Jeden z silniejszych stereotypów mówi, że gentleman zawsze płaci za swoją towarzyszkę. Budzi to jednak sprzeciw wielu mężczyzn i kobiet. Czy faktycznie tak powinno być? Jak było kiedyś? Jak wybrnąć z sytuacji, w której któraś ze stron chce przełamać ten zwyczaj?
Artykuł zaktualizowany i uzupełniony o film.
Film powstał dzięki wsparciu Patronów Czasu Gentlemanów.
Scena w restauracji
Przy stoliku, w romantycznej restauracyjce, siedzi para. To ich trzecia randka i oboje mają coraz śmielsze plany na wspólną przyszłość. Przed nimi przyjemny spacer do domu, czułe słówka i miły dotyk, ale wcześniej przychodzi do płacenia. On chwyta za rachunek, lecz w tej chwili ona odzywa się, że chciałaby zapłacić za siebie. On rzecz jasna nie zgadza się, ale ona nalega. Atmosfera gęstnieje gdyż ona czuje się ignorowana, a on nie wie czy to sprawdzian, czy może ona już go nie chce?
W alternatywnej wersji tej historii on może liczyć na to, że w końcu ona zacznie dokładać się do rachunków, bo w przeciwnym razie, będzie musiał ograniczyć te randki z powodów finansowych. Ona natomiast czuje się wyśmienicie, kiedy jej gentleman traktuje ją jak prawdziwą damę i zawsze za nią płaci. I tutaj szereg niedomówień może doprowadzić do dramatycznego końca.
Zanim przejdę do podpowiedzi jak najlepiej zachować się w takiej sytuacji, chciałbym wyjaśnić skąd w ogóle wzięło się przekonanie, że mężczyzna płaci za kobietę.
W filmie i sesji gościnnie udział wzięła Karolina Maras z profilu Analogowy Marazm. Polecam szczególnie paniom lubiącym klasykę.
Gentlemani i damy z dawnych lat
Stereotyp ten ma swoje silne i racjonalne uzasadnienie w kształcie społeczeństwa sprzed tzw. rewolucji obyczajowej. Kiedyś kobiety z wyższych sfer były odcięte od źródeł dochodów, a zarabianiem pieniędzy zajmowali się tylko ich mężowie i ojcowie. Podkreślam, że dotyczy to wyłącznie wyższych sfer, gdyż w klasach chłopskiej, robotniczej czy mieszczańskiej kobiety zazwyczaj ciężko pracowały.
Wbrew pozorom nie był to układ idealny dla elit, gdyż wielu mężczyzn zwyczajnie nie było stać na zakładanie rodziny. Stąd wysoka popularność stanu kawalerskiego, późne śluby, a nawet nieślubne dzieci. Kobiety natomiast w sprawach pieniędzy musiały zawsze zwracać się do swoich męskich opiekunów.
Bardziej niezależne finansowo zaczęły się stawać dopiero w międzywojniu, a tym bardziej po II wojnie światowej, kiedy zyskały możliwość pracy i zarabiania. Do tego czasu jedną z najważniejszych cech kandydata na męża był jego zasobny portfel. Opłacanie rachunków należało zatem do obowiązków mężczyzny. Nie był to wyłącznie miły gest obliczony na zrobienie dobrego wrażenia.
Jako ciekawostkę dodam, że są jeszcze restauracje, w których obowiązują różne karty menu: jedne z cenami, a drugie bez cen. O tych bez cen mówi się nierzadko, że są dla kobiet. Co sądzicie o takim rozwiązaniu?
Z czasem jednak przestało dziwić, że nawet mężatka pracuje i zarabia. Obecnie coraz mniej zaskakuje (i bardzo dobrze!), że kobieta niekiedy zarabia więcej niż jej partner. Męska dominacja finansowa nad kobietą coraz rzadziej przejawia się w naszych związkach. Siłą rzeczy zwyczaj opłacania rachunków przez jedną ze stron musiał ewoluować.
Dlaczego kobieta chce zapłacić za siebie?
Skoro wiemy już jakie były źródła zwyczaju płacenia przez mężczyzn, zdajemy sobie też sprawę, że pośrednio podkreślał on uzależnienie finansowe kobiety od mężczyzny. Wyobraź sobie, że kolega zaprasza Cię do pubu na dobre piwo lub szklaneczkę whisky i pokrywa rachunek. Z początku odbierasz to jaki miły gest, ale potrzeba odwdzięczenia się pozostaje.
Tak samo jest w relacjach damsko-męskich. Mężczyzna płacący za kobietę niejako uzależnia ją od siebie i zobowiązuje do odwdzięczenia się. Ale jak ma się odwdzięczyć, skoro on nie pozwala jej płacić? No właśnie! Przez to mężczyzna stawia w niezręcznej sytuacji kobietę, która przy propozycji kolejnej randki lub wejścia na chwilę do jego mieszkania będzie się wahała czy nie zgodzić się tylko dlatego, że jest mu „coś winna”.
Kobiety niezależne finansowo często wolą więc nie robić sobie długów wdzięczności i mieć czysty rachunek wobec mężczyzn. Dzięki temu będą mogły podejmować dalsze decyzje bardziej niezależnie. Niekoniecznie jest to zatem sygnał, że nie mają wobec nich poważnych zamiarów. Niekoniecznie jest to też sprawdzian ich determinacji.
Płaci ten, kto zaprasza.
Przejdźmy zatem już do konkretnych zasad. Mężczyzna zdecydowanie powinien zapłacić za kawę, obiad, kolację, kino itp. kiedy zaprasza. Gdy mówimy „Chodź, zapraszam Cię do kina”, oznacza to, że my stawiamy. I tak naprawdę nie ma znaczenia jakiej jesteśmy płci i z kim idziemy. Płaci ten, kto zaprasza.
W związku z tym zawsze bądź gotów zapłacić pełny rachunek, jeśli zapraszałeś i nie miej pretensji, gdy towarzyszka nie zaproponuje dorzucenia się. Pamiętaj też, że gdy Ty jesteś zapraszany rachunek prawdopodobnie pokryje osoba zapraszająca, nawet jeśli jest to Twoja dziewczyna.
Płacenie na randkach
Zazwyczaj pierwsza randka jest inicjatywą mężczyzny, więc to on płaci. Na kolejnych randkach może pojawić się propozycja z jej strony, że ona tym razem stawia lub choć dorzuci się do rachunku. Nie ma w tym nic złego. Jeśli planowałeś zapłacić uprzejmie odpowiedz, że nie ma takiej potrzeby, ale nie okopuj się na tej pozycji. Pozwól jej decydować za siebie i daj jej też możliwość być uprzejmą wobec Ciebie.
Niestety wielu mężczyzn źle rozumie ich powinności i dumę i płacą ukradkiem. Wykorzystują na to chwilę, gdy towarzyszka wyszła do toalety. Albo sami pozornie idą za potrzebą, a przy okazji regulują rachunek przy barze. Takie zachowanie to zwyczajny brak szacunku dla drugiej strony. Pamiętaj, że nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę!
Czy ona powinna proponować płacenie? To zależy od formy zaproszenia. Jeśli propozycja była Twoja, nie ma obowiązku. Natomiast kiedy umawiacie się, że gdzieś pójdziecie razem i przy okazji za coś płacicie, raczej dobrą praktyką z jej strony będzie propozycja równego dzielenia się kosztami.
Chcąc uniknąć niedomówień przy płaceniu możesz jeszcze przed zamówieniem powiedzieć coś w rodzaju „dzisiaj ja stawiam”. Gdybyś zapomniał, a rachunek już by się pojawił, możesz zaproponować „pozwól, że ja zapłacę”. W ten sposób wyślesz sygnał, że liczysz się z jej zdaniem, że nie płacisz za nią bez pytania. Jednocześnie dasz jej możliwość klarownego przestawienia swojej woli. Będzie miała bowiem okazję, by zaprzeczyć i zaproponować podział kosztów.
Jak się dzielić kosztami?
Nie tylko coraz więcej kobiet, ale też coraz większa liczba mężczyzn woli dzielenie się rachunkami. Prowadzi to do ryzyka, że dwie osoby o odmiennych poglądach mogą trafić na siebie i mieć wręcz przeciwne oczekiwania. Jest to skomplikowana sytuacja i wymaga sporego wyczucia. Mężczyzna powinien umieć pokonać swoje ego i w razie czego zrezygnować z „obowiązku” płacenia za towarzyszkę. Każdy z nas ma w końcu wiele innych cech, którymi może zaimponować.
Trudniej jest, gdy ona oczekuje płacenia za nią, a jego zwyczajnie na to nie stać. Trudno bowiem spodziewać się, że student będzie płacił za każdą kolację dla dwojga, a przecież z randek rezygnować nie chce. Wyjściem jest w miarę klarowne i delikatne zasugerowanie, że kolejny rachunek regulują wspólnie albo wybór formy spotkania, która nie generuje kosztów, np. spacer.
Mężczyzna nie powinien udawać, że stać go na więcej, jeśli tak nie jest, bo i tak prawda wyjdzie kiedyś na jaw. Natomiast kobieta powinna mieć na względzie fakt, na jakie wydatki naraża swojego partnera. W końcu żyjemy w jednym świecie i dobrze wiemy jakie są realia.
Dodam tylko, że jeśli już się dzielimy, dobrze jest dzielić się po równo. Debata nad rachunkiem kto zjadł co i za ile jest kiepskim pomysłem.
