Często, gdy coś przeskrobiemy albo komuś odmawiamy, czujemy potrzebę wytłumaczenia się z tego. Chcemy przybliżyć naszą sytuację, wyjaśnić dlaczego musieliśmy tak postąpić i tak dalej. Ale zatrzymajmy się na chwilę i zadajmy sobie najpierw pytanie: czy w ogóle dojrzały i niezależny człowiek powinien się tłumaczyć ze swojego postępowania?
Blog jest wspierany przez Patronów!
Zanim przejdziemy do tematu, chciałbym serdecznie podziękować Patronom Czasu Gentlemanów za ciągłe wsparcie. Publikacje na kanale i blogu pozostają dla Was darmowe, a dzięki nawet drobnym wpłatom odbiorców, mogę zachować większą niezależność od reklamodawców. To dla mnie bardzo ważna pomoc. Możesz zostać Partonem dołączając do tego grona na patronite.pl.
Potrzeba tłumaczenia
Zacznijmy od tego skąd w nas się bierze to potrzeba wytłumaczenia się. Podejrzewam, że większość z nas miała podobnie. Kiedy byliśmy młodzi, nasi rodzice, opiekunowie i nauczyciele nieustannie naciskali żebyśmy składali wyjaśnienia niemal ze wszystkiego co robiliśmy. Poniekąd to zrozumiałe, bo chcieli nas jakoś kontrolować. Sami zresztą oczekujemy albo będziemy tego oczekiwać od własnych dzieci.
Nie można powiedzieć jednoznacznie, że było to dla nas złe, bo przecież pomagało to nam uczyć się argumentowania i uzasadniania swoich wyborów. Przydaje się to też w dorosłym życiu. Na przykład gdy chcemy odpuścić sobie w jakiejś sferze, najpierw powinniśmy sami sobie wytłumaczyć dlaczego to dla nas będzie dobre, dzięki czemu lepiej zrozumiemy własne motywacje. Ponadto pomaga to skuteczniej przewidywać konsekwencje swoich działań.
Przyzwyczajenie z dzieciństwa wyryło się w nas jednak mocno. Również jako dorośli instynktownie czujemy, że gdy powiemy więcej, wyjaśnimy wszelkie okoliczności, podamy mocne argumenty, to nasi rozmówcy nas zrozumieją lepiej, wybaczą, nie będą na nas źli. Co więcej, oczekujemy tego także od osób, z którymi mamy kontakt. Nie tylko od dzieci. Wymagamy wytłumaczenia się od pracowników, od przyjaciół czy od partnerki.
Tylko czy powinniśmy?
Chłopiec
Do przemyśleń na ten temat skłoniło mnie pewne wspomnienie z dzieciństwa. Miałem wówczas około 15 lat. Byłem na wakacjach z rodziną i umówiłem się na grę w siatkówkę z grupą wczasowiczów z ośrodka. W ostatniej chwili okazało się, że muszę gdzieś iść z rodzicami, więc poszedłem wyjaśnić, że na grę nie przyjdę. Rozmawiałem ze starszym mężczyzną, który widząc, że zamierzam się soczyście wytłumaczyć szybko mi przerwał i powiedział, że nie muszę nic dodawać. Nie przyjdę i już. Ta informacja mu wystarczy.
„Nie muszę?!”.
Wcześniej nikt tak mnie nie potraktował.
Dało mi to do myślenia. Dopiero wtedy zrozumiałem, że jeśli masz do kogoś zaufanie albo zdarzenie dotyczy czyiś prywatnych spraw, nie powinieneś dopytywać o szczegóły.
Z wyborów się nie tłumacz
Każdy z nas powinien sobie w końcu uświadomić, że jest niezależną, dojrzałą osobą i to, co dzieje się w jego głowie, to jego prywatna sprawa. Z naszych przekonań politycznych, światopoglądów, wiary oraz wszelkich wyborów związanych z tymi sferami nie musimy się tłumaczyć. To samo dotyczy odmowy spełnienia czyjejś prośby. Uprzejme „przykro mi, ale nie mogę”, w pełni załatwia sprawę.
