Żeby zostać astronautą trzeba nauczyć się samozaparcia, pracy zespołowej, bycia dobrym liderem i dystansu do swojej kariery. Przy okazji nie można zapomnieć o relacjach z najbliższymi.
Możliwe, że widząc tytuł tego artykułu wpadła wam do głowy myśl: czy aby nie skończyły mi się aby pomysły na nowe materiały, że aż zacząłem kombinować. Nie uciekajcie jednak jeszcze. Faktycznie bowiem cała drogą, jaką trzeba przejść, żeby zostać astronautą jest usiana momentami, które mogą być dla nas bardzo inspirujące i pouczające w szlifowaniu swojego charakteru i wyrabianiu sobie odpowiednich nawyków.
Ten materiał wpisuje się zatem w inne tego typu: o stoikach, Sokratesie czy Benjaminie Franklinie. Powstał na bazie wspomnień i relacji Chrisa Hadfielda, kanadyjskiego astronauty, autora książki „Kosmiczny poradnik życia na Ziemi”.
Hadfield od dziecka chciał polecieć w kosmos, ale też zdawał sobie dobrze sprawę, że jego marzenie jest niemal nierealne. W tamtym czasie Kanada nie miała nawet własnej agencji kosmicznej. Mimo wszystko z rozbrajającą naiwnością postanowił na wszelki wypadek przygotować się do tego zadania. Jego przykład pokazuje, że takich marzeń nie realizuje się dlatego, że jest się do nich przeznaczonym. Realizuje się je wytrwałością i ciężką pracą. Właśnie dlatego to doświadczenie może być tak przydatne również nam, przy osiąganiu naszych celów.
Może nigdy się nie udać
Każdy, kto chce być kiedyś astronautą musi żyć w świadomości, że może nigdy nim nie zostać, a nawet jeśli nim zostanie, może nigdy nie polecieć w kosmos. To bowiem los ogromnej większości osób walczących o tę karierę. Gdyby o tym zapomniał, mocno powiąże swoje starania z poczuciem własnej wartości i swoją tożsamością, a to może się okazać dla niego zgubne w razie porażki.
Dlatego lepiej jest dążyć do osiągania swoich celów na zasadzie zdobywania nowych doświadczeń, które mogą nam pomóc osiągnąć sukces, ale w razie niepowodzenia pozwolą spełnić się na innym, pokrewnym polu. Dzięki temu ta droga zawsze będzie prowadziła do jakiegoś, większego lub mniejszego zwycięstwa.
Ciągła nauka
W 2009 roku w Kanadzie 5351 osób startowało w naborze do Agencji Kosmicznej, przyjęto tylko dwie. Mimo wiedzy, że marzenie kandydata może nigdy się nie spełnić, musi się przygotowywać na sukces. Ryzykuje oczywiście wiele godzin i dni spędzonych na nauce, ale jak czegoś bardzo się pragnie, jest to sprawa warta poświęcenia. W końcu trudna droga, to nie niemożliwa droga, a zawsze lepiej jest posiadać zbyt dużo wiedzy i doświadczenia, niż w krytycznym momencie wykazać się brakami. Nieustanny rozwój to zatem drugie imię astronauty.
Meandry
Nawet jednak po osiągnięciu sukcesu i wylocie w kosmos, niepewność astronauty się nie kończy. Nigdy nie wie czy będzie mógł wylecieć powtórnie, a system pracy obejmuje ciągłe roszady na stanowiskach. Nigdy nie jest się przez dłuższy czas na świeczniku. Wracając z orbity astronauci czują się oczywiście kimś wyjątkowym, bo spełnili swoje marzenia, ale splendor szybko mija, a ludzie zapominają. Dlatego tak ważny jest dystans do swojej pracy. Uczą się go między innymi na stanowiskach pomocniczych, kiedy są tylko tłem, niewidocznym wsparciem. Taka strategia z jednej strony bardzo pomaga im zacząć znów mocno stąpać po Ziemi po powrocie na glob, żeby ten powrót nie okazał się zbyt twardym lądowaniem. Z drugiej natomiast uświadamia, że jest to praca zespołowa.