Bądź gotów
Mimo że powyższe zasady są coraz bardziej popularne, zdarzają się sytuacje, w których będziesz musiał zachować się jak międzywojenny gentleman. Zapomniany portfel, brak gotówki, czy niespodziewany wydatek mogą sprawić, że mimo chęci i deklaracji, Twoja towarzyszka nie będzie w stanie uregulować rachunku.
Dlatego zawsze noś na takie spotkania kartę płatniczą i GOTÓWKĘ! Z akcentem na to drugie. Wielokrotnie płaciłem za kawę, na którą mnie zapraszano, tylko dlatego, że kawiarenka nie obsługiwała kart. Do dzisiaj bawi mnie wspomnienie o tym, pewnie dlatego, że nigdy nie miałem problemu z zapłaceniem. Dla mojej towarzyszki był to natomiast jasny sygnał, że w potrzebie zawsze może na mnie liczyć.
Patronite
Film do tego artykułu powstał dzięki wsparciu Patronów Czasu Gentlemanów. Jeśli cenicie sobie moją pracę i podoba się Wam taka forma materiałów, zamiast zwykłego mówienia do kamery w czterech ścianach, zachęcam do zostania jednym z Patronów w serwisie Patronite. Tymczasem serdecznie dziękuję wszystkim obecnym wspierającym Czas Gentlemanów.
Grzegorz W., Arkadiusz Firus, Jakub Naduk, Kamil Futyma, Marcin P. Szeremetyński, Aleksander Galecki, Mock, Maciej Sz., Klaudia B., Paweł Klewicki, Wojciech Sz., Greg Alski, Grzegorz Daleszyński, Kamil Durkiewicz, Bartosz Jarzyna, Bartosz Ch. – Dziękuję za wsparcie!!!
Pozdrawiam i trzymajcie klasę!
Za udostępnienie lokalu do sesji dziękuję restauracji Cocorico na ul. Świętosławskiej 9 w Poznaniu.
Fot. Katarzyna Skotnicka-Nowak
Zobacz też:
Flirtuj jak gentleman
Pierwsza randka – 10 zasad gentlemana
O prowadzeniu damy pod rękę
9 gaf, którymi mężczyzna zrazi do siebie damę
10 cech, którymi gentleman zaimponuje swojej damie
Z tym robotniczym mieszczaństwem (niekoniecznie w Polsce) zdaje się dość długo był pewien problem: kobiety pracowały ale było to mile widziane tylko do ślubu. Dość długo panowało przekonanie, że mężatka nie powinna wychodzić do pracy.
Sytuację uratował dopiero taki wynalazek jak maszyna do szycia, dzięki której kobieta mogła zarabiać nie wychodząc z domu (aczkolwiek ponoć wcale bardzo nie poprawiło to ich sytuacji materialnej, bo maszyny były bardzo drogie i trzeba było się na nie zapożyczać — spłata zżerała lwią część przychodów).
Nie do końca maszyna do szycia ratowała sytuację. Moim zdaniem bardziej ją zmieniała. Jeszcze przed rewolucją przemysłową ludzie pracowali w domu i całość wykonywanej tam pracy była po prostu sposobem na życie. Później pojawiły się fabryki, do których brano zdrowych i wykwalifikowanych mężczyzn. Kobiety nadal dziergały drobniejsze rzeczy w domu. Z czasem jednak fabrykanci zauważyli, że mogą taniej zatrudniać kobiety. To spowodowało wiele sporów na tle finansowym i powoli utarło się przekonanie, że kobieta powinna „siedzieć” (czyt. pracować) w domu. Po prostu mężczyźni byli w stanie wynegocjować lepsze warunki. Maszyna do szycia dała kobietom jeszcze jedną opcję do zarobku pracując… Czytaj więcej »
A widzisz, nawet nie wiedziałem, że o maszynie do szycia można u Ciebie poczytać 🙂
Warto by też wspomnieć że kiedy kobieta (bo to niestety właśnie ona) musiała zająć się domem a było to nieco bardziej wymagające niż obecnie to niewiele czasu pozostawało na pracę zarobkową.
A proszę sobie wyobrazić samo opranie rodziny.
Mam znajomą która postanowiła zrezygnować z jednorazowych pieluch (bo naturalnie,ekologicznie etc). Wytrzymała dwa miesiące… A ona te pieluchy musiała tylko wsadzić do automatycznej pralki a nie trzeć na tarce nad rzeką.
Do maszyny do szycia dodał bym więc pralkę i to całkiem poważnie…
Pisząc „praca w domu” zawsze mam na myśl również zajmowanie się domem.
Oglądałem kiedyś „Perfekcyjną panią domu”(tak wiem, śmieszne) i była tam młoda kobieta, która miała zajmować się domem i dwójką dzieci, no i nie dawała sobie rady bidula. Nie pracowała zarobkowo, dom utrzymywał mąż budowlaniec. Co na to pani Rozenek? Oczywiście pretensje do męża, bo ten niewystarczająco wspiera swoją połowicę, nie bierze wystarczająco dużo obowiązków na siebie. Ale się wtedy nabuzowałem antyfeministycznie, rzuciłem nawet kilka mizoginistycznych komentarzy. Facet jako budowlaniec pracuje w sezonie pewnie po 60 albo i więcej godzin tygodniowo, takie są realia w tej branży, wraca do domu i ma jeszcze jeździć na mopie? Serio, kurka wodna? Dziś „zajmowanie… Czytaj więcej »
Jestem samotną mama i powiem, że praca w domu to jest zajęcie na cały etat, pralka zmywarka nic sama nie zrobi. Trzeba codziennie segregować pranie, wieszać, prasować, naprawiać, trzeba codziennie sprzątać, odkurzac, mysc łazienki, robić zakupy, gotować, zmywać, zmieniac pościel i reczniki, odkładac talerze, samo gotowanie i zmywanie zajmuje 4 godziny dziennie, tłumaczyć lekcje dzieciom, umawiać lekarza do dzieci, chodzić na wywiadówki. Twoja typowo męska wypowiedź świadczy o tym, że nigdy nie zajmowałes się domem. Dla mnie praca zawodowa jest odpoczynkiem w porównaniu z obowiązkami domowymi.
trzeba było zostać panną .., i nie decydować się na dzieci trzeba myśleć przed a nie po i do kogo te żale
Pana wypowiedź jest po prostu żenująca. Pan nie ma zielonego pojęcia o pracy w domu przy dzieciach. Nie ma pan rodziny ani dzieci, którymi na równi z pracującą partnerka by się pan zajmował, a wypowiada się pan jak jakiś wielki znawca tematu. Gwarantuje panu, ze ten budowlaniec pracujący 60 h tygodniowo w tej pracy odpoczywa. Nawet gdy kobieta nie pracuje i ma do utrzymania dom i dwójkę dzieci jest zarobiona po pachy. Proszę się nie wypowiadać na tematy, o których nie ma pan bladego pojęcia lub zna tylko ze słyszenia, albo samemu założyć rodzinę – wtedy będzie się pan mógł… Czytaj więcej »
zamień się z tym budowlańcem odpoczniesz sobie
No tak, bo przecież noszenie 30-kilogramowych worków cementów 10 godzin dziennie to odpoczywanie . Przecież to ty wypowiadasz się na tematy, o których nie masz pojęcia. Nic nie wiesz o pracy na budowie, ani jak widać z twoje wypowiedzi o ciężkiej pracy w ogóle. Na budowie to byś nie wytrzymała nawet jednego dnia, więc sama najpierw tak popracuj, a potem się wypowiadaj.
Praca zawodowa nie zwalnia mężczyzny z obowiązków domowych /rodzinnych czy z wychowania swoich własnych dzieci .Niezależnie od profesji jaką się zajmuje. Te większe porządki mieszkaniowe powinny być wykonane wspólnie -a jeśli jako budowlaniec mężczyzna nie ma siły do żadnej pomocy ,to są przecież inne wyjścia ; panie do sprzątania,opiekunki do pomocy ,zamówienie cateringu .
Tak? To w takim razie idąc tym tokiem myślenia to prowadzenie domu i wychowywanie dzieci nie zwalnia kobiety z pracy zawodowej!
Żeby było sprawiedliwie to mąż budowlaniec może pomagać w domu po pracy, ale w zamian kobieta do pracy! I oboje po pracy niech mają równy wkład w prowadzenie domu. Wtedy będzie po równo.
Raz miałem taką sytuację, że zostałem zaproszony przez panią na spotkanie stricte biznesowe w jej interesie. Okazało się, że pani oczekuje pokrycia rachunku za nas dwoje 🙂
Nie mam problemu z zapłaceniem za kobietę, również w sytuacjach zawodowych, ale to wydarzenie do dzisiaj jest dla mnie kuriozalne.
Owszem, należy je za takie uznać. W biznesie tego typu konwenansów się nie stosuje. W końcu ta pani mogła w ten sposób sugerować, że jej firmy nie stać na opłacanie rachunków w restauracji. Tutaj jeszcze bardziej obowiązuje zasada płacenia przez zapraszającego – gospodarza spotkania.
Nawet jakby to nie było spotkanie biznesowe, a spotkanie towarzyskie (niekoniecznie randka) to powinna zapalić się czerwona lampka, że lepiej z taką osobą mieć rzadko do czynienia. Trzeba mieć tupet by doprowadzić do takiej sytuacji, a jak się nie ma pieniędzy to rzecz jasna mówi się o tym (w przypadku dobrej relacji) co jest zrozumiałe lub po prostu nie zaprasza się nikogo.