Tutaj oczywiście pojawia się problem drugiej strony, która może sądzić, że ma prawo oczekiwać od nas wyjaśnień, a wobec ich braku poczuć się dotknięta. Niemniej to już kwestia nadgorliwości, a nawet próby manipulacji. Zwróć uwagę, że ludzie często domagają się wyjaśnień, żeby z nimi dyskutować. Zwykłego „nie” nie obalisz argumentami i retoryką, potrzebujesz czegoś konkretniejszego.
Ale my nie musimy się tym przejmować. To już problem rozmówcy. Należy też pamiętać, że sami często stajemy po tej „drugiej stronie”. Trzeba się więc nauczyć przyjmować „nie” bez żądania dalszych wyjaśnień i ufać, że nasz rozmówca ma ważny powód, którego jednak nie musimy znać.
Zanim nieco skomplikujemy sprawę, zapamiętaj, że: nie musisz się tłumaczyć ze swoich wyborów i decyzji. Nie powinieneś tego też oczekiwać od innych.
Przewinienia
Teraz jednak wejdziemy w niuanse, bo problem nie jest aż tak prosty. Trochę inaczej bowiem sytuacja wygląda, gdy faktycznie popełniamy gafę i niechcący kogoś zraniliśmy lub popsuliśmy mu plany. Na przykład spóźniając się każemy na siebie czekać i marnujemy czyjś czas. Nie dotrzymując obietnic wystawiamy kogoś do wiatru i pokazujemy, że nie do końca można na nas liczyć. Przeszkadzając wytrącamy kogoś z toku pracy lub rozmowy. W tych sytuacjach osobom poszkodowanym nawet nie zależy na naszych tłumaczeniach. Już popsuliśmy im plany i najchętniej nie widzieliby nas w ogóle.
Tutaj możemy już nie czuć się panami sytuacji i sami zapragniemy zatrzeć złe wrażenie… tłumacząc się. Nie to jednak powinno być pierwszym gestem. Najpierw należy zadbać o odbudowanie zaufania do nas, a dopiero później starać się wyjaśnić przyczyny naszego błędu. W tym wypadku, gdy usłyszysz „Nawet się nie tłumacz”, nie będzie to oznaczało, że druga strona wierzy w Ciebie, tylko, że nie chce marnować więcej czasu.
Tłumaczenie, jest jak próba wybielenia się, a przecież rzeczywiście zawiniliśmy. Powinniśmy więc ponieść tego konsekwencje z podniesioną głową. Zamiast męczyć kogoś tłumaczeniami, należy szybko przeprosić, doprowadzić sytuację do porządku, poprawić się i wykazać zaangażowanie. Dopiero później może przyjść dobry moment na szczere i zwięzłe wyjaśnienie własnego błędu. Jeśli już zdążyliśmy go naprawić, zabrzmi to o wiele lepiej.
Jak wyjść z opresji?
I faktycznie wielu wypadkach spóźnienia, nie dotrzymania obietnicy czy przeszkodzenia w czymś, druga strona powie Ci, żebyś się nie tłumaczył, byle to się nie powtórzyło. To dojrzałe podejście, bo argumenty w stylu „zaspałem”, „zapomniałem” czy „coś ważnego chciałem powiedzieć koledze obok” nic nie zmieniają. Liczy się przede wszystkim to, czy w przyszłości już nie będzie takich problemów. Wymyślanie usprawiedliwień tylko pogrąża tłumaczącego się.
Jeśli zatem w przyszłości zapomnisz o czymś ważnym, złamiesz obietnicę czy nadwyrężysz czyjeś zaufanie, przeproś i faktycznie postaraj się, żeby to był ostatni raz. Jeśli zauważysz, że się z czymś spóźnisz, nie licz, że wydarzy się cud i jakoś jednak zdążysz, tylko od razu daj znać o przewidywanym opóźnieniu. Po prostu zadzwoń albo napisz wiadomość, jeśli to nie jest bardzo pilne. Obserwuj siebie i ucz się unikać powtarzających się wpadek, żebyś nie miał powodów do tłumaczenia się. Wówczas Twoi znajomi będą wiedzieli, że gafy to u Ciebie tylko wpadki, bo zwykle jesteś solidnym człowiekiem.
Gdyby jednak faktycznie wydarzyło się coś nadzwyczajnego, możesz o tym wspomnieć. Stosując powyższe zasady w życiu, będzie to odebrane bardziej jako anegdota, niż tłumaczenie się. Tylko nie rób tego w trakcie zajęć, które zakłóciłeś, a w odpowiednim, luźniejszym momencie.
