Zawsze świetnie ubrany, elokwentny, oblegany przez kobiety, a przy tym śmiertelnie groźny. James Bond to postać, którą często podaje się jako filmowy ideał gentlemana. Czy faktycznie nim jest? Postanowiłem to drobiazgowo zweryfikować.
Z pewnością każdy z nas słyszał choć raz twierdzenie, że James Bond to prawdziwy gentleman. Mam wrażenie, że tak często się to powtarza, że już nikt nie zastanawia się czy to prawda. Zatem przyjrzyjmy mu się dokładniej!
Wyjaśnienie
Zacznę od kilku wyjaśnień. Ten popularny agent 007, to Bond z filmów, dlatego w ogóle nie będę się odwoływał do książek. Kiedy rozpocząłem prace nad tym materiałem okazało się, że 24 produkcje hollywoodzkie to zbyt dużo treści do omówienia, więc postanowiłem nieco je zawęzić. Skupimy się zatem na Bondach w wykonaniu Seana Connery’ego – pierwszego z agentów 007. Na pozostałe kreacje przyjdzie jeszcze pora.
Uważnie obejrzałem więc sześć oficjalnych filmów z Connerym i przyjrzałem się jego manierom, stylowi i cechom charakteru. Dodam, że stosuję tutaj współczesne pojęcie „gentlemana”, bo w końcu zastanawiamy się czy to dzisiaj może być wzorcem dla młodych pokoleń. Dlatego może się zdarzyć, że będę krytykował coś, co dawniej uszłoby płazem. Zaczynajmy!
Charakter
Na pierwszy ogień pójdzie charakter, czyli podstawa gentlemana. James Bond wydaje się tu być całkiem solidnym mężczyzną. W pracy jest rzetelny i skory do poświęceń. Jest komandorem porucznikiem oraz agentem brytyjskiej służby wywiadowczej i choć tego nie podkreśla słowami, wiemy, że jest patriotą, a dla kraju oddałby życie. Gdy powierzy mu się jakieś zadanie konsekwentnie realizuje swoje cele, a nawet wykracza poza standardowe obowiązki, jeśli ma to przynieść korzyść sprawie.
Jest opanowany i trzeźwo myślący, przy czym zdarza mu się reagować impulsywnie. W „Pozdrowieniach z Rosji” uderza towarzyszkę w twarz, mając tylko mgliste poszlaki, że była zaangażowana w zabójstwo jego kolegi. Zresztą po chwili namiętnie ją całuje. Innym razem, mimo ciągłego ataku wroga, poddaje się w obliczu śmierci dopiero co poznanej kobiety („Golfinger”).
Te przykłady wskazują na słabą stronę Bonda. Kiedy postawi się na jego drodze atrakcyjną dziewczynę, porzuci każde zadanie, byle się za nią uganiać i przestaje działać racjonalnie. Często też ryzykuje nawiązując intymne relacje z wrogiem.
Gentleman nie powinien kłamać dla własnej korzyści i Bond faktycznie przeważnie nie kłamie, choć czasem można go na tym przyłapać. O ile można to usprawiedliwić, gdy toczy pojedynek golfowy z przeciwnikiem, który również nie gra czysto („Goldfinger”), o tyle okłamywanie uwiedzionej pielęgniarki, że będzie dzwonił do niej codziennie nie jest zachowaniem gentlemana („Operacja Piorun”). Zresztą bycie konsekwentnym w relacjach z kobietami nie należy do jego zalet, ale o tym będziemy mówić później.
Na plus dla Bonda należy dodać, że ma on wszechstronną wiedzę i jest obyty. Dzięki temu łatwo przychodzi mu prowadzenie niezobowiązujących pogawędek i nawiązywanie nowych kontaktów. Zakres jego wiedzy jest imponujący i sprawia, że jest ciekawym człowiekiem. Zna też języki. W omawianych przypadkach wykazywał się znajomością niemieckiego i japońskiego (kolejno „Diamenty są wieczne” i „Żyje się tylko dwa razy”).