Jestem studentem i faktycznie to płacenie za partnerkę jest problematyczne. Często wybieram formę pośrednią pomiędzy podziałem rachunku po równo a płaceniem za drugą osobę: jeśli rachunek wyniósł np 17,50zł to deklaruję się że zapłacę 10zł a dziewczyna resztę. W ten sposób nie ma też problemu że każdy musi szukać w portfelu drobnicy żeby było równo te 8,75zł.
Generalnie chodzi o to, żeby pokazać że chcę zapłacić więcej – jakąś równą, większą część, ale też żeby nie zrujnować sobie portfela.
Uważam że tłumaczenie w ten sposób jest bez sensu. Jesteś facetem i powinieneś ponosić koszta spotkań lub organizować spotkania niepotrzebne większych nakładów pieniężnych. A twoje sprawne oko powinno spostrzec czy masz do czynienia z panią która nadużywa twojej dobroci i portfela, czy też nie.
Zgadzam się, trochę brzmi jak kuriozum „zapłacę większą połowę! ale pięć złotych się dorzuć”. Studenci mogą mieć mały budżet ale do cholery jeśli nie stać kogoś na dwa piwa czy wydanie 20 zł w knajpie to po co wychodzi z domu?
Setki ludzi robi cos, bo tak „wypada”:)
Studenci mają taką dziwną właściwość, że na początku miesiąca są w stanie umawiać się na randki i za wszystko płacić,, a pod koniec miesiąca mają problem z uzbieraniem 20zł na dwie kawy 😉
Żartujesz, prawda? Powiedz, że żartujesz..
Spotkalam sie wczoraj z facetem, ktory to spotkanie zaproponowal (obcokrajowiec, lat 46). Z trwoga patrzyl co zamawiam. Zamowilam na koszt 22 zl, ktory ostatecznie sama musialam pokryc. Mialam wrazenie, ze czekal tez az za niego zaplace. Oczywiscie o nastepnym spotkaniu z mojej strony nie ma mowy.
Na Pokoleniu Ikea (nie linkuje, jak ktoś będzie chciał, to sobie znajdzie) jest świetny tekst, który super podsumowuje Twoje podejście do płacenia w większej połowie. A tytuł to „Dlaczego polscy mężczyźni to pieprzone sknery”. Ja rozumiem, że jesteś studentem, ale jeśli nie stać Cię na zapłacenie za kobietę, którą zaprosiłeś, to rozwiąż to jakoś inaczej niż „bejbe, dorzuć mie tu 1/3 do pizzy”.
Nie tylko polscy. Obcokrajowcy wcale nie sa lepsi. Zalezy na kogo sie trafi.
Zasady „płaci ten, kto zaprasza” powinno się uczyć w podstawówce. 🙂 Bo jeżeli osoba zapraszająca wybierze miejsce ponad możliwości finansowe drugiej, to byłby ogromny problem. A gdy się razem umawiają, czy to w parze, czy w grupie znajomych, wtedy mogą wybrać miejsce, które pasuje każdemu.
I przy okazji zapraszający uczy się odpowiedzialności za wybór.
Najlepiej płacić za siebie. Potem mogą być tylko same kłopoty. :-
Jakie kłopoty? Zawsze zastanawiam się o jaki rodzaj kłopotów chodzi kobietom, które obawiają się pewnych gestów ze strony mężczyzn. Życie to nie „M jak miłość” gdzie każda interakcja kończy się w łóżku.
Kłopoty jak on zapłaci, a ja brzydzę się nim. Potem prosi o następne…
O co następne prosi? I jaki ma cel umawianie się z osobą, której się brzydzi? Chodzi o darmowy obiad???
Trochę szacunku dla siebie i dla innych.
Czasami zdjęcia i konwersacja nie oddają człowieka w całości jakim jest.
Być może różnią nas pokolenia, ale moje doświadczenia z ludźmi wkraczającymi w dorosłość i trochę starszymi pokazują że rzeczywistość jest jeszcze gorsza. Zwykła wymiana uprzejmości, pożyczenie książki z biblioteki w czyimś imieniu, czasem nawet bez bezpośredniego zapoznania kończy się słuchaniem o czyichś „czułych dłoniach” itp. Tak więc ja zawsze w początkowym etapie znajomości absolutnie wystrzegam się wszelkich zobowiązań i jak do tej poty nie żałuję.
Nie wiem czy dobrze rozumiem problem, ale wydaje mi się że słowem kluczem, jest słowo „flirt”. Obecnie kobiety nie mają pojęcia o flirtowaniu traktując zaloty zero-jedynkowo. Albo pójście do łóżka ze wszystkimi tego czynu konsekwencjami, albo całkowita negacja jakichkolwiek form zalotnych.Jeśli te występują – wpadają w panikę jakby nie wiadomo co się stało. Nie wiem w jakim kontekście pojawiają się komentarze o „czułych dłoniach”, ale jeśli to ma być stwierdzenie faktu, to nie widzę w tym niczego strasznego. Jeśli natomiast pojawiają się w formie sprośnych komentarzy, to sam szlaban na płacenie nic nie da. Od takich ludzi lepiej się trzymać… Czytaj więcej »
Kobiety to, kobiety tamo, a ja niedawno slyszalem, ze to polscy mezczyzni przechodza „kryzys”. Chyba powinnismy wazyc slowa i odnosic sie do konkretnych przypadkow, bo jak bedziemy tak uogolniac to wlasciwie kazdego naznaczymy epitetem. W swiecie pornografizacji rzeczywistosci nie dziwi mnie, ze flirt bezposrednio kojarzy sie z pojsciem do lozka.
O kryzysach męskich będziemy mówić w momencie, gdy mężczyźni zaczną chodzić na randki z kobietami którymi się brzydzą, płacąc tylko za siebie ze strachu przed kłopotami jakie mogą wyniknąć z komentowania przez towarzyszki czułości ich dłoni.
Ironia dobra na wszystko:) Te „czule dlonie” kojarza mi sie z jakims oblesnym gosciem, ktory probuje poderwac dziewczyne. Przynajmniej ja to tak odebralem.
Piotrze, obawiam się, że mężczyźni również traktują „flirt” zero-jedynkowo.
Natomiast bardzo ciekawa jest Twoja ostatnia uwaga. Warta przemyślenia.
Wszystko wskazuje na to, że pomimo zwrócenia się do mnie „Piotrze” ja jestem adresatem tego komentarza. Nie wiem jak flirt traktują mężczyźni, bo nie zwykłem z nimi flirtować. Jednakże z moich obserwacji wynika, że mężczyźni są bardziej skłonni do flirtu, natomiast to kobiety panikują, uznając go za coś niestosownego. Oczywiście znam przypadki mężczyzn którzy na próbę flirtu ze strony kobiety reagowali dziwnie, ale według mnie to jest jednak mniejszość. Mężczyźni którzy pięć minut po przedstawieniu ich kobiecie próbują nakłonić ją do pójścia do łóżka, to inna klasa tzw. „buraczanych amantów”. Tych na szczęście dość łatwo rozpoznać i trzymać się od… Czytaj więcej »
Pawle, przepraszam za tę pomyłkę!
Miałem na myśli to, że mężczyźni często zaczynają flirt licząc na coś więcej (nie koniecznie od razu musi chodzić o seks), a flirtowanie dla samej przyjemności jest im zazwyczaj nie znane.
Przypomniał mi się też pewien cytat.
Uwazalbym z tym placeniem na 1 randce, bo jesli partnerka ma skrajnie feministyczne poglady to mozemy nawet ja obrazic swoja propozycja;) Mowiac powaznie, taki skromny gest wywarlby dobre wrazenie na plci pieknej, ale z drugiej strony, jesli na kolejnych spotkaniach bedziemy dzielic sie fifty-fifty, to wypada spytac wlasciwie po co ten rytual 1 randki?;)
To nie jest rytuał pierwszej randki. To rytuał spotkania, na które się zaprasza. Może to być nawet na dziesiątej randce albo na spotkaniu z randką nie mającym nic wspólnego.
Po prostu założyłem, że na pierwszą randkę zazwyczaj właśnie mężczyzna zaprasza.
Z feministką to również przesadzona obawa. Przecież każdy wie z kim się umawia. Przypominam słowo klucz: empatia. Nic na siłę.
Oj wspomnialem o tym ironicznie, niemniej nie zawsze dokladnie wiadomo z kim idziemy na np. 1 randke:)
Ale jaki kulturalny i elegancki gentleman umawia się na randki z feministkami? 😀
Czasem czlowiek nieswiadomie wybiera „kota w worku”:)
Mam wrażenie, że nie mają Panowie świadomości jak wiele feministek jest w Panów otoczeniu. Nie trzeba chodzić z transparentem i wykrzykiwać na lewo i prawo jakieś hasła, żeby nią być. Mamy nie tylko wojujący feminizm na horyzoncie.
Skrajny feminizm konczy sie tam, gdzie trzeba wniesc sofe na 4 pietro;) Skrajnosci, radykalizm z zasady odrzucam. I z lewa i z prawa. Umiarkowane poglady toleruje, badz akceptuje, ale tak w ogole skoro tych feministek jest calkiem sporo to czemu Partia Kobiet tak nagle zgasla?
Dużo sof w życiu wniosłeś? Zaś zgaśnięcie Partii Przyjaciół Piwa jest niewątpliwie dowodem na abstynencję Polaków.