Natomiast we wszystkich sytuacjach, w których wina faktycznie jest po Twojej stronie, po prostu przeproś i przyjmij na siebie wszelkie konsekwencje z podniesioną głową. Nie ma co się na siłę wybielać.
Dojrzewanie
Warto też wspomnieć o jeszcze jednej trudnej sytuacji. Mianowicie okresu, w którym rodzice nie zauważyli, że ich dziecko jest już dorosłe i wciąż oczekują od niego tłumaczenia się, jakby byli małymi urwisami. To nie do końca brak zaufania, ale bardziej nieumiejętność odpuszczenia kontroli nad życiem dziecka. Również w intymnych sferach, w które nikt inny by swojego nosa nie wkładał. Zmiana podejścia wcale nie jest prostym zadaniem dla opiekunów.
Miej więc wyrozumiałość dla rodziców i spokojnie tłumacz, że potrafisz się sobą zająć. Z czasem to zaakceptują. Ty z kolei, jako dorosły człowiek, masz pełne prawo zachować dla siebie powody decyzji, które dotyczą Ciebie, przy jednoczesnym obowiązku ponoszenia wszelkich konsekwencji.
Nigdy?
Zanim zamkniemy ten temat, jeszcze jedna ważna uwaga: to, że nie musisz się tłumaczyć nie oznacza, że nie możesz tego robić. Niekiedy Twoi bliscy, którym na Tobie zależy, mogą czuć się zaniepokojeni lub zwyczajnie nie będą rozumieć Twoich wyborów. To ważne relacje, więc nie wystawiaj ich na próbę dla zasady. Nie ignoruj takiej troski. Zadbaj o to by mieli pewność, że wiesz co robisz, a czasem nawet wyjaśnij szczegóły. To żadna ujma, gdy świadomie podejmujesz decyzję o takim rozwianiu czyiś wątpliwości.
Ciekaw jestem Waszych doświadczeń. W jakich sytuacjach czujecie potrzebę wytłumaczenia się? Zdarza się Wam, że ktoś tego od Was wymaga?
Charakter
Na zakończenie, skoro już jesteśmy przy pracy nad własnym charakterem, jeśli chciałbyś zabrać się za rozwój w spójny i przemyślany sposób, nie mogę nie polecić mojej książki „Charakter. Przewodnik mężczyzny z klasą”. Usystematyzowałem w niej najważniejsze sprawy, które pomagają żyć dojrzale i świadomie, w zgodzie ze sobą. Sięgnęło po nią już niemal dwa tysiące osób, a sama książka zbiera bardzo pozytywne recenzje. Link znajdziesz tutaj i w opisie filmu.
Pozdrawiam i trzymajcie klasę!
Bardzo mądry i POTRZEBNY wpis.
Dziękuję!
Ciekaw jestem dlaczego uważasz, że to potrzebny wpis?
A dlaczego miałaby to tłumaczyć? 😉
W takich momentach szukam przycisku „lubię to” przy komentarzach. 🙂
Dlatego chociazby że pytającemu nie chodzi o wytłumaczenie się z napisanego komentarza, tylko o uzyskanie bardziej szczegółowych informacji z racji tego że jest zainteresowany tematem.
Ot co.
Poważnie? Nie wiem co to ma wspólnego z byciem dżentelmenem. To zwykłe grubiaństwo jest i tyle.
Brawo dla Autora, wpis dobry i pełen logiki.
Mogłabym dodać, że warto tłumaczyć nasze decyzje, które mają wpływ na otoczenie, a owo otoczenie ich nie rozumie. Poza tym często nasze tłumaczenie pozwala innym zwrócić uwagę na jakiś konkretny problem, pomaga rozpocząć rozmowę.
