Wakacje, wakacje… Każdy dobrze wie, że ani się obejrzymy i będzie już po nich. Dlatego u progu lata warto przygotować sobie listę książek, po które już niedługo sięgniemy. Bo w końcu wakacje bez książki są trochę jak lato bez słońca.
Wpis gościnny Wiktora Paska z bloga Męski Regał.
Dla nielubiących lata
Jeśli piekące słońce jawi się dżentelmenowi jako koszmar, a na myśl o prażeniu się na złocistym piasku plaży robi się nam mdło – słowem, jeśli lato jest niekoniecznie naszą porą roku, to uciekajmy w Lód Jacka Dukaja. [Linki do wszystkich książek zebraliśmy na końcu artykułu.]
Wkraczając do tego świata warto przygotować sobie coś ciepłego do ubrania. To rzeczywistość, w której trwa wieczna zima, a popołudniowy spacer na five o’clock może okazać się nieudany, bo linie tramwajowe zostaną wchłonięte przez ogromne, lodowe Lute. I to w centrum Warszawy. Lód to również podróż w świat Historii alternatywnej, w której I wojna światowa nie wybuchła. W 1924 roku wciąż trwa belle epoque, a my mamy szansę na założenie naszego ulubionego fraka i podyskutowanie o aktualnej sytuacji na którymś z polskich, bądź rosyjskich salonów.
Poćwiczymy tu nie tylko naszą wyobraźnię – do wysiłku zmusimy również nasz intelekt, bowiem w Lodzie wszystko podlane jest gęstym, filozoficznym sosem, w jego polskim, lwowskim wydaniu. Części z nas niestety wyda się on za ciężki, ale ostrzegam – jeśli chcemy filozoficzne fragmenty pomijać, to musimy uważać – w małym i ciasnym przedziale kolei transsyberyjskiej łatwo będzie nas na tym niecnym procederze nakryć. A przecież żaden dżentelmen nie chce wyjść na ignoranta przed podróżującymi z nim damami, prawda?
<<Zobacz też: 14 gentlemańskich zasad podróżowania pociągiem>>
Podróż w czasie i przestrzeni
Większość dżentelmenów jednak na wakacje czeka. Uwielbia morze – nie plażę i prażenie się w słońcu, a otwarte przestrzenie, zapach słonej, morskiej wody, szum fal i kołysanie statkiem. Szkoda, że większość kołysać będzie się mogło co najwyżej w swoim fotelu przed komputerem.
Na szczęście Pod polską banderą Grzegorza Rogowskiego daje nam jedyną w swoim rodzaju okazję, aby przejść się po pokładzie dwóch polskich transatlantyków: m/s Batorym i m/s Piłsudskim. Zresztą nie tylko przejść, ale również dobrze zjeść, zatańczyć fokstrota czy tango, zapalić papierosa w specjalnie zdobionej palarni. Zakochani mogą przejść się wieczorem po pokładzie, podziwiać migotanie gwiazd w granacie nieba i morza. A jeśli wciąż jeszcze szukamy wybranki naszego serca, możemy spróbować dostać się do specjalnego, zarezerwowanego jedynie dla kobiet barku. Na pewno nie powinniśmy spodziewać się nudy – pokłady naszych transatlantyków tętniły życiem, a spotkać można było tu całą plejadę polskich polityków, artystów i ważnych osobistości lat 30.
M/s „Batory” i m/s „Piłsudski” były perełkami ówczesnego designu. Książka Grzegorza Rogowskiego również wykonana jest z najwyższą starannością. Delikatnie wypukłe, pełne klasycznej elegancji litery na okładce i gruby papier stron powoduje, że książkę tę chce się trzymać w dłoniach.
Niektórzy dżentelmeni morza jednak unikają, choć lubią fale – szczególnie te dźwiękowe. I oni znajdą coś dla siebie, zwłaszcza, jeśli są fanami starego jazzu. Książka Był jazz. Krzyk jazz-bandu w międzywojennej Polsce Krzysztofa Karpińskiego przenosi nas w lata II RP, kiedy ten gatunek budził skrajne emocje – od uwielbienia po totalne potępienie. Zamiast jednak zapisywać się do Ligi Obrony Przeciwjazzowej, lepiej uzbroić się w dobre słuchawki, wygodny fotel i muzykę, która będzie nam towarzyszyć w tej podróży. W końcu dwa miesiące wakacji to wystarczająca ilość czasu na tę siedmiuset stronicową książkę i kilka dobrych albumów. Fragmentów książki można posłuchać tu.
<<Zobacz też: Historia jazzu na 30 kultowych płytach>>
Na poważnie
Mówią, że gdzieś po ziemi chodzą dżentelmeni, którzy gardzą tropikalną plażą i egzotycznym drinkiem pod palmą. Zamiast tego swój wolny czas poświęcają tematom poważnym, które nijak nie pasują do wakacji.