007 ma też poczucie humoru, które pokazuje jego dystans do siebie i swojej pracy. Czasem zażartuje, że nosi broń bo ma „lekki kompleks niższości” („Goldfinger”), a kiedy indziej zabawi się słowami mówiąc, że jest „licencjonowanym wolnym strzelcem” („Operacja Piorun”). Prawda, że to często humor poziomu Familiady, ale nie zapominajmy kiedy powstawały te filmy.
Brytyjscy gentlemani często należą do klubów gentlemanów. Wszak w Londynie o nie nie trudno. O Bondzie dowiadujemy się, że również interesuje się tym zagadnieniem, choć przynależność do klubu Playboya (sieci klubów nocnych) sugerowałaby, że woli to bardziej nowoczesne znaczenie określenia „klub dla gentlemanów”.
Wizerunek
Agent 007 jest często wymieniany jako ikona męskiej elegancji. Czy faktycznie tak jest? Trudno odmówić Bondowi stylu. W swoich garniturach przeważnie prezentuje się wyśmienicie i rzadko popełnia wpadki na tym polu. Często miałem wrażeniem, że deklasuje pod tym względem ludzi ze swojego otoczenia.
Swobodnie nosi smokingi, trzyczęściowe garnitury, marynarki klubowe, zakłada koszule z nietypowymi, wywijanymi mankietami na guziki, zwanymi portofino lub koktajowymi. Można na nim zobaczyć krawaty dziergane, tak zwane knity, zestawy koordynowane czy elegancki płaszcz. Zwłaszcza w „Doktorze No” wyróżnia się pod względem ubioru.
Wpadek można jednak naliczyć wiele. Najczęstszym błędem jest złe zapinanie marynarki. Ma ją wielokrotnie zapiętą podczas siedzenia, a czasem zapina na wszystkie guziki. Śmiem twierdzić, że nie ma w tym obszarze wyrobionych dobrych nawyków, a to dość podstawowa kwestia. Tym bardziej dziwi.
Zobaczymy Bonda też w sandałach i koszuli z krótkim rękawem. To zestaw często krytykowany przez specjalistów od męskiej elegancji. Jeśli chcielibyście go jednak nosić, możecie się śmiało powołać na Agenta 007 z „Operacji Piorun”. Ale na kombinezon plażowy, który założył w „Goldfingerze”, zrzućmy zasłonę milczenia.
Czasem jego garnitury wypadają słabiej. Są gorzej dopasowane, z ramionami za szerokimi i zbyt wąskimi klapami, a nogawki spodni bywają za krótkie, lecz to detale, na które mniej osób zwróci uwagę. Jedynie zdecydowanie nie polecam nosić krawata tak krótkiego, jak w „Diamenty są wieczne”. Wyszło to komicznie.
Zwrócić uwagę należy też na sportowe zegarki Bonda. Nosi je między innymi do smokingu, co jest mocnym złamaniem zasad męskiej elegancji. Odradzam robić tak podczas ważnych okazji. Niemniej zegarek typu „diver” na pasku „nato” to ciekawa opcja, przy czym należy dobrać szerokość paska lepiej niż zrobił to James w „Goldfingerze”, gdzie pasek był ewidentnie zbyt wąski.
Relacje międzyludzkie
Przejdźmy teraz to najciekawszej części tej analizy. Bycie gentlemanem najlepiej objawia się w tym jak człowiek traktuje innych ludzi. Rzecz jasna pomijam tu brutalne traktowanie wroga. Służba nie drużba. Skupimy się więc na tych bardziej prywatnych relacjach.
Zacznijmy od tego, że Bond zna dobre maniery. Podaje pomocną dłoń przy wysiadaniu z samolotu czy w trudnym terenie. Wie kiedy należy puścić damę przodem, dziękuje za pomoc, przedstawia się na początku rozmowy, zabawia towarzyszkę tańcem i small talkiem. Ponadto trzeba przyznać, że kiedy chce potrafi być opiekuńczy, a nawet przyjmie odmowę z podniesioną głową. Naliczyłem trzy takie przypadki: w „Doktorze No”, „Goldfingerze” i „Żyje się tylko dwa razy”. To wszystko prezentuje się bardzo dobrze, ale w relacjach z kobietami ma jednak więcej wad niż zalet.
