Gentleman w każdej sytuacji powinien panować nad sobą, żeby nikomu przypadkiem nie wyrządzić krzywdy i żeby nie zaszkodzić samemu sobie. Są jednak sytuacje, w których bardzo trudno o opanowanie, ale zachowanie zimnej krwi może dosłownie ocalić życie.

Automobil

Wpis powstał przy współpracy z Goodyear.

Gentleman na drodze

Trzy tygodnie temu zapytałem Was o Wasze historie trudnych sytuacji na drodze i tego, jak sobie z nimi poradziliście. Odpowiedzi były nieraz mocno trzymające w napięciu i zapadały w pamięć. Wszystkie pokazały, że tylko zachowanie zimnej krwi, opanowanie się w kluczowych sekundach pozwoliło kierowcom i ich pasażerom wyjść z zagrożenia bez szwanku.

W tym wpisie rozwiążemy konkurs z Goodyear i wskażę trzech zwycięzców, którzy będą mogli przejść kurs w szkole bezpiecznej jazdy. Niemniej nie chcę na tym poprzestawać. Przedstawię Wam wybór odpowiedzi, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Tego typu historie otwierają nieco oczy i sprawiają, że bardziej uważamy na własne zachowanie w trasie.

Na koniec podam moją odpowiedź na pytanie konkursowe. Będzie ona nieco inna, gdyż postanowiłem Wam opowiedzieć o zdarzeniu, w którym musiałem ratować się przed własną głupotą i brakiem wyobraźni. Warto bowiem pamiętać, że przecież nie każde zagrożenie powodują inni kierowcy. Czasem winni jesteśmy my.

Droga skąpana w słońcu.

 

Opowieści czytelników: „Opisz niebezpieczną sytuację, jaka spotkała Cię na drodze. W jaki sposób sobie z nią poradziłeś?”

Zwycięzcy konkursu:

marcin_d

Wypadek na wjeździe na obwodnicę S8 w okolicach Wyszkowa kolejny raz zmusił mnie do objazdu przez Łochów. Była jesień, warunki pogodowe dobre, droga wiodąca przez las, a przede mną tylko jeden samochód jadący ze stałą prędkością ~80-90 km/h, który w pewnym momencie awaryjnie hamuje… i zatrzymuje się. W ułamku sekundy wiedziałem, że niestety nie uda mi się wyhamować albo „zatrzymam się w jego bagażniku”. Nie widziałem żadnych świateł z przeciwka, więc odbiłem na lewy pas ciągle hamując i zatrzymałem się dopiero na wysokości przednich kół poprzedzającego mnie pojazdu. Na prawym pasie, jak gdyby nigdy nic stała sarna… a na lewym (moim) pasie tuż przed maską mojego auta stała kolejna, spokojnie obserwując całe to zdarzenie. Adrenalina i ciśnienie na poziomie very high ale szczęście udało się uniknąć podwójnej kolizji 🙂

Kierowca Świadomy

Przyjechałem ze studiów do rodzinnego miasta. Jest zima, drogi zaśnieżone. Prowadzę Seicento mamy, jadę z młodszym bratem. Opony zimowe, prędkość przepisowa, Dojeżdżamy do skrzyżowania z główną drogą, odpuszczam gaz, zaczynam hamować a auto jedzie dalej. Lód pod śniegiem. Momentalnie robi mi się ciepło. ABSu brak, hamuję pulsacyjnie, hamuję silnikiem, robię co mogę by się zatrzymać…

Nie uda się. W głowie rozgrywam różne scenariusze w zwolnionym tempie. Patrzę jakby z zewnątrz.

Jesteśmy już prawie na skrzyżowaniu. Wybieram wariant. Omiatam skrzyżowanie wzrokiem, patrzę w lewo, w prawo. Redukcja na drugi bieg i gaz w podłogę. Z wiarą i nadzieją przecinam skrzyżowanie przed maskami nadjeżdżających samochodów.

Jesteśmy za skrzyżowaniem. Zatrzymuję auto. Serce wali jak szalone, uda pulsują. Żyjemy.

Brat patrzy na mnie i ze stoickim spokojem mówi: “wiedziałem, że się nie zatrzymamy, ale nie robiłem nic bo bym Cie tylko dekoncentrował. Jakoś wiedziałem, że znajdziesz sposób”. Znalazłem.