Pozostając w klimacie egzotycznych wysp, wypada polecić tego typu indywiduom Władcę much Williama Goldinga. Ta brutalna książka, opowiadająca historię grupki chłopców ocalałych z katastrofy samolotu, powinna zaspokoić ich ambicje. Pytania o zło ukryte w ludzkiej naturze, dyskusja o formie społeczeństwa, w którym żyjemy i wplecione w całość wątki religijne, sprawią, że ambitni nie będą mieli powodów do narzekań. Dodajmy do tego kilka postaci, które na długo zapadną nam w pamięć, a na pewno będziemy do tej książki wracać – niekoniecznie jedynie w wakacje.
A jakby komuś było mało, to proszę bardzo – może sięgnąć po Czarodziejską górę Tomasza Manna. Powieści długiej i intensywnej jak upalny, letni dzień, która zmusi nas nie tylko do myślenia, ale i do maksymalnego skupienia i ciągłej koncentracji. To nawet nie książka, a księga europejskiej religii, sztuki i historii, pełna dyskusji o Bogu, humanizmie i człowieku. Ciężka, ale jakże satysfakcjonująca lektura. Tylko proszę się potem nie dziwić, że mało kto w leniwe, letnie wieczory będzie chciał słuchać przemyśleń na temat śmierci, postaci Hansa Castropa, Settembriniego czy jezuity Naphty.
A może szkiełko i oko?
Każdy dżentelmen, który trzyma rękę na literackim pulsie w Polsce, wie, że od dłuższego czasu królują u nas kryminały. I nieważne, czy są to pozycje rodzime, czy zagraniczne – na książkowym regale musi znaleźć się ich przynajmniej kilka. Półka taka nie powinna mieć w wakacje spokoju. Dżentelmen to istota z natury ambitna, możliwe więc jest, że planuje wykorzystać nadchodzące letnie miesiące na solidną porcję kryminałów.
W razie upałów może ratować się angielską pogodą i nieodżałowanym, choć dzisiaj już nieco archaicznym Sherlockiem Holmesem – szczególnie Studium w szkarłacie i Psem Baskerville’ów. W razie czego, upał skutecznie zwalczą Skandynawowie: Stieg Larsson, Camilla Läckberg czy Lars Kepler. A jeśli będziemy musieli szukać słońca? Wtedy wypadnie sięgnąć nam po Raymonda Chandlera i kalifornijskie perypetie Philipa Marlowe’a w Żegnaj laleczko i Długim pożegnaniu.
Musimy pamiętać również o którymś z polskich tytułów. Kryminał, który cofa nas w przeszłość? Proszę bardzo: jeśli komuś jeszcze nie udało się spotkać Eberharda Mocka i towarzyszyć mu w jego wrocławsko-lwowskich perypetiach, to nadchodzące miesiące są doskonałą okazją do chwycenia za którąś z książek Marka Krajewskiego. A może wolimy zawitać do międzywojennego Lublina? I w tym wypadku mamy szerokie pole do popisu – Maciej Wroński napisał o komisarzu Maciejewskim już sześć książek.
A jeśli nie przepadamy za kryminałami rozgrywającymi się w przeszłości i wolimy klimaty współczesnej Polski? Niedawno zakończyła się literacka historia Teodora Szackiego, bohatera powieści Zygmunta Miłoszewskiego. Trylogia o jego śledztwach to łakomy kąsek. A może letnia pora to czas na pierwsze spotkanie z kryminałami Katarzyny Bondy? Albo poznanie Julii Dobrowolskiej, prywatnej detektyw z kryminałów Gai Grzegorzewskiej? Jak w dobrym kryminale więcej tu pytań niż odpowiedzi, ale wakacje to doskonały czas na ich szukanie.
<<Zobacz też: Pięć bandyckich sztuczek paryskich Apaszów>>
Klasyka dla dużego i małego
Niektórzy dżentelmeni ponad wszystko cenią sobie klasykę – zarówno w ubiorze, jak w sztuce i literaturze. Nadchodzące lato to dobra okazja, aby sięgnąć po kilka „klasyków”. I nie mamy tu na myśli klasycznych tragedii Sofoklesa – przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się nimi katował w upalne, lipcowe i sierpniowe dni.
