„Pojedynek jest zabytkiem znajdującym się w bardzo dziwnem położeniu. Kościół obrzuca klątwą wszystkie osoby, które biorą w nim czynny udział, – kodeks honorowy obrzuca infamią tych, którzy go ze względów ideowych nie przyjmują, – wreszcie prawo grozi mu twierdzą.

Z takiego labiryntu sprzeczności niepodobna wyjść na świeże powietrze czystego sumienia, chociażby się miało do pomocy sto Ariadn i setki nawet powrozów w ręku – niepodobna wyjść, ponieważ wyjścia… nie ma.

Chcę pójść w stronę kościoła lub prawa, to zastąpi mi drogę honor.

Usłucham honoru, to zwrócę przeciw sobie i kościół i prawo.

Chwycę się w rozpaczy kompromisu, to wystawię sobie świadectwo potrójnego tchórza, gdyż – 1. odłożę kościół na później ze strachu przed honorem – 2. ukryję się przed honorem ze strachu przed prawem – 3. wyspowiadam się z honoru, uznam go za ciężki grzech i (co najgorsze) postanowię się poprawić (oczywiście aż do odwołania) ze strachu przed kościołem. Nie dość na tem! Do potrójnego tchórzostwa dorzucę potrójne kłamstwo! Kościołowi będę kłamał wierność, honorowi miłość, prawu posłuszeństwo. […]

To też w najczęstszych wypadkach pojedynkują się albo tchórze, albo hipokryci, albo szaleńcy – rzadziej zaś gentlemani, uznający kościół za przybytek przesądów, a prawo za teren kruczków adwokackich, po którym chodzić nie wypada. Tylko ci ostatni są w porządku i bez tchórzostwa, kłamstwa oraz ataków szału mogą zawierać uczciwe, nierozerwalne związki z dotychczasowemi kodeksami honorowemi, które – postawmy kwestję jasno – wyłącznie przez takich i dla takich ludzi były pisane.”

S. M. Goray, Nowy kodeks honorowy, Poznań 1930.