzeba natomiast sobie indywidualnie poradzić. Za dużo jest tu poważnych możliwości, żeby coś proponować.
Dobrym sposobem do opanowania emocji jest wyjść wieczorem na dłuższy spacer. Solidna muzyka, która pozwoli nam się rozładować (Głośność taka, żeby nie było słychać własnego oddechu. Nie wiem, dla czego, ale np. jak w ten sposób słucham power metalu, to jestem się w stanie wprowadzić w pewien rodzaju trans, który odcina mnie od świata i pozwala się rozładować i odetchnąć) Najlepiej sobie zrobić trasę z pięknymi widokami (Ja lubię bardzo schodzić ze sporego wzgórza, z którego rozciąga się naprawdę niesamowity widok na okolicę i domki, a szczególnie, gdy zachodzi słońce. Jeżeli mamy pieska to można go zabrać ze sobą, bo… Czytaj więcej »
Niemniej złość można okazywać na różne sposoby. Chodzi o to, żeby nasze emocje nie dotykały innych. A z osobami, które są przyczyną naszej złości, powinniśmy umieć konstruktywnie rozmawiać.
Po pierwsze warto zwrócić uwagę że emocje nie wietrzeją i nawet jeśli nam przejdzie to MUSIMY porozmawiać. Bo jeśli nie mimo że chwilowo zdaje nam się że kłótnia nie była istotna i można po prostu o niej zapomnieć to wszystko wróci następnym razem. I następnym, i następnym… tylko wtedy poza głównym powodem będziemy mieli trzy dodatkowe trupy w szafy i myśl z tyłu głowy że „znowu jest tak samo on/ona znowu to zrobił!!!”. Emocji jakoś też trzeba się pozbyć. Tu przychodzi z pomocą hobby. Ja nie wyobrażam sobie już jak mógłbym pracować bez regularnych wizyt na strzelnicy pomagających mi „zmyć… Czytaj więcej »
Imperare sibi maximum est imperium. Mnie też ta sentencja skojarzyła się z tym tematem.
W mojej opinii najważniejszym słowem, które przemawia przez ten artykuł jest empatia. Tylko i wyłącznie dzięki umiejętności zrozumienia drugiego człowieka, jego trosk, bólu, wyczucia krzywdy której możemy być architektami oraz dzięki gotowości na pojednanie jesteśmy w stanie poradzić sobie z generowaniem złości i potencjalnej agresji. Jednakże najważniejszą kwestią jest to, że potrafimy przyznać się do błędów i przeprosić by następnie przejść do wypracowania wspólnego sposoby radzenia sobie z pojawiającymi się problemami.
Zgodnie z jednym z praw Murphy’ego ktoś, kto zachowuje spokój kiedy wszyscy szaleją po prostu ma na kogo zwalić winę :-).
Ale tak na poważnie, to opanowanie jest cechą, którą osobiście ogromnie u ludzi cenię. Pozwala znaleźć racjonalne wyjście prawie z każdej sytuacji. Co więcej często udziela się innym. Jestem okropnym nerwusem i okiełznanie złości przychodzi mi niełatwo, ale obecność osoby spokojnej i opanowanej uspokaja mnie niemal automatycznie. Nie tylko mnie zresztą. Więc naprawdę warto próbować to w sobie wypracować. Gdybyż to jeszcze nie było tak piekielnie trudne :-).
Spokój bardzo się przydaje we wszystkich sytuacjach stresowych. Nie dość, że racjonalnie potrafimy znaleźć rozwiązanie problemu (zazwyczaj błahe, ale niewidoczne dla zdenerwowanych), to jeszcze podnosi morale w otoczeniu. Nie bez powodu w niektórych jednostkach wojskowych zakazuje się narzekania. Emocje przechodzą z człowieka na człowieka.
Z drugiej strony stres i adrenalina pomagają w szybszym myśleniu. Co w sytuacjach super-stresowych (nie mam na myśli awantury domowej) jest lepsze od hiper-opanowania.
Niekoniecznie. Wielu inteligentnych ludzi w sytuacjach stresowych ma kłopoty z koncentracją. To doskonale widać podczas wszelkich egzaminów czy rekrutacji. Jak się nie denerwuje to wie i potrafi wszystko, jak tylko stanie przed komisją to martwieje jak ten zajączek pod dwururką…
Z pewnością tak, aczkolwiek czuję, że podobnie wielu inteligentnych najlepiej się spina pod przymusem chwili.
No nie będę np. ukrywał, że osobiście chyba najlepiej funkcjonuję właśnie na lekkim wtrysku adrenaliny. I dopiero takie komisje, rekrutacje, pozwalają mi się najlepiej spiąć — i przezwyciężyć pewnego rodzaju lenistwo.