Jesli ironiczne aluzje traktujesz calkiem powaznie to trudno bedzie znalezc wspolny jezyk. W wyborach parlamentarnych PPP miala kilkukrotnie wyzsze poparcie od PK. Pomijam fakt, ze tamte wybory znaczaco odbiegaly od wspolczesnych realiow. Dyskontowanie sukcesu znanego satyryka skonczylo sie 2 lata po sukcesie wyborczym, natomiast o sukcesie PK w ogole nie mozna mowic. Partia niby funkcjonuje 8 rok, a jakby jej nie bylo. Moze po prostu spoleczenstwo nauczylo sie, ze nie ma co pokladac wielkiej przyszlosci w wydmuszkach politycznych.
Przykro mi czytać tak bzdurne i w gruncie rzeczy obraźliwe argumenty. Rozumiem, że to ironia, ale źle trafiona, bo tego typu teksty krążą między nastoletnimi wyznawcami Korwina jako prawda objawiona.
Feministki nie obawiają się nosić ciężkich przedmiotów. Dziś wnosiłam z mężem pralkę – owszem, przyznaję, na drugie piętro, nie na czwarte. Rok temu nosiłam paczki z glazurą i feminizm jakoś mi nie przeszedł.
Ponadto równie dobrze można by powiedzieć, że męskość/maskulizm kończy się tam, gdzie trzeba wnieść sofę na czwarte piętro. Nie znam żadnego mężczyzny, który sam wniósłby sofę lub pralkę gdziekolwiek.
Natomiast gratuluję Autorowi ciekawego i mądrego artykułu.
Na randki z feministkami umawia się każdy naprawdę kulturalny mężczyzna. Tylko mężczyzna niekulturalny (zarówno w sensie braku ogłady, jak i braku znajomości szeroko pojętej kultury i historii cywilizacji), a zatem prawdopodobnie również nieelegancki, uważa kobietę za kogoś słabego, przeznaczonego do „sfery domowej” i zasługującego na podwójne standardy oraz „męską opiekę” dla swego rzekomego dobra.
A nie lepiej to po prostu ustalic wprost przed faktem..? Stawia sie sprawe jaso: ja place, placimy po rowno, kazdy za siebie (to ostatnia opcja jest bardzo „mile” widziana przez kelnerow), etc. Gdzie tu problem..? Stawianie sparwy jasno to wazna cecha „gentlemanow”, nie?
Tak, ale są sytuacje, w których nie trzeba nic dodatkowo ustalać. Nie mogę powiedzieć: „Zapraszam cię na kolację, ale dzielimy się pół na pół”.
Sa, ale… Z jakichs niejasnych dla mnie powodow rozmowy o pieniadzach sa w Polsce traktowane jak rozmowy o syfilisie – wstydliwie i przez ogrodki…
Bardzo generalnie, „zapraszam” znaczy ja place. Zas „spotkajmy sie w…na…”, itp, otwiera mozliwosci aby sprawe uzgodnic przed faktem. Ale nawet zapraszajac „wprost” pewnie lepiej jest postawic sprawe jasno „ja place” (a mozna to zrobic na tysiace zrecznych sposobow…) niz domyslnie. IMO w Polsce zbyt duzo rzeczy „nalezy” sie domyslac. Tylko po co..?
Takie przysłowie jest dość oklepane, że dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach. Osobiście również uważam, że poza wynagrodzeniem za pracę, temat pieniędzy powinien być ostatnim który poruszam – tym bardziej z kobietą.
A moim zdaniem to najgorsze rozwiązanie. Po prostu trzeba być przygotowanym na pokrycie rachunku i wyjść z założenia, że trzeba będzie go zapłacić. Kobiety niechętne do regulowania za nie rachunku zwykle przed jego uregulowaniem oznajmiają jak widzą te kwestie i sprawa sama się rozwiązuje. Rozpoczęcie posiłku od negocjacji i ustaleń może wpłynąć na ocenę partnera jako skąpego.
Ale umawiasz się na randkę czy podpisujesz kontrakt? Nie dajmy się zwariować, bo dziś chcemy takie sprawy omawiać, a za dwadzieścia lat nasze dzieci będą tworzyły umowy o randki w formie pisemnej, a za czterdzieści dojdzie do tego obsługa notarialna.
Uważam, że jeżeli mówimy o randce to dawanie kobiecie wyboru jest zdecydowanie złym krokiem. Mężczyzna jest dominujący i nie może dawać kobiecie wyboru, gdyż kobiety mają problem z podejmowaniem szybkich decyzji i nie lubią tego. Najlepiej jest powiedzieć „dzisiaj płacę ja, następnym razem zapłacisz Ty”. Ważną kwestią jest też płacenie całego rachunku, prośba o rozbicie rachunku na dwa jest problematyczna dla obsługi kelnerskiej oraz źle wygląda, dlatego mężczyzna powinien zapłacić cały rachunek, a jeżeli kobieta chce się do niego dołożyć to powinna się z nim potem rozliczyć. Zasada kto zaprasza ten płaci, jest jak najbardziej aktualna i powinno się ją… Czytaj więcej »
Trochę mocno te słowa zabrzmiały – tak jakby kobiety nie do końca radziły sobie w życiu… Ja jestem jednak zdania, że kultura to nie rozkazywanie w stylu: „Ja dzisiaj płacę i nie masz nic do gadania”. Moim zdaniem bardziej elegancko wyjdzie zdanie: „Mogę dzisiaj za ciebie zapłacić?”
Lepiej rzucić pewną propozycję aniżeli się pytać. Moim zdaniem to źle by zabrzmiało. Mężczyzna ma swoją postawą pokazywać swoją pewność i stabilność a nie pytać się kobiety czy coś może.
„Mężczyzna jest dominujący i nie może dawać kobiecie wyboru, gdyż kobiety
mają problem z podejmowaniem szybkich decyzji i nie lubią tego.” – dominacja dominacją, ale – moim zdaniem – męskość objawia się w tym, że wiesz, kiedy tej dominacji użyć. Również i tutaj, ale wszystko przychodzi wraz z nabywaniem obycia. Jeśli przesadzisz ze skrajnością, niewiasta po prostu poczuje się ignorowana i choćbyś był najbardziej alfa w całym województwie, to (potencjalny) związek do niemęczących raczej nie będzie należał.
„Moim zdaniem bardziej elegancko wyjdzie zdanie: „Mogę dzisiaj za ciebie zapłacić?”” – to a’propos skrajności, o których wyżej. 😛
Oczywiście, kobiety są upośledzone emocjonalnie i nie wiedzą co mają zrobić ze swoimi pieniędzmi, ponadto czekają tylko by jakiś heros wątpliwych obyczajów odciążył ją od podejmowania decyzji bo zajmuje im to znaczną część życia. Dzięki Bogu, że są jeszcze tacy odważni mężczyźni !
Rzeczywiście… Różne już podawano powody, dla których mężczyźni uważają, że powinni płacić na randkach. Żeby zaimponować, bo tak jest grzecznie, żeby sprawić przyjemność albo po prostu szczodra natura 🙂 . Ale pierwszy raz spotykam się z poglądem, że mężczyzna ma płacić, bo kobiety są na to zwyczajnie za głupie…
Nie było mowy, że głupie tylko nielubiące podejmować szybkich decyzji. Czasem mam wrażenie, że każde wskazanie różnicy między mężczyzną a kobietą jest odbierane jako uznanie kobiety za głupią. Co jest o tyle dziwne, że gdy ktoś się różni nie implikuje to od razu, że druga osoba jest lepsza czy gorsza.
Powoływanie się na (niekoniecznie prawdziwy) stereotyp nie jest wskazywaniem różnic i ma się nijak do rzeczywistości. Zwłaszcza, że mowa tylko o normalnej randce a nie inwestycji giełdowej wysokiego ryzyka :-). Na tej samej zasadzie można radzić kobietom zaciąganie partnerów za ucho przed ołtarz. No bo przecież mężczyźni słyną z tego, że mają problemy z podjęciem tej akurat konkretnej decyzji… Przykład niemal kabaretowy, ale dobrze pokazuje, że większość stereotypów jest obosieczna.
Dużo bezpieczniej będzie więc założyć, że nikt dorosły (bez względu na płeć) nie lubi i nie chce być traktowany jak małe dziecko, bo to jest po prostu oznaka lekceważenia.
Dokładnie Cysarzowa, nie wiem jak trzeba być aroganckim, by bezpardonowo podejmować za dorosłą osobę decyzje (o dziwo nawet jeśli jest to kobieta!!!), poza tym mówiąc, że kobiety mają problem z podejmowaniem decyzji, więc ty to robisz, oczywistym jest, że uważasz, że ty to umiesz, a kobiety nie. Chyba jasne jest, że jak porównujesz coś to wskazujesz czy coś jest lepsze, czy gorsze, lub równe. Chyba jasne jest z twojej wypowiedzi, że uznałeś, że kobieta jest mniej zdolna do decyzji ( wręcz kuriozalnie mniej), a twoje tłumaczenia, że nie zawsze porównanie równa się poróżnianiu mężczyzn i kobiet jest odwracaniem kota ogonem.… Czytaj więcej »
Czekam na żenujący komentarz w stylu … ach te feministyczne poglądy itp. itd. …
Zauważyłaś, że tezę o problemie w podejmowaniu szybkich decyzji postawiła inna osoba niż ta, która wskazała, że stwierdzenie różnicy między płciami nie implikuje wyższości jednej cechy nad drugą?