Drużyna
Co ciekawe podczas szkolenia przyszłych astronautów organizuje się obozy surwiwalowe. To jedna z ważniejszych lekcji. Podczas górskiej przeprawy, członkowie zespołu uczą się jak ważne jest myślenie zespołowe i jak szkodliwa może być brawura. Na przykład złamanie nogi na zboczu góry podczas niebezpiecznego manewru nie byłoby uznane za bohaterstwo, tylko za przekreślenie szans zespołu na wykonanie zadania. Zapomnienie czy zgubienie jakiegoś elementu ekwipunku może wpakować w tarapaty cały zespół. To bardzo skutecznie uczy ostrożności i dbałości o szczegóły, a także pozwala odsiać jednostki, które starają się pracować wyłącznie na własny rachunek, a w efekcie mogą szkodzić innym.
Lider
Te obozy uczą też pozytywnych wzorców przywództwa. Bywają bowiem często sytuacje, w których lider, pewny swego, chciałby zdominować resztę by wprowadzić w życie swój plan. Takie scenariusze prowadziły nierzadko do konfliktów, rozpadu drużyny i nie ukończenia zadania, a co za tym idzie, też przeszkód w dalszej karierze. Zamiast tego dobry lider sam testował ryzykowne rozwiązania by przekonać do nich swoich towarzyszy. Na przykład samodzielne sprawdzenie niepewnego zejścia po stromym zboczu było lepszym i skuteczniejszym rozwiązaniem niż przekonywanie, żeby zrobili to inni. Za takim autorytetem stoi później nie stanowisko czy ranga, ale zaufanie i doświadczenie.
Być „zerem”
Okazuje się też, że astronautom nie jest łatwo pamiętać, że w kosmosie nie są gwiazdami. W końcu to świetnie wyszkoleni specjaliści, którzy dokonali niesamowitych rzeczy. Ten dystans do siebie jest jednak bardzo ważny i dlatego oni sami przydzielają sobie nieformalnie rangi -1, 0 i +1. „Plus jeden” to ktoś wybitny, za kim chętnie podąży reszta grupy. „Zero” to ktoś kto nie chce się wyróżniać, tylko wykonuje dobrze swoją robotę. Natomiast „minus jeden” to ktoś kto prowadzi do konfliktów w grupie i przez to utrudnia wykonanie zadania.
W praktyce najlepszymi członkami załogi są właśnie „zera”. I te „zera”, które najlepiej wypełniają swoje obowiązki, są najbardziej pożądanymi liderami, bo z nimi współpracuje się najłatwiej. Ktoś kto celuje w bycie wzorowym „zerem” ma największe szanse na zostanie określanym przez innych rangą „plus jeden”. W życiu na Ziemi nie jest inaczej. Ktoś kto wparuje w towarzystwo z chęcią pokazania się jako jednostka wybitna mógłby faktycznie pozostawić po sobie niezatarte wrażenie, ale pewnie nie takie jak planował.
Wsparcie
Astronauci mają też świetny system wzajemnego wspierania się podczas misji. Każdy z nich ma przydzielonego na Ziemi kolegę – osobę towarzyszącą jego rodzinie. Jest to ktoś, kto pomaga bliskim astronauty w różnych, nawet błahych sprawach i jest dla nich wsparciem. Astronauci nie zadzierają nosa i nie unoszą się z uwagi na fakt, że muszą załatwiać przyziemne sprawy innej rodziny, bo dobrze wiedzą, jak bardzo ich własna rodzina będzie potrzebowała podobnej pomocy, gdy sami będą w kosmosie. Ponadto ich wiedza i doświadczenie zawodowe jest niezastąpione, gdy trzeba rodzinę uspokoić i wytłumaczyć jej co dzieje się na orbicie.
