Wśród wielkich podróżników i odkrywców jeden wyróżnia się moim zdaniem szczególnie. Powinniśmy się od niego uczyć determinacji w realizacji swoich celów i umiejętności przywódczych. To sir Ernest Shackleton, badacz Antarktydy, który od ponad stu lat jest wspaniałym przykładem połączenia pasji, klasy i niezłomnego charakteru, a przy tym genialnego lidera. Wierzę, że zainspiruje również Was.
Wyprawa transantarktyczna
W maju 1916 roku do Stromness, niewielkiej osady wielorybników na skalistej Georgii Południowej przybyło trzech wyczerpanych wędrowców. Był wśród nich sir Ernest Shackleton, dowódca wyprawy transantarktycznej, która w 1914 roku odbiła od tej wyspy by przebyć przez całą Antarktydę jako pierwsza w historii. Towarzyszyli mu dwaj członkowie załogi liczącej pierwotnie 28 osób. Podróżnicy ci mieli za sobą kilkanaście długich miesięcy morderczej przeprawy, co doskonale było widać po ich wyniszczonych obliczach. Co więcej, nie był to koniec walki, jaką toczył Shackleton. Powoli świat miał się przekonać jak niezwykłym przywódcą był ten człowiek i jak wspaniałą porażkę przeżył.
Ernest Shackleton wypłynął na pokładzie Endurance z Wielkiej Brytanii w sierpniu 1914 roku. Jego zamiarem było dopłynięcie do Antarktydy, zdobycie bieguna południowego i przebycie tego kontynentu aż do przeciwległego morza. Niestety już w pierwszych miesiącach 1915 roku statek został zablokowany przez zamarznięte wody. Po kilku miesiącach dryfowania w bezkresnym płaszczu lodu Endurance został zgnieciony pod jego naciskiem. Po zejściu z pokładu załoga musiała walczyć o życie przez ponad rok w najtrudniejszych warunkach, ale ostatecznie udało się ocalić ją w komplecie. Jedynym człowiekiem, któremu można zawdzięczać ten ogromny sukces był właśnie sir Ernest Shackleton, który okazał się genialnym liderem. Z uwagi na tak szczęśliwe zakończenie tej historii mówi się o „wielkiej i wspaniałej porażce”.
Shackleton był bezdyskusyjnie gentlemanem. Chciałbym go Wam przedstawić jako przykład inspirującego mężczyzny z klasą. Prawdopodobnie dla wielu odbiega on znacząco od współczesnego wyobrażenia o gentlemanach z przeszłości, bo gdzie w tej historii są świetnie skrojone garnitury, szarmanckie gesty wobec dam czy posiedzenia w pachnących cygarami i whisky klubach? Ale przecież to tylko powierzchowne spojrzenie. W gentlemanie, mężczyźnie z klasą tkwi bowiem o wiele więcej wartościowych cech, a Shackleton niektórymi z nich pięknie się wykazał.
Poniżej wymienię dziesięć lekcji tego człowieka, które moim zdaniem powinny nam zapaść mocno w pamięć. Ułożone są chronologicznie do wyprawy Endurance.
10 lekcji Shackletona
1. Pasja
Shackleton był zapalonym podróżnikiem i odkrywcą. Przed wyprawą 1914 roku prowadził ekspedycje w okolice Antarktydy i choć nie zdążył przed Amundsenem zdobyć bieguna południowego, wyznaczał sobie kolejne cele i konsekwentnie do nich dążył. Dzięki temu zapałowi i poświęceniu nie tylko realizował swoje marzenia. Dla osób z zewnątrz był autentyczny i przyciągał do siebie ludzi o podobnych pasjach, a to z kolei ułatwiało mu osiąganie sukcesów.
2. Ogłada
Same chęci jednak nie wystarczają przy tak wielkich przedsięwzięciach. Żeby przebyć Antarktydę Shackleton musiał zgromadzić fundusze równe dzisiejszym niemal 4,5 milionom funtów brytyjskich. Do tego potrzeba było umiejętności niezbędnych do przekonania ludzi zamożnych by finansowali tę misję. Ten odkrywca odznaczał się odpowiednimi manierami, zapałem i zdolnościami, które dziś nazwalibyśmy PR-owymi. Musiał bowiem w odpowiednim świetle przedstawić siebie jako idealną osobę na stanowisku przywódcy wyprawy, jej cel jako mogący przynieść wymierne korzyści nauce, Wielkiej Brytanii i prywatnym sponsorom oraz jej plan jako w pełni dający się zrealizować. Nie oczekiwał, że ktokolwiek wspomoże mruka z wybujałym ego, który uważa, że nie musi się tłumaczyć ze swoich śmiałych projektów.