Aleksander Ojciec Tomasz

Pięć lat temu, w słoneczny, niedzielny poranek jechaliśmy całą rodziną do kościoła. Zbliżałem się do pierwszego, łagodnego zakrętu w lewo, na granicach wsi Lusówko. Jechałem spokojnie od strony Tarnowa Podgórnego, zdjąłem nogę z gazu, zostawiając silnik na biegu. Prawą rękę przełożyłem na okrągły brzuch żony na którą spojrzałem odrywając wzrok od trasy zaledwie na sekundę. Kiedy spojrzałem znów do przodu, małe BMW lecąc w pięknym poślizgu, przekraczało właśnie linię rozgraniczającą pasy. Było tak blisko, że doskonale widziałem przerażenie i bezradność w oczach siedzącej za jego kierownicą dziewczyny! Nie było już czasu na hamowanie. Jedyny manewr, jaki mogłem instynktownie wykonać, to skręcenie na lewy pas. BMW przeleciało z naszej prawej strony przez krawężnik, przez rów przydrożny i dalej zatańczyło na łące. Naszym autem udało się miękko, sprawnie, bez poślizgu wrócić na prawy pas i bezpiecznie wyhamować na poboczu. Kiedy wysiadłem, zobaczyłem śmiertelnie bladą, przerażoną dziewczynę z BMW, kompletnie zaskoczoną i bezradną. Na tylnej kanapie mojego auta wiercili się, rozbawieni całą sytuacją moi dwaj synowie. – Tata! Jeszcze raz!

 

<<Zobacz też: Gdy szlag cię trafi na drodze – jak reagować>>

samochod2

Fot. born1945 (CC BY 2.0) .

Pozostałe warte uwagi odpowiedzi:

Piotr Majak

Pierwsza praktyczne zajęcia kursu na prawo jazdy, wraz z instruktorem. Kończę trzecią godzinę jazdy i brukowaną drogą zbliżamy się do parkingu szkoły jazdy. Okolice dworca PKS, po prawej stronie stojące w rzędzie podmiejskie autobusy, po lewej kilka starszych pań sprzedających kwiaty i warzywa. Chwilę wcześniej zjeżdżając z odcinka drogi o ograniczeniu prędkości do 30 km/h wyraziłem swoją opinię, iż droga którą obecnie się poruszamy również powinna mieć takie ograniczenie: śliska nawierzchnia, możliwość wtargnięcia pieszego pod koła samochodu zza autobusów. Instruktor był zdania, że „tu nikt nie chodzi, a babcie idące z przystanków na stragany się pilnują”. Jedna z nich zapomniała. Awaryjne hamowanie! Zatrzymałem się na torbach które niosła starsza Pani przede mną. Kobieta przechodząca przez ulicę nawet się nie zorientowała. Ja zamarłem, instruktor ze strachem w oczach i w pocieszającym tonie zdołał wydukać z siebie: „Dobra reakcja!”. Jechałem około 30 km/h, uszczęśliwiony kończyłem trzecią godzinę pierwszych w życiu jazd po publicznych drogach. Było wspaniale, nie mogło być gorzej.

Michał

Kiedy nie muszę jeździć samochodem, wybieram rower – zdrowiej, szybciej i oszczędniej. Tak było też rok temu – jak codziennie wracałem z pracy, mijając z prawej strony długi sznur wolno poruszających się samochodów. Jechałem umiarkowanie szybko, miałem dobrą widoczność. W pewnym momencie, bez żadnego migacza, jeden z samochodów tuż przede mną nagle skręcił w prawo (szerokie pobocze). Nie miałem szans na udane hamowanie, mogłem tylko natychmiast odbić jeszcze bardziej w prawo… do tłustej, brudnej kałuży o powierzchni kilku metrów kwadratowych, której woda sięgała do połowy kół. Z trudem udało mi się utrzymać równowagę, ale zmoczyło mnie paskudnie. Tego dnia miałem urodziny, żebyście widzieli minę moją i domowników, gdy wróciłem 😀

Robert

Była zima, rok już nie pamiętam który, ale miałem „MALUCHA”, więc chyba rok 1998/1999. Piękny (jak dla mnie) pomarańczowy. Pewnego zimowego ranka jechałem z pracy na wykłady (gdyż jeszcze studiowałem dziennie). Droga była dość wąska i częściowo biała od śniegu i lodu.
Jechałem ostrożnie, gdyż warunki na drodze były kiepskie. Droga asfaltowa. Z przeciwka jechał jakiś terenowy samochód i niestety jechał prawie środkiem. Kiedy mnie mijał zmuszony byłem zjechać jeszcze bardziej i wtedy… Wtedy prawe koło spadło z drogi, a kiedy chciałem wrócić, wewnętrzną stroną opony zahaczyłem o brzeg drogi. Wpadłem w poślizg wracając na drogę, a przy prędkości 40-60km/h czas mijał baaaardzo szybko. Nie mogłem zatrzymać samochodu pomimo pulsacyjnego hamowania. Niestety ABSów nie miałem, więc szybka decyzja – noga z gazu i sprzęgła, hamulec do deski, redukcja do 2-ki i w ostatniej chwili hamulec ręczny. I to mnie uratowało. Zatrzymałem się 20cm od muru posesji stojącej przy drodze. Nic mi się nie stało i na szczęście nic z naprzeciwka nie jechało. Serce waliło mi jak dzwon Zygmunta, bo każdy wie jak wygląda Maluch nawet po najmniejszym wypadku.