Jednak lektura Podróży Guliwera Jonathana Swifta wydaje się przedsięwzięciem dużo bardziej racjonalnym. Wszyscy wiemy, kim byli Lilipuci, ale już z Houyhnhnmami czy Luggnaggami i mieszkańcami Laputy może być problem. A poznanie ich może być równie ciekawe. Na co byśmy się nie zdecydowali, pamiętajmy o jednym – klasykę, szczególnie z nutką przygody, możemy dzisiaj znaleźć również w wersjach dla dzieci. Może warto zainwestować w „dziecięcego” Julisza Verne’a i wykorzystać wakacje na spędzenie czasu ze swoimi pociechami? Poświęcić kilkanaście wieczorów na wspólne przeżywanie przygód Guliwera czy odkrywanie podwodnych głębin z kapitanem Nemo? Może uda nam się zapisać w pamięci naszych potomków kilka takich rodzinnych wieczorów i zaszczepić w nich ciekawość literatury.
<<Zobacz też: 10 zasad plażowania z klasą>>
Wybór historyka [aneks od Łukasza Kielbana]
Wiktor poprosił mnie o podanie kilku swoich propozycji na lato. Jako że jestem historykiem i w swojej karierze przeczytałem całe mnóstwo niesamowicie wciągających książek historycznych, postanowiłem skupić się na tej kategorii.
Choć proponowane poniżej publikacje wiążą się z bitwami i wojnami, nie są one ściśle militarne. Pokazują skomplikowany i fascynujący świat, który był tłem między innymi dla działań wojennych. Prezentują też niesamowite osobistości, a nawet całe grupy społeczne, mogące stanowić inspirację do przemyśleń i działania.
Polecam zatem porywającą biografię Aleksandra Wielkiego, autorstwa Petera Greena. Nie dość, że książka dotyczy nieprzeciętnego wodza, to jeszcze odległe czasy starożytne nadają jej charakteru niemal fantastycznego. Drugą książką jest Kniaź Jarema Jana Widackiego. To również biografia opowiadająca historię ojca przyszłego króla Polski (Michała Korybuta Wiśniowieckiego) i świetnego dowódcę wojskowego. Mimo, że jest to książka historyczna, wciąga jak dobra powieść w niezwykle czasy polskiej szlachty. Na koniec zachęcam do sięgnięcia po książkę Życie codzienne oficerów Drugiej Rzeczypospolitej Franciszka Kusiaka. To rewelacyjne kompendium, pełne ciekawostek, wspomnień i relacji z jednego z najbardziej inspirujących okresów w historii naszego kraju.
Mamy nadzieję, że coś z tego sobie wybierzecie albo chociaż zmobilizujecie się do własnych poszukiwań lektur na lato. Jeśli już coś innego wybraliście, czytacie lub planujecie przeczytać w najbliższym czasie, napiszcie w komentarzu co to jest!
Bibliografia (w kolejności pojawiania się w artykule)
- Jacek Dukaj – Lód
- Grzegorza Rogowskiego – Pod polską banderą
- Krzysztofa Karpińskiego – Był jazz. Krzyk jazz-bandu w międzywojennej Polsce
- William Goldin – Władca much
- Tomasz Mann – Czarodziejska góra
- Arthur Conan Doyle
- Stieg Larsson – Seria Millenium
- Camilla Läckberg – Księżniczka z lodu
- Lars Kepler – Hipnotyzer
- Raymond Chandler
- Marek Krajewski
- Marcin Wroński
- Zygmunt Miłoszewski
- Gaja Grzegorzewska,
- Żniwiarz
- Topielica
- Katarzyna Bonda
- Jonathan Swift – Podróże Guliwera
- Juliusz Verne – 20 000 mil podwodnej żeglugi
- Peter Green – Aleksander Wielki
- Jan Widacki – Kniaź Jarema
- Franciszek Kusiak – Życie codzienne oficerów Drugiej Rzeczypospolitej
***
Wiktor Pasek jest autorem rewelacyjnie sprofilowanego bloga – Męskiego Regału. Jak łatwo się domyślić stara się inspirować mężczyzn do czytania literatury, którą każdy mężczyzna powinien znać. Koniecznie zajrzyjcie do niego. Wiktor jest z wykształcenia polonistą, miłość do literatury wyniósł z domu, interesuje się między innymi postkolonializmem w kontekście historii Polski.
Witam, a morze jescze dodać do tego zupełną klasykę
Niccolò Machiavelli „Książę” ??
Myślę, że jeśli ktoś chwyci za „Rodzinę Borgiów” Mario Puzo (nota bene autora „Ojca chrzestnego”), to Machiavelli będzie naturalnym rozwinięciem tematu.
Dla nieobeznanych dodam, że to króciutka książeczka, którą na pewno znajdzie się w całości za darmo w Internecie.
Ostatnia bodajże jego książka. O Aleksandrze VI, Zainspirowała mnie do zgłębienia tego tematu.
To już lepsze (i literacko, i światopoglądowo) „Dwa traktaty o rządzie” Johna Locke. „Książę” jest chyba za często rozumiany jednowymiarowo.