3. Empatia
Zrozumienie drugiego człowieka było rzecz jasna przydatne przy zbieraniu funduszy, ale znacznie bardziej przydało się przy kompletowaniu załogi i kontrolowaniu nastroju na pokładzie już podczas misji. Shackleton wiedział jak znaleźć odpowiednich ludzi na wyprawę. Legenda głosi, że zredagował taką oto reklamę w londyńskim Timesie:
„Potrzebni mężczyźni na niebezpieczną wyprawę, niskie zarobki, dotkliwy mróz, długie miesiące całkowitych ciemności, nieustające zagrożenia, bezpieczny powrót wątpliwy, honor i uznanie w przypadku powodzenia. Ernest Shackleton”
Niestety zdaje się, że cytowana reklama to tylko wielokrotnie powtarzany mit, ale dobrze charakteryzuje zdolność kapitana do rozbudzania wyobraźni swoich podwładnych i odwoływania się do wyższych wartości. Te czynniki pomogły później przetrwać trudne chwile całej załodze.
4. Pewność siebie
Shackleton jako lider wykazywał się wielką pewnością siebie i swoich decyzji. Wyobraźcie sobie kapitana statku uwięzionego wraz z załogą w bezkresie lodu, tuż przy Antarktydzie, kiedy napierająca masa zaczynała miażdżyć burty okrętu. Dowódca natomiast tylko spokojnie ogląda pęknięcia i wydaje polecenia ich naprawy, a później wraca do codziennej rutyny pokładowej i uspokaja załogę, że już niedługo wyruszą dalej. Nie obarcza ich swoimi obawami. Ileż trzeba mieć w sobie opanowania, żeby nie załamać się w takich chwilach! Shackleton wiedział doskonale, że tylko jego pewność siebie, nawet w najtrudniejszych warunkach, może przynieść spokój wszystkim członkom wyprawy. Oczywiście, że był przerażony tą sytuacją. Jednak na pokładzie Endurance był kapitanem i nie mógł sobie pozwolić na słabość.
5. Mądrość
Rzecz jasna niemożliwym byłoby sprawienie, żeby przez kilkanaście miesięcy lodowego koszmaru nikt nie zaczął się wyłamywać z rygorów dyscypliny. I w tych sytuacjach Shackleton imponuje. Planował on bowiem tak prace i noclegi członków załogi, żeby ci najtrudniejsi w obyciu i najsłabsi moralnie byli stale blisko niego. Po przeniesieniu się z wraku Endurance do obozu na lodzie, kapitan zadbał o to, by takie jednostki spały z nim w jednym namiocie, żeby mógł mieć na nich oko i szybko reagować na zmiany nastrojów.
6. Sprawiedliwość
Dobry lider musi być też sprawiedliwy i narażać się na te same niedogodności co reszta jego ludzi. Kiedy Endurance został zmiażdżony przez lód, rozbito obóz nieopodal. Okazało się jednak, że ciepłych śpiworów z futra reniferów jest zaledwie 18 na 28 członków załogi. Uszyto więc resztę śpiworów z wełnianych worków. Shackleton w tej sytuacji postanowił, że spać w nich będą zarówno oficerowie, jak i zwykli marynarze. Sam też w takim spał, choć były znacznie chłodniejsze od futrzanych. Mógł wybrać dla siebie komfort, ale postawił na dzielenie trudów z załogą.
7. Przywództwo
Kapitan nie wysyłał też na najtrudniejsze misje swoich ludzi, tylko sam podejmował ryzyko. Informował załogę o swoich planach i prosił o wolontariuszy. Ci zresztą zawsze się chętnie znajdowali. Tak było na przykład pod koniec wyprawy, kiedy załoga dotarła szalupami do bezludnej Wyspy Słoniowej, ale była zbyt wyczerpana by płynąć dalej przez burzliwy ocean. Ostatecznie Shackleton wraz z pięcioma chętnymi przepłynął 800 mil jedną z szalup przez prawdopodobnie najbardziej niespokojny akwen na Ziemi, by dopłynąć do małej wyspy Georgii Południowej i sprowadzić z niej pomoc dla reszty ludzi. Choć przy tym zdrowiu i wyposażeniu ta misja wydawała się niemożliwa do zrealizowania, podjął się jej, mając w alternatywie jedynie powolne umieranie na bezludnym lądzie.
8. Upór
Poznając dzieje wyprawy Endurance wielokrotnie można zadawać sobie pytanie jak oni przetrwali kolejne trudy. Miesiące na zamarzniętym statku, miesiące w obozie na lodzie, mordercza przeprawa szalupami po morzu kry by dotrzeć do najbliższego lądu, szaleńcza wyprawa przez ocean z minimum przyrządów nawigacyjnych by trafić idealnie w mała wyspę, a w końcu jeszcze przeprawa przez skalisty i niezbadany dotąd ląd by znaleźć osadę ludzką. Przeciętny człowiek poddałby się najpóźniej w połowie, ale nie Shackleton, który szybko zdał sobie sprawę, że ekspedycja nie odniesie sukcesu, więc najważniejszym zadaniem stało się sprowadzenie swoich ludzi do cywilizacji. I z niewiarygodnym uporem osiągnął ten cel. Jego zapał dawał nadzieję członkom załogi, dzięki czemu nikt się nie poddał.