Panienka Kunegunda zadziorna. Nie popuści a i podpuszcza czasem….
BRAWO!!
Parę lat mam za sobą i nie wyobrażam sobie bym dzielił rachunek z kobietą, którą ZAPROSIŁEM na kolację
Kobiety nie lubią prawdy o sobie.
Odpowiem zbiorczo co do wszystkich odpowiedzi w jednym poście. Być może zabrzmiało to ostro, ale zupełnie nie tak powinno to zabrzmieć. Oczywiście kobiety nie są głupsze i takie stwierdzenie to jest skrajność. Stawiając stwierdzenie „Dzisiaj ja zapłacę, ty zapłacisz za X” zazwyczaj spotka się z akceptacją ze strony kobiety o ile nie będzie jej to przeszkadzać. Oczywiście jeżeli ma na ten temat inne zdanie to nikt nie będzie się kłócił i trzeba zaakceptować zdanie kobiety i np. podzielić się rachunkiem po równo. Bardziej chodziło mi o uniknięcie niezręcznych pytań typu „to jak płacimy” , „czy droga pani pozwoli żebym za… Czytaj więcej »
Kiedy ja zapraszam kobietę, przyjmuję założenie, że płacę całość. Za każdym razem (choć dopuszczam, że finalnie może wyjść różnie). Kelner przynosi rachunek, kładzie na stoliku – nie przerywamy sobie rozmowy. Jeżeli moja towarzyszka po niego sięga, to rzucam coś w stylu „pozwól, że ja się tym zajmę” (jeśli ma ochotę zaznajomić się z „sumą” to proszę bardzo, przed chwilą i tak widziała menu więc rachunek jej nie zdziwi). Jeśli kobieta mimo wszystko chce pokryć swą część (a pamiętajmy, ja zaprosiłem) to stosuję taki trochę przebiegły chwyt, polegający na tym, że… „zapłacisz następnym razem” i puszczam tzw. oczko. W ten sposób… Czytaj więcej »
Nie. Powiedzieć „dzisiaj płacę ja, następnym razem zapłacisz Ty”” nie jest najlepiej.
Artykuł jest niesamowicie życiowy także w sposób, w który pewnie autorowi nie przyszło nawet do głowy. Mianowicie, zdarzają się też wśród czytelników tego bloga, czego chociażby ja jestem przykładem, randki między dwoma panami i ZAWSZE jest ogromny problem co do ustalenia w tej sytuacji adekwatnego savoir vivre. W tym przypadku zasada „płaci ten kto zaprasza” jest moim zdaniem wręcz złota! Swoją drogą wiele osób mogłoby śmiać się do rozpuku widząc groteskowe sytuacje w stylu problemów z przepuszczaniem się przez drzwi 😉
Faktycznie to rozwiązuje wiele problemów. 🙂
Człowieku wstydu nie masz?! Chociaż byś do tego nie przyznawał! Przedwojenny Kodeks honorowy wykluczał homoseksualistów z grona ludzi honoru bo byli okryci hańbą!
Kodeks jest reliktem i jego miejsce jest w muzeum. Czy się to komuś podoba czy nie, żyjemy w XXI w. Nie mówiąc już o tym, że w wypowiedzi Pana Sebastiana nie ma niczego nachalnego ani obscenicznego. Nie ma zatem powodu, żeby w taki sposób publicznie go besztać.
Pomijając, że Boziewicz wykluczał ze społeczności także: piszących anonimy, paszkwilantów.
Homoseksualizm natomiast wśród elit tamtego czasu miał się całkiem nieźle: Iwaszkiewicz, Waldorff…
Inna sprawa, że rozśmiesza mnie takie nowomodne trollowanie na „przedwojennego ofycyjera” albo „lata dwudzieste, lata trzydzieste”.
Obawiam się, że ludzi nieumiejących poprawnie posługiwać się mową pisaną w języku, jak mniemam, ojczystym, też nie traktował zbyt pobłażliwie. „Chociażbyś” pisze się łącznie, zaś „kodeks” małą literą. Pozdrawiam Pana Sebastiana, gdyż nie tylko on ma problemy z przepuszczaniem przez drzwi na randce.
Panie kibolu, radzę się lekko postukać w czoło i nie obrażać człowieka, który spokojnie i rzeczowo wypowiada swoje zdanie na temat, który dotyczy jego, a nie Pańskiego życia. Doskonale rozumiem pana Sebastiana (którego w tym miejscu chciałbym pozdrowić), też mam te problemy na randkach i nie mam zamiaru chować głowy w piasek, bo Pan chce abyśmy żyli jak w dwudziestoleciu. Do tego służą grupy rekonstrukcyjne i tam polecam się udać, jest to wspaniała zabawa. Zajmijmy się swoimi sprawami i zamiast wylewać na siebie pomyje bądźmy dla siebie mili. Niemniej jednak będę lekko uszczypliwy, ale tylko troszeczkę, ja bym się wstydził… Czytaj więcej »
Szanowny Panie, ,,Kodeks honorowy” nie poruszał kwestii poprawnego posługiwania się mową pisaną, to raz, a dwa to obawiam się, że w kwestii pisania małą literą słowa kodeks również się Pan pomylił, gdyż tytuły piszemy z wielkich liter, zaś ,, Kodeks honorowy” jest to tytuł dzieła Władysława Boziewicza.
Co do podpisywania się jako kibol, to nie wiem czego miałbym się wstydzić?! Wszak polskie środowisko kibicowskie hołduje staromodnym, konserwatywnym wartościom.
> Wszak polskie środowisko kibicowskie hołduje staromodnym, konserwatywnym wartościom.
Jak w dobrym kryminale: kropka w najciekawszym momencie. Zastanawiam się jakie to są te staromodne, konserwatywne wartości, którym hołduje „środowisko kibicowskie”. Mieszkam dość niedaleko jednego z tych większych polskich stadionów zbudowanych w pocie czoła 3 lata temu, więc będę tam wypatrywał następców Stańczyków.
Tak mi się skojarzyło: „Nie wiemy, jak autor rozumiał „pasjonujące historie”, czy dla niego jest to całująca się para gejów oraz co miał na myśli, zapraszając odbiorcę „do środka”. Wiemy natomiast, że billboard jest odrażający, odpychający i promuje on dewiację na tle seksualnym w miejscach publicznych”
chodzi o ten plakat prezentujący znane zdjęcie przywódców sprzed 40 lat, a sprawa jest omówiona tutaj:
http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/pocalunek-gierka-i-brezniewa-reklamujacy-europejskie-centrum-solidarnosci-oburza-narodowcow
http://static.wirtualnemedia.pl/media/top/ECS-gierekbrezniew655.png
Chociażby takie jak patriotyzm. Kibice zawsze pamiętają o ważnych datach z naszej historii, pamiętają o bohaterach, szczególną cześć i szacunek oddają Żołnierzom Wyklętym. Świadczą o tym chociażby liczne oprawy patriotyczne w ich wykonaniu, zbieranie środków na renowacje grobów Powstańców, zbiórki darów dla Polaków na Kresach. Kolejna staromodna wartość jakiej hołdują ci odsądzani od czci i wiary kibice to rodzina i przyjaźń. Kibice aktywnie włączają się w walkę z homopropagandą, ,, chłopak, dziewczyna normalna rodzina” jak skandują na kontrmarszach do tzw. marszów równości. Co do przyjaźni to również nie jest ona pustym hasłem dla kibica, jeden za drugim zawsze stanie, nie… Czytaj więcej »
Tak, to są miłe wartości, jednak ani nie można ich utożsamiać wyłącznie z kibicami — ani też nie można wszystkich kibiców utożsamiać z takimi działaniami. Śmiem twierdzić, że to mniejszość, nawet niekoniecznie lepiej widzialna. Na co dzień kibic to jednak: obsikane murki i krzaczki wokół stadionu, prymitywny wrzask pod oknami innych ludzi, nawalony zielony ludzik (nie, nie taki z Krymu, takie są barwy klubu, którego kibiców mam zaszczyt widywać najczęściej). Kibic w swojej gromadzie to częstokroć po prostu burda i uszkodzony autobus, wagon. PS z tym „chłopak i dziewczyna” to mnie nie rozśmieszaj, te burdy uliczne nie mają nic wspólnego… Czytaj więcej »
Szanowny Panie, nigdzie nie napisałem, że te wartości należy utożsamiać wyłącznie z kibicami, odpowiedziałem jedynie na Pana pytanie( jak Pan nie pamięta jakie to niech sobie Pan przeczyta swój wcześniejszy wpis). Pan sobie może śmieć twierdzić co Pan sobie chce, ja pisząc o kibicach miałem na myśli kibiców z ruchu kibicowskiego.
A poza tym to nie przechodziłem z Panem na ,, ty”.
> A poza tym to nie przechodziłem z Panem na ,, ty”.
Czyli jak: „Panie kibolu”? Jeśli to nazwisko, to przepraszam, ale warto pisać dużą literą. Jeśli to anonimat, to w ogóle nie będę podnosił rękawicy, bo szkoda zajadów (ze śmiechu).