Myślę, że sztywne przyjmowanie wszelkich zasad prowadzi do absurdu. Tutaj rozróżniłbym „tłumaczenie”, od „tłumaczenia się”. Nie widzę problemu w rzeczowym wyjaśnieniu powodów określonej decyzji (np. „nie zrobię tego i tego bo…”) zwłaszcza że przywołanie argumentów może ukrócić dalszą dyskusję i próby wpłynięcia na tę decyzję. Czym innym jest dla mnie natomiast „tłumaczenie się”, które odbieram jako „usprawiedliwianie” własnych wyborów/błędów „obiektywnymi czynnikami”. Tutaj zgoda, takie tłumaczenie najczęściej jest zwyczajnie niezręczne i nieprzekonywujące – co w końcu kogoś obchodzą wszystkie przeciwności losu jakie uniemożliwiły nam dotrzymanie umowy? Przy czym przyczyn upatrywałbym nie tyle w wychowaniu, co w naturalnej potrzebie, by być dobrze… Czytaj więcej »
Cienka jest granica między tłumaczeniem a tłumaczeniem się.
Uważam, że powinno wystarczyć: „nie przyjdę do Ciebie, bo nie mogę”,
a nie: „nie przyjdę, bo mnie babcia zaprosiła na herbatkę, a potem muszę psa wyprowadzić, a zresztą to mam jeszcze sporo pracy w domu. Może następnym razem?”
A propos „nie mogę”, kiedyś spotkałem się z argumentem (z którym się zresztą zgadzam), że „nie mogę” to też pewna forma „tłumaczenia się” – nie tyle bowiem przyjść „nie możemy” co „nie chcemy”, lub mówiąc precyzyjniej „wolimy robić coś innego w tym samym czasie”.
Podobny komentarz dotyczy też „muszę”
Może być to odczytany jako forma tłumaczenia się, ale chyba tylko na siłę.
Dla mnie to niezbędna formułka by uprzejmie odmówić. Samo „nie” byłoby z kolei niegrzeczne.
Równie dobrze można powiedzieć: „mam inne plany”, „to kłóci się z moimi przekonaniami” itp. Nie trzeba natomiast wchodzić w szczegóły.
W pełni się zgadzam- nie przyjdę bo nie mogę, a nie jakieś tanie wymówki.
Dobry artykuł! Kiedyś trafiłem na cytat: „Nigdy się nie tłumacz! Przyjaciele tego nie potrzebują, a wrogowie i tak nie uwierzą.” (M. Twain)
Ponadto, tłumacząc się zrzucamy winę na czynniki zewnętrzne, zrzucamy odpowiedzialność na coś lub kogoś, przez co sami pozbawiamy się kontroli nad własnym życiem. Przecież dżentelmen to człowiek kontrolujący sytuację, czyż nie?!
Dokładnie tak!
Dzięki za ten cytat.
A co zrobią obcy ludzie, panie Twain?
Ocenią tak jak im będzie wygodniej. Raz sprawiedliwie a raz nie.
„Sam nie cierpię słuchać tłumaczeń dotyczących zachowań, które ciągle się powtarzają, a wcale nie widać ich końca.”
– Panie profesorze, tyle materiału, no nie dało się…
– Przepraszam, autobus mi uciekł, wie Pan Panie wykładowco…
„Proszę wierzyć. To już ostatni raz!” itp.
Zgadza się, to żałosne. Jak ja się, gdzieś spóźnię to powiem- przepraszam za spóźnienie i tyle, jak jakiś czas temu spóźniłem się do pracy i pracodawca dopytywał to odpowiedziałem wprost, że się guzdrałem.
Bardzo ciekawy i potrzebny wpis.
Mam do autora takie pytanie – jako, że jestem kobietą, czy ten brak tłumaczenia z naszej strony byłby akceptowalny?
W dzieciństwie wymagano ode mnie ciągłego tłumaczenia się i zauważam, że w życiu dorosłym mam taki „bezwarunkowy” odruch automatycznej potrzeby tłumaczenia się. Nie czuję się jednak z tym dobrze i również naszła mnie refleksja – a może by tak się nie tłumaczyć?
Będę wdzięczna za opinię.
Formuła tego bloga zakłada pisanie dla mężczyzn, ale to nie oznacza, że zasady gentlemanów nie mają zastosowania dla kobiet.
Owszem, kobieta też może powiedzieć „nie” i się nie tłumaczyć z tego.
Kobieta nic nie powie, lub powie cokolwiek i będzie oczekiwać, że otoczenie się domyśli jej intencji…
NIE. ( 😉 )
Kobieta właśnie będzie się kwieciście tłumaczyła, a po co, a dlaczego, a na co, itp.
