Nie masz wrażenia, że wokół robi się głośno, gęsto i duszno? W takich warunkach trudno zebrać myśli, dostrzec sedno sprawy i zachować trzeźwy osąd. Wyrwijmy się z tego na chwilę. Weźmy głęboki oddech.
Rejs
Ostatnio przyszło mi do głowy pewne porównanie. Rejs jachtem po morzu to bardzo ciekawe doświadczenie. Jesteś zamknięty z niewielką grupą osób na bardzo małej powierzchni. Często nie masz wpływu na to z kim płyniesz. I nie możesz zmienić towarzystwa, gdy coś idzie nie tak. Co gorsza, trudno nawet na dłuższą chwilę oddalić się od reszty, żeby odpocząć, uspokoić się i zebrać myśli.
Z drugiej strony współpraca jest tutaj kluczowa zarówno dla dobrych relacji z innymi, ale też dla wspólnego bezpieczeństwa. W przeciwnym razie bardzo łatwo o głupie błędy i złe decyzje.
Wyobraź sobie, że płyniesz z kimś, kto bardzo lubi sobie żartować i rzucać dowcipami. To fajna cecha, bo pozwala rozładować napięcie, ale też ryzykowna, bo można przekroczyć granicę, za którą poczujesz, że Ty lub Twoje wartości są obśmiane. Dlatego będziesz chciał szybko określić te nieprzekraczalne bariery, żeby nadal można było się śmiać, ale nikogo nie obrażając.
Innym razem w kambuzie, czyli pokładowej kuchni, dyżur ma ktoś o zupełnie innych niż Twoje gustach. Ale przecież nie gotuje on dla siebie, tylko dla całej załogi, więc musi uwzględnić wszystkie wnioski i znaleźć jakiś złoty środek, prawda?
Ciekawie robi się też, gdy ekipa podzieli się odnośnie dalszej drogi i planów. Nie da się przecież na morzu rozbić na dwie grupy i później spotkać w ustalonym miejscu. To nie wycieczka po górach. Zazwyczaj ktoś pełni rolę kapitana, ale nie władcy czy dyktatora. Nie chciałbyś, żeby narzucał Ci swoje zdanie bez podjęcia rozmów z załogą i oceny sytuacji. Nawet jeśli ma największe doświadczenie na statku, wolałbyś, żeby chociaż Cię wysłuchał i uzasadnił swoją decyzję.
Krótko mówiąc, rejs po morzu to ciągła nauka szukania kompromisów, liczenia się z pozostałymi członkami załogi, uwzględniania wielu czynników. To tym skuteczniejsza szkoła, że jak już się na nią zdecydujesz, możliwość odwrotu będziesz miał dopiero po dopłynięciu do jakiegoś portu, ale i wtedy ucieczka wiązałaby się z wieloma niedogodnościami. Łatwiej jest więc schować swoją dumę do kieszeni i usiąść do rozmów, wymiany argumentów i poszukania drogi pośrodku.
Porażka?
W jednym z komentarzy pod moim filmem o rozmawianiu o polityce (swoją drogą gorąco zachęcam Cię do obejrzenia go lub przeczytania artykułu) przeczytałem zdanie, które mnie przeraziło. Przeraża mnie, że takie podejście może mieć sporo osób wpływających na rzeczywistość wokół nas: „powinniśmy uprawiać sztukę unikania kompromisów, ponieważ kompromis to coś z czym nikt się nie zgadza, a wszyscy się pod tym podpisują, to po prostu odpuszczenie i pewna porażka […]. [Kiedy] tylko przeciwnik idzie na kompromis z nami, a my z nim nie, wtedy jest to jakiś sukces”.
Wyobraź sobie takie podejście podczas rejsu. Ustawiczny konflikt i sprawdzanie kto zbierze więcej sił, żeby stłamsić potrzeby drugiej strony. Pomyśl też o swoim domu rodzinnym, bo w gruncie rzeczy rejs to tylko jaskrawy przykład tego, co robimy w wielu sytuacjach w życiu. Czy w domu jesteśmy w stanie tak się ustawić, żeby kompromisy były niepotrzebne? Szczerze wątpię.