Z drugiej strony, takie zadanie pozwala lepiej zrozumieć co przeżywają ich bliscy, kiedy sami są nieobecni.
Wdzięczność
Jak łatwo sobie wyobrazić kariera astronauty wiąże się w wieloma wyrzeczeniami, które będą dotykały również jego rodzinę. Bliscy jednak nie muszą stale podzielać jego entuzjazmu, godzić się na niewygody i brak kontaktu. Dlatego, planując osiągać większe cele kosztem bliskich trzeba zdawać sobie sprawę, że odwdzięczanie się to niezwykle ważna rzecz. Należy więc ze szczególną uwagą planować czas z rodziną, by nie stracić żadnej okazji. W końcu co by znaczyło osiągnięcie sukcesu, bez możliwości dzielenia się tym szczęściem z najbliższymi?
[Zobacz też cover „Space Oddity” Davida Bowiego, w wykonaniu Chrisa Hadfielda na stacji kosmicznej ISS – warto!]
Pokora
Mimo wszystko całe doświadczenie Chrisa Hadfielda nauczyło go jak niewiele znaczy jego życiowa walka o dostanie się do miejsca, w którym się znajduje. Owszem zasłużył na to własnym wysiłkiem, ale gdyby nie praca wielu zespołów i naukowców przed nim, nigdy by tego nie dokonał. Nie ma więc prawa przywłaszczać sobie wszystkich zasług i zadzierać nosa. W istocie wylot w kosmos nie może być dziełem jednego człowieka, a świadomość tego uczy pokory. Czyż nie jest tak z większością celów jakie przed sobą stawiamy?
Dla mnie najważniejszymi lekcjami z tej książki był akcent na dążenie do nawet nierealnych celów, z nadzieją, że chociaż uda się do nich zbliżyć, że w pracy o wiele cenniejsi są sumienni pracownicy niż wyraziste jednostki oraz że zawsze, nawet dążąc do wielkich celów, trzeba pamiętać o najbliższych, którzy mogą mniej łaskawie oceniać swoją sytuację.
Jeśli Was zainteresowała ta książka, przygotowałem też jej recenzję filmową na moim prywatnym kanale.
A samą książkę znajdziecie tutaj: „Kosmiczny poradnik życia na Ziemi”.
Ciekaw jestem waszego zdania. Warto uczyć się od astronautów? Czy warto w naszych czasach zdobywać „na wszelki wypadek” wiedzę przydatną w kosmosie?
Warto podkreślić analogicznie do pracy astronauty wygląda praca jest z dążeniem do gentlemeńskich zasad. Może nam się zdążyć sytuacja kiedy nasze maniery spowodują uznanie (pomoc komuś, dobre zachowanie się) i wtedy powiśmy podejść do tego z spokojem bo nasz sukces to efekt wzajemnej egzystencji wraz naszymi bliskimi czy przyjaciółmi. Świetny artykuł :).
Tak. Gdyby nie odpowiednie otoczenie, sami też nie przestrzegalibyśmy tych zasad.
Dziękuję!
Gratuluję świetnego bloga. Zaglądamy tutaj z narzeczoną coraz częściej; ). Panie Łukaszu chciałbym nabrać swobody w rozmowach kurtuazyjnych (mam na myśli sztukę small talk) z nowymi ludźmi. Czy mógłby Pan polecić jakąś wartościową w tym zakresie literaturę? Z góry dziękuję.
Niestety nie znam żadnej książki poświęconej takim rozmowom. Od siebie mogę jedynie polecić praktykę i przełamywanie nieśmiałości.
Postanowiłem wrócić do artykułu o astronomach i widzę, że ktoś pytał o small talk. Cóż na Czasie Gentlemanów jest już poświęcony temu artykuł. Ciekawy zbieg okoliczności. https://kielban.pl/2018/02/small-talk/