<<Zobacz też: W obliczu nagłego zagrożenia na drodze>>

Agnieszka

Przez te kilkanaście lat posiadania prawa jazdy różnych kategorii najbardziej niebezpieczną sytuację przeżyłam na motocyklu.
Jadąc z przepisową prędkością, mając przed sobą osobowy samochód i za sobą ciężarówkę, złożyłam się w zakręt. Niestety, samochód osobowy dokładnie na wyjściu z zakrętu gwałtownie zahamował, bez wyraźnego powodu. Z przeciwległego pasa jechała właśnie inna ciężarówka. Hamowanie jadąc motocyklem w dość ostrym zakręcie groziło katastrofą przy moich kiepskich umiejętnościach (druga, samodzielna jazda po zdaniu prawka na motocykl), więc spokojnie złożyłam motocykl bardziej, położyłam go na asfalcie i pozwoliłam zsunąć się do rowu na zewnętrznej. Efekt: kilka drobnych siniaków, przytarcia na owiewce, lekko skręcona kierownica i w sumie tyle. Nie tragedia. Choć ciekawi mnie, jak można było wyjść z podobnej sytuacji bez opuszczania drogi.

SzczepanB.

W listopadzie 2014 roku, podczas jazdy z prędkością 80 km/h pękła mi przednia lewa opona na Trójmiejskiej obwodnicy. Jechałem lewym pasem od bandy dzieliły mnie centymetry, na szczęście zachowałem zimną krew i zamiast instynktownie hamować, przyspieszyłem zmniejszając tym samym ściąganie auta w lewą stronę. Po chwili i przebyciu odcinka około 100 m. zapanowałem nad samochodem i zjechałem na pobocze. Alufelga co prawda była już nie do odratowania po przejechaniu pewnej odległości praktycznie bez opony, ale wraz z kolegą ze statku po wymianie koła bezpiecznie dojechaliśmy do miasta. Polecam zapamiętać – przyspieszyć, nie hamować w takiej sytuacji jak powyżej!

Damian Sobczak

Godz. ok. 3 w mroźną suchą styczniową noc, auto zapakowane po brzegi, w środku 4 osoby w drodze do Pragi. Wyprzedzanie TIRa na prostym odcinku drogi przechodzącym w długi lewy łuk. Na prostej: droga wolna, kierunek i lewy pas. Prędkość ok. 100 km/h, TIR wyprzedzony, zaczyna się łuk, nadal lewym pasem, kręcę kierownicą… auto jedzie prosto! „Slow-motion” taki, że w czasie potrzebnym na reakcje, zdążyłbym chyba zdjąć i zawiązać od nowa buta, nie mówiąc o zastanowieniu się nad „dziwnym dymem” unoszącym się w powietrzu, czy o tym jak wytłumaczę rodzicom rozwalone nowe auto, kupione kilka miesięcy wcześniej. Reakcja – noga z gazu, kierownica bardziej prosto. Jest, udało się przód złapał przyczepność, skręcamy! Nagle złapał też tył ustawiając auto bokiem do kierunku jazdy, szybka kontra kierownicą, gaz i … udało się! Jedziemy prosto. W drodze powrotnej zauważyliśmy z kumplami, że obok drogi był rozkopany kopiec z „kiszonką” z którego wydobywała się para – ten dziwny dym – który zapewne spowodował miejscowe oblodzenie drogi i całe zajście 🙂

Kamil Kaczorowski

Około 4 lata temu w okolicach Częstochowy.
Jechałem samochodem dostawczym poza terenem zabudowanym, dookoła pola i łąki. Marzec. Prędkość ok 80 km/h. Za nic w świecie nie spodziewałbym się spotkać w takich okolicznościach bociana. Wyleciał z lewej łukiem w moją stronę, dzielił nas kawałek drogi więc myślałem, że przeleci przede mną i pofrunie dalej. Niestety zakręcił w moją stronę. Tylko opanowanie i szybki ruch kierownicą (brak pasażera i szczęście, że nic nie jechało z naprzeciwka!) sprawiły, że wielki ptak wbił się w szybę po stronie pasażera. Z mojej strony skończyło się szczęśliwie na paru stłuczeniach. Ptak niestety nie przeżył zderzenia.
Brzmi niewiarygodnie, ale niestety zdarzenie prawdziwe. Później z relacji miejscowej ludności dowiedziałem się że w pobliżu jest schronisko dla ptaków (między innymi bocianów które nie odleciały).