Kompromis to bowiem wynik szacunku dla drugiej strony. To uznanie, że skoro wspólnie dzielimy naszą przestrzeń, musimy uwzględniać wzajemnie swoje zdania i potrzeby. Często robimy to wręcz nieświadomie. Zanim podejmiemy się jakiś działań, zastanawiamy się szybko czy nie wejdziemy nimi w czyjąś przestrzeń, a jeśli tak, rozważamy czy nie nadepniemy w ten sposób komuś na odcisk. To już podstawa empatii. Proste uwzględnienie drugiego człowieka w swoich czynach.
Nie zawsze jednak idzie to jak po maśle, więc zdarzają się starcia, gdy nie spodziewaliśmy się problemów. I tutaj dojrzałość nakazuje właśnie rozmowę, poznanie opinii drugiej strony i próbę zrozumienia jej motywów. To zrozumienie jest niezbędne, żeby móc wypracować sobie jakiś kompromis, bo rozmów nie prowadzimy w tym wypadku czysto informacyjnie, żeby wymienić się poglądami. Powinniśmy rozmawiać aż się wzajemnie zrozumiemy, nawet jeśli nadal nie będziemy się zgadzać.
Kompromis
Kompromis nie będzie więc oddaniem pola drugiej stronie. To pole nigdy nie było bowiem Twoje własne. Jest to przede wszystkim uznanie, że tylko wspólnie możemy decydować o tym, co dotyczy naszego grona. Że musimy umożliwiać wypowiedzenie swojej racji przez każdą ze stron i poddanie jej pod rozwagę. A następnie demokratyczne ocenienie jak postąpić dalej.
I w pełni zgadzam się ze wszystkimi sceptykami, że demokracja nie jest idealna. Niekiedy spora grupa osób da się zmanipulować i wprowadzić w błąd, a ekspert będzie zagłuszony paplaniną opętanego. Ale drogą wyjścia nie jest tutaj odebranie głosu niektórym, bo przecież równie dobrze to Tobie mógłby być odebrany. Powinniśmy za to pracować nad jak najlepszymi narzędziami komunikacji i walki z propagowaniem nieprawdy. Nie osiągniemy tego jednak siłą czy zamykaniem się na zdanie innych osób.
Zatem kompromis będzie drogą wybraną przez większość i tę drogę musimy uszanować, nawet jeśli sami opowiadaliśmy się za inną.
Dlaczego?
Możesz się zastanawiać co ma Ciebie pchać do tych kompromisów? Dlaczego masz ustępować? Zwłaszcza jeśli to od Ciebie zależą dalsze działania. I nie, odpowiedzią nie jest uprzejmość czy jakieś wydumane zasady gentlemana. W gruncie rzeczy zasady, o których mówimy mają bardzo racjonalne fundamenty i dlatego znajdują się też w zestawie dobrych manier.
Wróćmy do tego rejsu, żeby mieć jaskrawszy obraz. Kiedy nie uszanujesz drugiej strony, ona przestanie liczyć się z Twoim zdaniem. Stracisz jej wsparcie, a nawet możesz liczyć na bojkot, bo Twoja porażka będzie dowodem, że się myliłeś. W skrajnych wypadkach przestanie się liczyć to, od czego zaczął się konflikt, bo rozciągnie się na wszystkie sfery współżycia. Na morzu to bardzo niebezpieczne, bo zagraża wszystkim członkom załogi, ale wprowadzając taki konflikt nie będziesz mógł mieć pretensji do drugiej strony za brak współpracy. Brakiem odpowiedzialności wykazuje się ten, kto obniża morale i rozbija solidarność.
Strach przed konsekwencjami nie jest jednak niezbędnym motywatorem, bo moim zdaniem zalety kompromisu są bardzo wyraźne. Przede wszystkim jest to możliwość zachowania spokojnych nastrojów, czy to na pokładzie, w domu czy w większej grupie. Zostawia też otwarte drzwi do rozmów przy kolejnych konfliktach, a nawet wzajemnego chodzenia na ustępstwa. Jest to też budowanie wspólnoty, w której wszyscy czują się jej pełnoprawnymi członkami i czują się za nią odpowiedzialni. Bo gdy Twój głos nie jest brany pod rozwagę, przestajesz dbać o daną grupę, instytucję czy miejsce.
Dobry towarzysz
Szukanie kompromisów to jeden z pierwszych efektów kierowania się empatią w kontaktach z innymi ludźmi. To też podstawa budowania dobrych relacji. Jeśli będziesz bezkompromisowy, nie będziesz tworzył przyjaznego miejsca dla innych wokół siebie, przestaniesz być dobrym towarzyszem i zaprzeczysz podstawom bycia gentlemanem.