Jest wiele osób, które po prostu zamykają się w sobie i nie reagują na bodźce pod wpływem stresu. To ich sposób na przetrwanie. Najgorzej gdy trafią na kogoś, kto w stresie działa szybciej i szybciej podejmuje decyzje. Sam tak mam i wówczas uniknięcie kłótni z osobą, która nagle przestaje reagować jest bardzo trudne. No bo jak nie słyszy, jak nie widzi, czemu nie działa! Z jednej strony szybsze podejmowanie decyzji, ale z drugiej zmniejszona wrażliwość na innych. Każda opcja ma plusy i minusy.
Zgadza się, z tym, że osobiście zawsze wolę patrzeć na plusy 🙂
Plusem takiej osobowości jest np. szybsza reakcja na zagrożenie, natomiast mobilizacja w chwili stresu to już w ogóle los na loterii (w porównaniu do tych, których stres rozkłada).
No ale tak czy inaczej — na szczęście osobowości ludzkie są różne.
Mobilizacja w chwili stresu to nie jest los na loterii. Każdy prawidłowo działający żywy organizm zawsze się mobilizuje w sytuacji stresowej, a jaką wybierze strategię adaptacyjną, to już zupełnie inna para kaloszy. Tygrys zaatakuje, koń ucieknie, a wspomniany jakieś 20 centymetrów wyżej zajączek lub jeż będzie udawał, że go nie ma. Na szczęście pożądanych z naszego punktu widzenia strategii adaptacyjnych można się uczyć. Między innymi na tym polega szkolenie wojskowe. Warto w związku z tym przeczytać na przykład „Stres okiełznany” Hansa Seyle .
„Osobiście zawsze wolę patrzeć na plusy :)”
Jak to szło? „Tylko pamiętajcie, żeby plusy nie przesłoniły wam minusów” 🙂
Pana wpis przypomniał mi jeszcze o jednym „stresowym” problemie, który często obserwuję. W zależności od spodziewanego zagrożenia (kary) w trudnych sytuacjach ludzie często koncentrują się na uniknięciu odpowiedzialności a nie na rozwiązaniu powstałego problemu. Skutek jest taki, że zamiast skierować cały potencjał na ratowanie przysłowiowego „mleka” człowiek ogranicza się do wykazania – „to nie ja rozlałam/em”. Jeśli usunąć albo zminimalizować stres związany z obowiązkowym w Polsce poszukiwaniem winnych to szanse na wypracowanie konstruktywnego rozwiązania rosną niepomiernie.
> Jak to szło? „Tylko pamiętajcie, żeby plusy nie przesłoniły wam minusów” 🙂
To też mój ulubiony cytat 🙂 Niemniej uważam, że tutaj akurat nieco nieadekwatny — albowiem rozchodzi się o to, że to właśnie te minusy nie powinny przesłaniać plusów.
Oczywiście najlepiej byłoby reagować możliwie szybko, prawidłowo i na spokojnie, aczkolwiek tak to chyba tylko cyborgi potrafią.
Pewnie, że nieadekwatny. Ale i tak nie mogłam się powstrzymać. Magia kultowego filmu 🙂
Wiem jak to jest, też tak mam 🙂 nader często.
Widzę pewne podobieństwa u nas 😉 Również jestem osobą łatwo ulegającą impulsom i ciężko tą naturę poskromić. Jednak myślę, że nauka wypracowania kontroli emocji nie jest wcale taka łatwa. Łatwo mówić w teorii. Niestety jesteśmy tylko ludźmi i o ile być może potrafimy zrobić dobra minę do złej gry to nie sądzę, że w momencie wybuchu gniewu, złości czy frustracji jesteśmy w stanie racjonalnie myśleć. Możemy ukrywać, tłumić swoje emocje, stany wobec innych, ale nie zmienia to faktu, ze są one w nas i wtedy to one przejmują pałeczkę nad nami a nie racjonalne myślenie. Choćbyśmy nie wiem jak się… Czytaj więcej »
Och… skąd ja to znam…
Rano potrafi mnie z równowagi wyprowadzić, nawet… czyjeś kichnięcie, albo zimna kawa. Ale ze mną nie jest tak źle. Pamiętam jak mi babcia mówiła, że kiedy ś.p. dziadek ponad 45 lat temu był w wojsku to kiedy się denerwował, to nagle nie było w czym herbaty zrobić.
Ja uważam, że gniew często MOŻE mieć wpływ pozytywny. Gniew dodaje odwagi, wyłącza niektóre hamulce, sprawia, że jesteśmy w stanie zrobić rzeczy, których normalnie byśmy nie zrobili… również w słusznej sprawie. Zagniewany człowiek nie musi od razu krzyczeć, przeklinać, krytykować. Czasami trzeba uderzyć pięścią w stół, stanowczo postawić granicę, pokazać, kto tutaj rządzi, „zagrzmieć” – przecież są takie sytuacje! Gniewał się nawet Chrystus.