Nazywając sprawy po imieniu (i to łagodnie), trzeba powiedzieć, że Bond to kobieciarz. I to niestety do przesady. Z reakcji kobiet w jego otoczeniu wynika, że jest ponadprzeciętnie pociągający. Nie mogą mu się oprzeć współpracowniczki, wrogowie i przypadkowo spotkane panie. 007 w rewanżu też nie może im się oprzeć. Wykorzystuje niemal każdą okazję, żeby zobaczyć nago, dotknąć, pocałować lub zaciągnąć do łóżka atrakcyjną kobietę. Dodam, że w większości wypadków omawiane relacje są bardzo świeże. Nie można mówić więc o dłuższej znajomości.
Jedną kobietę nachodzi podczas przebierania się („Dr No”). Zaciąga do łóżka inną, wiedząc, że pójdzie, bo boi się zdemaskowania („Dr No”). W „Operacji Piorun” ewidentnie molestuje pielęgniarkę, używając przy tym swojej siły fizycznej, do tego stopnia, że ona mówi, iż bezpiecznie czuje się przy nim tylko, gdy jest związany. Kiedy później wydarza się wypadek na dyżurze tej pielęgniarki, Bond wykorzystuje tę okazję by ją zaszantażować i się z nią przespać. W „Goldfingerze” mamy natomiast scenę, którą trudno nazwać inaczej, jak gwałtem. To jest bardzo szkodliwy przykład stereotypu, sugerującego, że „gdy kobieta mówi <<nie>>, myśli <<tak>>”.
Przy tym wszystkim szowinistyczne traktowanie kobiet, klepanie po tyłkach, okazywanie braku szacunku czy w końcu nazywanie masażystek „armaturą” wypada wręcz blado (kolejno „Goldfinger”, „Pozdrowienia z Rosji”, „Żyje się tylko dwa razy”). Nawet duszenie podejrzanej jej własnym stanikiem nie robi większego wrażenia („Diamenty są wieczne”).
Na koniec zostawiłem jeszcze relację z Moneypenny, sekretarką szefa Jamesa Bonda. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się ona być równie podejrzana, odniosłem wrażenie, że udawanie zalotów w tym wypadku to obustronna gra ze sporym dystansem do siebie. Jak już wspominałem, 007 wie jak nie przekraczać pewnych granic i niekiedy z tej wiedzy korzysta. Bywa tak jednak wyłącznie w relacjach z kobietami, które mu sprzyjają. Wobec przedstawicielek wroga nie ma ma litości i chętnie stosuje chwyty poniżej pasa.
Gentleman?
Podsumujmy sobie to zatem. Pod względem charakteru Bond wypada całkiem nieźle. Jest konsekwentny, rzetelny i pracowity. Do tego jest zazwyczaj opanowany i można na nim polegać. Jedynie do kobiet ma słabość i może to przeszkadzać w wykonaniu zadania. Niemniej jego oddanie ojczyźnie jest godne podziwu. Widzimy go też jako erudytę i poliglotę obdarzonego poczuciem humoru. Z pewnością byłby ciekawym towarzyszem rozmów.
Oceniając jego wygląd, można mu wytknąć kilka błędów, ale już samo nabranie wprawy przy poprawnym zapinaniu marynarki zdecydowanie tu pomoże. W większości wypadków Bond prezentuje się świetnie, a gafy często ujdą uwagi osobie, która nie szuka specjalnie elementów, do których można się przyczepić.
Dobre maniery 007 również zna. Potrafi zachować się elegancko i szarmancko. Jest przy tym wszystkim bardzo męski. Niemniej na sposób, w jaki traktuje kobiety, oka przymknąć nie mogę. Uważam, że prezentowany przez Connery’ego James Bond to zwykły szowinista i kobieciarz, wykorzystujący każdą nadarzającą się okazję. Wypada w tym wręcz komicznie i dziecinnie.