9. Doprowadzanie zadań do końca
Co ciekawe „przygoda” Shackletona nie zakończyła się wraz z przybyciem do osady wielorybników na Georgii Południowej. Można było przypuszczać, że wskaże ekipie ratunkowej położenie swojej załogi na Wyspie Słoniowej i wreszcie nieco odpocznie. Jednak nie on. Kapitan Endurance sam poprowadził trzy wyprawy ratunkowe. Dwie z nich musiały zawrócić z powodu zamarzniętego morza, a dopiero trzecia odniosła sukces w momencie gdy morale i dyscyplina pozostawionych ludzi była już niemal w strzępach. Niemniej udało mu się ostatecznie doprowadzić swoje zadanie do szczęśliwego końca i ocalić całą, 28-osobową załogę.
10. Lojalność
Nie trudno sobie wyobrazić, że skoro Shackleton tak wysoko stawiał sobie poprzeczkę, oczekiwał tego samego od swoich ludzi. Sam uważał, że musi być całkowicie oddany załodze i we wszystkich decyzjach mieć na względzie ich dobro. Jak widać był gotów nawet zaryzykować swoje życie, żeby ich ocalić. Poświęcał się w pełni. Kiedy natomiast ktoś z jego ludzi łamał dyscyplinę, burzył spokój i niszczył jedność na statku kapitan działał szybko i stanowczo.
Cieśla McNish miał taką chwilę słabości i odmówił wykonywania rozkazów dowódcy, tłumacząc, że po zatonięciu statku nie ma on już władzy. Shackleton musiał od razu przywołać go do porządku, potwierdzając swój autorytet aż do momentu końca ekspedycji. Był to jeden z najgroźniejszych momentów wyprawy, a kapitan nigdy tego nie zapomniał. Mimo że później McNish przyczynił się do sukcesu ostatniej misji, Shackleton nie zgłosił go do Orderu Polarnego, który otrzymała większość załogi. Można się spierać czy postąpił tutaj dobrze, ale nie ulega wątpliwości, że w ten sposób bardzo dowartościował wszystkich wiernych i lojalnych członków ekspedycji.
Historia tej wyprawy polarnej jest niezwykła. Polecam gorąco zapoznać się z nią bliżej. Natomiast sam sir Ernest Shackleton jest jeszcze ciekawszą osobą. Niewielu udało się osiągnąć tak wiele w obliczu tak trudnych warunków. Motto jego rodziny „by endurance we conquer” (ang. „zwyciężamy przez wytrwałość”) idealnie do niego pasuje.
Już w następnym materiale przedstawię Wam niezwykle ciekawą osobę, która w dzisiejszych czasach stara się dosłownie naśladować Shackleton, a przez to uczyć od niego. Chciałbym, żeby każdy współczesny mężczyzna pragnący stać się gentlemanem brał sobie za przykład właśnie takie postacie.
Pozdrawiam i trzymajcie klasę!
Niezwykle ciekawa i inspirująca postać! Pan Sir Shackleton przypomina mi pod względem wytrwałości Pana Sir Jamesa Huttona, „twórce” mojej ukochanej nauki, geologii. Ci Panowie pokonywali odmienne trudności, łączy ich jednak stałość w decyzjach, zaciętość, niepoddawanie się w obliczu przeciwności losu. Bardzo dobry artykuł! Myślę że zainteresuje się tą postacią kiedy szala czasu w stosunku do możliwości zacznie się przesuwać w kierunku tego pierwszego. Pozdrawiam Panie Łukaszu. R. Stec P.S. – Pytanie: Powinienem napisać „Panie Łukaszu” czy „Panie Kielban” ? Napisanie nazwiska wydaje się być bardziej oficjalne i „lepsze” w stosunku do osoby, z którą nie ma się większej zażyłości, aczkolwiek… Czytaj więcej »
Panie Rafale (taka forma chyba będzie najlepsza), cieszę się, że Shackleton Pana zainteresował. Dziękuję też za podanie kolejnego nazwiska. Nie słyszałem o Huttonie niestety, ale koniecznie go sprawdzę.
O Jamesie Huttonie można przeczytać w książce Billa Brysona „Krótka historia prawie wszystkiego” (rozdz.5. „Rozbijanie kamieni”).
