Wiosna idzie wielkimi krokami, a razem z nią zbliżają się wiosenne porządki. Trudny to czas dla „rasowego faceta”, uważającego sprzątanie za domenę jedynie kobiet, z którą mężczyźnie wielce nie do twarzy. Trzeba wówczas znaleźć sobie dobrą wymówkę, uciec z domu, albo po prostu znosić narzekania żony, że się nie zmywa, nie zamiata czy nie prasuje.
Podobnie uważali gentlemani roku 1930. Te pospolite domowe roboty, to przecież „babskie zajęcia”. Nic, że on pracował osiem godzin, a ona od rana do nocy. Tak było na zewnątrz, a jednak okazuje się, że prywatnie mężczyźni lat międzywojennych byli bardziej życiowi i uczestniczyli w porządkach domowych. Płynął z tego szereg korzyści.
Jeśli dziś zajmowanie się domem jest dla Ciebie naturalne, to właśnie wówczas, w latach międzywojennych, zaczęło rozwijać się źródło tego przekonania. Oczywiście trudno tu mówić o masowym ruchu panów w tym kierunku. Wciąż byli bowiem mężczyźni, którzy uważali, że po pracy mają prawo do wypoczynku, a w nocy uciekali na drugi koniec mieszkania, byle nie zbudził ich płacz dziecka. Nadal spotykało się przekonanie, że on może iść na spacer, może się bawić z dziećmi, czy wyjść na spotkanie z kolegami. Ona natomiast musi gotować, szyć, sprzątać, niańczyć itd.
Jednak wraz z powolnym wyrównywaniem się praw kobiet i mężczyzn, ci ostatni również zaczęli dostrzegać potrzebę brania czynnego udziału w pracach domowych, choć może jeszcze niechętnie o tym mówili. Nierzadko dawali się zaprząc do mycia podłóg, do froterowania czy odkurzania. Okazało się, że prowadzenie gospodarstwa wymagało siły, zwłaszcza przy dźwiganiu kuchennych ciężarów, wody, czy węgla. Również zakupy ze względu na wagę mogły uchodzić za męskie zajęcie.
Co ciekawe aktywność mężczyzn na polu domowych porządków, prócz zrozumienia dla ciężkiej pracy gospodyni, przynosiła też inne korzyści. Panowie zaczęli dostrzegać potrzebę reformowania różnych czynności w kierunku ich ułatwienia i przyspieszenia. Jako odwieczni miłośnicy nowych technologii i gadgetów zdecydowanie łaskawiej spoglądali na takie elektryczne fanaberie jak odkurzacz, żelazko, maszynę do szycia, czy pralkę. W ten sposób zaangażowanie mężczyzn w pracę w domu przyczyniało się do napędzania gospodarki.
Kolejną przemianą zachodzącą w tym okresie był zwrot ku dzieciom. Coraz częściej mężowie godzili się spędzać co drugą czy trzecią noc z dziećmi, żeby tym razem żona mogła się wyspać. Chętniej spędzali z nimi czas, poświęcali któreś popołudnie w tygodniu na opiekę nad nimi. Umożliwiało to młodym matkom oderwanie się choć na chwilę od obowiązków domowych i wybranie się na spotkanie z koleżankami, na zakupy, czy do teatru. Można było nawet spotkać na ulicach ojców pchających wózki ze swoimi niemowlętami, co było wcześniej nie do pomyślenia. Te zajęcia z pewnością pomagały budować ściślejszą relację między rodzicem a dziećmi, tak trudną do osiągnięcia w wypadku przekonania, że niańczenie nie jest męskim zajęciem.
Domowa praca ojca dawała też dobry przykład najmłodszym członkom rodziny, którzy chętniej uczestniczyli w porządkach. I to bracia na równi z siostrami! Taki układ pozwalał budować ognisko domowe wolne od goryczy i zrezygnowania, a pełne zrozumienia i solidarności. Zresztą widok uporządkowanego pokoju sam w sobie przynosi radość, czyż nie?
Dzisiaj na szczęście nie trzeba prowadzić kampanii na rzecz udziału mężczyzn w pracach domowych, choć zazwyczaj mały kopniak w tyłek się przydaje, żeby wreszcie się zabrać za swoje zadania. Jeśli jednak nie uważasz, że taki udział w tych obowiązkach jest Twoją działką, pamiętaj, że prawdziwy gentleman nie pozwoli damie krzątać się kiedy sam się wyleguje!
Na koniec satyra z 1938 roku z portugalskiego czasopisma:
(Tłumaczenie: „Kąpiel dzieciątka. Był czas kiedy jej mąż był szczęśliwym i dumnym widzem… ale wszystko się zmienia”)
Źródła:
J. Krawczyńska, Pan z Panią, „Polska Zbrojna”, 1930 nr 341.
Janina Ezupowicz, Dobry mąż, „Polska Zbrojna”, 1930 nr 280.