One lubią gadać, gadać i gadać.
W ciągu dnia wypowiadają o połowę więcej słów niż mężczyźni.
„Dwunastu gniewnych ludzi”
Ciekawy film poruszający tematykę, a jednocześnie klasyka kina.
Jest tam również przedstawiony motyw rozmowy na wysokim poziomie.
Znakomity artykuł, Panie Łukaszu.
Ja również mam pytanie: co odpowiadać ludziom zadającym zbyt osobiste (a nawet intymne) pytania?
Jak „zgasić” natrętów, którzy domagają się informacji typu „kiedy ślub, dzieci, jak się układa w związku, jakie wynagrodzenie w pracy”?
Dziękuję za odpowiedź.
Odpowiedź na to pytanie jest o tyle skomplikowane, że wymaga znajomości danej sytuacji, danej osoby i relacji do niej. Niestety niektórzy nie rozumieją aluzji, a innym wystarczy odpowiednie spojrzenie, żeby nie zadawali więcej pytań.
Zbywania natrętów chyba trzeba się uczyć na żywym organizmie i sprawdzać co działa, a co nie.
Myślę, że na pytanie „Ale dlaczego nie?” można dorzucić stanowcze „Nie muszę się Tobie tłumaczyć.”. Nie jest to zbyt uprzejme, ale natręctwo też takie nie jest.
A jak już chce się być delikatnym to zawsze można odpowiedzieć wymijająco.
Najlepszy sposób na zgaszenie natręta to odpowiedź pytaniem o coś jeszcze bardziej intymnego np. gdy inna kobieta pyta cię o dziecko Ty ją pytasz np. o to kiedy ostatnio uprawiała seks francuski.
Zawsze działa.
Spokój gwarantowany albo zwrot gotówki 😛
Spójrz na to w ten sposób, to Ty będziesz górą w rozmowie. Twoja rozmówczyni będzie już od tej pory miała się na baczności.
Ja stosuję zasadę jak Ty mi jedno oko podbijesz to ja tobie dwa.
Nie wiem dlaczego zasada dwóch razy (coś dwa razy, albo dwa razy bardziej, mocniej, itp.) na ludzi działa.
Dobra odpowiedź, tylko dama nie może się w ten sposób wyrażać. Najlepsza w tym wypadku jest diametralna zmiana tematu i ogłuchnięcie, jeśli ktoś z uporem dalej drąży dany temat. A jeśli to nie pomaga, to można mu grzecznie powiedzieć, że dana osoba poruszyła temat, o którym się w naszym domu nie mówi.
Potrzebny artykuł.
Oczywiście, zakładam, że brak obowiązku tłumaczenia odnosi się do sfery życia innej niż zawodowa, szczególnie wtedy, kiedy o wyjaśnienia prosi pracodawca..
Z pracodawcą jest tak: gdy chodzi i biznes, to niejako chodzi o jego „dziecko”, więc będzie oczekiwał konkretnych wyjaśnień i nie ma co się mu dziwić. Niemniej w sytuacji takiej, jak spóźnienia nadal obowiązuje zasada, że lepiej od razu zabrać się za naprawianie błędów, niż marnować czas na tłumaczenia.
Natomiast jeśli chodzi o sprawy prywatne (pracodawcy może przyjść do głowy, żeby o to pytać), to oczywiście nie jesteśmy mu winni wyjaśnień.
Bardzo dobry tekst. Dziękuję, że przypomina Pan nie tylko jak być gentelmanem, ale nade wszystko mężczyzną. Z tematem tłumaczenia powiązany jest problem wzięcia pełnej odpowiedzialności za siebie, swoje czyny i sytuacje. Nawet za te, na które niekoniecznie mamy wpływ. Dogłębnie i mocno porusza ten temat ks. Fabian Błaszkiewicz np. w seminarium „Snajper Uwodziciel”. Czy zna Pan tego człowieka?
Niestety pierwsze słyszę. Musiałbym sprawdzić o kogo chodzi.
Człowiek naprawdę wolny to taki, który może odrzucić zaproszenie na obiad nie podając żadnej wymówki.