Czytam „seriami”, obecnie cały zestaw Franciszka Fenikowskiego. Kapitalne książki poświęcone morzu i Kaszubom, ale nie tylko. Przedtem był Patrick O’ Brian – też marynistyka. Tyle dla rozrywki, a czas ciężko dla niej znaleźć, bo stos domagającej się przeczytania literatury fachowej nieustannie rośnie.
Proponuję „Znaczy Kapitan” Karola Olgierda Borchardta. Kolejnych książek z serii nie czytałem, ale to klasyka.
W tym temacie jest artykuł: Znaczy Mamert Stankiewicz*
https://kielban.pl/2012/06/znaczy-mamert-stankiewicz/
Z przyjemnością przeczytałem. Dziękuję.
Czytałem, oczywiście. Właściwie też cała serię Borchardta, to lektury młodości
Z miłą chęcią poczytam Conan Doyle’a, dawno już nie czytałem tego autora, dzięki za przypomnienie :-).
Warto dodać, że Doyle to nie tylko Sherlock Holmes, ale także profesor Challenger. W młodości zachwycałem się „Zaginionym światem”.
Holmesa zacząłem kilka dni temu, w oryginale. Niby angielski się tak nie zmienił na przestrzeni lat, ale jednak czuć inny rytm narracji.
A w ogóle to kilka dni temu przeczytałem też „Casino Royale” (też po angielsku), rozbawiło mnie często występujące słowo gay (Vesper was gay but also Bond was gay!) — nawet nie wiedziałem, że wyraz ma jeszcze jakieś znaczenie.
No i Bentley… Chyba jednak moje bondomaniactwo za bardzo opierałem na filmach 😉
Właśnie angielski Bond jest moim pomysłem na to lato. O szlifowaniu języka w ten sposób chciałem napisać nawet w osobnym artykule.
Nie będę ukrywał, że czytam na Kindlu — sposób obsługi słownika w modelu Paperwhite jest po prostu genialny. Jest nawet osobna funkcja do powtarzania słówek!
Nie słyszałem o takiej możliwości. Świetne! Ciekaw jestem czy są takie programy też na tablety.
Na tablety jest sporo czytników ebooków, właściwie wszystko, co można zainstalować na e-inku powinno być dostępne na Androidzie. Z ciekawych aplikacji mogę polecić Legimi, cyfrową bibliotekę ebooków.
Z tym, że czytanie na tablecie to +10 punktów u okulisty.
Wiadomo, mniej wygodnie i oczy się męczą. Jednak elektroniczny papier to całkiem zmyślna i użyteczna technologia.
Miałem okazję czytać „Bondy” również po angielsku. Gorąco polecam, szczególnie na wakacje. Jest to już od wielu lat właśnie mój „wakacyjny” rytuał. Czekam na koniec sesji i biorę się za całą serię po raz 10 😉
Pomijając moje szaleńcze uwielbienie dla tej serii, język Fleminga oprócz swojej delikatnej archaiczności jest czymś na prawdę nie do podrobienia. Po przeczytaniu wszystkich kontynuacji innych autorów, w większości nie przetłumaczonych na język polski, muszę ze smutkiem przyznać, że nikt nawet nie zbliżył się do oryginalnego autora jeśli chodzi o język. Jeśli zaś chodzi o główny wątek i akcję, to już w ogóle szkoda gadać.
Osobiście polecałbym wydanie „Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa”, które mam od ponad roku i dopiero zbliżam się do połowy. Ale to jest książka, którą lepiej przeczytać w wersji ebookowej, bo widziałem papierowe wydanie i wydaje mi się, że jest ono trochę za duże.
To jest bodajże przeszło 1000 stron, oczywiście e-książka jest wygodniejsza 🙂 Też rozkminiałem ją dobre pół roku, z przerwami (zwykle czytam 2-3 rzeczy równolegle, tu nałożyły się na to po prostu przerwy).
A z innej bajki — „Hitler. Narodziny zła 1889-1939” Volkera Ullricha. Świetne.
Ale w papierze oprócz 1000+ stron to jest jeszcze format większy od typowego.
A na Kindle’u to około 25000 lokacji, więcej nigdy nie widziałem. Nawet Lód ma mniej, chyba 21000.
A ogólna moja konkluzja jest taka, że czytnik e-książek jest najdebeściackim wynalazkiem ostatnich czasów. Komórkę uważam za takowy wynalazek schyłku l. 90-tych (mam na myśli czas kiedy upowszechnił się system GSM), natomiast tak jak ogólnie sprytfony mnie nie biorą (mam ale nie uważam go za nic szczególnego), to już właśnie czytnik jest czymś prześwietnym.
U mnie, co tu kryć, czytelnictwo w przeciągu 4 z hakiem lat (odkąd kupiłem Kindla) wzrosło chyba o 50%.
