„Nie każdy jest gentlemanem, kto wsadzi monokl w oko i próbuje lansować jakieś nowe, zawrotne kamizelki czy sportowe buty. Nie ma być szalonym nasz strój, bo choć moda i zwyczaje dają duże pole do popisu naszemu dobremu smakowi, znawstwu i rozsądkowi, to jednak zasada jest jedna i od niej odbiegać nie wolno”. Maria Wielopolska, Obyczaje towarzyskie, s. 179.
Na co dzień panowie nosili marynarki jedno lub dwurzędowe oraz koszulę, zimą białą w paski, latem kolorową. Do tego długi krawat lub „motylek” (muszka). Krawat wiązało się w węzeł bardzo ścisły, co czasem wymagało wypruwania flanelowego wnętrza krawatu. Musiał on dobrze trzymać kołnierzyk, żeby się nie rozchodził niechlujnie. W mankietach najlepiej prezentowały się perłowe spinki.
Buty należało dobierać pod kołnierz. Do miękkiego – obuwie żółte, zamszowe lub skórkowe, a do białego kołnierzyka – buty czarne. Latem raczej żółte, popielate. Jeśli pantofle były z płótna to tylko białe! Należało również uważać z kolorem pończoch. Zawsze dyskretne, nie rzucające się w oczy (pewnie wszyscy mamy wyrobione zdanie na temat białych skarpet do czarnych butów i ciemnych spodni).
Najważniejsze jednak: żadnych pierścieni! Obrączki są oczywiście tolerowane. Na sygnety przymyka się oko – ale tylko gdy nosi je prawowity dziedzic herbu. Za śmieszne uznaje się sygnety z monogramami, jako „małpowanie przeżytków”. Jeśli więc już sygnet, to złoty i ryty w „krwawniku”, czyli karneolu. Kamienie takie jak rubiny, szmaragdy czy szafiry były raczej przeznaczone dla pań.

Przykład sygnetu z epoki. Na nim herb Jastrzębiec. W górnym rogu kamień karneol.
Na podstawie: Maria z Colonna Walewskich Wielopolska, Obyczaje towarzyskie, Lwów 1938, reprint: Wydawnictwo Libra, Rzeszów 2006.
U, taki długi staż tego wpisu i nikt nie skomentował? W takim razie pozwolę sobie zabrać głos. Coraz bardziej dojrzewa we mnie myśl na zamówienie sobie takiego sygnetu… Skoro herb rodowy jest, oficjalne papiery na możliwość posługiwania się nim są… cóż stoi na przeszkodzie? Żeby nie pozostać oskarżonym o spłycenie „wartości i głębi” się z tym wiążącej dodam, iż dochodzą jeszcze do tego względy, że po pierwsze, nie widzę nikogo w rodzinie, kto by w jakikolwiek sposób podtrzymywał jej tożsamość herbową (poprzestają na nazwiskach i historia rodu, a herbu to już w ogóle nie leży w płaszczyźnie ich zainteresowań), a… Czytaj więcej »
Ja Ci tu zaglądam, a tu herb mój na załączonym obrazku!
Bardzo ciekawe zdanie o pierścieniach. Mój pradziad (przedwojenny oficer) pomimo posiadania sygnetu herbowego i prawa do niego, nigdy go nie zakładał. Zawsze nosił srebrny sygnet z monogramem, a był osobą cieszącą się uznaniem i dobrze prowadzącą się również w sprawach elegancji.
Dlatego nie zgadzam się z opinią autorki.