Tak tylko wyjaśnię, że Boziewicz napisał „Polski kodeks honorowy”.
https://kielban.pl/2012/02/mistrz-pojedynkow-wladyslaw-boziewicz/
Kodeksów było jednak wiele w międzywojennej Polsce i były też takie, o tytule „Kodeks honorowy”.
https://kielban.pl/ksiazki/
Mimo wszystko uważam, że jeśli nie mamy na myśli konkretnej książki (i nie damy o tym znać w wypowiedzi) nie powinno się pisać słowa „kodeks” wielką literą.
jak juz to z wielkiej w litery a nie liter…no chyba, ze Ty caly wyraz napierdzielasz u duzej….Zanim zwrocisz komus uwage to moze popracuj najpierw nad soba.
Dwa wazna jest tresc a nie sposob formulowania….
Wole madra tresc pisana polem bykow ortograficznych niz glupote pisana piekna polszczyzna……Idac Twoja logika, kazdy kto nie posiada wiedzy jezykowej na poziomie prof. Miodka czy Bralczyka gada, pisze same glupoty i nie ma prawa glosu……..uff oby takich jak Ty najmniej bylo na tym Swiecie (pisze z duzej litery)
Ale dla Ciebie moge napisac jeszcze raz z duzych liter SWIECIE
Fakt dobry kibicowski Kodeks Honorowy i zasady takie jak: właz z butami w cudze życie i nosem w drzwi od sypialni, w pięciu atakuj jednego bo ma inne poglądy/drożynę niż ty, pamiętaj o bohaterach narodowych ale miej zerową wiedzę o historii jak i o bohaterach (polecam poczytać o żołnierzach prze… znaczy się wyklętych). Dalej wiara w Boga nie ma nic wspólnego z kodeksem honorowym, albo ktoś w to wierzy albo nie. Natomiast Wy kibice tą wiarę traktujecie bardzo wybiórczo, chętnie bym podyskutował o zasadach biblijnych ot np. miłuj bliźniego swego ja siebie samego. Każdego bliźniego, wydawało mi się, że Chrystus… Czytaj więcej »
Jestem starsza od swojego partnera. Pracuję i mam stałą pensję, on kończy studia, ale kilka godzin w tygodniu spędza w dorywczej pracy. Dla mnie to oczywiste, że nie mogę na niego zrzucić obowiązku płacenia za mnie. Całkiem gładko wypracowaliśmy kompromis – nie podchodzimy do tego matematycznie, ale jeśli któreś z nas płacili np. dwa razy, to potem drugie bierze na siebie ten obowiązek. Pozdrawiam Panie Sebastianie i życzę powodzenia:-)
Zwykle chwalę wpisy i tak jest i tym razem, ale pozwolę sobie wskazać co mi się nie spodobało. Otóż jestem wrażliwy na częsty błąd w ocenie zdarzeń lub stanu minionego. Błędem jest oceniać historię z perspektywy obecnych czasów. Wrażenie takiej oceny wyniosłem z fragmentu o pochodzeniu stereotypu tj. kiedyś było bardzo źle z kobietami teraz na szczęście jest inaczej. Z konserwatywnego punktu widzenia zmiany społeczne są jak najbardziej ok jeśli mają charakter ewolucyjny, a więc zmiany następują wolne i adaptują się jeśli okażą się pożyteczne. Dlatego nie można stwierdzić, że przeszło się ze stanu złego do dobrego, bo zmiany są… Czytaj więcej »
Co racja to racja, ale poglady na dynamike zmian roznia sie od siebie w zaleznosci od wyznawanej, swiadomie lub nie, ideologii. Faktem bezydkusyjnym jest, ze pozycja spoleczna kobiet byla niegdys bardziej skostniala, ale to nie oznacza, ze owczesne kobiety byly szczegolnie ciemiezone. W kilku czy nawet kilkudziesieciu zdaniach nie jest latwo ten problem przedstawic.
Gdybyś zapytał się żyjącej w tamtych czasach kobiety czy czuje się skostniała na pewno by tego nie potwierdziła. za 100 społeczeństwo będzie zupełnie inaczej wyglądać i jakby ktoś teraz zapytał się o ciebie o coś co wywnioskował ze swojej perspektywy też byś się zdziwił.
Na pewno to nie mozesz stwierdzic, co by owczesne kobiety powiedzialy. Mozesz tylko wiele przypuszczac, opierajac sie na zrodlach zazwyczaj wytworzonych przez osoby o nieprzecietnym statusie spolecznym.
Oczywiscie, ze absurdem byloby postrzeganie swiata z perspektywy wspolczesnej. Niemniej zakladam, ze np. wiele kobiet wolaloby byc beneficjentem zmian spoleczno-obyczajowych wczesniej niz w XX w.
Tutaj jednak nie mogę się zgodzić. Czytałem wiele źródeł z tamtego okresu i opracowań historyków. Sporo kobiet narzekało na swoje możliwości. W przeciwnym razie nie starałyby się wejść w struktury Wojska Polskiego, Uniwersytetów, administracji itp. Miały z tym wiele problemów, więc to nie było tak, że wyraziły chęć i mogły zrealizować swoje plany.
Nie oceniałem przeszłości. Jeśli takie sprawiłem wrażenie, jest to nieporozumienie.
Pisząc o negatywnych stronach ówczesnych zwyczajów chciałem uświadomić, że to nie było tak pięknie, jak się często wydaje, że mężczyźni sobie spokojnie, dużo zarabiali, a kobiety nie musiały pracować.
Wbrew pozorom wówczas było trudno sprostać tym oczekiwaniom. Często się o tym zapomina i jedynie krytykuje „niepotrzebną” rewolucję obyczajową.
Wartościowanie przeszłości jest wielkim błędem, zwłaszcza dla historyka.
Wyznaję zasadę że gdy zapraszam to płacę za siebie i innych, a gdy mnie zapraszają to nalegam bym zapłacił za siebie – jeśli ta osoba wcześniej mnie opłaciła to staram się rewanżować, przypominając im że wcześniej oni płacili i chciałbym zapłacić teraz ja i to za wszystkich. Czasami w środowisku o dużym nacisku na zdobywanie kobiecych serc jest nacisk by zawadiacko lub też sprytnie wymóc na kobiecie by to ona płaciła, a chodzi przecież o to żeby było miło. Kasa jest ważna ale nie najważniejsza. Jak kogoś nie stać na restauracje i poniesienie kosztów za wszystkich to są setki innych… Czytaj więcej »
Jestem hetero, piszę ogólnie o stawianiu i spotkaniach towarzyskich bez względu na płeć drugich osób.
Jezeli to pierwsze spotkanie lub randka, a mezczyzna ma romantyczne zamiary w stosunku do kobiety, to kategorycznie nie powinien godzic sie na zaplate za skonsumowane przez nia wiktualy oraz napoje, jak rowniez sam nie powinien oferowac drinkow za ktore zaplaci. Nie powinien rowniez oferowac zaplaty za taksowke, kino, jak rowniez nie przesadzac z otwieraniem drzwi, pomaganiem zakladac plaszcza, podbieganiem z parasolem, odsuwaniem / przynoszeniem krzesla, obdarowywanie bukietem kwiatow lub podarunkami. Nie powinien tego robic, a juz szczegolnie jezeli kobieta takie gesty prowokuje, poniewaz kobiety w ten sposob testuja mezczyzn na tzw. hard dominanace, czyli w skrocie, czy mezczyzna ma charakter,… Czytaj więcej »
„Najwiecej szacunku i powodzenia maja u kobiet mezczyzni, ktorym na nich nie zalezy, a nie ci ktorzy stawiaja je na piedestal.” – Mistrzostwo swiata!:D
To ja znam inne kobiety. Lizustwo i desperacja to co innego niż dobre maniery i tyczy się to kobiet jak i mężczyzn.
Ostatni akapit artykulu jest niezwykle istotny. Jezeli zapraszamy kogos do kawiarni lub restauracji i w momencie, kiedy mamy regulowac rachunek okazuje sie, ze nie przyjmowane sa platnosci karta, mozna sie spalic ze wstydu w obecnosci naszych gosci, ze nie jestesmy w stanie zaplacic rachunku bo akurat nie mamy przy sobie gotowki. Nie tworzy to najlepszego wizerunku nas samych, kiedy ktos inny musi za nas regulowac nasze rachunki. Przed zaproszeniem kogos na kawe czy obiad do resturacji warto upewnic sie czy dane miejsce akceptuje platnosci karta.
tak bo to jest z jego strony grzeczne jak zapłaci
Czytam artykuł i oczarowuje mnie męski sposób podchodzenia do randek.
Czytam komentarze „zwykłych” mężczyzn i cały czar pryska :/.
To dobry przyczynek do zastanowienia się, że świat jest taki jaki jest, a nie taki, jak się nam wydaje 🙂
No jasne, że Ci się podoba „męski sposób podchodzenia do randek”. Dzięki temu kasiorka zostaje w Twojej kieszeni a frajer płaci.
Cytat z blogu dla dam http://szkoladam.pl/:
„(…) Jeśli jest to spotkanie, na które kobieta zaprosiła mężczyznę
(np. w ramach wdzięczności za przysługę), dobrze wychowany mężczyzna
powinien zachować się tak, jak gdyby to on był stroną zapraszającą”.
Gryzą się nieco poglądy dżentelmenów i dam na kwestię płacenia rachunków.