Jeszcze dodam: gniew gentlemana daje taki oto sygnał otoczeniu: jeśli tak opanowany człowiek się wkurzył, to coś znaczy! Jest to dla niego ważne i wyjątkowe!
Gniewu trzeba używać rozważnie i rzadko.
Wspominałem o tym w tekście. Tak, uważam, że powinniśmy czasami się zdenerwować, na przykład na firmę, która próbuje nas naciągnąć albo na polityków próbujących nas oszukać. Byleśmy również wtedy panowali nad sobą, a nie na przykład wyżywali się na bliskich. Jeśli złość daje energię do przeciwdziałania, to możemy być pewni, że panujemy nad nią i dobrze ją wykorzystujemy.
Pełna zgoda!
A co jeśli ktoś czuje że musi ostrzej zareagować bo inaczej boli go w środku i źle się z tym czuje?
Zamien negatywna energie na pozytywna. Skoncentruj sie na swojej pasji, to relaksuje i prostuje nadszarpniete nerwy. Zawsze mozna „wyzyc sie” na silowni, pobiegac…
To metody stare jak swiat.
Co w sytuacji krótkoterminowej? Np podczas imprezy?
Moja odpowiedz zapewne nie bedzie zadowalajaca, ale mam zwyczaj zaciskania piesci, takiego naprezenia ciala. Staram sie jak najszybciej opanowac, bo towarzyskie wpadki pamieta sie na dlugo, a wybuchy agresji w ogole nie przystoja. Zabrzmi to gornolotnie, ale trudniej jest wyprowadzic z rownwoagi czlowieka, ktory zna swoja wartosc, zdobyl bogate doswiadczenie.
Pierwszym krokiem w kierunku prawdziwego samoopanowania jest zrozumienie pierwotnej przyczyny gniewu, złości, agresji czy jak to zwać (w zasadzie najpierw wypadałoby rozplątać terminologiczny bałagan, jaki pojawił się w artykule i komentarzach, ale nie o tym rzecz). Uświadomienie sobie owej praprzyczyny jest najprostsze w świecie i równocześnie piekielnie trudne, bo wymaga tego, na co większość z nas nie jest się w stanie zdobyć – totalnej, bezwzględnej i brutalnej szczerości wobec siebie. Wymaga najtrudniejszego rodzaju „przyznania do winy” – przyznania się przed samymi sobą do bezradności. Bo niezależnie od okoliczności, jakie by one nie były, złościmy się w zasadzie zawsze z jednego… Czytaj więcej »
Trafny komentarz. O bezradności faktycznie nie pisałem, ale zgadzam się z tym.
Chętnie też poznam kilka szczegółów o bałaganie we wpisie.
Złość, gniew, agresja i stres (pojawił się w jednym z komentarzy) nie w pełni tożsame. Mówiąc najprościej – „dzieją się” w nieco innych miejscach, w związku z czym inne są metody radzenia sobie z nimi. To dość częsty błąd: posługując się pojęciami psychologicznymi w rozumieniu potocznym, mylimy ze sobą zwykłe emocje, emocje gwałtowne (afekty) i to, co nazywa się „ekspresją uczuć” (agresja, krzyk, płacz itp.). Dobieramy nieodpowiednie środki zaradcze i, jak mawia mój kolega polarnik, „jest wtedy kiszka” ;). Dlatego każdego zawsze zachęcam do poznawania „na użytek domowy” podstaw psychologii oraz stosowania metody, którą polecił mi jeden z moich mentorów:… Czytaj więcej »
I tak i nie. To rzeczywiście są różne pojęcia ale zazwyczaj przenikają się wzajemnie tak, że w praktyce tworzą jednorodną mieszaninę. Stres z kolei często działa jak katalizator w reakcji chemicznej. Trochę to wszystko przypomina puszkę coli. Można dokładnie określić wszystkie składniki ale oddzielić je od siebie już niekoniecznie. I jak się jeszcze dobrze puszką potrząśnie… Fakt, że to okropnie trywialne skojarzenie ale jakoś odruchowo mi się narzuca.
