Przed II wojną światową, w poważnych kręgach, wiązanie się par poprzedzane było długotrwałym rytuałem zalotów. Rytuałem trudnym do pomyślnego ukończenia, bo igrało się z pożądaniem, a na szali stawiało własną godność. Panny miały w tej grze trudniejsze zadanie i to im jest poświęcony ten wpis.

Wiele zależało od odpowiedniego spojrzenia

Jeśli młodej pannie wpadł w oko mężczyzna, z którym chciałaby spędzić resztę życia i nazywać go mężem, a on nie zwracał na nią odpowiednio dużo uwagi, musiała sama zacząć działać. Pierwszym krokiem było zwrócenie jego oczu i myśli w jej kierunku. Najłatwiej było to zrobić na zabawach wybierając upatrzonego młodzieńca i tańczyć z nim chętniej niż z innymi. Zapraszać go do wspólnego czytania książek (szkoda, że dziś się tego nie praktykuje!) i rozmów. Do pełnego sukcesu trzeba było czegoś więcej, ale tutaj już zacytuję znawcę, Mieczysława Rościszewskiego:

Jednocześnie należy wypuścić do szturmu w całej pełni te wszystkie potężne środki, które każda kobieta posiada w obfitości i które działają na mężczyzn jak bomby i kartacze na mury fortecy.

Chodziło o spojrzenia pełne ognia, pieszczoty i żądzy. Również uśmiech, przeznaczony tylko dla wybranka, zniewalał go. „Strzałem miłości” było też stosowanie jego perfum.

Tutaj jednak przychodził najtrudniejszy moment, gdyż mężczyzna wyczuwając swą szansę starał się o bardziej „zewnętrzne objawy miłości”. „I, broń Boże, gdyby mu ona miała podać koniuszek bodaj małego palca w takiej chwili!” – jak pisał dalej autor Zwyczajów towarzyskich. Jeśli by doszło do jakiegoś pocałunku czy pieszczot, naraziłaby się bardzo na kpiny i utratę dobrego imienia.

Jeżeli natomiast panna oparła się pokusie i wstrzymała zapędy młodzieńca, jego wytrzymałość szybko się wyczerpywała i plan zalotów mógł się powieźć, bo on zrobi wszystko by dopiąć celu. Mężczyzna oświadczał się też, żeby po czasie zalotów udowodnić, że jest człowiekiem honoru i nie zawracał bezcelowo głowy pannie. I to, moim zdaniem, najsłabszy punkt tego planu. Nic chyba gorszego niż decyzja o małżeństwie z powodu chęci otrzymania „zewnętrznych objawów miłości”. Ale w końcu to przepis na zdobycie mężczyzny, a nie na szczęśliwe małżeństwo.

Źródło: Mieczysław Rościszewski, Zwyczaje towarzyskie. Podręcznik praktyczny dla pań i panów, Warszawa 1928.