— Jules Renard
Dziwny tekst. W bycie gentlemanem wpisuje się umiejętność właściwego reagowania,zachowania w odniesieniu do konkretnej sytuacji. Tymczasem tekst zdaje się sugerować coś innego. Już sam tytuł stwierdza, że należy przybierać konkretną postawę w odniesieniu do bardzo ogólnej sytuacji jaką jest „tłumaczenie”.
Nie mogę się zgodzić z tą opinią. W moich oczach jest zupełnie inaczej. To zmuszanie do tłumaczenia się jest właśnie odbieraniem wyboru. Ten tekst ma uświadomić, że tak naprawdę nie musimy się tłumaczyć, ale, co zaznaczyłem na końcu, są sytuacje, w których sami będziemy woleli się wytłumaczyć niż pozostawić niedomówienia.
Zatem pozostaje wolna wola i odpowiednia reakcja do sytuacji.
No tak, ale w opisywanych sytuacjach jedynym, który kogokolwiek do czegoś „zmusza” jest sam tłumaczący się.
Pytanie więc do niego samego z czego wynika ów „przymus”?
Ustawianie żelaznej zasady („nigdy się nie tłumacz”) jest moim zdaniem pewnym unikiem – odsuwa problem, jednak nie pozwala ustalić przyczyn.
Świetny wpis, moim zdaniem jeden z najlepszych na tym blogu. Sam nieraz się nad kwestią ,,tłumaczenie się” zastanawiałem i w pełni podzielam zdanie autora. Tłumaczenie się jest słabe i uwłaczające.
Tak sobie też myślę, czy ,, tłumaczenie się” odnosi się tylko do odmawiania i tłumaczenia się z przeskrobania czegoś… Czasem może być i sytuacja, że w zwykłej rozmowie dana osoba zadaje za dużo pytań, na które z różnych przyczyn nie chce nam się odpowiadać bardziej czy mniej szczegółowo czy w ogóle. Choć z drugiej strony trzeba uważać by nie popaść w skrajność bo wówczas każda rozmowa mogłaby zostać storpedowana przez postawę typu ,, a co cię to obchodzi”.
Fajny i potrzebny a zarazem zly i szkodliwy wpis. Z jednej strony poruszasz bardzo wazne zagadnienie. Ludzie 'tlumacza sie’ obecnie za czesto lecz jednoczesnie mam wrazenie ze 'tlumacza’ za malo (to rozroznienie, o ktorym wspomnial kolega w komentarzu powyzej wydaje sie niezwykle wazne). 'Tlumaczenie sie’ to szukanie wymowek, usprawiedliwianie, proba wybielenia, zrzucenia odpowiedzialnosci, uratowania twarzy w przegranej sytuacji etc. Tlumaczenie sie w takich sytuacjach jest zdecydowanie niepotrzebne i pelna zgoda. W moim przypadku uswiadomil mi to bardzo dobitnie moj byly szef, czlowiek o niezwykle silnej osobowosci (choc blizej mu do gbura i chama, niz do gentleman) – za kazdym razem… Czytaj więcej »
Akapitem o relacjach damsko-męskich trafia Pan w samo sedno!
W tej sytuacji z kolegą zapytanie „czy wszystko w porządku?” nie jest jeszcze domaganiem się wyjaśnień. To raczej kwestia otwartości i szczerości w relacji. Natomiast o relacjach damosko-męskich celowo nie pisałem, bo są one zbyt złożone, jak na taki wpis. Z jednej strony partnerzy są sobie winni szczerość i powinni omawiać wszystkie problemy, ale i tutaj jest pewna granica. Czy mąż powinien się spowiadać żonie z tego co robił na piwku z kolegami? Moim zdaniem nie. Nie powinien co prawda celowo budować otoczki tajemniczości i budzić zazdrość, ale są rzeczy które może zachować dla siebie. To już kwestia zaufania. Dokładnie… Czytaj więcej »
Myślę, że akurat w przypadku piwka z kolegami, wiele zależy od formy i intencji. Kiedy żona pyta „jak było?” ma to jednak inny wydźwięk, niż „co tam robiłeś, chamie?”. W normalnej, zdrowej relacji partnerskiej nie ma czegoś takiego, jak spowiadanie się. Jest po prostu rozmowa. Nigdy w ogóle nie miałem z żoną problemu z „wyjściem na piwko” czy jakąkolwiek inną aktywnością, która zwykle jest kością niezgody w związkach; przyglądam się temu z rozbawieniem zmieszanym ze zdziwieniem.