„Powinienem napisać „Panie Łukaszu” czy „Panie Kielban” ? Napisanie nazwiska wydaje się być bardziej oficjalne i „lepsze” w stosunku do osoby, z którą nie ma się większej zażyłości, aczkolwiek ,jednocześnie brzmi jak wezwanie na policje, czy też odczyt wyroku.” Jak jest napisane w książce Jerzy Bralczyk, Jan Miodek, Andrzej Markowski, Jerzy Sosnowski: Wszystko zależy od przyimka; Agora SA (2014 r). obie formy są dopuszczalne i tak samo można je używać. Forma Panie Łukaszu wywodzi się od szlacheckich domów, natomiast Panie Kielban to forma mieszczan, chłopów. Ale w tej chwili np. na Śląsku usłyszymy Panie Kielban, bo druga forma będzie brzmiała… Czytaj więcej »
Z tego co wiem w listach i e-mailach formalnych powinno się stosować wersję „Panie/Pani [nazwisko]” lub „Drogi/Droga [imię]”. Wersje mieszane byłyby błędem.
Ale tutaj nie mówimy o formalnej korespondencji.
Ciekawe, oczywiście do korespondencji nie formalnej. Zapamiętam to :).
Bardzo inspirujący artykuł. Żałuję jednak że tak po macoszemu zostało omówione jak wyglądało przywołanie do porządku problematycznego załoganta. Jestem bardzo ciekawa, jak taki dżentelmen to rozwiązał.
Nie jest to traktowanie „po macoszemu”. Dokładnie nie wiadomo jak to było. Dysponujemy bodajże trzema dziennikami z tej wyprawy. Shackleton ogólnikowo opisał, że miał scysję z McNishem i że mu tego nie zapomni. McNish nie wspominał o tym w ogóle. A, chyba Warsley, podał tylko skrótową informację o tym zdarzeniu. Sam zresztą nie przepadał za tym cieślą.
Ogółem wiemy tylko, że stanowczo ustawił go do pionu. Użytych słów już raczej nie poznamy.
A, czyli to była to najprawdopodobniej sama rozmowa. Nie było to oczywiste.
Tak też mi się wydaje.
Ciekawe czy wyruszając w podróż (8 sierpnia 1914 r.) mógł przypuszczać, że właśnie rozpoczynająca się wojna potrwa dłużej niż podawały nagłówki w prasie — dłużej nawet niż jego wyprawa?
Nie sądzę. Spotkała ich zresztą przykra niespodzianka po powrocie. Europa była pogrążona w wojnie i nikt nie był za bardzo zainteresowany ich wyprawą. Kilku członków załogi zapisało się do wojska, a jeden niedługo potem zginął na froncie. Dopiero później wrócono do tych podróżników i uhonorowano ich jak należy.
Podzielam podziw dla bohatera wpisu – świetna książka autorstwa Caroline Alexander jest gdzieś na mojej półce, przeczytana dawno, ale zapadła w pamięć i polecam.
Sam jestem zafascynowany postacią Sir Ernesta Shackletona, w pełni podzielam podziw. Mam takie drobne pytanie, korzystał Pan może z książki „Endurance:Shackleton’s Incredible Voyage” Alfreda Lansinga, czy może „The Worst Journey in the World” Apsleya Cherry-Garrarda, uczestnika jego wcześniejszej ekspedycji na biegun? Czy może czegoś zupełnie innego? Jeśli coś innego, to prosiłbym bardzo, czy mógłby Pan zdradzić te tytuły?
I może się czepiam, ale chciałbym coś sprostować. Cieśla to był McNeish, a nie McNish, a kapitan „Endurance”, autor dziennika, o którym wspomniał Pan w którymś komentarzu, to Frank Worsley, a nie Warsley. Choć mogę się mylić, co do cieśli.
Z pewnością Pan Shackleton dobrze podsumował i stworzył opisane tutaj reguły. Świetna strona:)
Zapraszam też na mojego, męskiego bloga
christopher
Ogarnij się z tą reklamą swojego bloga na każdym innym. Twój jest biedny i mało merytoryczny. Zestawy często niechlujne a wpisy o doborze koloru przeszycia jeansów do koloru koszuli po prostu śmieszne. Postaraj się może bardziej, bez pseudo reklam.
Wszystkie powyższe cnoty charakteryzują postawę stoicką.Może zatem, warto zainteresować się tym nurtem filozoficznym…
Seneka w liście LXVI w ,,Listach moralnych do Lucyliusza” pisze : ,, Bo więcej znaczy przezwyciężać trudności niż miarkować się w powodzeniu” .
Ciekawostka związana z tematem.
https://www.fotopolis.pl/newsy-sprzetowe/wydarzenia/31639-100-letnie-nieprzetworzone-negatywy-odkryte-na-antarktydzie
idelane do pracy w korpo