Co gorsza damy zostały ewidentnie w tyle za dżentelmenami. No naprawdę… Zaproszenie w ramach grzecznościowego rewanżu za przysługę i oczekiwanie tak po prostu, że zaproszony pokryje koszty? Marna to wdzięczność 🙂 (i – w mojej opinii – gruby nietakt). Zapraszający/a powinien zapłacić choćby z tego względu, że na ogół wybiera lokal. Swoje możliwości płatnicze każdy zna, cudze już niekoniecznie. To byłby jednak spory dyskomfort, gdyby osoba zaproszona musiała się najpierw zastanawiać czy w ogóle stać ją na przyjęcie zaproszenia…
Autorze, z jednej strony piszesz o praktyce (że kobiety często wolą płacić za siebie), a z drugiej strony o zasadach, które są z tą praktyką sprzeczne. Może to da się pogodzić, ale rodzi takie nieporozumienia, jak sprawnie opisałeś powyżej. „Przejdźmy zatem już do konkretnych zasad. Mężczyzna zdecydowanie powinien zapłacić za kawę, obiad, kolację, kino itp. kiedy zaprasza. Gdy mówimy „Chodź, zapraszam Cię do kina”, oznacza to, że my stawiamy. I tak naprawdę nie ma znaczenia jakiej jesteśmy płci i z kim idziemy. Płaci ten, kto zaprasza.” Nie zgodzę się z tym. Żyjemy w świecie, w którym to do facetów należy… Czytaj więcej »
tyle toeorii, w ktroej i tak zawsze mezczyzna musi byc czujny, taktowny i gotowy na ryzyko i przygotowany na to na co gotowa jest kobieta czyli bedzie nowoczesna i niezalezna to sie ewentualnie dorzuci do rachunku a jesli nie to musisz mezczyzno byc gotow zaplacic…..mile rownouprawnienie….i to w tej pieknej utopijnej teorii…. w praktyce wyglada to z gola odmiennie a wiem bo lubie kobiety i spotykam sie z wieloma……wszystkie oczekuja by za kobiete placic i to bez skrupulow. Moze kiedys bedzie inaczej ale napewno nie za najblizsze 30 lat…..zatem artykul ok jako teoria i to nawet w teorii malo w… Czytaj więcej »
Dzień dobry, przeczytałem artykuł z ciekawością bo właśnie jestem po zakończonej relacji z dziewczyną, w której to ja byłem głównym płatnikiem naszych spotkań. Abstrahując od tego, że nasza relacja się nie rozwinęła i odczuwam dosyć duże rozgoryczenie, chciałbym właśnie poruszyć temat płacenia. Większość naszych spotkań była inicjowana przeze mnie więc z automatu jako facet czułem się zobligowany do płacenia. Nie miałem niestety tyle „odwagi” by powiedzieć jej, żeby ona zapłaciła za siebie. Oczywiście szczęściem bądź nieszczęściem dla mnie, na wszystko mnie było stać i spokojnie mogłem pokrywać kawy, drogie kolacje, kręgle czy wszystkie inne przyjemności i niestety to robiłem. Nie… Czytaj więcej »
Tutaj niestety niewiele da się doradzić. Nie dał Pan do zrozumienia, że chce Pan dzielić rachunek, a Pańskiej towarzyszce najwyraźniej to pasowało. Możliwe, że w tym wypadku, gdyby Pan zaproponował dzielenie się rachunkiem, ta znajomość zakończyłaby się jeszcze wcześniej. Proponuję jedynie na przyszłość nie mówić wprost, że „dzielimy się albo nic z tego nie będzie”. Moim zdaniem lepszym, bo delikatniejszym rozwiązaniem będzie dać znać, że następne wyjście do restauracji chciałby Pan odłożyć, z uwagi na zbyt duże wydatki. Jeśli partnerka będzie chciała odwdzięczyć się zapraszając tym razem Pana na swój koszt, sprawa stanie się jasna. Generalnie w bliskiej relacji lepiej… Czytaj więcej »
Jakbym została zaproszona i na dzień dobry usłyszała> każdy płaci za siebie albo dzielimy się rachunkiem na pół< zapłaciłabym całość i podziękowałabym za znajomość już na początku. Dla mnie jest to nietakt. Co innego jak para sie zna, razem już dłużej wychodzi. Inna sprawa to nie ta kobieta winna, że czuje się Pan jak dojna krowa. Pan na to pozwolił. Jeśli miał Pan wrażenie, że coś jest nie tak, że ona tego oczekuje to restauracja to nie jest jedyna opcja. Można zaproponować spacer, nie kosztuje a widać, czy osoba chce z Panem spędzić czas. Na przyszłość proszę obserować i jeśli… Czytaj więcej »
Również uważam to za nietakt dlatego ja zawsze płaciłem. Nasza znajomość trwała jakiś czas i mieliśmy na koncie kilkanaście spotkań. Zdaję sobie sprawę, że są inne opcje spędzania razem czasu i również z nich korzystaliśmy, i oczywiście wtedy nie musiałem płacić. Jednak przeważnie lubię gdzieś wyjść, czy to do kina, czy na kręgle czy do restauracji i tych spotkań również było dosyć sporo. Czy czułem się jak „bankomat” wtedy raczej nie, teraz może trochę bardziej, ale koniec końców brakowało mi delikatnej inicjatywy z jej strony co do pokrycia części kosztów naszych spotkań. Dlatego mój post zapytaniem właśnie jak takich błędów… Czytaj więcej »
Rozumiem. Myślę,że sposób, by odłożyć spotkanie z powodu na inne duże wydatki to dobra idea. Jeśli osoba będzie chciała się spotkać to sama coś zaproponuje. Mały teścik.
Hmm odebrałam Pana wpis jakby był pełen niezadowolenia, że inwestował Pan w znajomość i nic nie wyszło. Jeśli widziałam takie zachowanie to często wynikało z braku wiary w siebie. Inwestuje się czas, chęć poznania danej osoby ale kasa to nie najlepszy fundament.
Pana odpowiedź już inaczej odebrałam. Tak to jest ze słowem pisanym.
A co jeśli mężczyzna, gdy dochodzi do płatności, jako pierwszy oświadcza, że rachunek będzie podzielony na dwoje? Nawet jeśli chodzi o piwo o wartości 8zł. Dodam, że mężczyzna ten jest dużo starszy od kobiety, wykształcony i dobrze sytuowany Czy to jednoznaczny sygnał dla kobiety, że mu nie zależy? Czy jeśli zdarza to się notorycznie, to potraktować jako nieświadome działanie wynikające raczej z braku dobrych manier, jeśli tak, czy można takie zachowanie usprawiedliwić?
To zależy czy on zapraszał i czy to randka. Jeśli tak, to nie powinien tak robić. Ale ocenę uzależniłbym także od innych czynników. W końcu bywa, że ktoś tych zasad nie zna albo jest zwyczajnie oszczędny i nie uważa tego za problem.
Boże jaka bzdura! Facet zawsze powinien płacić nie czekając na to aż kobieta zaproponuje że się dołoży! Masakra co się dzieję z tym światem.
A wyjaśnienie dlaczego, gdzie?
Widząc ilość komentarzy temat jest trafiony w przysłowiową dziesiątkę. Można byłoby dojść do wniosku, że na relacje od początku należałoby patrzeć jak na inwestycję. To faktycznie dość skomplikowane ale w mojej ocenie podstawową błędną zasadą jest „postaw się, a zastaw się”. Od tego zaczynają się kłopoty. Jeśli zapraszam do drogiej restauracji – znaczy płacę, dlatego że mnie stać. Jak mnie nie stać, to zaczyna działać zasada. Jeżeli zapraszam na „chińczyka” to znaczy, że stać mnie na takie miejsce. Jeżeli partnerka odmawia ze względu na miejsce to należy się tylko cieszyć z takiego rozwoju sytuacji 😉 We wspólnej relacji powinno być… Czytaj więcej »
Nie przeczytałam wszystkich komentarzy i nie ma dużego doświadczenia życiowego ale nie wyobrażam sobie, żebym płaciła za mężczyznę. Nie dlatego, że nie stać mnie na jakiś gest dla niego, ale dlatego, że nie wyobrażam sobie, żeby on mi na to pozwolił. W najlepszej sytuacji zapłaciłam za siebie, gdy kogoś gdzieś zaprosiłam albo coś zaproponowałam. I nie chodzi o to, że kobiety lecą na kasę, bo opłaty za jedzenie czy kino nie są aż takie wysokie, żeby móc na nie kogokolwiek poderwać, ale o to, że w mojej ocenie facet, który pozwala kobiecie płacić za siebie albo za niego, ma ją… Czytaj więcej »
Albo uważa ją za równoprawnego człowieka, a nie zabawkę, której względy może sobie kupić, płacąc za nią rachunek. W moim przekonaniu każdy powinien płacić za siebie, niezależnie od tego, kto zaprasza.
Podzielam zdanie. Jesli relacja zmierza do romantycznej, placi facet. Bez wzgledu na to kto zaprasza. Kobieta powinna sie zrewanzowac wraz z rozwojem znajomosci jednak na poczatku placi facet. A takie tlumaczenie, ze nie traktuje jej jak zabawke, gdy pozwala za siebie placic sa dla facetow bardzo wygodne.
każdy płaci za siebie, tak jest nowocześnie :3
We współczesnych czasach ogólnopojętej tolerancji i równości kobieta jak najbardziej musi płacić za siebie. Współczesna nowoczesna kobieta NIE MOŻE pozwolić sobie na brak pieniędzy, dlatego iż staje się ona zależna od woli mężczyzny, jego decyzji i staje się tak naprawdę PODNÓŻKIEM mężczyzny. Kobieta płacąc za siebie pokazuje prawdziwą zaradność, swoje ogarnięcie życiowe, mądrość i kulturę.