Wiem dobrze, że są to wzorce pasujące do wyobrażenia o męskości macho w latach 60-tych XX wieku w Stanach Zjednoczonych, ale ten model mocno się już przeterminował. Nie mógłbym polecić tamtego Bonda jako wzorca do naśladowania pod względem zachowania, bo zbyt mało jest tu pozytywnych przykładów, a i te są przyćmiewane przez negatywne. Te ostatnie są natomiast bardzo szkodliwe i lepiej, żeby młodzi mężczyźni nie roili sobie, że tak postępują gentlemani.
Odpowiedź
Czy zatem James Bond może uchodzić za gentlemana na przykładzie filmów z Seanem Connerym?
W relacjach z mężczyznami – tak.
Pod względem wizerunku – owszem.
Pod względem charakteru już nieco mniej.
Natomiast pod względem relacji z kobietami zapomnijmy o nim albo umieśćmy w jakimś skansenie. Dzisiaj nikt by tak postępującego mężczyzny nie nazwał gentlemanem.
Zgadzacie się z moją opinią? Byłem zbyt surowy czy może należało wypowiedzieć się ostrzej? Zapraszam do dyskusji w komentarzach. Pamiętajcie tylko, że sympatia i sentyment do tych filmów to jedno, a rzeczowa krytyka to zupełnie inna kwestia. I koniecznie dajcie znać czy podoba się Wam ten pomysł na mini serię materiałów na Czasie Gentlemanów.
Pozdrawiam i trzymajcie klasę!
To koniec Seana Connery’ego, ale James Bond powróci w wykonaniu Rogera Moora.
Zobacz też:
Duško popov – playboy i podwójny agent – wzór dla Jamesa Bonda
T. E. Lawrence – prototyp Indiany Jonesa i Jamesa Bonda
Smoking – garnitur do zadań specjalnych
10 cech, którymi gentleman zaimponuje swojej damie
Jak zapanować nad własną złością
Gra w guziki, czyli który powinien być odpięty
Rewelacja! Trzeźwa ocena kultowej serii. Nie mogę się doczekać kolejnych części!
Dziękuję!
Popieram! Chciałem napisać to samo.
Porywczy jak Latynos i momentami strojny jak Polak na targu (anturaż w jakim wystąpił na proszonym obiadku w „Operation Fireball” jest przedni).
Moim zdaniem przesadziłeś z tą oceną. To co, że ulega wdziękom kobiet? No może faktycznie torchę zbyt przesadnie ulega tym wdziękom ale czy jest to coś co jest wielką wadą? I to jest złe? Naprawdę? Obejrzę sobie film Goldfinge i zwrócę uwagę na to wszystko co pisałeś i z pewnością przeanalizuję bo mnie zaintrygowałeś. A ta scena o której mówisz, że to gwałt. Akurat na szybko znalazłem film w sieci i znalazłem tę scenę. No ok, dość ryzykowne zachowanie i nikogo zachęcać nie należy do czegoś podobnego bo trzeba być mocno rozgarniętym by to dobrze rozegrać. Trzeba mieć w sobie… Czytaj więcej »
Ustosunkuję się do kwestii dotyczącej domniemanego gwałtu. Oczywiście, biorąc pod uwagę całą scenę nie będziemy o nim mówić. Niemniej jaki to sygnał wysyła? Że jeśli mamy „wrażenie”, że kobieta chce, całujemy ją na siłę, a ona się opiera, to pewnie kiedyś przestanie się opierać, tak? Moim zdaniem Bond zdecydowanie przegiął z „wybadywaniem” jej nastroju. W prawdziwym życiu, do momentu, gdy ona zaczyna go obejmować, delikwent miałby spore problemy z policją i w sądzie. Ale film sugeruje, że to tylko etap przejściowy. Dlatego moim zdaniem zasługuje to na bardzo ostrą krytykę.
Zwracam uwagę na niuans: Pussy Galore (to tylko troszkę widać w filmie, ponoć w książce jest to mocniej podkreślone) została przez Bonda „nawrócona” na facetów. To chyba stawia całą sprawę w całkowicie innym świetle (i nie mam na myśli „prostowania” jakim poddawany był Bruno aka Sacha Baron Cohen).
Moim zdaniem ta analiza jest jałowa, i sugeruję nie kontynuować serii.
Po pierwsze: nikt normalny nie będzie próbował naśladować Jamesa Bonda.