Bardzo polecam Marka Krajewskiego i serie przygód o Eberhardzie Mocku. Brudny kryminał w latach 40.
Jest adaptacja we Wrocławskim Teatrze Współczesnym, mam nawet bilety (na wrzesień).
Aczkolwiek przeczytałem ze 2-3 pozycje i nie przypadły mi wybitnie do gustu. Troszkę za bardzo widziałem w tym przewodnik po Breslau, zupełnie jakby Krajewski pisał to ze starymi planami miasta pod ręką.
Szukającym słońca w kryminałach warto polecić Charlesa Willeforda. Hardboild w pełnej krasie, duszne Miami, nieporadny detektyw. No i przede wszystkim piękne wydania Mundinu.
A przez ten „Lód” udało się komuś przebić? Kurde, próbowałem (niechęć do literatury nie-faktu została przezwyciężona jakimś tam sosem historycznym, nawet jeśli to tylko historia alternatywna), ale bodajże w 1/5 książki zamarzłem z nudów… Pomysł ekstra, film pewnie byłby genialny — byle nie zrobili z tego drugiej „Hiszpanki” 😉 (który to film oznacza dla mnie super pomysł i kompletne nieporozumienie jeśli chodzi o realizację).
Sam ciągle szykuję się do „Lodu”. Zachęcają mnie entuzjastyczne komentarze, ale powstrzymują relacje (większość!) osób, które nie przebrnęły przez nią. Niemniej wszyscy uznają ją za świetną książkę.
A „Hiszpanka” to faktycznie pomyłka. Po zakończeniu filmu, nie wiedziałem o co autorom chodziło w ogóle.
Ja się, z nieskrywaną przyjemnością, przebiłem i z całego serca zachęcam. Jako że jesteś historykiem, to domyślam się, że nie wymagasz wartkiej akcji, a są tutaj takie długie fragmenty opisów, filozoficzno-naukowych przemyśleń i ogólnie rzeczy, których Hitchcock by nie pochwalił 😉 Dla mnie super, dla większości znanych mi osób o jakieś 500 stron nie zawierających akcji za dużo.
Ależ historycy to nie zaraz miłośnicy powolnej akcji. Choć dla mnie bardziej istotne jest to, czy książka wciąga w swój świat. A czy robi to poprzez wartką akcję, czy poprzez dobre opisy to już inna sprawa.
Zdaję sobie z tego sprawę, ale mam wrażenie, że historycy i osoby historią się interesujące mają większą tolerancję na powolną akcję czy wręcz jej brak.
„Wciągnięcie” to sprawa tak indywidualna, że pozostaje mi tylko zasugerować podjęcie lektury i sprawdzenie czy „Lód” ma tę niezbędną cechę 😉
Z tym, że nawet brak wartkości akcji nie musi — moim skromnym zdaniem — oznaczać okowów lodu jeśli chodzi o prowadzenie myśli. Zdarzyło mi się przeczytać kilka w pytę długich książek i nieczęsto się zdarzało, że gubiłem wątek — aczkolwiek nie przez ich upchanie, lecz właśnie przez strasznie ślamazarne pchanie wątku do przodu. A tak kończy się jak z podpatrzonym właśnie przeze mnie komentarzem: „Książka mi się nie podobała, ale uważam ją za arcydzieło.” Znaczy się Gombrowicz wiecznie żywy: jakże ma się „Lód” nie podobać, skoro się podoba (nie wiem czy to parafraza Gombrowicza i czy w ogóle jakiś podobny… Czytaj więcej »
Z takich książek właśnie przypomniało mi się „Sto lat samotności”. Niesamowita książka, której atmosfera jest właśnie akcją. Mimo, że działo się w niej tak wiele, że można było się pogubić, to akcji jakby tam nie było. A jednak po skończonej lekturze byłem nadal zafascynowany tą powieścią.
PS „w pytę” też w kontekście tamtych rozważań? 🙂
> „w pytę” też w kontekście tamtych rozważań? 🙂
Też 😉
Żal, bo najmłodsi czytelnicy internetów nie znają takich słów. Co ciekawe użyłem kiedyś frazy „stolec prezydencki” (lub podobnej) i co się okazało — „stolec” powszechnie kojarzy się wyłącznie z ekskrementami (!).
Ja dotrwałem do 40% książki, do momentu gdy skończyli podróż pociągiem. Wtedy to rzuciłem, w lutym zeszłego roku, do tej pory nie wróciłem. Mój kolega to przeczytał i mówił mi, że później dzieją się jeszcze dziwniejsze rzeczy.
