Oficerowie w dwudziestoleciu międzywojennym uchodzili za jednych z najlepiej wyglądających mężczyzn w kraju. Wysokie buty, zawsze idealnie lśniące, mundur doskonale leżący i nienaganna fryzura. Oficerowie przykładali wielką wagę do wyglądu, nie tylko po to by przyciągać wzrok panien, czy pasować do bogatych elit społeczeństwa. Ich stroje miały również znaczenie integracyjne wewnątrz pułku, nawiązując do historii poszczególnych jednostek.
Mundury w Wojsku Polskim różniły się między sobą szczegółami wynikającymi zarówno z charakteru jednostki, jak i z jej przeszłości. Przywiązanie pułków do ich barw z okresu I wojny światowej uniemożliwiało całkowite ujednolicenie wyglądu munduru w II RP. Podczas sporów między tymi jednostkami a władzami wojskowymi udało się jednak wypracować kompromis, w którym poszczególne pułki wyróżniały się jedynie szerokością daszka od czapki, kolorem lampasów czy długością kołnierzyków. Wszystko po to by zachować odniesienia do własnych korzeni. Każdy bowiem pułk ogromnie cenił sobie dokonania swoich pułkowych poprzedników i za wszelką cenę chciał podkreślać przywiązanie do własnej historii.
Wydawać się może, że wojskowi byli zawsze zbyt „męscy” by zawracać sobie głowę takimi drobiazgami jak odległości między guzikami czy kolor nici w szwach. Jednak wspomnienia Stanisława Radomyskiego, na temat tradycji w pułkach kawaleryjskich, które przykładały największą wagę do kwestii ubioru w polskim wojsku, sugerują coś innego. Pełno w nich przytoczonych zasad określających szczegóły mundurów różniących się między sobą właśnie takimi drobiazgami. Drobiazgami jednak tak ważnymi dla żołnierzy, że nie sposób było z nich zrezygnować.
Nie jest to jednak specyfika wyłącznie polskiego wojska. Antoni Sobański, w swoich reportażach z hitlerowskich Niemiec, opisuje sytuacje, w których żołnierze III Rzeszy prowadzili niekończące się dyskusje na temat nowych modeli mundurów i odznaczeń. Jak pisze: „W tym miejscu rozmowa robi się prawie kobieca, bo umiłowanie munduru przypomina tu już prawie kobiecy szał kiecek”.
Żeby unaocznić, jak wiele zasad tyczyło się poszczególnych modeli mundurów, polecam zajrzeć na stronę Muzeum Wojska Polskiego.
Zob.: Stanisław Radomyski, Wspomnienia o odrębnościach, zwyczajach i obyczajach kawaleryjskich II Rzeczypospolitej, Pruszków 1994.
Antoni Sobański, Cywil w Berlinie, Warszawa 2006.
No i największy fason w Wojsku Polskim prezentowała Artyleria Konna. Zbyszewski wspominał, że nie poszedł do artylerii konnej, bo nie stać go było na sfinansowanie tego wyścigu. 🙂 Jesli moge pomóc felietonami o mundurach i ciekawostkach wojskowych II RP, to z chęcią podejmę współpracę z blogiem 😉
Odnośnie mundurów niemieckich w czasie II Wojny Światowej.
za Wikipedią:
W czasie II wojny światowej zatrudniała więźniów, szyjących mundury dla Niemców. Projektantami czarnych mundurów SS byli prof. dr Karl Diebitsch i Walter Heck. Firma Hugo Boss była producentem mundurów dla SS, SA, Wehrmachtu i Hitlerjugend.
Sam przyznając sobie symboliczną Złotą Łopatę, mimo braku pod ręką odpowiedniej literatury, muszę polemizować. Z pewnością późniejszy wzór munduru był ujednolicony, a jednostki odróżniały się przede wszystkim (w mundurach galowych) kolorami otoków bądź wzorami patek.
Ciekawą historią dotyczącą mody jest przytaczana przez Franciszka Skibińskiego w „Ułańskiej Młodości” anegdota o modzie jaka zapanowała w nie pomnę którym mieście i roku (z braku książki na podorędziu) na nieregulaminowe, szare kurtki mundurowe. Moda skończyła się, kiedy żandarmeria zaczęła „zapraszać” nieodpowiednio ubranych oficerów do przygotowanych zakładów krawieckich, gdzie modniś, oczywiście na swój koszt, od ręki mu wyfasowano odpowiedni strój.