Każdy marynarz, który swoje życie poświęcił podróżom morskim, musi mieć cały wór opowieści wywołujących dreszcze. Tym bardziej jeśli życie to przypadło na początek XX wieku, czyli wojny światowe, szybki rozwój techniki, a w Polsce praktycznie budowę floty od podstaw. Chwytając za wspomnienia kapitana Mamerta Stankiewicza liczyłem na przygody co najmniej pokroju conradowskich.

Stankiewicz był oficerem w marynarce rosyjskiej, brał udział w I wojnie światowej, wyjechał do Stanów, do Polski wracał przez syberyjskie obozy pracy, był jednym z twórców Polskiej Marynarki Handlową i jednym z najbardziej zasłużonych kapitanów II Rzeczypospolitej. Z floty carskiej do polskiej jest relacją z niemal całego jego życia. Każdy, kto interesuje się historią gentlemanów może chcieć sięgnąć po tę książkę i poznać barwne życie mężczyzn na morzu. Czy będzie usatysfakcjonowany?

O książce

Praca ta już z wierzchu wprowadza w nastrój marynistyczny. Zarówno na obwolucie jak i na samej okładce znajdują się (różne!) zdjęcia pięknego żaglowca szkoleniowego „Lwów”. Wewnątrz, książkę rozpoczyna seria fotografii z życia bohatera wspomnień. Dzięki temu jeszcze przed lekturą możemy wczuć się w morskie klimaty.

Wspomnienia prowadzone są chronologicznie od wczesnego dzieciństwa do ostatnich lat życia Stankiewicza. Tak się bowiem złożyło, że dwa lata po ukończeniu swojego dzieła zmarł. Nie jest to jednak typowa praca z tego gatunku. Autorowi wyraźnie nie chodziło o zachowanie pamięci o jego bujnym życiu. Rolą tej książki miało być raczej tworzenie pewnej tradycji polskiej marynarki, której u nas brakowało po latach zaborów. Dlatego zamiast skupiać się na własnych wewnętrznych przeżyciach, Stankiewicz często opowiada o sprawach żeglugi w ogóle. Te jego bardziej prywatne wspomnienia są natomiast prawdziwą perełką.

Okładka książki

Młodość

Najlepsze wrażenie wywarły na mnie pierwsze rozdziały, w których wywodzący się z arystokratycznego rodu kapitan opowiada o swoim dzieciństwie. O tym jak fascynował się literaturą sienkiewiczowską i podróżniczą. O tym jak jego wuj zabierał go na polowania, na których mógł nieść torbę czy inny rynsztunek i uczyć się strzelania. Niezwykle ciekawe były opowieści, w których nie wstydził się swoich dziecięcych łez. Dopiero historie z czasów, kiedy uczył się w Korpusie Morskim i starał się o prawo do noszenia odznaczeń, a nawet pałasza, wprowadzają w dorosłe życie.

To właśnie tam czytelnik po raz pierwszy wyrwany jest z sielanki. Modzi chłopcy, jeszcze nie mężczyźni, szkolili się na oficerów, przyszłych dowódców floty carskiej. Podczas wojny z Japonią, w 1904 roku, marynarka potrzebowała każdego wolnego oficera. Awansowano więc ostatni rok kursu na pierwszy stopień oficerski i powołano tych chłopców. Wszyscy młodsi koledzy zazdrościli starszym i z zawiścią żegnali przyszłych bohaterów. Żaden z nich nie przeżył bitwy pod Cuszimą.

Życiowe zwroty

Później następował okres zbierania doświadczeń na morzu oraz działań wojennych po 1914 roku. Niestety w tych opowieściach Stankiewicz skupia się bardziej na sprawach, które mogłyby zainteresować fana marynistyki, a nie historii życia codziennego i obyczajów. Nie chodzi o to, że wojna na statku często wcale nie jest widowiskowa i dramatyczna. Jednak mimo że były to burzliwe czasy, a w tle rozwijała się rewolucja, autor nie pisze o tym co dzieje się w głowach ludzi rzuconych w wir historii.

Podobnie jest też później, kiedy wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych i tam próbuje przeżyć do końca wojny. Znajdziemy co prawda takie smaczki, jak to, że w tych czasach samochód kupowało się bez jakiegokolwiek prawa jazdy i wraz z autem przyjeżdżał instruktor tłumaczący jak ta maszyna działa, po czym nowy właściciel musiał sam się wszystkiego nauczyć. Niestety tych smaczków trzeba szukać, bo nie ma ich wiele.

Również podróż do Polski, trudną do zrozumienia trasą, przez Syberię, pozostawia trochę do życzenia. Czasami ma się wrażenie, że Stankiewicz pomija rzeczy ciekawe i istotne z prywatnego punktu widzenia, a pisze o rzeczach drugorzędnych, bardziej oficjalnych.

Marynarka polska

Ten ton jest też utrzymany w opowieściach z Polski. Poznajemy szczegóły z tworzenia Szkoły Morskiej, budowy floty handlowej, zaopatrywania polskiej marynarki w nowe statki i ich pierwsze rejsy. Co jakiś czas zdarzy się bardzo ciekawa historia to z Brazylii, to z Palestyny, Sewilli czy Istambułu, ale dominują sprawy polityczne i koniunktury związane z handlem morskim i transportem pasażerskim. Wielka to szkoda, gdyż te właśnie opowieści z życia na statku, czy z dalekich portów, są naprawdę bardzo wciągające.

Mamert Stankiewicz

 

Kapitan Mamert Stankiewicz był człowiekiem z wielkimi zasadami i bardzo poważnie podchodził do swojej roli. 26 listopada 1939 roku, pełniąc już od wielu lat służbę na jednym z największych polskich okrętów cywilnych MS „Piłsudskim”, musiał wydać rozkaz opuszczenia statku, który tonął uszkodzony przez niemiecką minę morską. Zszedł z pokładu ostatni, jak prawdziwy kapitan. Niestety zmarł niedługo po tym z powodu hipotermii i ataku serca.

Podsumowanie

Chciał wytyczać ścieżki i tworzyć solidne fundamenty dla polskiej floty. W tym celu napisał swoje wspomnienia i prawdopodobnie cel ten udało mu się osiągnąć, jednak sądzę, że dzisiejszy czytelnik będzie oczekiwał nieco innej lektury. Z floty carskiej do polskiej to świetny materiał opowiadający o wielu ważnych sprawach odradzającej się Polski, w tym o obyczajowości i męskim świecie na morzu. Dlatego w pierwszym rzędzie powinni chwycić za niego miłośnicy marynistyki. Dla zainteresowanych życiem codziennym też znajdzie się coś ciekawego, jeśli tylko nie zniechęcą się długimi przerwami między kolejnymi przygodami.

*Mamert Stankiewicz był inspiracją do napisania przez Karola Olgierda Borchardta zbioru opowiadań „Znaczy Kapitan”, wydanego po raz pierwszy w 1960 roku.

Mamert Stankiewicz, Z floty carskiej do polskiej, Iskry, Warszawa 2012.