Michał Chęciński

Jakiś czas temu jechałem poza terenem zabudowanym z prędkością ok 90-100 km/h. Przede mną jechały dwa samochody osobowe. Podczas jazdy coś odwróciło moją uwagę. Gdy wróciłem wzrok ponownie na drogę okazało się, że samochody przede mną się zatrzymały. Odległość z bezpiecznych ok 80 m zmniejszyła się na 20-25 m, a prędkość miałem nadal ok. 90-100 km/h. Na zatrzymanie się nie było szans, więc aby uniknąć wypadku, wcisnąłem pedał hamulca do podłogi i wykonując manewr kierownicą ominąłem w ostatniej chwili stojące samochody. Zimna krew, ABS i odruch tylko to uratowało mnie przed poważnym wypadkiem.

Łukasz Kielban

W powyższych przypadkach winne były warunki na drodze, nieodpowiedzialne zachowania innych kierowców albo nagłe pojawienie się zagrożenia. Ja miałem zdarzenie wywołane moim zniecierpliwieniem, brakiem ostrożności i wyobraźni.

Wracałem popołudniu do domu wioząc z tyłu córeczkę. Pół tego dnia zmarnowałem jadąc daleko po zamówienie, którego nie udało mi się odebrać. Zmęczenie i zdenerwowanie zrobiły swoje. Jechałem wąską, dwukierunkową drogą wśród pól. Jest prosta, pagórkowa, nie ma poboczy i na odcinku kilku kilometrów pasy są odgrodzone podwójną ciągłą linią.

Przede mną powoli jechała „elka” i jakieś starsze auto. Za mną już ciąg samochodów. Widoczność bardzo dobra. W końcu straciłem cierpliwość, że (mimo ciągłej) samochód przede mną nie wyprzedza „elki”. Wyczekałem na dobry moment i zacząłem szybko wyprzedzać. Wydawało mi się, że widzę na kilkaset metrów do przodu, ale po kilku sekundach z zagłębienia wyjechało Seicento. Okazało się, że pagórki są jednak tak wysokie, że ginie w nich cały samochód.

Przerażony kierowca z naprzeciwka próbował przytulić się do pobocza, którego jednak nie było. Obok mnie była już wyprzedzana „elka”. Brak szans, żebym zdążył wjechać przed nią. Szybka ocena sytuacji, zamiast gazu lekki hamulec, wciskam się z powrotem na swój pas w szczelinę między „elkę” a starsze auto. Na szczęście żadna ze stron nie spanikowała i tylko mocno zestresowani wróciliśmy do domu. Córka przespała całe zdarzenie.

Nigdy już nie wyprzedzałem na tej „prostej” drodze i zacząłem mocno zwracać uwagę na mój poziom zmęczenia i zdenerwowania za kierownicą.

<<Zobacz też: Niezbędnik kierowcy – czyli co warto mieć zawsze w samochodzie>>

Fot. Christopher Michel (CC BY 2.0).

Fot. Christopher Michel (CC BY 2.0).

Decydują nie tylko ułamki sekund

W wymienionych sytuacjach bardzo ważna była szybka reakcja, ale nie tylko refleks jest ważny. Liczą się też umiejętności, więc warto doskonalić swoje techniki jazdy. Ważna jest też sprawność naszego samochodu. Opony są niezwykle istotne, ale należy zwracać uwagę również na stan hamulców, świateł czy nawet klimatyzacji.

Warto też pamiętać, że nie wystarczy uważać na innych kierowców. Koniecznie trzeba również przewidywać własne zachowania, bo przecież my sami także możemy spowodować zagrożenie.

Serdecznie gratuluję zwycięzcom konkursu! Wygrywają oni po ufundowanym przez Goodyear zaproszeniu na całodzienne szkolenie w Szkole Jazdy Subaru na Torze Kielce, które odbędzie się 20 sierpnia 2015. Dziękuję niemniej wszystkim uczestnikom za opowiedziane historie.

Jeśli ktoś z Was chciałby podzielić się z nami jeszcze jakąś historią, śmiało podawajcie je w komentarzach!