Autor powinien pomyśleć o wersji typu „bryk”, powiedzmy 200 stron z kluczowymi elementami 😉 Wtedy na pewno wzrosłaby liczba czytelników, którzy mogliby się pochwalić „Lód? a owszem, owszem, od deski do deski!” 😉
Mnie się udało, z przyjemnością nieskrywaną, ale ja Dukaja połykam w zasadzie wszystko co mi w ręce wpadnie.
Natomiast chyba nie polecałbym Lodu akurat na początek znajomości z tym autorem. Może Inne Pieśni? Bardziej zwięzłe, a pomysł na świat działający na zasadach arystotelesowskiej fizyki nie mniej ciekawy, niż zamrażający logikę Lód.
Jacek Dukaj jest geniuszem. Jest to zdecydowanie mój ulubiony polski pisarz i podobnie jak kolega powyżej, czytam właściwie wszystko co wyszło spod ręki tego autora. Tak się złożyło, że „Lód” był pierwszą powieścią Dukaja, którą miałem okazję czytać, a mimo tego nie dość, że przebrnąłem, to sięgnąłem po kolejne jego książki. Muszę jednak przyznać, że rzadko udawało mi się czytać więcej niż ok. 30 stron „Lodu” dziennie z racji wspomnianego już poziomu trudności lektury. Fanów dialogów muszę przestraszyć ich niewielką liczbą. Mimo tego, gdy już dochodzi do rozmowy, każde wypowiedziane słowo ma ogromne znaczenie. Dukajowi zazdroszczę wiedzy, fantazji i przenikliwości.… Czytaj więcej »
„Lód” ma tę zaletę, że zmusza do wysiłku nie tylko głowę, ale też mięśnie rąk. Kto wziął ją do ręki ten wie, że równie dobrze można nią wbijać gwoździe.
Zresztą „Lód” lodem – osobiście „Król Bólu” wydawał mi się pozycją jeszcze trudniejszą.
Król Bólu to przecież opowiadania, więc łatwiej to sobie rozbić na kawałki. Są lepsze (w tym ten przecudny homage dla Lema, wyławianie nawiązań do rozmaitych jego dzieł to dodatkowa świetna zabawa), są gorsze; nic dziwnego zresztą – opowiadania pochodzą z bardzo różnych okresów. Tym bardziej ciężko traktować Króla jako jednorodną całość.
Nie zmienia to jednak faktu, że osobiście „Król Bólu”
był dla mnie jeszcze trudniejszy w odbiorze 🙂
Mnie pokonał Xawras Wyżryn…
Jedna z niewielu książek która mnie po prostu rozbiła na ponad dwa dni.
Co do Lodu… wymaga spokoju. Na wakacje idealna książka.
Skoro jesteśmy przy Dukaju, sam bardzo dobrze wspominam lekturę jego „Wrońca”. To zupełnie inna książka i z pewnością dużo łatwiejsza w odbiorze, ale nakreślona rzeczywistość na długo pozostaje w pamięci.
PS Kurde oczywiście użyte w kontekście poprzednich rozważań:
https://kielban.pl/2015/06/jak-przestac-przeklinac/
😉
Skusiłem się na nową Bondę. Pan Miłoszewski zapowiada na okładce, że to królowa polskiego kryminału. Pierwszą część nowej serii przeczytałem z miejsca i nie ukrywam, że było to całkiem miłe doświadczenie. Ponieważ w maju ukazała się druga część sagi, kupiłem i przeczytałem także tę książkę. W sumie ponad 1400 stron. Z perspektywy tych kilku dni z książkami pani Bondy stwierdzam, że jak a królową to jednak dość słabo. W połowie drugiej części tracisz orientację w wątkach, które zdają się przerastać samą Autorkę. W książce jest sporo błędów, których najwyraźniej nie wychwyciła korekta (chociażby błędy w nazwie telewizyjnego kanału tematycznego). No… Czytaj więcej »
Dlatego też nie warto ufać opiniom pisarzy na temat innych pisarzy – bardzo często są to po prostu koledzy znający się z różnego rodzaju festiwalu i spotkań. A jak wiadomo, głupio powiedzieć koledze czy koleżance, że książka wyszła średnia.
Inna sprawa, że nie spotkałem się jeszcze ze szczerą opinią na okładce samej książki – to tak, jakby salonie samochodowym sprzedawca mówił, że hamulce szwankują i samochód jest w gruncie rzeczy niebezpieczny 🙂
Nigdy nie kupiłem książki kierując się wyłącznie rekomendacją na okładce 😉
Chyba „Michał Korybut Wiśniowiecki”, nie Jan 🙂
Mam teraz sporą zagwozdkę skąd mi ten Jan się wziął. Może od Jana Kazimierza?
Dziękuję za uwagę, już poprawione.
Stawiam na:
– Pytanie kolejne. Zatem. Jak się nazywa miasto nad Wisłą? Dla ułatwienia dodajemy, że jest to imię króla, który zostawił Polskę murowaną.