Nie twierdzę, że zawsze łatwo jest znaleźć kompromis, ani że już znaleziony zawsze daje satysfakcję. Wręcz przeciwnie. Często jest trudno, zwłaszcza gdy druga strona ma problem ze spokojną wymianą poglądów i z okazaniem szacunku rozmówcy. Jest to tym trudniejsze, gdy nieporozumienia dotykają naszych podstawowych wartości. W efekcie nieraz kompromis będzie po prostu przykrą ugodą, pewnym zawieszeniem, które ma służyć łagodzeniu nastrojów i odbudowaniu współpracy. Z drugiej strony jednak droga bezkompromisowa może prowadzić tylko do ustawicznej walki i dążenia do zdeptania „przeciwnika”. A to jest już bardzo nieodpowiedzialne i niebezpieczne zagranie.
Czy bym walczył?
Może zapytasz, czy sam bym nie walczył wszystkimi dostępnymi metodami o zmiany, w które wierzę. Walczyłbym, owszem, ale nie wszelkimi metodami, tylko rozmową. Wierzę bowiem głęboko, że rzeczy słuszne są też racjonalne i przekonujące. Z kolei te kwestie, które już takie oczywiste nie są, zdają się być finalnie bardziej subiektywne, bliżej im do opinii. Szacunek do drugiego człowieka nie pozwala mi narzucać mu mojej wizji świata, ale sumienie nakazuje mi uczyć i przekonywać. Jeśli nie odniosę sukcesu, albo jestem złym nauczycielem, albo po prostu się mylę. Nie zwalam natomiast winy na ucznia.
Ciekaw jestem jak Tobie idzie szukanie kompromisów w tych coraz mniej kompromisowych czasach. Napisz koniecznie w komentarzu. Z chęcią przeczytam.
Wsparcie
Czas Gentlemanów jest regularnie prowadzony między innymi dzięki wspaniałemu wsparciu wielu z jego odbiorców. To dzięki Patronom na kanale i blogu może pojawiać się mniej reklam, a więcej całkowicie niezależnych treści. Co prawda daleko nam jeszcze do realizowania bardziej ambitnych projektów, ale już teraz jest to dla mnie spora pomoc. Jeśli chciałbyś dołączyć do tego grona, gorąco Cię zachęcam do sprawdzenia mojego profilu na Patronite.pl. A wszystkim Patronom serdecznie dziękuję!
Tomasz Fikier, Kamil D., Mock, Arkadiusz Firus, Aleksander Galecki, Marcin L., Aron K., Kamil Futyma, Klaudia Borysiak, Kamil Lucow, Wojciech Sz., Grzegorz Daleszyński, Nikodem Idziak, Przemysław Jaworski, Michał S. – Dziękuję!
Pozdrawiam i trzymajcie klasę!
Bardzo mądry wpis. Dziękuję.
Dziękuję!
Bardzo piękna teoria, z praktyką gorzej.
W życiu wielokrotnie spotkałem się z „fałszywym kompromisem”, który polegał na tym, że ja ustępowałem, a druga strona… przestawała na mnie krzyczeć lub jakoś inaczej karać za to, że stawiłem jakikolwiek opór. Na szczęście w znakomitej większości przypadków nie płyniemy na jachcie, więc łatwiej odejść, niż szukać kompromisu z kimś, kto tego nie umie lub nie zasługuje.
Pozdrawiam.
Mam mieszane uczucia odnośnie tego artykułu. O ile zasadniczo się z nim zgadzam to widzę dwa duże „ale”. Idąc na kompromis musimy mieć pewność, że obie strony tak samo go rozumieją i chcą go wypełnić. Niestety często jest tak, że na coś się umawiamy, lecz ta umowa nie jest realizowana przez drugą stronę. Musimy się zabezpieczać przed takimi sytuacjami. Przykładem (celowo dość odległym) mogą być Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Władze Chin w momencie wyboru Pekinu na gospodarza zobowiązały się znieść cenzurę internetu na czas Igrzysk. Niestety nic takiego się nie stało. Innym aspektem są wyznawane przez nas wartości. Moim zdaniem… Czytaj więcej »