Po drugie: nie sposób dobrze rozdzielić, co należy rozpatrywać i oceniać jako zachowanie fikcyjnego bohatera w fikcyjnym świecie, a co jako pochodzące od twórców (czyli też czasów, w których żyli).
Nie Byłbym taki srogi – „Bondy” nie są kursem SV, tylko kinem rozrywkowym. Zatem i analizę można potraktować jako ciekawostkę, a nie poważny wykład. Przeczytałem z przyjemnością, chociaż „Bondów” nie oglądam.
Pozdrawiam.
Właśnie coś takiego chciałem odpisać.
Jedna uwaga – Bonda obserwujemy niemal wyłącznie w sytuacjach zagrożenia życia, w akcji, gdzie praktycznie cały czas jest pod wpływem adrenaliny. Nic więc dziwnego, że reaguje gwałtowniej – i na przeciwników i na płeć przeciwną. W relacjach zwyczajnych (właściwie wyłącznie z Moneypenny) jego zachowanie jest już inne.
Gwałtowności zauważyłem bardzo mało i wcale mnie nie zdziwiła. Po prostu chciałem ją zaznaczyć.
Sam jestem wielkim fanem Bonda, jednak powyzsza analiza po raz kolejny dowodzi, ze gentleman ma postepowac tak jak mu kobieta zagra. Na szczescie Bond tak nie postepuje i dlatego Pan go krytykuje.
Poniższego komentarza nie należy odbierać z pełną powagą.
Panie Łukaszu,
często Pan powtarza, że najważniejszą cechą gentlemana jest empatia. Filmy o których Pan pisze oglądałem bardzo dawno temu, więc nie pamiętam szczegółów, ale czy któraś z partnerek Jamesa Bonda była niezadowolona z kontaktów z nim? Jeśli nie to chyba zachował się tak jak gentleman zachować się powinien – niezgodnie z zasadami, ale zgodnie z empatią, czyż nie?
Pozdrawiam
Na pewno nie wszystkie. Na szybko na myśl przychodzi mi Azjatka z Dr No, która spała z nim ze strachu. I nie mam tu nic przeciwko romansom, jeśli obie strony tego chcą. Przeszkadza mi, że Bond zachowuje się bardzo arogancko na wstępie, gdzie nie przejawia próby wyczucia nastroju (z paroma wyjątkami). Po prostu bierze co chce. Oczywiście w filmach przeważnie, po pierwszym oburzeniu, paniom się podoba to, co 007 chce im zaprezentować. Dlatego nie romanse krytykuję, ale jego inicjację tych stosunków. Jest rzecz jasna jeszcze taka ewentualność, że empatia Bonda jest na jeszcze wyższym poziomie i wie, że te kobiety… Czytaj więcej »
Sugeruję, że empatią Jamesa Bonda można tłumaczyć imperatyw narracyjny. 🙂
Swoją drogą ostatnio odświeżam sobie opowiadania o Wiedźminie. Tam widzę podobny zabieg. Praktycznie wszystkie bohaterki płci pięknej, z niewiadomych względów, są zauroczone Geraltem.
Osobiście wolę Geralta, ale jego z kolei nikt nie nazwałby gentlemanem. 🙂
Łukaszu, zdziwiłbyś się. 😉
Szkoda, że już dwukrotnie przeczytałem Sagę, bo chętnie zrobiłbym to po raz kolejny specjalnie, żeby przeprowadzić taką analizę.