– Panie Kazimierzu! Ma pan klucz od kabiny?
– Bardzo państwa, proszę nie podpowiadać. Bardzo proszę.
– Kluczbork.
– Odpowiedź prawidłowa: Kazimierz.
– Roman.
Hmm, na mojej półce nie ma kryminałów, chyba nie jestem gentelmanem 😉 Wolę jednak coś w stylu „Podatek od złudzeń”.
A czy ktoś jeszcze oprócz mnie poleca „Hrabiego Mone Christo”?
Przez tę książkę chyba tak samo łatwo jest przebrnąć, jak przez „Lód”. Niemniej warto mieć ją na uwadze, jeśli ktoś szuka klasyki.
Zdecydowanie polecam, To jest doskonała książka.
Własnie za to uwielbiam ten blog! Można tu znaleźć tyle inspiracji! Część z prezentowanych pozycji bardzo mnie zaciekawiła i z pewnością zapoznam się z nimi bliżej. Za co jestem najbardziej wdzięczna, to podsunięcie świetnego pomysłu na prezent dla przyjaciela. Ze swojej strony mogę tu polecić:
1. „Działa Nawarony” Alistaira MacLeana
2. „Ojciec chrzestny” Maria Puzo (jeżeli ktoś woli klasykę)
3. Zbiór „Cztery pory roku” Stephena Kinga (w tym sławne opowiadanie „Skazani na Shawshank”)
4. „Szczury Wrocławia. Chaos” Roberta J.Szmidta
Wstyd się przyznać, ale nie wiedziałem, że King napisał „Skazanych na Shawshank”. Chyba się skuszę.
Ojjjj skuś się. Tylko nie umawiaj się z nikim następnego dnia przed 12:00 🙂 na 99% zaśpisz, gdyż nie będziesz w stanie odłożyć książki
Zieloną Milę też napisał posiadam podróżny egzemplarz który mieszka na mojej półce obok „Ojca Chrzestnego” Mario Puzo i „Firmy” Johna Grishama.
Alistair MacLean jest jednym z moich ulubionych autorów. Warto po niego sięgnąć, jak ktoś lubi książki sensacyjne. Moje ulubione to „Tylko dla orłów”, „Działa Nawarony”, „Tabor do Vaccares” i „Stacja Arktyczna Zebra”.
Łukasz, a także pozostali Koledzy i Koleżanki a ja – nieco przy okazji – polecam serdecznie serię poznańskich kryminałów Piotra Bojarskiego. Komisarz Kaczmarek, otyły, pozostający pod dyskretnym pantoflem małżonki Loni i objadający się namiętnie kaszanką z bufetu w Prezydium Policji to fajna przygoda. Chociażby ze względu na gwarowe wtręty 😉
Super temat. Mam nadzieję, że więcej będzie wpisów o książkach. Jedyne co mi się nie podoba w tym artykule, to zdjęcia, są okropne.
To moja zasługa.
Sherlock Holmes dobry na wszystko. Szkoda tylko, że wszystkie opowiadania są dostępne w wielkim wydaniu, które nie nadaje się do zabrania w podróż 🙁
Zawsze pozostają e-booki.
Proszę poszukać wydań klubowych ze „Świata Książki”. Swego czasu dostałem je w prezencie, ale używane egzemplarze dostępne są na portalach aukcyjnych. To bardzo poręczne wydania w formacie trochę większym niż A5 w pięknych stonowanych pastelowych kolorach. Idealne na podróż, lecz nie na za długą, ponieważ szybko się kończą 😉
Zestawienie warte uwagi, ale dlaczego brakuje w nim kryminalow autorstwa Joanny Chmielewskiej?
I tak sporo tu kryminałów. Nie warto wymieniać wszystkich, bo to artykuł o różnorodnej literaturze.
Jeżeli miałbym polecić coś ciekawego do przeczytania w wakacje to będą
to książki A. Szklarskiego z serii o Tomku i jego kompanach. Może jest
to literatura młodzieżowa, ale mam do niej wielki sentyment, a i mój tato
często po to sięga.
widzę tutaj sporo ciekawych tytułów, na pewno po nie sięgnę, bo czytać po prostu kocham. A od siebie mogę jeszcze polecić książkę Musiałam umrzeć, książka Achmedowej zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie.
Świetny wybór, sądzę jednak, że skoro zdecydowałeś się polecić 30 pozycji, lepiej byłoby wskazać książki różnych autorów niż wypisywać po kilka książek które należą do jednej serii. Jeśli kogoś to zainteresuje, to znajdzie sam.
Liczba 30 wyszła dopiero po przeliczeniu tego co poleciliśmy. To nie był plan.