Dziękuję za ten artykuł. Chętnie płacę za siebie, a czasem i za partnera, ale nie mam też nic przeciwko, gdy czasem robi to on – wymieniamy się.
Piszę o kolejnych randkach,5, 10, 15. Dość często zdarza mi się, że kobiety jednak oczekują, że to ja będę za nie płacił w restauracji i kinie. Może trafiam na taki typ, ale co robić w tym przypadku? Nie spotkałem się z tym wprost, ale gdy po 5-6 spotkaniu delikatnie mówię, że chciałbym, aby rachunki były w jakiś współdzielone, to zdarza mi się widzieć grymas niezadowolenia.
Bardzo miło, że Pan ponownie przywołał ten artykuł. W zasadzie można podsumować, że to kwestia poniekąd zdrowego rozsądku. Moj partnerka jest ode mnie starsza, już pracuje, ja dopiero kończę studia, więc siłą rzeczy, zarabiam mniej. Dlatego, różnie to rozwiązujemy. Na przykład, jak gdzieś wychodzimy, ale tak, że pomysł był wspólny, a nie ja zaprosiłem, to płacę jak jest to kawa, drinki, czy coś w ogóle „mniejszego”. Już za posiłek płacimy raczej osobno. Zresztą, jak gdzieś jedziemy i płacimy za przejazdy, czy nocleg, to zazwyczaj jedna osoba płaci za dwie, a potem na odwrót, by wyszło mniej więcej po równo. W… Czytaj więcej »
Po wielu niezręcznych sytuacjach na randkach z moim przyszłym mężem w końcu powiedział mi on wprost, że zależy mu na tym, aby w takich miejscach jak restauracja czy kawiarnia to on płacił za nas oboje. Ponieważ wyczułam, że jest to dla niego ważne, zgodziłam się, nie próbując już wyrównywać rachunku. Podsumowując, warto słuchać się wzajemnie i jasno wyrażać swoje życzenia. Bardzo dobry materiał, panie Łukaszu, gratuluję!
Bardzo dobre podejście. Sam też jestem zwolennikiem powiedzenia sobie takich rzeczy wprost, żeby później nie było niedomówień.
Dobrą życiową zasadą jest akceptacja, nawet po ślubie 🙂 a co do menu bez cen, nie dotyczy to kobiet, tylko ogólnie zaproszony gości, aby podczas zamówienia nie czuli się zażenowani, lub ograniczeni mając słabszy status finansowy.
Tak, choć zazwyczaj stosuje się to menu właśnie dla kobiety, która przyszła z mężczyzną.
Na początku, tak, potem kobieta powinna się dorzucać. No chyba że jest tylko dla pieniędzy.
– savoir-vivre dość precyzyjnie „narzuca powinności” zapraszającego i jego Gościa.
W starych poradnikach s-v nie doczytałem zaleceń, co do dorzucania się, to przekładałoby się na przyjście do gospodarza domu, czy spotkania, ze swoimi termosami, czy zamówieniem czegoś z zewnątrz. Byłoby to spore uchybienie.
Partnerzy szybko się orientują we wzajemnych możliwościach, a kiedy zamiary są uczciwe, to nie „wykorzystywania”, bo każda ze stron wnosi to co może.
W przeciwnym razie nie dałoby się napisać bajki o „Kopciuszku”, czy innym mezaliansie.
Oczywiście, że skoro do tej pory nikt nie napisał, to i nie napisze – „Kopciuszek – 20 lat później” 🙂
Przyznaję, że lubię kiedy płaci za mnie mężczyzna (zakładając, że go na to stać, a nie, że w imię moich zachcianek sam staje się stratny), jednak ogólnie mogę przyjąć zasadę, że płaci ta osoba, którą w danym momencie na to stać i wyraża taką chęć. Myślę, że tak jest całkiem uczciwie. Twoje przemyślenia są mi bliskie i zgadzam się z nimi, ale warto pamiętać, że są też kobiety, które proponują dorzucenie się do rachunku, licząc na to, że mężczyzna się na to nie zgodzi. Całkiem niedawno znajoma opowiadała mi o fatalnym zakończeniu przyjemnej randki, kiedy to partner przystał na jej… Czytaj więcej »
– jak to w piosence – 'nie ryzykuj, jednym słowem, mogę…’ 🙂
Kto płaci?
Zawsze (tu wyjątkowo to słowo pasuje)… zapraszający!
Bardziej wskazane byłoby pytanie, kto powinien… zapraszać?
Skończcie z tą bzdurą „płaci kto zaprasza”:
Ona: zjemy coś?
On: właściwie można by…
Ona: o patrz, knajpka! Może tu?
On: no to chodźmy.
Kto tu kogo zaprosił?
Nikt, nikogo. Standardowo można by nastawiać się tu na podział rachunku.
Można by. Ale standardowo to: podchodzi kelner a pani idzie zrobić siusiu.
– ewidentnie nikt, nikogo, w tym dialogu, nie zapraszał.
Nie padło owo zobowiązujące: zapraszam.
Zapraszając bierzemy konsekwencje takiej deklaracji, które zobowiązują do poniesienia całości kosztów.
Inaczej, to można byłoby „zaprosić” do do swojego lokum, a następnie zamówić katering i udawać nierozgarniętego.
Uprzedzając, w gościach, czy do restauracji nie można, zgodnie z s-v, wnosić własnych potraw.
Zapraszający – owszem, płaci, także kobieta, ale wychodząc razem i płacąc za siebie nikt raczej nie będzie pokrzywdzony. Kwestia podejścia 🙂 jedne z kobiet zdenerwują się, gdy za nie zapłacimy, inne – zdenerwują się, gdy to zrobimy. Nie jest to już temat tabu – można śmiało o tym porozmawiać 🙂
A jeśli facet zarabia więcej, jeździ b. drogim autem i prowadzi dość rozrzutny tryb życia (dzienne wydatki na kawę, lunch, kolacje rzędu 200-300 zl na samego siebie), oczym chętnie opowiada, i po miesiącu znajomości chciałby dzielić rachunki za randki, które są może 1-2 razy w tygodniu (koszt max. 200 zł.)? Czy to normalne? Przyznaję, że też dobrze zarabiam i mnie stać, ale osobiście oczekiwałabym jednak, że to on zapłaci i wolałabym mieć czas by się zrewanżować w inny sposób, np. zaproszeniem na koncert, do kina czy teatru. Zresztą już raz to zrobiłam. A tak czar prysl. Np. ostatnio we wloskiej… Czytaj więcej »
Mnie zawsze denerwują takie karty z daniami bez cen. Przed oczami staje mi wtedy następująca sytuacja. Zamówię sobie pierogi, a potem kelner przyniesie rachunek za 100 zł. Myślę, że kobiety tez się mogą czuć niezręcznie, kiedy widzą kartę bez cen.
Jestem podobnego zdania. Choć idea za tym idąca nie jest zła. Można to uznać za nawiązanie do jedzenia w domu osoby zapraszającej. W takim wypadku nikt nie zapyta o koszt przygotowania takiego posiłku.
O, nie bądź taki pewien. Czują się wyśmienicie. Sumienie czyste.
A co w przypadku umówienia się, nie zaproszenia, na spotkanie z przyjaciółką czy znajomą, a nie partnerką?
Jeśli nikt nie zaprasza, relacja jest równa. Należy przyjąć, że wszyscy płacą za siebie.
Dziękuję bardzo, Panie Łukaszu.
Jeśli nikt nie zaprasza, ale relacja zmierza do tej romantycznej, placi facet.
Dla mnie zasada jest prosta. Zostaję zaproszona na randkę, mężczyzna o nią zabiega, wybiera miejsce – płaci. W każdej innej sytuacji sama reguluję rachunek, tudzież to proponuję, ale kłótnie o to kto płaci i ile mnie irytują. Ostatnio pewien chłopak, który studiuje, ale zarabia zaproponował mi wyjście na piwo (za pierwszym razem odmówiłam, za drugim się zgodziłam), wybrał lokal, ba… za mnie zamówił trunek, ale na rachunku liczył każdą złotówkę, aby przypadkiem nie zapłacił za dużo. Bardzo mnie to zraziło, kolejnego spotkania nie było. Ostatnio też miała miejsce inna krępująca sytuacja. Zaprosiłam kolegę do kina, kupiłam bilety online, a potem… Czytaj więcej »
Gentelmen wspołcześnie to frajer, który nie umie przystosować się do zmienionych warunków świata. Wszystko za sprawą feminizmu. Jakie damy tacy gentelmeni.
W dobie internetu stawianie pierwszej lepszej osobie, która będzie się widzieć najczęściej pierwszy i ostatni raz to czysta głupota. Z drugiej strony, oczekiwanie że ktoś da się nażrec i naciągnąć to zwykle bycie dziadem. A tu jest pełno takich kobiet-meneli co całe życie chodzą i żebrzą.
Funkcjonuja na internetowych portalach towarzyskich kobiety, które umawiają się z facetem licząc, iż zapłaci on za spotkanie. Czynia to tylko pod to aby spędzić fajnie czas na jego koszt.
Przepraszam, ale o jakim długu wdzięczności Pan pisze? Mężczyzna jako dorosły i myślący człowiek, jeśli sam chce zapłacić to kobieta powinna przyjąć ten prezent od mężczyzny.
Mężczyźni chcą uszczęśliwiać kobiety, a kobieta jest inwestycja dla mężczyzny czy się to podoba czy nie.