G.J, masz u mnie plusa. Totalna, bezwzględna szczerość wobec samego siebie ma przerażającą siłę rażenia – jak taktyczny pocisk jądrowy, pod warunkiem jeśli podejdziemy do niej absolutnie szczerze. Boli to jak diabli, bo nasze wypielęgnowane ego bardzo często nie chce przyjąć do wiadomości, że koniec końców to z nami samymi jest coś nie tak. Przecież we własnym mniemaniu staramy się być OK wobec otoczenia, zachowywać odpowiednio itd – a tu doświadczamy rzeczy, które budzą w nas gniew. Jak to? Dlaczego? My tak z sercem na talerzu do świata i szczerym uśmiechem na ustach a spotykają nas, niezasłużone – a jakże!,… Czytaj więcej »
Pozostaje mi tylko zacytować fragment zabawnego dialogu z Kabaretu Starszych Panów:
– Mężczyzna w pewnym wieku powinien jasno wiedzieć, czy jest świnią czy nie.
– Albo prowadzić drobiazgowe notatki.
🙂
Witaj
Ciekawy tekst.
Ja myślę, że najważniejsze jest dotarcie do przyczyn złości. Sytuacje np. korki, kłótnia z żoną to drobiazgi, które wynikają często z innego problemu np. konfliktu wewnętrznego, który powstał w pracy….
Myślę, że umiejętność zdystansowania się do siebie samego jest trudna i nie wiem czy do osiągnięcia. Przy pokonywaniu złości potrzebna jest druga osoba, może to być mądry przyjaciel, może to być ktoś kto się zna techniki pokonywania złości, lub ktoś kto już pokonał ten problem…
pozdrawiam serdecznie
Na swoje szczęście, ostatnio, zanim wpadnę w naprawdę wielki gniew, od razu staram się zanalizować powód, a tym bardziej przewidzieć następstwa swojej złości. Żeby uniknąć wybuchu robie sobie krótki spacer, a gdy nie mam tej możliwości, ściskam małą piłeczkę i co najlepsze, to mi pomaga.
Zauważyłem, że w moim przypadku dobrze działa mordobicie, kolokwialnie mówiąc. Ale nie na ulicy czy w innych nieodpowiednich miejscach, lecz podczas sparingów. Już jeden trening jakiejś sztuki walki sprawia, że większość zebranej w trakcie tygodnia frustracji, złości wylewa się ze mnie razem z potem. Przywalić komuś parę razy w kontrolowany sposób żeby się wyżyć, potem mocno oberwać na otrzeźwienie i od razu wychodzę na przeciw innym zadaniom w lepszej kondycji (psychicznej, rzecz jasna…).
Fizycznej zresztą też. 🙂
Ale to dopiero w dłuższym rozrachunku 🙂
W nawiązaniu do wpisu mam jeszcze jedną wartościową „Starą Prawdę”, ale niestety nie po łacinie: „Skutki gniewu są dużo poważniejsze od jego przyczyn”.
Witam, mam do pana, panie Łukaszu kilka pytań niezwiązanych z tematem. Jak pan podchodzi do tematu uprawiania sportu? Widać, że nie ma pan problemów z nadwagą. Ciekaw jestem czy pańska sylwetka została wypracowana aktywnością fizyczną, czy tylko odpowiednią dietą (obydwie te rzeczy są moim zdaniem cechą każdego dbającego o siebie mężczyzny). I jeszcze jedno pytanie, co pan sądzi o tatuowaniu własnego ciała (mi się to ani trochę nie podoba, ale ciekaw jestem pańskiej opinii). Dzięki 🙂 A w sprawie tematu dodam tylko, że dla mnie wzorem jest mój tata. Bardzo rzadko podnosi głos, a gdy już to robi doskonale panuje… Czytaj więcej »
Mam to szczęście/nieszczęście, że moje ciało nie wymaga pracy by tak wyglądało, ale również wymaga ogromnego nakładu energii by je zmienić. Natomiast sport – jak najbardziej!
Co do tatuaży, był już o tym artykuł:
https://kielban.pl/2014/06/gentleman-tatuazem-historia/
„Na wstępie odpowiedzmy sobie na pytanie czy złość jest w ogóle problemem? Każdy się zgodzi, że nim jest, kiedy zaczynamy wyżywać się na innych, szkodzić im.”
Nie każdy. To nie złość jest problemem tylko agresja i brak możliwości zapanowania nad nią. Złość jest emocją. Tłumienie emocji nie jest zdrowe, natomiast tłumienie agresywnych reakcji jest jak najbardziej pożądane.
Gniew jest często próbą rozładowania nagromadzonego przez długi czas stresu. Moja córka była bardzo poddenerwowana sytuacją w szkole. Przez dłuższy okres miała problem z dogadywaniem się z rówieśnikami i nauczycielami, a gniew narastał w niej i wybuchała bez powodu w domu. Myśleliśmy, że zajęcia sportowe rozładują emocje, ale to nie pomogło. Znaleźliśmy w internecie reklamę treningu zastępowania agresji Marcina Króla z ośrodka Psychologgia Plus. Polecam te zajęcia – naprawdę pomagają się wyciszyć.