No niestety, ja się tłumaczę, bo… 😉
Tylko winny się tłumaczy!;) Najlepiej to wygląda, gdy namawiają nas do czegoś znajomi, przynajmniej tak u mnie jest, np. „chodź na piwo”, „jedź tu i tu”, „przyjdź tu i tu”- na co odpowiadam NIE. Może przytoczę dialog:
-Chodź na piwo.
-Nie ide.
-Dlaczego?
-Nie chce mi się.
-Dlaczego ci się nie chce?
-Bo nie.
-Ale ze mną się nie napijesz?
-Nie ide na piwo.
-Ale dlaczego nie idziesz?
-Nie idę.
-Na jedno tylko, chodź.
-…
I tak jeszcze kilkadziesiąt głupich pytań, a skoro głupie pytania to i głupie odpowiedzi.
NIE i CHUJ! Pozdrawiam
Przez szacunek dla innej osoby trzeba.
A jeszcze a propos rodziców- czy nawyk tłumaczenia się przed rodzicami pozostał Wam w dorosłym życiu? Jak zręcznie uniknąć tłumaczenia się przed rodzicami, gdy ci zanadto dopytują? Problem bywa szczególnie odczuwalny, gdy wciąż się jeszcze z nimi mieszka, na pewno nie jeden zna sytuacje, że gdzieś wychodzi i nie ma szczególnej ochoty mówić dokąd się wybiera, a rodzice dopytują.
Z rodzicami sytuacja jest ciężka, bo nasze dojrzewanie dostrzegają oni później niż my sami. To raczej kwestia tego jak ich przyzwyczaić do faktu, że jesteśmy już dorośli, odpowiedzialni i powinni nam zostawić wolne pole do podejmowania decyzji. A to z kolei jest już indywidualna sprawa w danej rodzinie. Oczywiście łatwiej jest to zrobić gdy ma się pracę i własne lokum.
W większości wypadków wówczas prośby o tłumaczenie się znikają.
Co do powyższego szczególnie ciekaw jestem opinii Pana Kielbana.
I jeszcze jedno pytanie do Pana Kielbana, otóż w artykule o punktualności napisał Pan coś takiego- ,, Ze wszystkich innych spóźnień należy się dobrze wytłumaczyć.” Zatem jak to jest należy się tłumaczyć czy nie?
Moim zdaniem to, co następuje bezpośrednio pod wspomnianym fragmentem, w pełni pokrywa się z powyższym artykułem: „Przede wszystkim musisz dać znać osobom, z którymi się umówiłeś, że nie dotrzymasz terminu. Rób to od razu, jak się zorientujesz, że możesz nie dać rady. Podaj też REALNY czas dotarcia/realizacji. W przypadku większych spotkań, telefony mogą przeszkadzać gospodarzom w przygotowaniach lub powitaniach punktualnych gości, więc w tej sytuacji powinien wystarczyć SMS. W każdej innej koniecznie zadzwoń i upewnij się, że zainteresowani wiedzą kiedy dotrzesz. Na miejscu konieczne będą krótkie przeprosiny i dosłownie dwuzdaniowe wytłumaczenie. Skoro już się spóźniłeś, nie zabieraj więcej czasu swoimi… Czytaj więcej »
Jak najbardziej zgadzam się z artykułem. Z naszych poglądów, decyzji itp. nie musimy się tłumaczyć, ponieważ jest to po prostu nasze zdania na jakiś temat. Inaczej to wygląda, gdy jesteśmy czemuś winni. Wtedy trzeba mężnie (z odpowiedzialnością za swoje czyny) przyznać się do przewinienia i ponieść konsekwencje, a nade wszystko starać się drugi raz tego błędu nie popełnić.
Pozdrawiam.
A co sądzicie o tłumaczeniu się przed szefem? Z jednej strony prośba o wytłumaczenie się to polecenie służbowe, z drugiej zbyt częste takie prośby mogą być formą obwiniania pracownika.
Temat już był poruszony,ale chodzi mi właśnie o ten aspekt obwiniania.