Rozumiem o co chodzi tymczasem niestety albo stety (dla mnie niestety) odrobina arogancji podobno bardzo dobrze działa na kobiety więc cóż tu się dziwić, że możesz mieć rację w tym przypadku gdy mówisz, że „empatia Bonda jest na wyższym poziomie i wie, że te kobiety chcą takiego zachowania”
Connery, jak Connery. Kobiecie potrafił przyłożyć. A Craig? 🙂
Hmmm. Co do artykułu, dobrze mi się go czytało. Wzięcie na warsztat zachowania Bonda jako gentlemana to temat na pracę magisterską spokojnie, przez ta ilość filmów. W związku z tym, że fanem Bonda jestem o 5 roku życia, a każdy odcinek z serii oglądałem chyba z kilkadziesiąt razy. Nawet w ostatnim tygodniu, oglądałem wszystkie po kolei z Sean’em Connery’m. Porównywanie do dzisiejszych ideałów bycia genetlemanem to jak robił to Bond w latach 60′, to trudne porównanie. Zważywszy na różnice wiekowe, światopoglądowe i inny stosunek do płci pięknej. Bond lat 60′ to jak to określiła M jako Judi Dench w Goldenaye… Czytaj więcej »
W pełni to rozumiem. Dlatego też i moją ocenę należy potraktować nieco z dystansem, tak jak z dystansem traktujemy Bonda.
Powiem jeszcze inaczej. Ilekroć Bond wykazuje jakiekolwiek przejawy męskiej autonomii lub wykorzystuje resztki męskich przywilejów w relacjach z kobietami (które są obecnie uznawane za zachowania seksistowskie), tylekroć jest on krytykowany przez Pana i nie uznawany za gentlemana. Co potwierdza moją wcześniejszą opinię, która już setki razy była tu wałkowana, że to gentleman ma się dostosowywać do kobiety, a nie odwrotnie.
Podoba mi się artykuł. Chciałbym również zadać pytanie. Czy wie Pan jakiego wyznania jest ta jedna z najsłynniejszych postaci popkultury? Jaką spełnia funkcję?
W jakim sensie „funkcję”?
Jeśli chodzi o wyznanie, to zapewne anglikańskiego.
Szkot? 😉
Nie wiem jaki jest sens w rozgryzaniu zachowania bohatera filmowego w tych kategoriach. On jak na agenta i tak był święty. Wiem natomiast, że atrakcyjna i inteligentna kobieta prędzej poszłaby z klępiącym w tyłek Bondem niż z gościem sprawdzającym domknięcie marynarki kiedy siedzi… 🙂
Zgadza się, bo Bond jest z czasów kiedy zachowanie alfa nie było potępiane. Teraz promuje się zachowanie beta, a paradoksalnie kobiety wcale nie chcą bet, które robią co im się każe. Dlatego kobiety wybierają „bad boyów”, jeśli mają wybór, jeśli go nie mają to przestają z betą, bo chociaż może zapewnić byt rodzinie). Jest to zupełnie logiczne zachowanie z punktu widzenia ewolucji.
Aż łezka mi się w oku zakręciła jak czytałem tekst. Przypomniały mi się czasy podstawówki, kiedy Pani od polskiego zadawała pisanie charakterystyki bohaterów lektur 🙂 Zgadzam się z opinią, że takie analizy są jałowe. Przecież to tylko bohater filmowy skrojony na potrzeby masowej rozrywki. Bez urazy, ale przepracowywanie takiego tematu to bicie piany. Uważam po prostu, że taki bohater nie jest materiałem do jakiś niewiadomo jakich analiz, no chyba, ze właśnie na potrzeby wypracowania w szkole. Przecież taki Bond to zwykły szablon powtórzony w każdym odcinku w taki sam sposób z niewielkimi odchyleniami pomijalnym statystycznie 🙂 Nad czym się tu rozwodzić.… Czytaj więcej »
Obejrzałam z zainteresowaniem, świetny materiał, gratuluję! Widzę, że się zgadzamy… Nie jestem w stanie nazwać gentlemanem cynicznego (niekiedy) kobieciarza. Mam podobne odczucia w przypadku kobiet. Jeśli kokietują, kpią z męskich uczuć i skaczą z kwiatka na kwiatek, trudno mi nazywać je damami. Pozdrawiam serdecznie!
A może na Czasie Gentlemanów czas na golfa?
