Jak to w końcu jest z tymi panami co nie chcą się wiązać węzłem małżeńskim? Już któryś raz trafiam na utyskiwania pań, że młodzieńcy wolą niezobowiązującą zabawę i tanie rozrywki niż „zgodną z naturą” i tradycyjną żeniaczkę. Zacząłem się zastanawiać, jak się ma międzywojenny kryzys małżeński do dzisiaj modnego i promowanego „singielstwa”.

Otóż z artykułu pani Przybyszewskiej wynika, że mężczyźni jakoś wyjątkowo zauważalnie unikają ślubów – rzecz tyczy 1935 roku. Można przypuszczać, że przedwojenny świat nie nadążał za przemianami społecznymi, w których głęboko siedziała młodzież. Autorka artykułu zauważa i nazywa te zmiany, nie tylko wśród mężczyzn, ale też kobiet. Te ostatnie, z powodów światopoglądowych czy ekonomicznych, coraz częściej i dłużej pracują. Zarobiony grosz chętnie wydają również na zabawy. Ale, jak pisze, i tak:

każda młoda panna – mniejsza z tem, czy to będzie jakaś emancypantka, czy wysportowana „girlsa”, czy też nawet zwolenniczka wolnei miłości – każda taka czy owaka, będzie pragnęła wyjść zamąż, będzie tęskniła za mężem.

Problem leżał więc po stronie mężczyzn, którzy tak samo jak panny gustowali w różnych rozrywkach i sympatyzowali z różnymi światopoglądami, w przeciwieństwie do nich nie tęsknili za własnym ogniskiem domowym, lub chociaż nie robili tego pierwszego kroku, który mógłby do ślubu doprowadzić. Takim nastawieniem powiększali zatem co roku rzeszę panien na wydaniu, próżno wyczekujących swojej chwili.

Kultura zmieniała się tak bardzo, że wieszczono w latach trzydziestych, iż niedługo ludzie mogą już w ogóle nie zawierać małżeństw. Dzisiaj moda na bycie singlem i ustawy o związkach partnerskich również niekiedy prowokują dyskusje o przyszłości instytucji małżeństwa. Pytanie czy zatem mamy do czynienia z kontynuacją tego trendu, czy po prostu zawsze jest jakaś grupa nie związana ślubami i na jej podstawie zapowiada się klęski tradycji?

Z drugiej strony, pani Przybyszewska  powołuje się na ciężką sytuację gospodarczą, związaną jeszcze z kryzysem. Ona sprawiać miała, że mężczyźni bali się zobowiązań, których wypełnić nie mogli. Przecież jakimi byliby mężami i ojcami gdyby nie dawali rady zapewnić godziwego bytu rodzinie? I tu również analogie. Może porzućmy kryzys, ale czy młodych stać na to by zakładać rodziny? Czy byłoby łatwo po studiach prowadzić własny (no, raczej wynajmowany) dom? To może nie kultura, a sytuacja ekonomiczna ma główny wpływ na decyzję o małżeństwie i stąd te podobieństwa w różnych epokach?

Pieniądze pieniędzmi, kultura kulturą. Jak świat stary tak młodzież musi się wyszaleć i dopiero potem oczekiwać należy związków i przyrzeczeń, a póki co cierpliwie czekać:

Bo jeżeli chodzi o samą miłość, to kochać się? Całować? Któż to dzisiejszej pannie zabroni, chociażby nawet nie miała wyjść zamąż?

Źródło: H. Przybyszewska, Biedne panny na wydaniu, „Polska Zbrojna” nr 276, 1935.