Jest kolosalna różnica w tworzonym przez nas wrażeniu gdy odwołujemy/odmawiamy spotkania podając lub nie podając powodu. Różnica sprowadza się do tego, że pokazujemy, że nam NAPRAWDĘ ZALEŻAŁO i pokazujemy dalsze zainteresowanie.
„Chyba nawet wieczorem nie uda mi się wyjść bo „bawie się” w poprawianie literatury i przepisów a nawet nie sądziłam, że to zajmie mi tyle czasu :(” a mogła napisać, że po prostu nie da rady. Spotkałem się z nią przy kolejnej okazji a jej odpowiedź pokazała mi, że jej zależy.
Uważam że zawsze trzeba być świadomym wpływu na nas otaczającego świata i ludzi oraz naszych reakcji na bodźce stąd pochodzące. Staram się zawsze w bardziej złożonych sytuacjach, jak np. konflikt czy napotkana, niecodzienna trudność do pokonania, wytłumaczyć się szczerze i precyzyjnie…przed samym sobą. Nie znam się na psychologii ale można to chyba nazwać autoanalizą, choć w praktyce odbywa się to u mnie na zasadzie wewnętrznej „rozmowy z sobą” która wygląda tak jak „tłumaczenie się” z własnych wyborów czy reakcji w kontekście przeszłych lub przyszłych sytuacji z moim udziałem. Oczywiście podstawą jest tu szczerość wobec siebie oraz nieuleganie emocjom, gwarantujące trzeźwą… Czytaj więcej »
Są sytuacje że trzeba się tłumaczyć i są takie gdzie nie musimy tego robić. Temat rzeka sytuacji może być mnóstwo ale Gentelman powinien umieć wyczuć jak się zachować. Pierwsza sytuacja to oczywiście praca tak jak pisał Karczmarz. Bywa czasami tak że przełożony wymaga żeby coś zrobić i dajmy na to nie ma rzeczy które są do tego potrzebne (materiały) które albo trzeba kupić albo po prostu nie będzie można wykonać danej pracy. I miałem już takiego przełożonego co chciał żeby mu robić coś z niczego no ale tak się niestety nie da. Inny przykład (praca na produkcji): nie możemy wykonać… Czytaj więcej »
Dokładnie! Jeśli wiemy, że się spóźnimy (a zazwyczaj wiemy to przynajmniej na kilka minut/godzin przed umówionym terminem) wystarczy telefon z wyjaśnieniem i uprzedzeniem faktów. Potem już można się ograniczyć do „przepraszam” i nie trzeba wchodzić w szczegóły, bo zainteresowani wiedzą o co chodzi.
lubię penis
Chyba tenis, nie słyszałem o kibicowaniu meczom penisowym.
Są wszkaże na świecie rzeczy, o których nie śniło się….etc.
Moim problemem w takich sytuacjach jest nadmierna empatia. Tłumaczę się, by ktoś nie uznał, że go ignoruję, gdyż sam nie lubię, gdy inni mnie ignorują. Dobrze byłoby wiedzieć, czy ktoś ma naprawdę ważną sprawę (i właściwie takie tłumaczenie uważam za wystarczające), czy po prostu traktuje mnie jak śmiecia.
Swoją drogą, uważam, że właśnie brak empatii jest podstawowym problemem (myślenie takie jak w cytacie Kwieto: „co w końcu kogoś obchodzą wszystkie przeciwności losu jakie uniemożliwiły nam dotrzymanie umowy?”). To chyba jednak już temat na osobną dyskusję.
Przepraszam, kiedy jestem winien – zgoda.
A co w przypadku „darcia mordy” przez drugą stronę o drobiazg – zawiniony przeze mnie, ale reakcja jest nieproporcjonalna?
A co w przypadku winy jedynie częściowej, w dodatku mniejszej?
A co w przypadku fałszywych oskarżeń lub np. tak mocno nieaktualnych, że nie da się dowieść ani fałszywości ani prawdziwości?
Bycie dżentelmenem nie powinno być równoważne byciu ofiarą, na którą można zwalać nieistniejącą winę, bo akurat coś się komuś wydaje. Nie ukrywam, że mam w tym zakresie złe doświadczenia i walka o sprawiedliwość jest dla mnie ważniejsza.
Pozdrawiam.
Oczywiście do każdej sytuacji trzeba dostosować swoją reakcję.