Chętnie 🙂
Oczywiście polecam, choć z drugiej strony trzeba zdawać sobie sprawę z problemów na jakie napotkamy chcąc zagłębić się w tę grę. Jak wygląda golf w Polsce możemy poczytać tu: http://www.polegolfowe.pl/47,0,czy-polski-golf-jest-sportem.html
https://golfandroll.pl/10-rzeczy-ktore-zabijaja-golfa/2/
https://www.edugolf.pl/blog/dwa-rodzaje-golfa/
Podobno Poznań chciał budować pole:
https://golfandroll.pl/poznan-chce-pola-golfowego/
Ciekawe co z tego zostało? Szkoda, że sport który na świecie uprawia około 160 milionów ludzi w Polsce nie został spopularyzowany. Mam wrażenie, że golfiści w Polsce utknęli w czasach dandysów biegających na welocypedach w cylindrach po parkach. Świat już dawno zrozumiał, że golf to nie domena tylko i wyłącznie bogatych ludzi
Świetna analiza. Jednak podsumowanie było zbyt łagodne. Nie ma sensu rozbijać bycia gentlemanem na pojedyncze cechu, ponieważ gentlemanem się jest lub nie. Nie ma czegoś pośredniego.
Pozdrawiam,
Radek
Problem w tym, że nie mogę go poznać całościowo, więc muszę się posiłkować poszczególnymi sytuacjami i ujawniającymi się w nich cechami. Nie ma czegoś takiego jak jednolity model gentlemana, do którego możemy przyłożyć każdą osobę, porównać i wydać jednoznaczny wyrok.
Zgadzam się, że nie ma jednolitego modelu gentlemana. Jednak muszę się uprzeć przy ocenienie całościowej. Teza w tytule artykuły zadaje pytanie czy James Bond jest gentlemanem, a nie czy zachowuje się w pojedynczych sytuacjach jak gentlemen. Niestety nie śledzę wszystkich Pana wpisów, więc nie mam pełnego obrazu sytuacji co do zdefiniowania osób jako gentlemanów przez Pana, dlatego pozwolę sobie na przedstawienie pewnej cechy, która dla mnie jest bardzo ważna. Mianowicie chodzi mi o honorowość. Nie znam angielskich kodeksów honorowych, jednak posłużę się polskimi ze względu, że oceniam go według naszych standardów. Dlatego muszę postawić to zarzut niehonorowości. Chodzi mi o… Czytaj więcej »
Tak. Stosując te wytyczne, gdyby omówione sprawy ujrzały światło dzienne, honor Bonda byłby mocno zachwiany. Jednak obawiam się, że w rzeczywistości międzywojennej nie zostałby z marszu skreślony jako gentleman. Ale na pewno musiałby się z tego tłumaczyć. Rzecz jasna jeśli te sprawy faktycznie wyszłyby poza cztery ściany.
Nie bronię go, ale jeśli odnosimy się do źródeł, pomyślałem, że warto to zaznaczyć.
Dziękuję za odpowiedź i objaśnienie. Aż miło było wejść w polemikę.
Pozdrawiam i życzę dobrej nocy,
Radek
„Dzisiaj nikt by tak postępującego mężczyzny nie nazwał gentlemanem”. Wtedy tym bardziej nie (śmiem twierdzić, że w latach sześćdziesiątych było jeszcze znacznie więcej prawdziwych gentlementów, niż obecnie – w czasach, w których tak naprawdę żadne wartości i zasady nie istnieją), za to większość kobiet nazwałaby go (zarówno wtedy, jak i dziś) niezwykle atrakcyjnym facetem, znacznie niestety atrakcyjniejszym od „typowego gentlemana”. Taki maleńki paradoks, który zostawiam tu gwoli przemyślenia.
Connery był bezapelacyjnie wspaniałym aktorem. Kamera go kochała, kobiety też 🙂 Nawet jako mocno starszy pan był ujmujący. Czy Bond (odgrywany przez niego i innych aktorów) był dżentelmenem? Nigdy w ten sposób na to nie patrzyłam. Myślę że miał dużo cech dżentelmena ale nim stricte nie był- i bardzo dobrze! W przeciwnym razie na filmie można byłoby zasnąć. W końcu seria o Bondzie nie jest filmem edukacyjnym jak powinien i jak nie powinien zachowywać się mężczyzna- wtedy i dziś. Co zawsze musi mieć Bond? 1. Money Penny (czyli tę sekretarkę) która wiecznie się w nim buja i mówi komicznie wzdychając… Czytaj więcej »