Pod polską banderą zainteresuje nie tylko gentelmanów, ale i damy zainteresowane tematem. A że jestem wielką miłośniczką polskich transatlantyków, chętnie przeczytam. 🙂
Świetna lista! Parę z w/w pozycji miałem okazję przeczytać. Stieg Larsson spowodował absolutne wyłączenie mnie z życia towarzyskiego na tydzień. Akurat miałem urlop i praktycznie nie robiłem nic innego poza czytaniem – zmieniając jedynie lokalizację owego czytania. Ze swojej strony mogę polecić serię Agent prezydenta W.E.B Griffin’a. Pierwszy tom – ,,Z rozkazu prezydenta” ukazał się w 2005 roku i od tamtej pory jestem wiernym fanem serii. Połączenie Jamesa Bonda, z żołnierskim życiem w kraju mlekiem i miodem płynącym czyli Stanach Zjednoczonych. Dynamicznie zmieniające się lokalizacje wydarzeń – od ojczyzny głównego bohatera poprzez Europę i Amerykę Południową, a także szczegółowe intrygi… Czytaj więcej »
Bardzo przydatny wpis w poszukiwaniu książek na lato, jeśli ktoś chce sięgnąć po Czarodziejską Górę, to przedtem warto wspomóc się Faustem Goethe, a później samym Mistrzem i Małgorzatą (diaboliczny komplet).
Przy okazji, czy mógłbyś wskazać tytuły najciekawszych według Ciebie książek historycznych, ale dotyczących starożytności, renesansu i XX wieku?
Jeśli chodzi o „Podróże Guliwera” to z pewnością warto postarać się o pełne wydanie (pod właściwym tytułem „Podróże do wielu odległych narodów świata”), a nie skróconą wersję ad usum Delphini. Jeśli ktoś zamierza czytać ją na głos dzieciom, to sam zadecyduje, które fragmenty dyskretnie pominąć 😉 Bo trzeba przyznać, że pan Swift maksymę Homo sum, humani nihil a me alienum puto rzeczywiście starał się wdrażać w życie.
Ja z kolei mogę polecić genialną powieść o czlowieczenstwie czyli „źrodlo” Ayn Rand. Dodatkowo ostatnio przeczytałem „wywiad z władzą ” Oriana Fallaci i jest to świetna pozycja dla osób interesujących się polityką.
Nie bardzo podoba mi się Zygmunt Miłoszewski ze swoimi naszpikowanym wulgaryzmami książkami jako pomysł lektury dla prawdziwego gentlemana. Jest wiele ciekawiej napisanych kryminałów; wspomnę chociażby nieśmiertelnego Raymonda Chandlera. Sądzę, iż dobrym dodatkiem do dżentelmeńskiej biblioteki będą powieści Karola Maya o czerwonoskórym gentlemanie Winnetou, którego niezapomniany odtwórca Pierre Brice (również gentleman w życiu prywatnym) odszedł do Krainy Wiecznych Łowów szóstego czerwca, 2015 r. Howgh!
Od siebie mogę polecić książki „Szaman morski” oraz „Znaczy kapitan”, pióra Karola Borchardta. Obie opowiadają o życiu codziennym na polskich transatlantykach w latach 20 i 30. Główni bohaterowie obu powieści tj. Eustazy Borkowski oraz Mamert Stankiewicz powinni zainteresować każdego dżentelmena.
Proponuję również książki bardziej poważne – historyczne itp. Na przykład Romana Dmowskiego czy Mosdorfa.
Pozdrawiam.
A ja mam takie propozycje:) 1. „Jerozolima – biografia” – Simona Montefiore. Historia Babilończyków, Egipcjan, Żydów, Rzymian, Greków, Persów, Arabów, a także Francuzów, Brytyjczyków, Turków, Niemców, Rosjan, Palestyńczyków, Amerykanów i… Polaków, (wielu innych nacji także) opisana w dziejach tego wyjątkowego miasta, na którego ulicach, pałacach i w świątyniach mieszała się pobożność, żądza władzy i złota z krwią, rozpustą i wielkością. Historia królów, niewolników, świętych, geniuszy i nieudaczników. No i wreszcie historia trzech największych religii czyli ludzi wierzących, że tylko tam – w Jerozolimie można dostąpić, życia wiecznego i kontaktu z Bogiem – jednym bo tym samym dla Chrześcijan, Żydów i… Czytaj więcej »
Bardzo ciekawe propozycje. Szczególnie Jerozolima przykuła moją uwagę. Poszukam jej w bibliotece.
Ja właśnie kończę 10 lat i 20 dni
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/133091/10-lat-i-20-dni-wspomnienia-1935-1945
Serdecznie polecam. Zużyłem ze dwa ołówki… to książka z tych w których lepiej by było podkreślać nieistotne fragmenty… było by ich mniej.